Witam,
IMO to jest tak, że nie każdą książkę da się dobrze przenieść na ekran. I w zależności od okoliczności czasem udaje się przez swobodną adaptację scenariusza, a czasem przez dużą wierność książce. Podam nastąpujące przykłady - może nie aż tak nośne jak Dune, czy Władca Pierścieni, ale z kina raczej rozrywkowego. Chodzi mi o adaptacje powieści Alitaira MacLeana. Piersza "Działa Navarony" - dość swobodna adaptacja, ale film ekstra. Późniejsza kontynuacja czyli "Komandosi z Navarony" to tep swobodna adaptacja i zarazem totalny kit (i nie obroniły tego supergwiazdy) - fakt, że i książka była ciut gorsza. Ale idźmy dalej: "Tylko dla orłów" - ekranizacja bardzo wierna książce i jednocześnie super film (ogląda się go dobrze i dziś, mimo, że niestety widać już "triki"). "Stacja arktyczna Zebra" oparta na doskonałej książce (oczywiście w odniesieniu do gatunku), wydawałoby się, że stosunkowo prosta do sfilmowania, bo 80 procent akcji dnieje się w przestrzeni zamkniętej - i co, ano klapa. "Przełęcz Złamanego Serca" z Bronsonem - też dość swobodnie zaadaptowana, ale już było lepiej. "Lalka na łańcuchu" - IMO książka dobra, a film słaby mimo, że scenarzysta ostro sobie poułatwiał. "Wyspa Niedźwiedzia" - tak zrobiona, że żeby nie tytuł, to pewnie "domyśliłbym" się, że to na podstawie MacLeana pewnie tylko z napisu w czołówce. I można by tak dalej, bo dużo jego książek sfilmowano. A przecież jak sie je czyta, to są one wprost wymarzone do przerobienia na scenariusz. Dużo dialogu, mocne kontrapunkty i suspens. A i tak w większości wyszło ledwie że średnio.
Inny przykład to książki Toma Clancego - są one filmowane raczej wiernie. I wychodzą całkiem dobrze, poczynając od "Polowania na czerwony Październik", przez "Czas Patriotów", "Stan zagrożenia", aż po "Sumę wszystkich strachów" to wszystko dobre kino akcji. Oby tak dalej.
Mimo wszystko IMO łatwiej jednak zrobić dobry film z dobrej książki, niż odwrotnie - przykładem może być tu Star Wars. Jakby nie oceniać różnice pierwszej i drugiej trylogii (chodzi mi tu o chronologię premier kinowych a nie chronologię wewnętrzną cyklu), to jest to jeden z lepszych cykli filmów fantastycznych (bo to pomieszanie i sapce opery i jakby nie było heroic fantasy). A książki... no cóż mają one swoich wiernych fanów. Nic więcej nie napiszę bo Obi-One czuwa
.
A najlepsza adaptacja filcowa? Nie mam w tej kwestii żadnej wątpliwości: "Kariera Nikodema Dyzmy" Jana Rybkowskiego i Marka Nowickiego z 1980 r. z kapitalną niepowtarzalną rolą Romana Wilhelmiego. A swoją drogą to trzeba mieć niezłe cochones, żeby bez żadnych rozterek zmierzyć się z rolą, którą wcześniej z powodzeniem zagrał Mistrz Dymsza! No, ale dziś to można już spokojnie powiedzieć, że Wilhelmi to był Wielki Aktor - i to nie dlatego, że zagrał w "Czterech Pancernych"
, ale za role jakie stworzył w teatrze i w filmach: choćby takich jak, "Dzieje grzechu", "Zaklęte rewiry", "Aria dla atlety", "Kariera Nikodema Dyzmy" czy "Alternatywy 4"
Chesuli