Możliwe, że zostanę za to ostro skrytykowany, ale moim zdaniem film S Kubricka to jeden z nielicznych przykładów na to, iż możliwym jest, by ekranizacja książki, była dziełem ciekawszym, niż owa książka. Od razu zaznaczę, że nie chcę w ten sposób krytykować Clarka... raczej idealizuję tym stwierdzeniem Kubricka. A. C.C., to umysł bardzo ścicsły i jego książka ma walory zyskujące w oczach futurologów, inżynierów, astronautów i całej masy innych speców od nauk ścisłych. Dzieło Kubricka natomiast dość wiernie oddaje techniczne nowinki opisane przez A.C.C, lecz dodatkowo nasyca całokształt oryginalnymi środkami stanowiącymi o jego artystycznej atrakcyjności. Czy ktoś się ze mną zgodzi? Czy raczej mam sobie smarować tyłek cebulą w razie ewentualnych cięg polemiki?
Pozdrawiam.

jesli chodzi o kubricka - ludwik van!!!

pamietam ze zasnalem kiedys podczas sceny na orbicie kiedy kamera krazyla po pomieszczniu a w tle muzyka.

oczy szeroko zamkniete tez mocno klada nacisk na muzyke.

polecam nakrecana pomarancze - klasyk.

Muszę się zgodzić z założycielem tematu. Film Kubricka jest majestatyczny, metafizyczny, futurystycznie odpływowy, niech każdy sobie dopowie o co chodzi. Ciągnie się nieskończenie i to jest jego pozytywna strona jak najzupełniej.....
Jest bezgranicznie nieosiągalny dla człowieka niemogącego wysiedzieć kilka godzin w kinie i delektować się obrazem i muzyką. Zagadkowy, tak.... Każdy ma na jego temat różne zdanie i to jest jego siła. Aha. Nie nakręcana pomarańcza tylko ,,Mechaniczna pomarańcza''. Widziałem wszystkie filmy Kubricka i każdy oprócz ,,Oczy szeroko zamkniete'' jest arcydziełem. W końcu ten film robił w połowie inny reżyser, co widać.

Jeśli dalej chodzi o Kubricka - to nie ludwik van!!! ani nie ludwik XIV, a nawet nie ludwik płyn.
To Richard Strauss - "Tako rzecze Zaratustra", Op. 30, TrV 176.
Co ciekawe, 95% ludzi, słysząc ten temat, myśli, że to utwór specjalnie napisany do filmu Kubricka.
Paradoksalnie, Kubrick pierwotnie umieścił w filmie dzieła muzyki klasycznej tylko roboczo i zamówił ilustrację muzyczną u kompozytora Alexa Northa. Na szczęście, nigdy jej nie wykorzystał.

Zastanawia mnie jedna rzecz. Nie wiem czy można tu debatować o z tym że "ekranizacja przebiła książkę" bo tak naprawdę Odyseja Kosmiczna 2001 NIE jest ekranizacją. Ś. p. Arthur C Clarke stworzył Odyseję jako scenariusz filmu będąc w bliskiej współpracy z Kubrickiem. Po wydaniu filmu dopiero scenariusz wyewoluował w powieść z 3-ma kolejnymi kontynuacjami. Zarówno film jak i powieść to dzieła unikatowe w innych podejściach.Kubrick buduje w swoim dziele niesamowity klimat. Sci-fi w sumie jest tylko tłem do wydarzeń, natomiast dla Clarke'a fabułą jest tylko tłem i spoiwem dzieła w którym tak naprawdę chodzi o ukazanie wizji przyszłości - niesamowitych wynalazków czy pierwszych kontaktów z obcymi rasami. (Za to uwielbiam tego autora - końcówka czwartego (czyli w początkowym zarysie ostatniego) tomu po prostu przytłacza ogromem wyobraźni.)

Moim zdaniem w starciu książka vs. film wygrywa zdecydowanie powieśc Clarka.Film oglądalem póltora raza - za pierwszym razem usnąłem w połowie. Książke czytałem chyba z pieć razy w odstępach paroletnich i za każdym razem znajdowalem jakiś drobny fragment, który jakimś cudem umknął mi poprzednio. Co do tej metafizyki i majestatu ukazanego w filmie uważam, że książka ma również (do końca nie wiem jak to ująć) pewną cechę - nazwijmy ją tzw. szerokim spojrzeniem na ludzi, ludzkość, wszechświat i kontakt z innym życiem egzystującym gdzieś tam w kosmosie - za to ją właśnie cenię.