Hejka
Witam wszystkich. Będę się od dzisiaj i tu wymądrzał, głównie o broni (bo militaria to moje hobby) ale oczywiście nie tylko. Właśnie przeczytałem cykl Webera o Honor Harrington (bo akurat na chorobowym jestem) więc zacznę od tego.
| | |
| hugin napisał(a): O wiele ciekawsze są postaci drugiego planu (Alistair McKeon, Scotty Tremaine, Horace Harkness, Alfredo Yu, Warner Caslet, Thomas Theisman, Dennis LePic, Lester Tourville, Everard Honeker, Cordelia Ransom, Robert Stanton Pierre, Oscar Saint-Just i wielu innych) ich przemyślenia, opisy, są one jednym z ważniejszych atutów pisarza. | |
| | |
Zabawne jest też jak Ludowa Republika Haven wystylizowana jest na rewolucyjną Francję z końca XVIII wieku, wstrząsaną kolejnymi zamachami stanu (udanymi lub nie), z rządami straszliwego terroru w imię dobra ludu. Mają tam Komitet Bezpieczeństwa Publicznego (Komitet Ocalenia Publicznego) a nawet jej przywódcy noszą podobne nazwiska (Antoin de Saint-Just i Maximilien Robespierre to wszak autentyczne postacie spośród przywódców rewolucji)
Powiedzmy uczciwie: dla uzyskania konkretnego efektu literackiego (żeby podróże międzygwiezdne trwały mniej więcej tyle co rejsy XVIII-wiecznych żaglowców, kilka tygodni do kilku miesięcy) Weber naciągną swoją fizykę do granic wytrzymałości. Po to mu była ta dziwaczna nadprzestrzeń, żeby można było podróżować szybciej od światła, ale tylko trochę, z falami grawitacyjnymi które mogą popchnąć w określonym kierunku a w innym nie (dobrze że jeszcze sztormów tam nie ma bobym już całkiem jajko zniósł z rozpaczy). A poza tym się od normalnej przestrzeni niczym nie różni, rozchodzą się w niej fale radiowe, można normalnie prowadzić walkę itp. Oczywiście autor SF ma do tego prawo, żeby sobie wykreować taką fizykę, jaka mu pasuje, ale dobrze też żeby się trzymała kupy a ta się jednak z lekka sypie. Np. grawitacja działa z prędkością światła a u Webera jej "nadświetlność" jest jednym z fundamentów całej koncepcji.
Druga rzecz to te pojedynki rakietowe na salwy burtowe. To absurd jest przecież. Nie byłoby najmniejszego problemu wystrzelić rakiety z przeciwległej do celu burty albo w ogóle skądkolwiek, przestawić za pomocą silniczków manewrowych w odpowiednią stronę i dopiero wtedy uruchomić główny napęd. Rakiety rozpędzały się na drodze milionów kilometrów i taki manewr kosztowałby znikomo małą ilość energii w porównaniu do tego co mają na pokładzie. Druga rzecz to tam najwyraźniej wszystkim zależy na tym by uzyskać jak najbardziej zmasowaną pierwszą salwę - czemu więc nie wyrzucić kilku salw w wyżej opisany sposób, a potem uruchomić wszystkie rakiety jednoczeście (mniej więcej temu służy wszak ta sztuczka z holowanymi zasobnikami rakietowymi, która tam jest uważana za jakąć okropną taktyczną nowość - a to się przecież samo nasuwa).
Np. w tej chwili okręty podwodne mają wyrzutnie torpedowe tylko na dziobie; mogą jednak wystrzeliwać z nich torpedy i inne pociski w dowolnym kierunku, programując im odpowiedni manewr po opuszczeniu wyrzutni.
Kilka tam jest jeszcze drobniejszych "dziur". Np. powszechnym źródłem energii na okrętach są reaktory termojądrowe na wodór. Ale w pewnym momencie na kutrach rakietowych instalują reaktory jądrowe typu rozszczepialnego co uważane jest za fantastyczny wynalazek bo teraz energii starczy nie na kilka tygodni czy miesięcy ale na 18 lat. A niby czemu?? Przecież synteza jądrowa dostarczaq mniej więcej 4x tyle energii na jednostkę masy "paliwa" co rozszczepienie. To już raczej na odwrót by było. Albo inny "kwiatek" - w ramach całej tej operacji ucieczki z Hadesu, HH prowadzi flotę Elizjium do walki wykonując manewr z przyspieszeniem 15 g przez pół godziny bez owych kompensatorów grawitacyjnych aby uniknąć wykrycia. 15 przez pół godzin zabiłoby prawdopodobnie wszystkich na pokładzie, a co mówić o zdolności do walki. Albo owe strzelby do walki z bliska, miotające pociski w postaci tnących tarczek - coś takiego aż się prosi o rykoszet, mogłoby bardzo swobodnie "zawrócić" po ścianach i zranić strzelającego.
A moja generalna uwaga dotyczy owej sztucznej grawitacji/antygrawitacji. Strasznie mało pomysłowi są w większości autorzy SF jeśli o to chodzi. Każdemu przychodzą na myśl tylko antygrawitacyjne samoloty, dźwigi, napędy statków itp. itd. A jak broń to miotacze pocisków popychanych grawitacyjnie (pulsery) A przecież grawitacja to jeden z fundamentów wszechświata, siła trzymająca go w kupie, dzięki której przestrzeń i czas wyglądają jak na załączonym obrazku. Umiejętność manipulowania nią daje o wiele szersze możliwości. Np. u Webera wszyscy z wielkim wysiłkiem wykrywają naturalne wormhole umożliwiające teleportowanie statków między sobą; a skoro się umie zawijać przestrzeń to można by wszak wyprodukować sobie własnego wormhola na zawołanie. A co do broni można sobie wyobrazić bombę grawitacyjną generującą krótkotrwałe pole o wielkim gradiencie, tak by siły pływowe rozerwały cel; albo broń powodującą zapadnięcie celu w kolaps, mini-czarną dziurkę o rozmiarach kwantowych (w dodatku coś takiego jest niestabilne i natychmiast by "wyparowało" uwalniając swą masę w formie promieniowania czyli mówiąc po ludzku pie*** z dużą siłą).
Żeby nie było że się tylko czepiam: są tam pewne rzeczy co mi się spodobały. Np. w którejś tam części scenie nieudanego zamachu na Saint-Justa autor zwraca uwagę, że karabin plazmowy wytwarza tyle ciepła iż w zasadzie powinien go używać człowiek w indywidualnej zbroi, inaczej można sobie zrobić krzywdę. I z pewnością by tak było. Przecież sprawność żadnego urządzenia nie jest 100-procentowa, np. dzisiejsze lasery mają ją rzędu 30% - co oznacza że na każdy megawat energii wypuszczonej do celu przypadają 2 MW zużywane na podgrzanie samego lasera. Tym bardziej w przypadku innej broni energetycznej gdzie tych przemian po drodze byłoby kilka. A w SF aż się roi od rozmaitych ręcznych miotaczy energii, przepalających metal i wszelkie przeszkody a jakoś nikt nie myśli o tym że ktoś kto to trzyma w ręce też by się podgrzał przy tym.
Druga fajna rzecz to te impulsowe głowice laserowe, które eksplodując w pobliżu celu rażą go wiązkami laserowymi. Chyba jeszcze nikt w SF tego nie zastosował, a coś takiego faktycznie jest do zrobienia. W latach 80. w ramach reaganowskich "gwiezdnych wojen" wynalazło to Lawrence Livermore Laboratory, laser rentgenowski (albo i gamma by się dało jakby zakombinować trochę) pobudzany eksplozją jądrową, pręt z plutonu z bombą jądrową na jednym końcu. Docelową bronią miał być taki "jeżyk", ładunek nuklearny otoczony szeregiem takich prętów skierowanych we wszystkie strony albo nawet w jakiś sposób ruchowych i indywidualnie nakierowywanych na cele.
Zdaje mi się że tam pada w którymś miejscu stwierdzenie że dotychczas wykryto 12 rozumnych ras. I najwyraźniej wszystkie ustępujace ludziom. Akcja owszem toczyła się tak jak piszesz na niewielu planetach ale Liga Solarna ma ich zdaje się ponad 1700, gdyby na którejś żyli obcy dorównujący ludziom, podróżujący w kosmosie itd. to kontaktów z nimi byłoby dużo więcej.
O wadach i zaletach tego cyklu można by jeszcze długo rozmawiać. Przeciwników s-f nie przekonam, co do zalet a fanatycznym miłośnikom HH nie udowodnię wad.
Mimo wszystko z całego serca mogę polecić wszystkim tę serię, w mojej prywatnej skali to 8,5 na 10.[/quote]