Ech... trochę będzie w tym przechwalania, ale o w tym temacie mógłbym naprawdę długo i co ważniejsze na temat
Dzieło Tolkiena przeczytałem 3 lub 4 razy (i wciąż mam ochotę na więcej), a dzieło Jacksona (bo na taki tytuł zasługuje na pewno) obejrzałem przynajmniej 4 razy (w tym ostatnio wersję rozszerzoną chyba 12 godzinną). O adaptacji filmowej tej niesamowitej książki mówiłem i pisałem już sporo (nawet zmusiłem do czytania moich wypocin panią od polskiego), ale wciąż mam mieszane uczucia i mogę ocenić to na dwa sposoby: ze strony filmowej i ze strony czytelnika.
Ze strony filmowej: geniusz. Nie było jeszcze czegoś takiego w historii kina komercyjnego i wykorzystano maksymalnie możliwości jakie na przełomie wieków były dostępne. Oglądając materiały za kulisami filmu byłem zaskoczony jak wiele wiele pracy wkłada się (a raczej można włożyć) w przygotowanie i wyprodukowanie filmu. Zarówno od strony tradycyjnej (gra aktorska, kostiumy, scenografie, scenariusz) jak i nowoczesnej (obróbka cyfrowa dźwięku i obrazu, tworzenie scen bitew i postaci komputerowych, np. wyborny Gollum) jest to ogromne, przepiękne dzieło (specjalne powtórzenie;p) godne Tolkiena (gdyby był filmowcem). W tej kwestii mam naprawdę niewiele do zarzucenia, bo pomimo zarzucanej "Hollywoodzkości" amerykańskich produkcji, reżyserzy kształceni i aprobowani przez Akademię znają się na rzeczy i potrafią przykuć do ekranu nawet na 3 czy 4 godziny. Brawo dla reżysera i całej ekipy!
Ze strony czytelnika/fana Tolkiena: radość i smutek, słodko i gorzko etc. Krótko mówiąc: ambiwalencja (mam nadzieję, że nie ma ostrzeżeń za takie słowa;-p). Wiele zostało ujęte, dużo zostało ucięte, a niektóre sprawy zostały wręcz pomylone. Nie chcę się zbytnio rozpisywać, ale główne zarzuty to: cięcia w całych rozdziałach (nawet w wersji rozszerzonej), zmiany charakterów postaci (drobne i większe), zbytni nacisk na przemoc i dość spore odejście od Tolkienowskiej liryczności. Na usprawiedliwienie można oczywiście mówić o potrzebie zwrotu niebagatelnych sum pieniędzy jakie wyłożono na ten film, a co za tym idzie konieczności spłycenia treści, dostosowania do przeciętnego odbiorcy. CZY jednak jest to usprawiedliwienie? Raczej to pociągają za sobą właśnie pieniądze i tym TAK NAPRAWDĘ różni się książka od filmu: Tolkien pisał, można powiedzieć, "za darmo", nie hołdując niczyim gustom, a jedynie własnej wizji; Jackson tak pięknej swobody oczywiście nie miał i chcąc nie chcąc (pewnie chcąc, ale nie chcę też go obrażać domysłami, bo facet i tak się napracował) przedstawił nam Śródziemie i jego mitologię na poziomie "medium". Taki świat filmu i ciężko jest to póki co zmienić. Niekoniecznie jednak pieniądze=chałtura i to udowodniła nam ekipa filmowa, z tym się każdy zgodzi.
Podsumowując, oceniając: ekranizacja wypada na 5, bo nie można jej oceniać TYLKO pod jednym względem i na taką, subiektywną przyznaję, ocenę składa się wiele moich przemyśleń i długich sesji przed książką i ekranem. Nie widzę sensu czegoś więcej dodawać niż to, że film obejrzeć warto, a książkę przeczytać warto x 2
Jeśli ktoś przez to wszystko przebrnął to gratuluję i zachęcam do dalszych komentarzy (nawet jednozdaniowych byle błyskotliwych i oryginalnych;-)), bo ten temat można rozwijać na wiele ciekawych sposobów.