Jestem świeżo po lekturze pierwszego tomu sagi, czyli po
"Grze o tron" i muszę przyznać, że w ogólnym rozrachunku jestem bardzo zadowolony. Świat
Westeros (bo tak się chyba nazywa?) nie jest w jakimś szczególnym sensie oryginalny, ale pisarzowi oddać należy to, że stworzył bardzo przekonujące uniwersum. Dużym plusem - przynajmniej w pierwszym tomie - jest dla mnie ograniczenie elementów fantasy do niezbędnego minimuum, dzięki czemu książce bliżej do powieści osadzonej w średniowieczu, niż do klasycznej fantastyki. Dzięki temu fabuła wydaje mi się bardziej przekonująca.
Siłą
"Gry o tron" są jednak postaci. O ile większość młodych bohaterów, ich rozterki, problemy i przygody raczej mało mnie interesowało (głównie wnerwiały mnie rozdziały poświęcone
Sansie,
Branowi i
Jonowi) o tyle z rosnącym zaciekawieniem śledziłem losy genialnie niejednoznacznej postaci, jaką jest w moim mniemaniu
Tyrion Lannister, czy uwikłanego, wbrew własnej woli, w tytułową grę o tron
Eddarda Starka. Wszystkie machinacje i dworskie intrygi to bodajże najlepszy element tego tomu.
Drugim atutem jest dla mnie absolutnie niesztampowa i kompletnie nieprzewidywalna, w większości kluczowych momentów, fabuła. Kiedy byłem niemal pewien, że akcja potoczy się w taki-to-a-taki sposób, autor prawie za każdym razem robił mi na przekór. Poza tym już w pierwszym tomie otrzymałem jasny przekaz - nie przyzwyczajaj się do bohaterów...
Minusem jest zdecydowanie zbyt duże wodolejstwo, które czasami znacznie spowalnia akcję i daje się we znaki. Nie zaszkodziło by powieści, gdyby ją trochę skrócić tu i ówdzie. Do minusów zaliczyłbym też ostatni rozdział dotyczący
Daenerys. Spodziewałem się, że dojdzie do tego, do czego doszło, ale wyszło to... trochę groteskowo.
George R. R. Martin, chociaż jest wartym uwagi przedstawicielem nowej fali fantasy, to
Scotta Bakkera nie przebija. Jednak w porównaniu z takim chociażby
Robertem Jordanem wypada zdecydowanie lepiej -
Pieśń Lodu i Ognia jest zdecydowanie mniej infantylna niż
Koło Czasu, a jej docelowym odbiorcą jest raczej dojrzalszy czytelnik. U
Martina dużo więcej jest przemocy i seksu (który odgrywa ważną dość istotną rolę). Właśnie to, oraz mnogość postaci, świetnie obmyślony świat i doskonale skonstruowana fabuła, sprawiły, że najtrafniejszym wydaje mi się porównanie
Martina do
Sapkowskiego. Niemal przez całą lekturę nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że ci panowie nadają na tej samej fali, jeśli można tak powiedzieć, a to przemawia zdecydowanie na plus
Pieśni Lodu i Ognia.
Jutro, a właściwie dzisiaj sięgam po tom drugi
------------------ Dodano: 19 lutego 2009 o 12:12:32 ------------------
Drugi tom - świetny! Zacząłem się poważnie "wkręcać" w
"Pieśń Lodu i Ognia"...
Dwa przykłady świetnego operowania słowem
Martina - krótko i zwięźle, a jednak zostaje w głowie na dłużej:
Jak już pisałem, mi
Martin jawi się takim drugim
Sapkowskim, tylko o dwa, trzy oczka, lepszym.