Leniu, podniosłeś mnie na duchu
Dzisiaj "przemęczę" do końca
"Zagrożenie Fundacji" i biorę się ostro za
"Dżihad..."!
------------------ Dodano: Dzisiaj o 21:20:43 ------------------
Zacząłem czytać
"Dzihad Butleriański" i... mam nadzieję, że pierwsze, negatywne wrażenie szybko mi minie, bo z reguły od pierwszych stron zależy u mnie to, czy mi się dana książka będzie podobać czy nie. A tu na dodatek dochodzi kwestia mierzenia się z kultowym i kochanym przeze mnie cyklem.
A jakie jest to pierwsze - jak już wspomniałem - negatywne wrażenie? A takie, że wygląda mi to na jakieś skrzyżowanie
matrixa z takim SF jakiego nie lubię - wielkie roboty, rozpisane na wiele stron bitwy w kosmosie i napierdalanie ze wszelkiej maści działek, pocisków, laserów i innego ustrojstwa to nie jest to, czego oczekuję od historii dziejącej się w uniwersum
"Diuny". Przeczytałem z siedem - krótkich bądź, co bądź - rozdziałów i generalnie nic innego się nie dzieje poza, mówiąc obrazowo, wielkim kosmicznym łubudubu... No, w sumie nic dziwnego -
Anderson to "szpec" od SW, więc czego się można było spodziewać?...
I bohaterowie jacyś tacy zrazu płascy i jednowymiarowi mi się wydają - jak czytam heroizmy typu
"Nie mam teraz czasu, żeby być ofiarą!", albo komunały takie jak
"Zapłacimy wszyscy - krwią - jeśli tego nie zrobimy. Musimy wzmocnić Ligę i rodzaj ludzki" to od razu modlę się do
Szej-huluda, coby tą czy inną postać czem prędzej jakiś mech (zwany tu oryginalnie
cymekiem) jednym ze swoich bajeranckich działek potraktował. Pojawiają się też teksty o
"...naszych chłopcach...", którzy sobie będą musieli jakoś poradzić. Brrrr...
Klimatyczny jest wstęp
Irulany a od tego momentu przez bite siedem rozdziałów zero klimatu - jedna wielka, rozpierducha w klimacie słabego - nie wiem, czy dobrze to określam? -
military SF... Oj, niedobrze... I jeszcze cytaty z różnych źródeł na początku każdego rozdziału. Pamiętam, jak fajnie wprowadzały one w klimat i nadawały historii szerszy konspekt w oryginalnej
"Diunie". A w
"Dżihad..." te cytaty wyglądają mniej-więcej tak: (przykład)
"Żaden człowiek, który prosi o większą władzę, nie zasługuje na to by ją mieć". Argh!
To może coś ode mnie:
"Żaden grafoman, który przypisuje sobie prawo kontynuatora dzieła wielkiego pisarza, nie zasługuje na to, by to czynić"
Nie chcę oceniać zaledwie po kilkudziesięciu stronach, ale brzydko mi to pachnie!
CDN...
------------------ Dodano: Dzisiaj o 22:17:27 ------------------ Aghr!
Już po mału zacząłem przyzwyczajać się do
transformerów w
"Dżihadzie butleriańskim" a tu nagle... nieważne
Nie będę
spojlerował
A wiecie, jak to się stało, że
Fremeni nauczyli się ujeżdżać
Czerwie?
Było to tak: dawno, dawno temu, w czasach
dżihad butleriańskiego pewien chłopiec niesłusznie posądzony o kradzież wody został wygnany na pustynię. Po przejściu kilkuset metrów, wesoło sobie podśpiewując i jednocześnie złorzecząc tym, którzy go tak okrutnie na sromotę skazali natknął się na
Czerwia, któren gotów był połknąć nieszczęśnika. Jednak całkiem przypadkiem chłopak miał przy sobie kawałek pręta i całkiem przypadkiem wraził go pod pierścień
szejtana a potem sobie na nim pojechał w głąb pustyni, zamiast znaleźć się w płonących trzewiach
Szej-huluda.
I tak oto chłopiec został pierwszym
Jeźdźcem!
Litości! Ja tu niczego nie trywializuję - opis tego doświadczenia, jakim jest ujarzmienie
Czerwia w wykonaniu
Andersona jest takim śmierdzącym na kilometr
"pokażmy ludziom, jak to się stało, że na Czerwiach zaczęli jeździć" i tak właśnie wygląda w książce.
I jeszcze jedno. Rzadko się chronologii czepiam, bo mam do tego raczej słabą pamięć, ale czy nie było tak, że
Zensunnici przybyli na
Arrakis okolo 3 tysięcy lat przed wydarzeniami z oryginalnej
"Diuny"? Dziwne, bo akcja
"Dzihadu butleriańskiego" dzieje się 10 tysięcy lat przed przybyciem
Paula Atrydy na
Diunę... Hm?... 7 tysięcy lat, wielka mi różnica
Pominę fakt, że wspólnota plemienna z wraz z rytuałami
Zensunnitów jakoś mało się różni od tej
fremeńskiej. Ja wiem, że tradycja
Fremenów wywodzi się z
zensunnickiej, ale przecież wszelkiego rodzaju wierzenia i rytuały powinny na przestrzeni tysiącleci ulec dość radykalnym zmianom. To jest już jednak trochę czepianie się szczegółów...
Może i nie jest to książka zła - ale na pewno z oryginalną
Diuną ma merytorycznie niewiele wspólnego.