Przede wszystkim ogromnie dziękuję za dogłębną analizę i słowa konstruktywnej krytyki
Niektóre sformułowania jednak - chociaż wydają się nielogiczne - zostały użyte celowo.. by jakoś uchwycić (choć pewnie raczej otrzeć się tylko) o to, co nieuchwytne i czego rozumem (logiką) objąć się nie da.
Takie "zapadanie się w zamyślenie" - wiadomo, że w zamyślenie po prostu zapadamy (i jest to stan na ogól miły, pokrewny relaksacji), "zapadać się" możemy pod czymś lub w czymś. I to właśnie próbowałam wyrazić, że to zamyślenie jest tym czymś, co nas.. porywa, nami zawładnia.. czymś, nad czym nie panujemy i co - bynajmniej - miłe nie jest. Podobnie jak miłe nie są pełne ogranych gestów, sztywne relacje. I nie tylko są niemiłe - są też groźne, bo odrywają nas od nas samych - w sztuczną pozę... w nic...
Powtórzenia "nie znaczą" - "znaczą" - stylistycznie je czuję tak jak są i niczego bym tu nie zmieniała, ale rozumiem też, że twórca najmniej słyszy własne dzieło
Ta celowa plątanina oznacza ni mniej ni więcej tylko wewnętrzną plątaninę właśnie... że z jednej strony wiem, że relacje tworzą ludzie, ale nie chcę - krytykując relacje - krytykować ludzi.. a przynajmniej nie wszystkich... "jakoś-takoś"
Trudno mi to ująć jaśniej i nawet tłumacząc się gmatwam
Podobnie jest z tym przejrzystym (kryształowo!) niebem i piętrzącymi się chmurami. To też moje zagmatwanie, tak jakbym próbowała opisać coś, co wymyka się słowom i jest niejednoznaczne. Tłumacząc to na język relacji: próbowałam opisać jej przejrzystość (jasność, przewidywalność - górnolotnie: kryształowość), ale zaraz poczułam potrzebę wyjścia z idealizowania: oczywiście są w niej wady, konflikty i kłótnie ("chmury się pietrzą"). Ale dodają one tylko smaku, wartości... piękna? ("delikatne, liliowosrebrzystobiałe"). I nie było moim zamiarem, by czytelnik mógł sobie wyobrazić jakie zdarzenie atmosferyczne, ale by mógł zbliżyć się do paradoksu. Może nieco banalnego, ale zawsze
Ze sformułowaniem "przy stole siedząc albo z załamanymi rękami" również nie potrafię się rozstać. Logiczne wymagania zostawmy prozie, poezja (bliższa mistyce) rządzi się własnymi prawami. Dla mnie jest to udana figura stylistyczna w formie; natomiast jej treść przedstawia mnogość emocji, jakie może wzbudzić: od tych piętrzących się konfliktów możemy zwiesić ręce i się załamać, możemy też usiąść przy stole i się skonfrontować, możemy też zawstydzić się i spuścić oczy albo ze smutku ronić łzy...
Można oczywiście zarzucić mi stylistyczną anarchię i tworzenie nielogicznych zrostów z słów, ale taką właśnie poezję wolę. Proza pocięta na linijki do mnie nie przemawia.
Mam nadzieję, że nie narzuciłam nikomu własnej interpretacji - nie było to moją intencją.
"Przetłumaczanie" wiersza "na nasze" to też zabieg zawsze upraszczający. Jakby z zasady wiersz (przynajmniej ten udany) wyraża uczucia/rzeczy/stany (etc.) w sposób możliwie najgłębszy, ale też najprostszy (nie mylić z prosty=prymitywny). Wszelkie interpretacje - w moim odczuciu - bardziej gmatwają niż tłumaczą. Wiersz najlepiej mówi sam za siebie.
Kłaniam się pięknie