|
|
Teraz jest 22 lis 2024 19:34:35
|
Władca Pierścieni - Trylogia
Autor |
Wiadomość |
Użytkownik
Dołączył(a): 19 kwi 2008 22:52:32 Posty: 119
|
A co to Eoden? Nie kojarzę tego pana.
A "prawdziwi ludzie" to Denethor o psychice dziecka, któremu zabrano zabawkę (+ scena z pomidorkami przy której robi mi sie niedobrze, a wymowa nijak do postaci nie pasuje).
Pisałam już w innej dyskusji, ze te postacie w książce nie są papierowe- są ukazane w innej konwencji, nie pokazując palcem wszystkiego. Czytelnik sam musi ułożyć sobie charakterystykę na podstawie zdarzeń. Jackson musiał wszystko kłaść widzom na oczy, zwłaszcza miłosne relacje. Już daruję holyłudzko-telenowelowe pocałunki(dla elfów seks był dopiero po ślubie, a już nie wyobrażam sobie publicznego obściskiwania się), widocznie przedstawienie miłości za pomocą słów i gestów przekraczało jego rozumowanie. W kinówce Eowina wyszła na ladacznicę(i wiem, ze w rozszerzonej było inaczej, ale nie po to płacę by obejrzeć 3 godzinną zapowiedź).
Filmy fajnie się ogląda, podoba mi się muzyka i bitwy, miło popatrzeć na ładnych aktorów, ale jeśli chodzi o konkstrukcję psychologiczną postaci to nie ma porównania. Jedynie Gollum sie broni
_________________ To było dawno i nieprawda!
|
23 maja 2008 11:18:57 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 29 kwi 2008 22:51:36 Posty: 20
|
Dla mnie tak książka jak i film to przede wszystkim świetnie wykreowany świat. Dobrze osadzony w tamtej historii, wciągający. Sama historia mnie niestety nie bierze, jest, dla mnie oczywiście, troszkę nudnawa rozlazła, tak w kinie i przy czytaniu usypiała mnie całkiem skutecznie. Częściej to co działo sie na drugim planie interesowało mnie bardziej niż główne wątki. Chociaż z drugiej strony, ta ekranizacja to po prostu szok trudno wyobrazić sobie lepiej sportretowaną książkę.
|
23 maja 2008 13:36:50 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 22 maja 2008 13:02:06 Posty: 25
|
Co prawda książka i film maja wiele ze sobą wspólnego,ale jednak zawsze znajdzie sie ktoś kto woli jedno lub drugie.Ja osobiście jestem fanką książki,może to dlatego że mam wybujała wyobraźnię i w trakcie czytania tworzę sobie wizerunek postaci.A może tez dlatego że w filmie nie zmieszczono wiele wątków które dla czytelników były bardzo istotne.Piszę tu o wersji podstawowej,nie rozszerzonej.W książce mamy opis postaci Aragorna,jego historię sprzed Drużyny Pierścienia.To dlaczego jest akurat taki,a nie inny.Opisane są bardziej złożone relacje pomiędzy poszczególnymi postaciami niż pokazano to w filmie,chociaż sam film jako ekranizacja jest świetny.Również postać Denethora jest dużo bardziej złożona niż to pokazano w filmie.Tolkien opisał jego przemianę pod wpływem Saurona,kiedyś był rozumnym władcą.Dopiero po pewnym czasie stał się marionetką "oka".
Ale każdy znajdzie lepsze strony zarówno trylogii jak i jej ekranowej wersji.Zależy kto co lubi.
|
23 maja 2008 14:54:49 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 22 paź 2007 22:14:24 Posty: 16
|
Kora, zjadłem litery, chodzi o Theodena
Ludzie, film w wersji podstawowej można spokojnie spuścić w kibelku. Jest pocięty tak, że raczej niczego nie można wysnuć z tego, co się ogląda. Dopiero wersja rozszerzona nabiera charakteru. Pojawiają się kapitalne sceny (jadę z pamięci to, co mi się najbardziej podobało):
- pierwsze "spotkanie" Boromira i Aragorna przy szczątkach Narsila, Boromir mówi coś w stylu: myślałem że to tylko legenda. I to jest to, czego nie ma w książce, zetknięcie realizmu osób żyjących w tamtym świecie z całym "dziedzictwem kulturowym", przecież to są ludzie z krwi i kości, skąd mają wiedzieć, że cokolwiek się działo wcześniej, jest prawdziwe? Jackson wg mnie nakłada jakąś dorosłość/realność do tego bajkowego świata Tolkiena
- scena w nocy przed wodospadami Rauros, kiedy Boromir wykrzykuje w twarz Aragornowi, że tamten nie wierzy w ludzi - zajefajna, widać z jednej strony pół elfa, który wie o ludziach tyle, ile mu przekazano, ale także chyba zaczyna coś do niego trafiać, potem przy śmierci Boromira jest dalszy ciąg tej relacji, gdzie Aragorn obiecuje "wskrzesić" ród ludzki - jednym słowem widać progres postaci, jest coś autentycznego w tych scenach; u Tolkiena tym czasem jest tylko suchy, kronikarski opis, nie bardzo pokazujący co i dlaczego.
Faktem jest, że w filmie wiele rzeczy jest niedogranych, jest dość płaski Gimli, który praktycznie jest pomyślany jako opozycja do Legolasa. Gandalf jest nijaki. Ale to niestety jest chyba efekt, że książka nie daje żadnych wskazówek co do postaci (poza ich opisem). Całe szczęście, że Jackson nad tym popracował, bo wyszedł by ni mniej ni więcej, tylko jakiś Eragon A przecież mogli trzasnąć podług Tolkiena jakiś scenariusz w 3 miesiące i to byśmy oglądali. Tymczasem praca nad scenariuszem trwała chyba grubo ponad rok.
W książce łatwo jest napisać cokolwiek, natomiast wszelkie nieprawdziwe relacje/elementy raz dwa wychodzą na ekranie, kiedy to samo mają odgrywać aktorzy z krwi i kości. Kinga napisała o przemianie Denethora pod wpływem Saurona, tylko jak to pokazać? Musiałyby pojawić się dodatkowe sceny, w których ta przemiana dokonywałaby się (ale co w tych scenach? Denethor je obiad? Denethor czyta książkę itp.) Film zamiast tego wprowadził pewne typy ludzkie, gdzie Denethor od pierwszej sceny jest szajbnięty, co przekłada się na jego widzenie świata, manię wielkości i traktowanie synów. Jest taki bo tacy bywają ludzie i nie trzeba tu Saurona. Wydaje mi się, że to właśnie przesuwa film w kierunku dorosłego widza, ludzie są luddzcy, nie bajkowi. To widać nawet po Aragornie, i takim "lekkim" zaangażowaniu się w jakąś emocję z Eowiną. U Tolkiena nie ma takich smaczków ------------------ Dodano: Dzisiaj o 15:12:22 ------------------ A jeszcze co do seksu elfów, o czym wspomniała Kora. Wydaje mi się, że dużym problemem było przeniesienie "do rzeczywistości" tego, jak również całego tematu związanego z darem długowieczności, możliwością jego przekazania itp. I to co pokazano w filmie jakoś mnie nie zadowoliło, bo zostawiono masę niedopowiedzeń. O ile pokazanie pierścienia wypadło kapitalnie (zwłaszcza podczas narady u Elronda w wersji rozszerzonej), to ten talizmano-naszyjnik Arweny jakoś tak nie przemówił. Wg mnie cały ten wątek można było wywalić, film i historia nic by nie straciły bez tego "daru". Całe szczęście że wywalono cały zestaw innych, dziecięcych elementów (typu Tom Bombadil + żona Jagoda). Jeśli wrócimy do scen miłosnych, to zgadzam się, że to w filmie niespecjalnie trzyma się kupy. Elfy to istoty mało emocjonalne i to w filmie widać. Tymczasem postać Arweny nic sobie nie robi z tej wyniosłości, jest za bardzo ludzka (powinna być bardziej ala Galadriela). No ale to już jest spuścizna z Tolkiena, bo właściwie nie wiadomo co kręciło Aragorna w Arwenie. I pewnie dlatego przedstawiono to na taki "ludzki" sposób zakochania się.
|
23 maja 2008 16:12:22 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 19 kwi 2008 22:52:32 Posty: 119
|
A co miało kręcić? Zakochał się i już. Z tej miłości świat zawojował. Zawojował ze świadomością, że przecież da jej wszystko, ale ona dla niego zgodzi się przegrać, rozstać z rodziną, nie zobaczyć ojca nawet po śmierci. Z najtragiczniejszej historii miłosnej robią latynoską telenowelę. Wywalić Arwenę z TTT, może dla nieznających książki zostawić jakąś rozmowę z ojcem, kiedy pyta się jej, czy wie jakie będą konsekwencje rozstania. I to by wystarczyło.
Przejdźmy do Aragorna.
Aragorn pól-elfem? Miał w sobie krew elfów, ale jak to się mówi "dziesiąta woda po kisielu". Od młodości przez wiele lat podróżował, był zarówno w Gondorze i Haradzie. Bynajmniej Boromir nie był pierwszym człowiekiem którego spotkał. On nie nagle obiecał "wskrzesić" chwałę ludzi, on przygotowywał się do tego całe życie. Tolkien wyraźnie podkreśla jego ludzką naturę, więc całe "przekonywanie go" do punktu widzenia człowieka jest chybione. "Mniemałeś, ze ślepe są oczy w białej wierzy"- wyciąga wiadomy kryształ. I wszystko jasne. Bo to wcale nie był jak go nazwałeś "szajbus' tylko mądry władca, inteligenty człowiek, który zrobiłby wiele dobrego w pokojowych czasach. Niestety przecenił swoje siły, chciał opanować Ciemna Stronę Mocy, a tymczasem ona opanowała jego. To był władca, a nie nadpobudliwe emo.
To właśnie odziera film z psychologicznego realizmu. Ludzie podejmując najnikczemniejsze czyny usprawiedliwiają się choćby przed sobą. Postacie z gruntu zue pojawiają się w tanich romansach. Trzeba było tu Saurona, bo pan D. miał z gruntu dobre intencje. On jest właśnie postacią tragiczną, którą po trochę ambicje, po trochę dobre intencje wciągnęły na stos. Przecież nawet próbując zabić syna nie robi tego z sadyzmu, a w poczuciu silnej depresji, beznadziei, świadomości własnej klęski. Theodena Gandalf poprowadził za rączkę, Denethora pozostawiono samemu sobie.
_________________ To było dawno i nieprawda!
|
23 maja 2008 18:07:07 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 22 paź 2007 22:14:24 Posty: 16
|
Kora, ok , to co piszesz do mnie trafia i się z tym zgadzam. Problem widzę na innej płaszczyźnie: jak to przełożyć na film? Pewnie można by wprowadzić lektora (jak w pierwszej wersji Blade Runner'a, który dopowiedział to, czego widz nie zrozumiał). Dam przykład, napisałaś, że Aragorn przez całe życie przygotowywał się do bycia królem, "wskrzeszenia" chwały ludzi. I tu jest problem, co to tak naprawdę znaczy. Jak się przygotowywał? Czytał książki, rozmawiał z ludźmi, chodził na kursy? I w filmie to spróbowano pokazać, zmienić kilka zdań z książki w filmową rzeczywistość, stąd relacje z Boromirem, zetknięcie z silnym władcą, Theodenem i Aragorn staje się królem, robi się odpowiedzialny za ludzi, już nie chce stać na uboczu. Nawet Theoden docenia jego wielkość. Problemem książki jest to właśnie, że pada w niej wiele zdań, stwierdzeń, czytamy to i nie zastanawiamy się co się za tym kryje, co to w praktyce znaczy. Dopiero film przyobleka "słowo w ciało" i przy okazji tej operacji, stety czy niestety, demaskuje sporo słabizn książki, zdań, za którymi nie ma treści.
Dlatego też ta miłość Arweny i Aragorna wygląda na ekranie jak telenowela, wg mnie nie ma jak jej uzasadnić. Przy Eowinie, Arwena wypada bardzo blado. Elrond ma charakter, Arwena jest płaska. W książce Tolkien założył że ta miłość jest i tyle. Realizm tego świata prosiłby o uzasadnienie, dlaczego. Z tego, co pamiętam z Silmarilliona, to wcześniej był tylko jeden taki przypadek (Luthien i Beorn, o ile pamiętam), więc specjalnie Elfy nie były atrakcyjne dla ludzi i vice versa. I tu dochodzę do rzeczy, książka specjalnie nie trzyma się kupy, Tolkien wrzuca tam co chce na potrzeby sytuacji, niespecjalnie dbając o jakąś spójność aspektów świata. W książce to być może tak nie uderza, ale porównaj to z wyrobem o nazwie Eragon (o którym już pisałem wcześniej). To samo mogłoby powstać ze ścisłego trzymania się Tolkiena. Wg mnie wersja Jacksona oparta na historii Tolkiena jest dużo ciekawsza. Zgadzam się, że to są różne opowieści, bohaterowie noszą takie same imiona, ale postaci jednak różne. Próbowałem ostatnio wrócić do książki i poległem w połowie Wyprawy, nie dało rady
|
23 maja 2008 19:31:21 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 24 maja 2008 21:56:02 Posty: 31
|
Według mojego skromnego zdania książki są gorsze od filmów (może nie dostrzegłem ich uroku ale dobijały mnie te 20 pare stron na których był opis puszczy i prócz chodzienia po lesie nic sie nie działo). W filmie to wszystko zostało pominięte co wyszło mu na dobre (no bo kto by chciał oglądać jak 4 hobbitów chodzi przez bite 10 min po lesie i nic nie robią <wiem że takie rzeczy są w każdym fimlie omijane ale na tą chwilę nie jestem w stanie sobie przypomnieć nic konkretniejszego>)
|
24 maja 2008 22:47:50 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 19 kwi 2008 22:52:32 Posty: 119
|
Nareszcie dobra dyskusja
Podróżował. Ludzi poznawał. Jako Czatownik chronił przed złem. O dziedzictwie mógł sam opowiedzieć, przy Aragonacie. Nie powiem, czyja to wina. Co do wątków romansowych- związki elf- człowiek były rzadkie ze względu na fizyczną izolację ras(ukryty Gondolin) i względy długowieczności, o które mało nie rozbił się Aragorn
Tolkien najpierw stworzył świat, a w nim umieszczał historie. Miłość A&A była miłością od pierwszego wejrzenia, jak najbardziej realną. Spotykali się kilka razy, on za każdym razem upewniał się w uczuciu, ona była rozdarta między nim a swoim ludem. To co było między A&E to fascynacja, nie miłość,a fascynacja- też wiarygodna. W filmie te poboczne w książce wątki rozwinięto z niezbyt dobrym efektem. Poza tym jak mógł tolkien przewidzieć, że 30 lat po jego śmierci w Arwene wcieli się pannica płaska jak naleśnik?
I tu dochodzi kolejna kwestia- aktorzy. Stąd wynika filmowa dominacja Eowyny, nad Arweną, na którą nic nie poradzę. Po prostu ta pierwsza lepiej oddaje pierwowzór.
_________________ To było dawno i nieprawda!
|
25 maja 2008 9:15:52 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 22 paź 2007 22:14:24 Posty: 16
|
Kora, wydaje mi się, że nadal piszemy o różnych rzeczach. Ja zakładam, że świat Tolkiena nie różni się pod względem podstawowych zasad działania od rzeczywistości, jeśli występuje tam rasa ludzi, to dlatego, że są to istoty nam podobne. Staram się więc szukać podobieństw między tamtym, a naszym światem (nie w teraźniejszości, ale był taki okres jak średniowiecze). Nie przemawia do mnie argumentacja tylko dlatego, że Tolkien tak napisał. Z tego co kojarzę, to "szkolenie" następców tronu przebiegało od dzieciństwa, głównie polegało na obserwacji aktualnie panującego, wdrażania do obowiązków, tłumaczenia i wyjaśniania. Nie polegało na podróżach, poznawaniu ludzi czy też pełnieniu funkcji w zwiadzie. Przeniesienie wizji Tolkiena w tym zakresie do filmu byłoby porażką, bo tego zwykły śmiertelnik by nie kupił. Żeby historia trafiła, musi mieć jakieś znamiona prawdy, rzeczywistości. Jackson wg mnie mógł zdecydować się na bajkę w stylu Willowa (zresztą to super-baja) albo spróbować zrobić "dorosły" film, z dorosłymi emocjami, przekazem uniwersalnych treści (walka dobra ze złem), ewolucją postaci, ze zwykłych śmiertelników w bohaterów i chwała mu za to, że wybrał jak wybrał.
Co do relacji elfio-ludzkich, zauważam zgrzyt nawet w tym, co przytaczasz (nie wspominając o samym Tolkienie i tym, co wypracował w tej materii). Piszesz, że problemem w tych związkach były kwestie izolacji i długowieczności. A ile związków czysto ludzkich powstaje spontanicznie, bez oglądania się na jakiekolwiek warunki, szanse powodzenia czy inne kryteria? Załóżmy wobec tego sensowne wytłumaczenie, że te związki E-L nie powstawały nie z przyczyn ludzkiej emocjonalności, ale jej braku w Elfach. Jeśli przyjmiemy takie założenie, to fałszem jest miłość od pierwszego wejrzenia między A&A, bo jedno z A było Elfem. I to też zgrzyta w filmie, nieprzystawanie Arweny do reszty chłodnych, wyniosłych Elfów. A to jest dziedzictwo książki. Obawiam się, że przy dokładniejszym trzymaniu się pierwowzoru, byłoby więcej takich kwiatków. Tolkiena trzeba chyba czuć, a nie zastanawiać się nad tym, co pisze. W momencie przeniesienia tego na ekran, to tak "tylko czuć", to się raczej nie da.
Zmieniając lekko temat, całe szczęście że przy obsadzie filmu Jackson wziął mniej znanych aktorów na tamten okres, zgadzam się w 100% że rola Arweny to pomyłka. Z drugiej strony ta postać jest raczej nie do zagrania, z przyczyny takiej jak powyżej, w jednej postaci musiał by się znaleźć chłód i elfia wyniosłość, a z drugiej miłość od pierwszego wejrzenia w Aragornie. Da radę?
|
25 maja 2008 12:47:16 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 19 kwi 2008 22:52:32 Posty: 119
|
Tyle, ze Tolkienowskie Śródziemie to nie europejskie średniowiecze, a mieszanina epok, stylów i fantazji(Hobbitonowi rwczej bliżej do XIX wiecznej Anglii niż średniowiecza). Gdyby Tolkien chciał stworzyć książke historyczną , osadziłby ją w konkretnej epoce. Tymczasem HoME i LOTR ro nie historia, a mitologia. Skoro bierzemy się za ekranizację czyjejś wizji powinniśmy pozostać jej wiernym na tyle, ile to możliwe.
Ja prędzej nie kupię 14 letnich królowych wybranych w powszechnych wyborach i wybrańców z zapyziałych dziur, które obowiązkowo odwiedzją wszyscy znani bohaterowie. Tyle, że na samym początku przyjęłam, ze to nie świat przyszłości, ale jakiś wyobraźni. Świata, gdzie odpowiednie pochodzenie i szlachetność serca dają siłę do pokonania zła. Patrzę do książki. A Frodo to pies? A Eowina? A Arwena wreszcie? A Sam Ogrodnik? Garadiela? Zakochany miłością idealną Gimli? Rozwój przyjaźni z Legolasem? Z drugiej strony- Denethor, Saruman? Wszyscy trzymają się swoich ról jak ostryga skały. Problem w tym, ze dla mnie Jackson poszedł na łatwiznę. To co powinno zostać ukryte wywleka niemiłosiernie na światło dzienne, pakuje morał w oczy, wrzeszczy, gdzie trzeba szeptać. A co do elfów \ A ile z nich się rozpada? Ja mówię o czysto fizycznej izolacji. Braku styczności. Jeśli już się spotykali- to w czasie wojen. Nie widzieli się na wzajem, jak mieli zakochać?
A czego im brakuje? Miłość elfów trwała wieki, nic nie zdolne było ich rozłączyć. Film daje wrażenie, że lolfy to sztywniaki, jakiś zakon klauzulowy. Tymczasem to udoskonaleni ludzie- lepsi, bardziej dojarzali także w sferze uczuć i zabawy. Gdzie te uczty gondolińskie, fgdzie tragedia Idril i Tuora oraz Maeglina(mam, drugi związek elf-człowiek). Gdzie dwór Gil-Galada, gdzie niegdysiejsze śniegi. Jackson, oddaj mi elfy!
_________________ To było dawno i nieprawda!
|
25 maja 2008 13:16:32 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 20 mar 2008 14:36:02 Posty: 38
|
Może jestem starej daty ale uważam że film nie umywa sie do książki. Jeszcze nie spotkałem się z ekranizacją, która jest lepsza od powieści. Tak jest i w tym przypadku. Film momentami przypominał grę komputerową. Wyprowadźcie mnie z równowagi jeśli się mylę, ale w trylogii opisywani rycerze byli ubrani barwnie, mieli swoje tynktury, godła, zawołania, poruszali się szykach. W ekranizacji natomiast kilkadziesiąt tysięcy szaro-burych komputerowych postaci masakruje hordy potworów, niczym w standardowym horrorze. Książka była znacznie bardziej kolorowa i pełna życia. Dodatkowo trochę zbytnio uwypuklono ideę równości i demokracji. Jeśli się nie mylę, kiedyś panowały stosunki feudalne i do królów odnoszono się w sposób szczególny a tu jak równi z równym niziołek walczy u boku władcy.
Żeby jednak fani Tolkiena nie zjedli mnie żywcem dodam że 3 filmy obejrzałem z ciekawością i zrozumieniem idei równouprawnienia (np relacje Sama - sługi i Froda) jaką kierował się autor tworząc ten trochę wyidealizowany świat fantasy.
_________________ Audaces fortuna iuvat! - Śmiałym szczęście sprzyja, Wergiliusz
Bogowie nie lubią ludzi którzy nie pracują. Ludzie, którzy nie są przez cały czas zajęci, mogliby zacząć myśleć - autora nie trzeba przedstawiać
|
25 maja 2008 15:16:49 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 22 paź 2007 22:14:24 Posty: 16
|
Chodziło mi o zachowania ludzi, nie o porównywanie epok. Średniowiecze miało władców i przyszłych władców. Analogia do Aragorna jako przyszłego władcy i czerpanie wzorców bycia władcą. Tolkien nigdzie nie napisał, że bycie królem w Śródziemiu różni się od bycia królem gdziekolwiek, stąd zakładam analogię. Ja też tego nie kupuję, ale rzecz idzie nie o tamtej trylogii .
A tego to nie rozumiem, za duży skrót myślowy
Nie przekreślam postaci książkowych w żaden sposób, chodzi o ich urealnienie przez dodanie im dylematów, przed którymi stoją. To powoduje, że stają się bardziej ludzcy. I tu nie chodzi o dylematy "zsyłane" przez Saurona czy pierścień, ale normalne kwestie wyboru dobra jednostki, czy poświęcenia dla innych. Być może jest to ograny schemat, ale schemat stary jak świat, z którym stykamy się wszyscy w zwykłej codzienności na mniejszą lub większą skalę. To powoduje, że postaci są dużo ciekawsze, niż gdyby były z definicji idealne.
Co do samych elfów, to przecież ta ich wyniosłość i chłód wynika z długowieczności, dokładnie ten sam efekt, który pojawia się w ludziach w pewnym okresie życia, kiedy wydaje im się, że wiedzą lepiej. Przecież wzajemne animozje między elfami a krasnoludami wynikają głównie z różnicy widzenia świata i podejścia do życia: elfy - chłodne, krasnoludy - gorące. Twarz Legolasa po upadku Gandalfa, na której próżno szukać emocji, jest jakaś nieokreślona pustka, jakby chciał coś czuć, ale nie mógł. Pieśń elfów w Lorien, gdzie nie można się po prostu rozpłakać i przeklinać, musi być żal, ale odarty z bezpośrednich emocji. Haldir w Rogatym Grodzie, którego ściska Aragorn, robi dziwną minę, bo nie rozumie ludzkich emocji. To są elfy, i to Jacksonowi wyszło świetnie, moim zdaniem.
Jeśli mam gdybać, to związki elfów powstają tak jak wszystko inne, z planowania i z wyrachowania, nie z emocji. Jasne że Tolkien może napisać wszystko, ale to się jakoś powinno trzymać kupy, jeśli ma być autentyczne.
Kora, Elfy były sztywniakami. Przecież oni wycofywali się ze Śródziemia głównie za sprawą rosnącej dominacji ludzi na tym kontynencie i tego, że nie w dużym skrócie, nie tolerowały ludzkiego stylu życia, ludzkich emocji. Elfom bliżej do naturalnej przyrody, jej siły trwania, niezmienności. Legolas chyba tylko dlatego, że nie był elfem Wysokiego Rodu, mógł jakoś egzystować z ludźmi i krasnoludem.
W filmie pojawia się taki lekko nakreślony wątek (głównie Dwie Wieże) Eowiny i Arweny wobec Aragorna. Ciągnie go ta ludzka natura Eowiny, to jest coś zupełnie nowego po tych latach spędzonych w "elfim modelu emocji". W pewnym momencie w Rogatym Grodzie zaczyna pękać ta skorupa "nieokazywania emocji" (np. wtedy, kiedy ścina się z Legolasem). Myślę, że to jest celowe zamierzenie twórców scenariusza, których nie można posądzić o chęć spłycenia książki (pamiętajmy, że Jackson odwalił bodajże Miramax z którym rozmawiał przed New Line Cinema, bo chcieli zrobić krótszy film za mniejsze pieniądze).
Film wcale nie daje wszystkiego na tacy, kilkakrotny seans pozwala zauważać jego bogactwo. Tak jak pisałem wcześniej, to nie był scenariusz wyklepany w 3 miesiące na zasadzie podejścia z nożyczkami do książki. Z tego co kojarzę z wywiadów z twórcami, ideą było nakreślenie scenariusza w zgodzie ze światem Tolkiena, czyli najpierw należało zrozumieć koncepcję świata. To, że Tolkien jest nie do końca spójny, to już inna sprawa.
|
25 maja 2008 15:27:03 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 19 kwi 2008 22:52:32 Posty: 119
|
Próbowałam ci pokazać, że postacie w książkach TEŻ stają przed dylematami, o których długo możnaby dyskutować. Nie potrzeba ubarwień.
| | | | Cytuj: Twarz Legolasa po upadku Gandalfa, na której próżno szukać emocji, jest jakaś nieokreślona pustka, jakby chciał coś czuć, ale nie mógł. Pieśń elfów w Lorien, gdzie nie można się po prostu rozpłakać i przeklinać, musi być żal, ale odarty z bezpośrednich emocji. Haldir w Rogatym Grodzie, którego ściska Aragorn, robi dziwną minę, bo nie rozumie ludzkich emocji. To są elfy, i to Jacksonowi wyszło świetnie, moim zdaniem. | | | | |
Gadaj se do słupa. To o czym piszesz to wizja Jacksona- elfy jako zakon klauzulowy. Nie przywołujesz zdań z książek, ale scen z filmów, w których IMHO zmieniono wizerunek Elfa- pierworodnego dziecka świata, żyjącego na wyżynach których człowiek nie sięgnie, przeżywającego wszystko kilkakroć więcej niż człowiek. To elf nie człowiek, w obliczu śmierci ukochanej osoby ginie z żalu, to Luthien dla berena zmierzyła się z ciemnym władcą. Poza tym mam wrażenie, że czytaliśmy różne książki. Gdzież Ty znalazł takie rewelacje?
No ręce opadają. Jakieś nieznane listy, fragment HoME?
Elfy miały wybór- wracają do pięknego Amanu, albo zostają i giną. Karleją, rozmywają się. Pierścienie tracą swoją moc, przestają chronić wszystko co zbudowali przez tysiące lat.
Mam wrażenie, że iedokładnie wiesz o czym piszesz, a wizja filmowa miesza Ci się z książkami.
_________________ To było dawno i nieprawda!
|
25 maja 2008 15:47:51 |
|
|
Konto usuniete
|
film jest dobry pod warunkiem ze sie go nie porownoje z ksiazka. sporo scen (nawet waznych) pominieto albo calkiem przekrecono tak ze sie watku wogole nie trzymaja. bardzo krotka bitwa przed gondorem. niescislosci w wojnie z rohanem a isengardem. albo wlasnie pominiecie czyszczenia shireu. ale pewnie dlatego ze film gdyby wszystko zrobic jak nalezy to nie 10 a z 50 godzin by trwal ;D. ma tez i sporo swoich plusow. najbardziej w ekranizacji podobaa mi sie rola Gimliego. Frodo zagral hyba najgorzej. nie wiem czemu byl taki szal na punkcie eliasza wooda... ale to juz pominmy. film gdyby nakrecic go do perfekcji kosztowal by hyba miliardy wiec trudno sie dziwic ze jest troche skrocony. ale i tak jesli nie porownoje do ksiazki to mi sie podoba.
|
25 maja 2008 15:56:09 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 22 paź 2007 22:14:24 Posty: 16
|
To jest moje widzenie tego świata po kilkakrotnych lekturach książek, rozmowach. Faktem jest, że już jakiś czas temu. Nie w oparciu o to, co Tolkien napisał jakie są elfy, ale bardziej na zasadzie interpretacji zdarzeń. Tak, gorąca w sensie narwana, honorowa pod względem jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. To, że ktoś jest niezrozumiały, nie oznacza od razu wrogości.
Tak, i to są te same Elfy, które w Mrocznej Puszczy pojmały krasnoludów? A skąd w takim razie siła Morgota, skąd wziął swoje armie? Skąd się wzięły Orki? I dlaczego te wspaniałe elfy pozwoliły wykuć Jedyny Pierścień Sauronowi (wcześniej ucząc go tej sztuki)? Nie, wg mnie i owszem, jakiejś szlachetności można doszukiwać się w Elfach, ale to nie była rasa doskonała. Kierowała się dobrze pojętym interesem własnym, a jak przychodziło do czynienia z ludźmi, to sobie wyhodowała Dunedainów za partnerów (podległych partnerów), zamiast rozmawiać ze zwykłymi ludźmi
A to co napisałaś, to wyraźnie pokazuje manipulacje światem pod potrzeby chwili, kiedy trzeba, to Elfy kolonizują Śródziemie, a kiedy trzeba, to Pierścienie przestają działać, a Elfy odpływają. Jakby nie patrzeć, to przypomina mi to kolonizację Ameryki przez Anglików, a potem opuszczanie tego kontynentu, bo się Amerykanie wynarowili. Tolkien czerpał masowo z otaczającego go świata, narzucając swoją interpretację zdarzeń. Nadal twierdzę, że tego nie można z sensem pokleić.
|
25 maja 2008 17:14:53 |
|
|
Kto przegląda forum |
Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zalogowanych użytkowników i 0 gości |
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów
|
|
|
|