Zgadzam się z przedmówcą, nie jestem marynistą, ale jego opisy bardzo przemawiały do mojej wyobraźni. Nie wiem czy marynistyką jest chodzenie po arktyce
(w końcu lód to też woda), ale czytałem "Noc bez brzasku" i "Stację arktyczną Zebra" pod kocem, pijąc gorącą herbatę.
Klimat jego książek tworzyły również barwne opisy w stylu "fryzury uczesanej przez zwariowanego krótkowidza uzbrojonego w sekator
albo cienkości potfela świadczacego o wartości futra córeczki milionera. Tak samo przytoczona wyżej gazeta chroniąca kolano.
Dla mnie to właśnie angielskie poczucie humoru podnosiło wartośc jego książek w stosunku do innej sensacji. Być może opinie dotyczące złych tłumaczeń świadzczyły o tym, że książka była dobrze odebrana lub źle.
Największe hity były tłumaczone przez A. Grabowskiego albo M.Derbienia. Może to tylko przypadek? Co do ostatnich książek wszyscy wiemy, że były pisane pod presją stworzenia scenariuszy filmowych.