Nie jestem specjalnie zainteresowany powieściami autorstwa J.K.Rowling, ale nie można jej odebrać sukcesu, jaki odniosła. Do tej pory przy okazji nastawienia wydawców czy autorów do ebooków często była wspominana jako ta, która nie pozwala na elektroniczną publikację swoich książek. Wygląda na to, że właśnie zmieniła zdanie. W końcu ma powstać oficjalna strona marki Harry Potter www.pottermore.com i wszystko wskazuje na to, że będzie to jedyne miejsce, gdzie dostać będzie można cyfrową wersję sagi o młodym czarodzieju.
Wg mnie to dobra nowina, bo Rowling jest popularna, w internecie jest głośno na ten temat, na pewno paru innym autorom i może wydawcom da to do myślenia (zakładam, że pomysł nie odniesie klęski, bo tu nie ma co się nie udać, Harry Potter nie jest na topie jakie kiedyś, ale wciąż potrafi wyczarować ogromne sumy pieniędzy). Myślę, że może Rowling po perypetiach z wydawcami przy wydawaniu papierowej wersji pierwszej swojej powieści nie chciała kolejny raz wchodzić w taki trudny związek i efektem tego był dotychczasowy brak potterowych ebooków. Dlatego też nie zdecydowała się na Amazon itd. tylko własną stronę. Mali autorzy w ten sposób się nie przebiją, ale dla odbiorcy oznaczać to powinno nieco niższe ceny (choć tak nie musi być - zobaczymy).

Jak dla mnie ogromny krok w tył dla J.K.Rowling. Powinna pójść za ciosem i oprócz dotychczasowego embarga na ebooki wprowadzić jeszcze zakaz rozpowszechniania historyjek o HP w postaci książek, a w zamian wprowadzić zwijane manuskrypty. Na pewno miliony księgarzy i bilbiotekarzy którzy teraz stracą pracę (a ich rodziny z pewnością wymrą śmiercią głodową) nie wybaczą jej tego...
Ludzie uzależnieni od zapachu świeżego papieru zaczną popełniać samobójstwa, a ci nieliczni mugole, którzy zechcą przeczytać jej publikacje w formie ebooka na pewno zginą rażeni prądem.

A oto dlaczego J.K.Rowling w końcu zgodziła się na publikację jej dzieł o HP w formacie e-booków:

Genialne zdjęcie (pomysł). Porównań typu stos książek jakiejś sagi + czytnik obok parę widziałem. Dla odmiany cegła + kilka czytników, żeby odpowiadały wielkością wygląda intrygująco.

Taki sposób dystrybucji (własna "księgarnia" jednego autora) jest jednak z leksza bez sensu. Bo praktycznie nie sposób, żeby ktoś tam trafił przypadkiem, znalazł książkę z polecenia serwisu (czy podobną do wcześniej zakupionej), czy szukał czegoś do poczytania, a nie miał sprecyzowanego tytułu/autora. Dodatkowo jeden klient może kupić tylko kilka książek, więc jest bardzo małe przywiązanie do sklepu na przyszłość. To jest chyba jeden, jedyny przypadek, kiedy taki pomysł nie jest w 100% bez sensu (raptem w 90). Zastanawiam się czemu zdecydowano się na taką pokrakę.

Bo ona nie potrzebuje znajdowania, Koovercie. To nie jest self-pub, o którym słyszała tylko jego najbliższa rodzina. A tak - ma większą kontrolę, może też jakoś inaczej na pottermore.com zarabia.

Wiem o tym, Mori, dlatego napisałem, że to jedyny autor, w przypadku którego takie rozwiązanie ma śladowe ilości racjonalności.
Nie wiem, jak Ty, ale ja czasami idę do księgarni i szukam czegoś, co mnie zainteresuje, a nie czegoś konkretnego. Jeżeli ktoś sprzedaje swoje książki przez własną stronę, to nikt go w ten sposób nie znajdzie. Dlatego to rozwiązanie "ratuje" fakt, że szukających Pottera jest dużo. W innym przypadku (nie self-puba, ale przeciętnie rozpoznawalnego autora) nikogo nowego się taką platformą nie ściągnie. To jak przekonywanie przekonanych.