|
|
Teraz jest 23 lis 2024 9:33:22
|
Czego brakuje prawie 50% francuskich eBooków? - komentarze
Autor |
Wiadomość |
Admin
Dołączył(a): 11 lip 2007 19:38:54 Posty: 3266 Lokalizacja: Kraków
eCzytnik: eClicto, iPad, K3 WiFi, K4
|
Czego brakuje prawie 50% francuskich eBooków? - komentarze
Zapraszamy do komentowania naszego nowego artykułu - Czego brakuje prawie 50% francuskich eBooków?
_________________
|
21 lut 2011 15:25:14 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 16 sty 2011 2:08:50 Posty: 346 Lokalizacja: Katowice
eCzytnik: K3W
|
Re: Czego brakuje prawie 50% francuskich eBooków? - komentar
Życzyłbym sobie podobnego podejścia do klientów w naszym kraju, ale IMO wielkich nadziei nie ma.
|
21 lut 2011 16:04:03 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 20 lis 2008 12:58:01 Posty: 177
eCzytnik: kindle DX
|
Re: Czego brakuje prawie 50% francuskich eBooków? - komentar
ja chciałem kupić kilka ebooków Pawła Wimmera, ale gdy poczytałem o tym co musiałbym zrobić aby zdjąć to paskudztwo to zrezygnowałem - nie dlatego, że nie umiem, ale mi się po prostu nie chce - stracili w mojej osobie klienta
|
21 lut 2011 17:04:58 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 17 maja 2009 15:29:04 Posty: 17
|
Re: Czego brakuje prawie 50% francuskich eBooków? - komentar
@kotekFilutek - to możesz się dopisać tutaj http://niewydane.pl/
|
21 lut 2011 18:13:27 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 23 wrz 2010 17:09:37 Posty: 213 Lokalizacja: Kraków
eCzytnik: InkPad 3, Kobo Forma
|
Re: Czego brakuje prawie 50% francuskich eBooków? - komentar
Dzięki za link, pierwszy raz słyszę o tej stronie. Dlaczego to nie jest gdzieś przypięte tak żeby rzucało się w oczy? Może gdzieś jest, ale nie zauważyłem do tej pory - w takim razie nie jest wystarczająco eksponowane.
|
21 lut 2011 21:30:33 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 17 wrz 2010 18:34:40 Posty: 113 Lokalizacja: Warszawa
eCzytnik: Kindle Touch, Kindle 3, Android...
|
Re: Czego brakuje prawie 50% francuskich eBooków? - komentar
W naszym kraju podchodzi się do potencjalnego klienta jak do potencjalnego złodzieja. Marne szanse są, że też wydawcy zrozumieją, jak pozyskiwać klienta.
_________________ Recenzja Pocketbook Pro 903, Recenzja Story HD, Recenzja Cover Story
|
22 lut 2011 0:12:20 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 13 lut 2011 0:26:45 Posty: 259 Lokalizacja: Kraków
eCzytnik: Onyx Boox X60
|
Re: Czego brakuje prawie 50% francuskich eBooków? - komentar
Mam wrażenie, że w Polsce wiele firm nie szanuje swoich klientów. Widać to dobrze na przykładzie firm telekomunikacyjnych. Lepszą ofertę dostanę jeżeli rozwiążę umowę i podpiszę nową (tzn. jeżeli będę nowym klientem) niż w momencie gdy chciałbym przedłużyć umowę.
|
24 lut 2011 5:08:53 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 29 lip 2010 16:01:25 Posty: 443
eCzytnik: Pocketbook 626
|
Re: Czego brakuje prawie 50% francuskich eBooków? - komentar
A to się wzięło tak całkiem z niczego? Gry nie są kradzione? Muzyka nie jest kradziona? Filmy nie są kradzione? Programy nie są kradzione? To wszystko nie prawda, na torrentach wcale się wszystkiego nie znajdzie? Skoro masa osób uwielbia kraść, robi to kiedy tylko może i uważa, że jest to w porządku, to nic dziwnego, że firmy, starają się bronić swoich interesów. Chociaż jest zupełną abstrakcją, że wcale nie ma się o to żalu do osób, które do tego doprowadziły - czyli do piratów. O nich nic się nie mówi. Oni są w porządku, ich się zwyczajowo rozgrzesza. To tylko jak firma chce, żeby tylko te osoby, które zapłaciły za towar, miałyby do niego dostęp, to się wiesza na niej psy. Ona jest nie w porządku, tak nie powinno być... Powiedz to osobom, które odbezpieczone pozycje wrzucają do internetu do ogólnie dostępnych miejsc, i które je potem ściągają. Chociaż czego ja wymagam, to by znaczyło, że klienci nie są świętymi krowami, tylko mogą zrobić coś złego... Żeby zbudować ową partnerską więź klienci musieliby najpierw pokazać, że są tego warci. Oczekiwanie, że firmy będą działać na swoją szkodę to mrzonki.
|
25 lut 2011 17:09:45 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 27 sie 2010 15:50:11 Posty: 523 Lokalizacja: Warszawa
eCzytnik: Kindle Paperwhite, iPhone 5
|
Czego brakuje prawie 50% francuskich eBooków? - komentarze
Krzysztofie w Tapatalku nie ma mozliwosci blokowania userow, wiec wyswietlil mi sie Twoj post. Postanowilem od swieta Ci odpowiedziec:
Nie wszyscy maja sklonnosci masochistyczne, lubia sie kajac przed korporacjami, dobrowolnie zbywac sie swoich praw, byc penetrowani per rectum i udowadniac, ze nie sa wielbladami, ale de gestibus...
Sent from my iPhone using Tapatalk
|
25 lut 2011 18:35:45 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 29 lip 2010 16:01:25 Posty: 443
eCzytnik: Pocketbook 626
|
Re: Czego brakuje prawie 50% francuskich eBooków? - komentar
A jakieś argumenty, czy jesteś w stanie rozpowszechniać wyłącznie czczą propagandę?
Jeśli masochizmem ma być rejestracja, to jest oczywiste, że w ogóle nie powinno się korzystać ze sklepów internetowych. I ani nie kupować czytnika, ani książek na niego.
Kłanianie się korporacjom? Na litość boską, przecież tylko i wyłącznie one produkują i sprzedają czytniki. To elektronika, ona nie ma nic wspólnego z jakąś rodzinną manufakturą, która wypuszcza urządzenie bo coś tam. Te urządzenia są produkowane w tysiącach lub milionach egzemplarzy. Jedynym sposobem na olanie korporacji jest nie kupowanie czytnika.
Rezygnacja z praw? Jakich praw? Osoba kupująca wydanie cyfrowe nie ma żadnych praw do kupionego egzemplarza cyfrowego jeśli nie jest autorem albo wydawcą. Nie może takiej pozycji w żaden sposób edytować, dodawać czcionek, czy czegokolwiek zmieniać. Więc sytuacja osoby, która kupiła eksiążkę zabezpieczoną i niezabezpieczoną, jest dokładnie taka sama. One nie ograniczają praw konsumenta, bo ten od początku ich nie posiada.
Co do reszty, to jak rozumiem nie masz absolutnie nic do zarzucenia osobom, które kradną książki i które doprowadziły do takiej sytuacji. Bo korzystanie z zabezpieczeń jest reakcją na określoną działalność klientów. Gdyby ci nie rozpowszechniali nielegalnie zakupionych pozycji, wtedy zabezpieczenia nie byłyby potrzebne.
No ale przecież lepiej udawać, że zabezpieczenia pojawiły się bez powodu i dorabiać jakieś historie (nie mające nic wspólnego z rzeczywistością) o tym jak straszni są wydawcy. Zamiast zrezygnować z czytników, kupowania pozycji cyfrowych i skoncentrowaniu się na egzemplarzach używanych normalnych książek. Bo to jest jedyny sposób, żeby nie mieć do czynienia z wymienionymi powyżej sprawami.
|
26 lut 2011 10:49:07 |
|
|
Admin
Dołączył(a): 11 lip 2007 19:38:54 Posty: 3266 Lokalizacja: Kraków
eCzytnik: eClicto, iPad, K3 WiFi, K4
|
Re: Czego brakuje prawie 50% francuskich eBooków? - komentar
Uhm, nie, w przypadku niezabezpieczonych wcale nie ma nigdzie napisane, że nie wolno Ci jej edytować (na własny użytek) czy dodawać fontów. A może spotkałeś się gdzieś z takową informacją? Natomiast co do reszty - zgadzam się. Konsumenci są, za przeproszeniem, dymani - bo wmawia im się, że kupują książkę (i płacą tyle, co za wersję papierową), a tak naprawdę sprzedaje im się licencję (i powinno być to wyraźnie zaznaczane - nie dostajesz produktu, ale licencję na niego). Problem w tym, że mihu mówi, że takie dymanie jest nie fair, Ty zaś sugerujesz, że to normalne i powinniśmy być zadowoleni... P.S. Nie przypominam sobie, by obniżki stawek VAT lub inne rzeczy, które zmniejszają koszty producentów, spowodowały spadek cen dla konsumentów, co doprowadza mnie do wniosku, że nawet jeśli problemu nielegalnego kopiowania by nie było (albo, jak kto woli, morderstwa, bo to równie dobre jak kradzież), to zabezpieczenia i wykorzystywanie konsumentów dalej by istniały - bo tak to działa dopóki klienci nie głosują portfelami.
_________________
|
26 lut 2011 11:42:01 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 13 lut 2011 0:26:45 Posty: 259 Lokalizacja: Kraków
eCzytnik: Onyx Boox X60
|
Re: Czego brakuje prawie 50% francuskich eBooków? - komentar
Tutaj sprawa rozbija się o to, czy plik jest egzemplarzem utworu. Jeżeli jest, to zastosowanie ma 23 paragraf prawa autorskiego i praw pokrewnych, które gwarantuje nabywcy możliwość korzystania, zwielokrotniania we własnym zakresie, a także zwielokrotniania i publicznego odtwarzania utworu w kręgu osób pozostających w stosunku pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskim (tak, to jest określenie, z którym sądy mają problem, bo ustawa nie definiuje jak szeroki ma być to zakres). W całym prawie autorskim jest to jedyny wyłom, który daje nabywcy jakiekolwiek prawa więc sprzedaż, która je ogranicza jest nadużyciem ze strony właściciela praw autorskich. Jeżeli nie jest to czym jest? Nie jest utworem, bo utwór jest czymś niematerialnym, który dopiero w egzemplarzu znajduje materializację. Wówczas wynikałoby, że elektroniczne wersje utworów są poza prawem. W momencie pisania polskiej ustawy rynek e-booków nie istniał. Na dobre rozpoczął się gdzieś ok 2004 kiedy pojawił się Kindle i amazon zaczął faktycznie sprzedawać książki. Potrzeba nam zatem nowelizacji prawa autorskiego, która uporządkowałaby tą wojnę, biorąc pod uwagę z jednej strony argumenty wydawców (gdzie faktycznie zrobienie kopii elektronicznej obecnie nie wymaga ani nakładów finansowych ani czasowych) oraz z drugiej potrzeby konsumenta, który chciałby mieć możliwość decydowania, na jakim urządzeniu chce czytać, a nie był z góry i definitywnie ograniczany przez wydawcę, który nie lubi takiego czy innego urządzenia/zabezpieczenia.
|
26 lut 2011 19:09:41 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 29 lip 2010 16:01:25 Posty: 443
eCzytnik: Pocketbook 626
|
Re: Czego brakuje prawie 50% francuskich eBooków? - komentar
Ani nigdzie nie spotkałem się z informacją, że można to robić, ani że jest to zabronione. Natomiast w moim odczuciu rozróżnienie na książki zabezpieczone i niezabezpieczone, to wyłącznie kwestia "konsumencka", ona nie dotyczy istoty sprawy. Bo czy zabezpieczenia są, czy ich nie ma, to nie zmienia to faktu, że książka w postaci cyfrowej będzie chroniona przez prawo autorskie. A te obejmuje wszystko - i czcionkę, i sam tekst, i tłumaczenie (jeśli jest), i ilustracje, grafiki, okładkę... W przypadku pozycji niezabezpieczonych można to zmieniać - ale to wcale nie znaczy, że ci wolno. Czy przez "korzystanie" rozumie się również wprowadzanie zmian, czy wykorzystywanie różnych materiałów na własny użytek? Przerobienie eksiażki przez zmienienie wykorzystanej czcionki lub formatowania to podobny zabieg do zrobienia teledysku z jakiegoś filmu i muzyki. W obu tych wypadkach mamy do czynienia z materiałem objętym prawem autorskim, który zostaje zmieniony na własny użytek przez klienta. | | | | Cytuj: Natomiast co do reszty - zgadzam się. Konsumenci są, za przeproszeniem, dymani - bo wmawia im się, że kupują książkę (i płacą tyle, co za wersję papierową), a tak naprawdę sprzedaje im się licencję (i powinno być to wyraźnie zaznaczane - nie dostajesz produktu, ale licencję na niego). Problem w tym, że mihu mówi, że takie dymanie jest nie fair, Ty zaś sugerujesz, że to normalne i powinniśmy być zadowoleni... | | | | |
To trochę wciskanie ciemnoty, nie wiem na ile celowe, a na ile wynikające z nieświadomości... Mówienie o "produkcie" w przypadku książek - czy to papierowych, czy elektronicznych - to pewne nieporozumienie. I sentyment. Kupiona w księgarni książka jest uważana za coś takiego, ponieważ istnieje fizycznie i można ją potraktować stosownie do swojego widzimisie. Podrzeć, otworzyć na dowolnej stronie, złożyć ją... Podłożyć pod jakiś mebel, takie rzeczy. Ale tak naprawdę w przypadku tradycyjnej książki, jedyne co należy do osoby, która ją kupiła - to papier, na jakim została wydrukowana. Nic innego. Jeżeli naprawdę coś posiadasz, to znaczy, że zarówno całością, jak i każdą częścią, możesz swobodnie dysponować. Papierowa książka wcale nie daje ci takiej możliwości. Chociaż możesz mieć ją w ręce - to tekst, jaki się w niej znajduje wcale nie jest twoją własnością. Zdjęcia czy ilustracje również. Nie możesz czerpać korzyści z ich posiadania, nie możesz ich zmieniać i wykorzystywać gdzie ci się podoba. Gdyby tak było, to każda osoba, która ją kupi, mogłaby ją zeskanować, wrzucić w formie plików do internetu i na niej zarabiać - więc nie dałoby się powiedzieć, że istnieją pirackie wydania. Harrego Pottera każdy mógłby całkowicie legalnie tak sprzedawać. Tak więc twierdzenie, że tradycyjna książka jest produktem, który się posiada, jest oparte na nieco błędnych przesłankach. Że tak powiem na sentymencie, że ma się przedmiot, którego jest panem i władcą. Sytuacja z eksiążkami jest w zasadzie taka sama - pomijając fakt, że nie ma ona fizycznej formy. Kupujesz cudzy tekst, cudze zdjęcia lub obrazki, cudze czcionki. Możesz z nich korzystać, ale nie możesz z tego tytułu czerpać żadnych korzyści czy wykorzystywać do własnych celów (powiedzmy w jakiś artykułach czy pracach). Jeśli zaś chodzi o to narzekanie, że sprzedaje się "tylko licencję", że jest to "dymanie". Wielkie słowa, ale treści brak. To, że kupi się książkę - czy to papierową, czy elektroniczną - wcale nie sprawi, że zostanie się jej autorem. Że będzie ją można zmieniać stosownie do własnych potrzeb, czy bardziej do własnego widzimisię. Żeby móc to zrobić, musiałbyś skontaktować się z twórcą, przedyskutować temat - i po wykonaniu wszystkich niezbędnych czynności, po przekazaniu jej wydawcy - zrobić nowe wydanie. A tego wszystkiego w wyniku zakupu wcale nie dokonujesz. Tak więc narzekanie na to, że kupuje się jedynie licencję i inne takie, to nic innego jak bicie pisany i całkowicie bezpodstawne uzurpowanie sobie praw do rzeczy, jakich wcale się nie stworzyło. Bo to, że coś kupisz - nie, to wcale nie sprawia, że to napisałeś. Nie, to wcale nie sprawia, że stworzyłeś okładkę czy ilustracje. I nie, wcale stworzyłeś wykorzystywanych czcionek, ani nie zrobiłeś formatowania. Więc czego się chce? Na jakiej podstawie twierdzi się, że jest inaczej? Dlatego mnie to nie denerwuje i nie widzę powodu do robienia z tego powodu rozróby. Szanuje to, co zrobił ktoś inny i dlatego za to płacę. Jeśli ktoś w swej nieświadomości bije pianę... Cóż, życzę szczęścia.
|
27 lut 2011 22:27:11 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 27 sie 2010 15:50:11 Posty: 523 Lokalizacja: Warszawa
eCzytnik: Kindle Paperwhite, iPhone 5
|
Czego brakuje prawie 50% francuskich eBooków? - komentarze
@ Krzysztof:
Czas poswiecony na pisanie przydlugich belkotliwych postow proponuje poswiecic na zaznajomienie sie z prawem autorskim i dopiero potem pisanie o rzeczach, o ktorych najwyrazniej nie masz pojecia albo udajesz, ze nie masz.
Nie dyskutujemy tu o prawie do czerpania korzysci z cudzych praw intelektualnych ani o nabywaniu praw do cudzej wlasnosci intelektualnej, ale o prawach konsumenta do dostepu do wykupionych tresci i granicach uzytku dozwolonego. Specjalnie mieszasz te rzeczy czy nie widzisz roznicy?
Jesli wydawcy chca zeby ebooki zuzywaly sie to powinny miec tez inne wlasnosci papierowych ksiazek, takie jak mozliwosc odsprzedania ebooka. Jesli jednak kupujemy jedynie imienny dostep do tresci, to powinienem moc owa tresc miec w dowolnym formacie na dowolnym sprzecie.
Informacja to wladza. Informacja to pieniadz. Kto ja kontroluje ten rzadzi swiatem.
Chcesz, zeby Twoje dzieci skazane byly na analfabetyzm i mycie szyb na skrzyzowaniu bo zgodziles sie na ograniczenie i penalizowanie dostepu do ksiazek, bo zniknely biblioteki, bo nie mogles przekazac w spadku swoich ksiazek, bo nie stac cie bylo na odpowiednia szkole?
Trzeba byc totalnie krotkowzroczna osoba, zeby nie widziec wojny informacyjnej, ktora wlasnie trwa. Cyfrowe tresci najpierw wprowadzily wiecej wolnosci ale niedlugo moze byc odwrotnie. DRM i cloud computing to bron, ktora chce sie ograniczac konsumentow.
Zawsze bede bronil prawa do wiedzy i rownego nieograniczonego dostepu do wiedzy.
Wspolczuje krotkowzrocznosci
Sent from my iPhone using Tapatalk
|
27 lut 2011 23:12:03 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 13 lut 2011 0:26:45 Posty: 259 Lokalizacja: Kraków
eCzytnik: Onyx Boox X60
|
Re: Czego brakuje prawie 50% francuskich eBooków? - komentar
Nie zgodzę ze stwierdzeniem, że zmiana czcionki jest naruszeniem praw twórcy do utworu. Jeżeli masz plik, który nie zapisuje w sobie czcionek, a została użyta niestandardowa, to otwierając u siebie w edytorze czcionka zostanie podmieniona na domyślną. Czy Pan przeczytał ustawę o prawie autorskim? Utwór literacki jest objęty prawem autorskim. Zakupując jego egzemplarz, ustawowo ma zagwarantowaną możliwość jego czytania sobie, dzieciom, rodzinie, przyjaciołom. Mogę zorganizować wśród przyjaciół wieczorek recytatorski, na którym publicznie będę wykonywał utwór. Mogę kupioną książkę drukowaną zeskanować sobie do komputera jako obrazek, mogę ją poddać obróbce OCR albo od zera przepisać. Mogę tak przygotowany dokument wydrukować i dać dziecku. Jedyne czego mi nie wolno z tak przetworzonym utworem bez zgody właściciela osobistych i majątkowych praw autorskich, to rozpowszechniać go poza krąg osób wyszczególnionych w ustawie. Na Pana stwierdzenie Odpowiadam wprost - wolno. | | | | Krzysztof Kopeć napisał(a): | | | | Cytuj: Natomiast co do reszty - zgadzam się. Konsumenci są, za przeproszeniem, dymani - bo wmawia im się, że kupują książkę (i płacą tyle, co za wersję papierową), a tak naprawdę sprzedaje im się licencję (i powinno być to wyraźnie zaznaczane - nie dostajesz produktu, ale licencję na niego). Problem w tym, że mihu mówi, że takie dymanie jest nie fair, Ty zaś sugerujesz, że to normalne i powinniśmy być zadowoleni... | | | | |
To trochę wciskanie ciemnoty, nie wiem na ile celowe, a na ile wynikające z nieświadomości... Mówienie o "produkcie" w przypadku książek - czy to papierowych, czy elektronicznych - to pewne nieporozumienie. I sentyment. Kupiona w księgarni książka jest uważana za coś takiego, ponieważ istnieje fizycznie i można ją potraktować stosownie do swojego widzimisie. Podrzeć, otworzyć na dowolnej stronie, złożyć ją... Podłożyć pod jakiś mebel, takie rzeczy. Ale tak naprawdę w przypadku tradycyjnej książki, jedyne co należy do osoby, która ją kupiła - to papier, na jakim została wydrukowana. Nic innego. Jeżeli naprawdę coś posiadasz, to znaczy, że zarówno całością, jak i każdą częścią, możesz swobodnie dysponować. Papierowa książka wcale nie daje ci takiej możliwości. Chociaż możesz mieć ją w ręce - to tekst, jaki się w niej znajduje wcale nie jest twoją własnością. Zdjęcia czy ilustracje również. Nie możesz czerpać korzyści z ich posiadania, nie możesz ich zmieniać i wykorzystywać gdzie ci się podoba. Gdyby tak było, to każda osoba, która ją kupi, mogłaby ją zeskanować, wrzucić w formie plików do internetu i na niej zarabiać - więc nie dałoby się powiedzieć, że istnieją pirackie wydania. Harrego Pottera każdy mógłby całkowicie legalnie tak sprzedawać. | | | | |
Kupując drukowaną książkę, kupuję egzemplarz utworu. Nie otrzymuje tym samym żadnych praw autorskich do utworu, ale ustawa zapewnia mi pewne możliwości korzystania z tegoż utworu. Posiadam przedmiot - książkę, nie posiadam praw do utworu w niej zawartej. Jak najbardziej mogę wykorzystać w pewnych przypadkach w moich artykułach i pracach. W Polsce istnieje instytucja cytatu, która zezwala mi w pewnych przypadkach bez zezwolenia twórcy wykorzystać fragment jego utworu. Wykorzystanie takie musi być zgodne z jednym z określonych w ustawie celów oraz opatrzone przypisem skąd dany fragment pochodzi. | | | | Krzysztof Kopeć napisał(a): Jeśli zaś chodzi o to narzekanie, że sprzedaje się "tylko licencję", że jest to "dymanie". Wielkie słowa, ale treści brak. To, że kupi się książkę - czy to papierową, czy elektroniczną - wcale nie sprawi, że zostanie się jej autorem. Że będzie ją można zmieniać stosownie do własnych potrzeb, czy bardziej do własnego widzimisię. Żeby móc to zrobić, musiałbyś skontaktować się z twórcą, przedyskutować temat - i po wykonaniu wszystkich niezbędnych czynności, po przekazaniu jej wydawcy - zrobić nowe wydanie. A tego wszystkiego w wyniku zakupu wcale nie dokonujesz. Tak więc narzekanie na to, że kupuje się jedynie licencję i inne takie, to nic innego jak bicie pisany i całkowicie bezpodstawne uzurpowanie sobie praw do rzeczy, jakich wcale się nie stworzyło. Bo to, że coś kupisz - nie, to wcale nie sprawia, że to napisałeś. Nie, to wcale nie sprawia, że stworzyłeś okładkę czy ilustracje. I nie, wcale stworzyłeś wykorzystywanych czcionek, ani nie zrobiłeś formatowania. Więc czego się chce? Na jakiej podstawie twierdzi się, że jest inaczej?
Dlatego mnie to nie denerwuje i nie widzę powodu do robienia z tego powodu rozróby. Szanuje to, co zrobił ktoś inny i dlatego za to płacę. Jeśli ktoś w swej nieświadomości bije pianę... Cóż, życzę szczęścia. | | | | |
Jak pisałem powyżej. Ustawa nie wprowadza zakazu stworzenia utworu zależnego bez zgody twórcy, a jedynie obwarowuje możliwość jego rozporządzania od takiej zgody. Więc będę nieugięcie twierdził, że kupując książkę drukowaną mogę ja zeskanować i mieć w kompie w formie elektronicznej. Jedynie czego mi nie wolno to, bez zgody właściciela majątkowych praw autorskich, rozpowszechniać go. Jeżeli zatem kupując e-book w formacie 'x' wykorzystany system zabezpieczeń uniemożliwia mi zmianę tego formatu na format 'y' dla własnych potrzeb, jak możliwość czytania na e-czytniku, to twierdzę, że moje prawa zostają ograniczone.
|
27 lut 2011 23:34:30 |
|
|
Kto przegląda forum |
Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zalogowanych użytkowników i 0 gości |
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów
|
|
|
|