Na początek: to nie jest recenzja, ale raczej zachęta do przeczytania serii kryminałów autorstwa Caroline Graham.
Z pewnością wiele osób kojarzy akcję reklamowa Hallmarku Polska sprzed kilku lat, z plakatami na autobusach i tramwajach. Informowano nas, ze mimo zabójstw ceny nieruchomości w Midsomer Country nie spadają (piszę z pamięci, jeśli się mylę proszę o poprawkę.) Serial jest wyświetlany do dziś (powtórki i nowe odcinki), utrzymuje wysoki poziom, choć oczywiście zdążają się wahania (odcinki są pełnometrażowe).
Ta seria telewizyjna ma swoje korzenie w zbiorze kryminalnych powieści Caroline Graham. Są to utwory mocno osadzone w realiach angielskiej prowincji, trochę jak powieści Agaty Christie opowiadające o pannie Marple. Ale świat Midsomer jest współczesny. Główni bohaterowie: inspektor Barnaby i sierżant Troy to nowocześni policjanci, wpierani przez cała machinę śledczą. Jednak jakimś dziwnym
trafem ostatecznie i tak zagadka zostaje zazwyczaj rozwikłana dzięki dedukcji.
Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne wydało 6 powieści:
Zabójstwa w Badger`s Drift – 240 stron
Śmierć pustego człowieka – 278 stron
Śmierć w przebraniu - 352 stron
Pisane krwią - 384 stron
Wierna do śmierci - 384 stron
Bezpieczne miejsce – 288 stron
Zbiorczo jest to nazwane „Morderstwa w Midsomer”
Uwaga: ilustracje na okładkach są często mylące, co do postaci, pochodzą z filmów.
Za to tłumaczenie i redakcja to raczej wyższa średnia - oczywiście jak na dzisiejsze czasy.
Nawet ci, którzy dobrze znają filmy powinni oczekiwać niespodzianek. Scenariusze odcinków opartych na książkach mogą i różnią się czasem dość znacznie od pierwowzorów. I to nie tylko w samej intrydze.
Bodaj w ubiegłym roku w jednym z numerów "Polityki"; był wywiad z autorką. Wyjaśniła ona, że to za jej zgodą doszło do poważnych zmian w charakterystykach wielu bohaterów, w tym szczególnie jednej kluczowej: sierżanta Troja. Jeśli dobrze pamiętam, to zauważyła ona, że mało kto odczuwałby sympatie do człowieka o ksenofobicznym skrzywieniu (nawet ubiera się trochę jak operetkowy faszysta
), sztywnego i nieuprzejmego. Ta książkowa wersja Troya daleko odbiega od jednak miłego, lekko fajtłapowatego, ubranego prawie zawsze w garnitur młodego człowieka, którego poznajemy w wersji filmowej. Nie zdradzę, czym jeszcze książkowy Troy i inni „papierowi” odbiegają od ekranowych wtórników. To taki bonus dla lubiących czytać.
I konkretny tematy do dyskusji na początek (pewnie pojawią się też inne): czy pisarka oraz scenarzyści mieli rację, zmieniając charakter postaci, może Troy-faszysta
sprawdziłby się w filmie? A może błędem było konstruowanie takiej postaci literackiej?
Czy seria książkowa ma przewagę nad filmem? Ja mam już swoje zdanie, ale go jeszcze go nie zdradzę.