|
|
Teraz jest 23 gru 2024 4:44:53
|
Autor |
Wiadomość |
Konto usuniete
|
John Ringo
John Ringo (ur. 22 marca 1963), amerykański pisarz science-fiction związany z wydawnictwem Baen Books. Zwiedził 23 kraje, studiował biologię morską. W swoim kawalerskim życiu zajmował się rozmaitymi zajęciami, takimi jak wspinaczka, polowanie, nurkowanie jaskiniowe, żeglowanie i inne. Był także żołnierzem 82 Dywizji Powietrznodesantowej. Od 2000 zajmuje się pisaniem książek określanych jako militarna science-fiction. W Polsce wydawany przez Wydawnictwo ISA.
Autor cykli:
Dziedzictwo Antenata (Posleen )
Wojny Rady
Imperium Czlowiek (wspolnie z D.Weberem)
A mowiac wprost kawal dobrego S-F batalistycznego. Solidnie napisane i wciogajace bardzo.
Naprawde warto przeczytac
|
16 mar 2008 22:01:55 |
|
|
Konto usuniete
|
zgadzam się, świetne military sf-wojen rady nie czytałem ale pozostałe owszem i trzeba przyznać ze ringo doskonale buduje fabułe, no i co ważne ma dobry styl pisania....niezaprzeczalnie warte przeczytania, choć obecnie nie jest jeszcze tak znany jak np david weber ale z czasem może się to zmienić
|
16 mar 2008 22:11:33 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 03 gru 2007 12:10:37 Posty: 36 Lokalizacja: Siedlce
|
Dobre military s-f , zarówno dzieje księcia MCclintoka jak też cykl Posleeni . Dogłębna znajomość tematu , patrz notka biograficzna sprawia , że Ringo potrafi dokładnie oddać obraz pola walki nawet tego s-f .Czasami jesteśmy wręcz przytłoczeni ogromem dokładnych technicznych informacji dotyczących najdrobniejszych czynników warunkujących walkę . Bohaterowie z krwi i kości (zero wyidealizowanych rycerzyków i ) , łatwo zaskarbiają naszą sympatię .
"Warta na Renie " z cyklu "Posleni" fantastyczna książka z bardzo nietypowymi bohaterami pozytywnymi (kto czytał ten wie) , w życiu bym nie przypuszczał , że będę dopingował ta formację do zwycięstwa . )
Warta przeczytania , nie tylko dla miłośników militarystyki .
|
16 mar 2008 22:55:59 |
|
|
Pocketbook Killer
Dołączył(a): 13 lip 2007 20:07:55 Posty: 1513 Lokalizacja: Toruń
eCzytnik: Kindle 3 WiFi
|
Oj czytałem swego czasu Ringo. Czytałem i sobie dałem spokój bo każda kolejna książka to było mniej więcej to samo. Koleś pisze książki na jedno kopyto - dużo złych gości wyżynanych przez tych dobrych, przy maksymalnie dużej ilości fajerwerków. Przeczytałem dwa i pół tomu Wojen Rady - ta połowa stąd, że tzreciego tomu już nie mogłem zmęczyć - takie to było nudne i wtórne. Oprócz tego miałem tę nieprzyjemną okazję czytania powieści "W lustrze", którą to pozycję uważam za jedną z najgorszych książek, jakie w życiu mi się udało przeczytać do końca. Raz, że fabuła jest maksymalnie durna - obce robale dokonują inwazję na naszą kochaną planetę, cel ataku stanowi Wielkie i Wspaniałe USA, potem robale atakują ... ugrupowania terrorystyczne typu Hezbollah i inne znane ze swej miłości do tego kraju. Jak w ogóle można takie coś wymyśleć? Obcy atakujący ziemskie ugrupowania terrorystyczne - przecież to brzmi totalnie durnowato i kiczowato, a na dodatek śmierdzi na odległość jakąś wredną propagandą pro-Bushowską. Kolejną wadą (dla mnie) sa te koszmarne opisy scen bitewnych. Normalny autor opisuje je tak, że normalny laik mógłby zrozumieć, Ringo robi to tak:
Jednym słowem: bełkot. To znaczy, wiecie, jeśli ktoś szuka podręcznika taktycznego dla starszego szeregowego to ta ksiązka jest jak znalazł. Mnie takie opisy odstręczają kompletnie, akcja się rwie, autor rzuca jakimiś nazwami batalionów, pułków, regimentów i Bóg wie czego jeszcze, a czytelnik ma dość książki po dwóch starciach wrogów.
Żeby jeszcze dobić tę książkę to powiem, że została fatalnie przetłumaczona - nie raz i nie dwa zastanawiałem się nad sensem przeczytanego właśnie zdania.
Tak więc Johna Ringo polecam na jedną, góra dwie pozycje (omijajcie tylko "W lustrze"). Przeczytacie je, a resztę sobie można odpuścić - ten koleś już raczej niczego nowego nei wymyśli.
_________________ "A co zrobiłeś najodważniejszego w swoim życiu?
Splunął na drogę krwawą flegmą. Wstałem dziś rano, odparł."
//Cormac McCarthy - Droga
|
17 mar 2008 0:17:50 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 09 sie 2007 19:20:18 Posty: 30
|
Dla mnie jest to także najlepsza military sf. Najlepszy jest cykl o Poslenach a najlepszą z tego cyklu jest Warta na renie chociaż ringo jej nie pisał. Mam tylko nadzieję że będą następne części. Co do zarzutu o pisaniu na jedno kopyto to niestety każdy cykl ma to do siebie jak i każdy autor. Przeczytać jedną pozycję Weber to jakby się czytało pozostałe jej kśiążki, a przecież czyta się je dobrze bo są nieżle napisane. Nie zgadzam się także z zarzutami Kellhusa co do zbyt szczegółowych opisów scen bitewnych jak to napisał, dla mnie są świetne, a najgorsze dla mnie jest jak czytam napisaną książkę z military sf przez "normalnego" pisarza który zupełnie nie miał do czynienia z wojskiem i wtedy dla mnie opisy takiego goscia są bełkotem i wręcz śmieszne
|
17 mar 2008 13:30:30 |
|
|
Admin
Dołączył(a): 16 lip 2007 13:54:46 Posty: 656 Lokalizacja: Atol Bikini
eCzytnik: PRS-505, eClicto, Kindle 3, HTC LEO
|
Witam,
Lubię military sf, ale muszę niestety zgodzić się Kellhusem co do oceny cyklu Dziedzictwo Aldenata. Pierwsze trzy kisążki cyklu były dość dobre. Niestety im dalej w las, tym gorzej. Warta na Renie - faktycznie napisana przez Kratmana - poza kontrowersyjnym pomysłem, by z SS-manów zrobić bohaterów jest tak niesamowicie wtórna w stosunku do wcześniejszych tomów, że aż zęby bolą. Jeszcze gorzej jest w przypadku Wojny Cally - i nie chodzi tu o "wtórność" jakby to powiedzieć "bitewną", ale o sam pomysł na super agentkę. Prawdą jest również i to, że dla osoby, która nie jest fanem military opisy serwowane przez Ringo są mało zjadliwe. Problem powiększa system oznaczania jednostek w armii amerykańskiej oraz ciągłe odniesienia do topografii. Jednak dla fanów tego typu literatury jest to wręcz zaletą. Ot taki dualizm odbioru. Jeśli chodzi o dalsze losy cyklu, to mam nadzieję, że Ringo go zakończy - bo ile można bezkarnie odcinać kupony popularności.
Dość podobnie ma się rzecz z cyklem Wojen Rady. Dwie pierwsze książki były nawet dość ciekawe, ale trzecia to już wypełnianie schematu - tj. opisu kolejnych elementów kampanii. Fabuła przewidywalna jak treść kolejnego wystąpienia polityka. W miarę świeże postaci bardzo "zbrązowiały" i stały się mocno supermanowate (taki Herzer, to w zasadzie mógłby tą wojnę wygrać w zasadzie jednorącz ). Nadto, IMO Ringo miejscami przesadza w niechęci w stosunku do cywili - przecież sensem istnienia armii jest właśnie obrona cywilów. Plus dla Ringo za pierwowzór zastosowania smoków w roli morskich myśliwców wielozadaniowych (takie inne F14 Tomcat czy Harriery) - z czego jak się wydaje skrzętnie skorzystała pani Novik.
Kellhus ostrzegał przed lektura pozycji "W lustrze". Ja mogę tylko powiedzieć, że w porównaniu do kolejnej książki Ringo, tj. "Księżniczki Buław" jest to dość dobra książka Z tym atakiem na terrorystów, to Kellhus trochę uprościł, bo jest to de facto wynik "geniuszu" amerykańskich specjalistów a nie taka sama z siebie inicjatywa Obcych. Natomiast w Księżniczce Buław mamy do czynienia z nowym wcieleniem Buffy skrzyżowanej z Anitą Blake - przy czym ta pogromczyni sił nieczystych jest na co dzień ultrachrześcijańską konserwatywną gospodynią domową, matką i żoną typowego amerykańskiego "przygłupa". Tak ją czasem tylko napada by sobie postrzelać do demonów i innych sił nieczystych, albo jeszcze lepiej chlasnąć takiego "złego" wspaniałą historyczną kataną. Ani to sensowna fantasy, ani military SF - na okładce wydawca powinien napisać "Dozwolone do lat 13".
Żeby nie było, że tak totalnie odsądzam od jakichkolwiek zalet kisążki Ringo, to trzeba napisać, że mogą one mimo wszystko dać dużo satysfakcji z czytania, ale jedynie pod warunkiem, że będzie się je traktowało, jako lekturę specyficzną, przeznaczoną głównie dla fanów military fantasy. Bo książki te są kierowane właściwie tylko do tej grupy czytelniczej. Jak ktoś tego gatunku nie zna, albo nie lubi, to po lekturze książek Ringo zdania na pewno nie zmieni.
_________________ Pozdrawiam, Chesuli
|
17 mar 2008 16:27:16 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 09 sie 2007 19:20:18 Posty: 30
|
Faktycznie Wojna Cally jest najsłabsza w tym cyklu. Co do Warty na Renie nie zgodzę się że jedyną jej zaletą "jest użycie byłych ssmanów". Zresztą zakończenie tego tomu jest rewelacyjne.Przecież tak można mówić o każdej serii. Czytając któryś już z kolei tom zawsze są jakieś powtórzenia, szczególnie jheżeli mamy tu serię dotyczącą jakiegoś pojedyńczego konfliktu. Zgodnie z tym co pisał Ringo następne ksiązki z cyklu Dziedzictwo Aldenata miały pokazywać konflikt w różnych regionach świata. A co powiemy o cyklu star wars chociaż jestem jego miłośnikiem sam często trafiałem na tom który ledwo dało się przeczytać. Widać było że pisany był tylko po to aby oderwać następne kupony od słąwy większości pozycji. A przecież w cyklu ringa być może znajdą się konflikty na innych światach, moze na macierzystym świecie poslenów
|
17 mar 2008 18:11:33 |
|
|
Pocketbook Killer
Dołączył(a): 13 lip 2007 20:07:55 Posty: 1513 Lokalizacja: Toruń
eCzytnik: Kindle 3 WiFi
|
Przecież o tym właśnie piszę. Jest jeszcze tyle planet do zdobycia! I co: autor będzie wrzucał co raz to nowsze postacie w wir walki, opisywał je dokładnie tak samo jak w poprzedniej części zmieniając tylko scenerię i (być może) stopnie żołnierzy oraz nazwy jednostek, wymyślał nowe bronie, staczał walki między bohaterami dobrymi a złymi. I to jest dobra literatura? Zero zaskoczenia, wiadomo z góry jak się skończy, sztampowe postacie. Wygląda mi na autora-serialowca.
_________________ "A co zrobiłeś najodważniejszego w swoim życiu?
Splunął na drogę krwawą flegmą. Wstałem dziś rano, odparł."
//Cormac McCarthy - Droga
|
17 mar 2008 20:01:06 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 09 sie 2007 19:20:18 Posty: 30
|
Jeżeli dojdzie do kontynuacji to dlaczego twierdzisz jak będzie wyglądała. Tym bardziej kiedy jak zapowiedział Ringo on sam nie będzie kontynuował tej serii a jedynie zapraszał innych autorów. Jestem ciekaw jakie serie ci się podobały bo sądzę że żadne biorąc pod uwagę że każda z nich tworzona jest na tej samej zasadzie. Ten sam świat ci sami bohaterowie no może kilku innych dojdzie, ten sam styl pisania, a przedewszystkim kontynuacja wątków z poprzednich tomów. Zawsze jest tak samo obojętnie jaka to saga. Przykład star wars, dragonlance, planeta śmierci, harington, świat czarownic, generał w ten sposób można wymieniać w nieskończoność
|
17 mar 2008 20:09:43 |
|
|
Pocketbook Killer
Dołączył(a): 13 lip 2007 20:07:55 Posty: 1513 Lokalizacja: Toruń
eCzytnik: Kindle 3 WiFi
|
Sęk w tym, że u Ringo z tego co piszecie cała ta "kontynuacja wątków z wcześniejszych tomów" sprowadza się do tego samego - walki. Nie można tego powiedzieć o np. Tolkienie, Bakkerze, Asimovie czy Herbercie, prawda?
Swoją drogą to połowa z tych cykli, które wymieniłeś faktycznie mi się nie podoba
_________________ "A co zrobiłeś najodważniejszego w swoim życiu?
Splunął na drogę krwawą flegmą. Wstałem dziś rano, odparł."
//Cormac McCarthy - Droga
|
17 mar 2008 20:15:23 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 06 mar 2008 12:30:15 Posty: 71
|
Mam za sobą całe "Imperium Człowieka" (z rozpędu: czekałem na jakieś zakończenie - nadaremnie) i "Wartę na Renie" (to ostanie, to zdaje się nie do końca Ringo ) oraz próbę przeczytania czegoś ponad pierwszy tom serii "Posleen". Trochę prowokacyjnie - zgadzam się z przytoczonymi argumentami obu stron : to słaba fantastyka, słabe książki, w gruncie rzeczy stare formularze wypełniane tylko nowymi nazwami i nazwiskami. Sposób na szybkie pisanie i zarabianie. Jeśli ktoś uważa, że to dobra fantastyka militarna, to przeoczył Haldemana, oryginalną "Kawalerie Kosmosu" Henleina (sam tytuł koszmarnie przetłumaczony, ale co tam), cykl Dorsajów (pierwsze tomy); poważę się napisać: nawet Bujold ma lepsze pióro do wojennych scen. Ringo mógłby się uczyć od Strugackich: przeczytajcie frontowe kawałki "Przenicowanego świat" czy "Przyjaciela z Piekieł". Nie będę przytaczał dużo przykładów z fantasy, ale wspomnijcie tylko walki w pierwszych tomach "Czarnej Kompanii", albo fragmentarycznie opisane starcia w mieście z "Trudno być bogiem" (czuło sie krew), no i o Sapkowskim pamiętajcie.
Kurcze, przecież "Gra Endera" ma lepszy militarny wątek. I główne dzieło Przymanowskiego także
Ringo ma słabe pióro, albo ma pecha do tłumaczy, a to wzmacnia nieprzyjemny efekt jednostajności: u niego tylko młócka, albo przygotowanie do młócki, albo wspomnienia o młócce; czasem pokazuje nam jeszcze jaki Zły jest Przeogromnie Zły. Jego bohaterowie nie wypróżniają się nawet, bo nie muszą: oni żyją walką, wspomnieniami o bohaterskich czynach i chęcią zemsty za zgnębioną/zamęczoną/zabitą rodzinę/przyjaciół/naród. Cud, że czasem mają siły na "odpoczynek wojownika", no a drugi cud, że autor zdołał takie sceny wcisnąć pomiędzy marsze, bitwy i oglądanie (lub tworzenie) masowych grobów.
Jego proza męczy, jest jednostajna, bez niespodzianek - no nie, przesadzam: są niespodzianki, ale jak się już schemat rozgryzie to koniec. Produkuje jedne z najsłabszych - obok cyklu Zahna o "Czarnym Komanado" (i kilku innych, o których nie wspomnę) - książek jakie czytałem w ciągu ostatnich lat.
P.S. Czołg Lema w "Niezwyciężonym" ma więcej wojennej charyzmy, niż tysiąc Tygrysów z SS-manami na pokładach.
Przesadziłem?
Poważnie: świadomie przesadnie uwypukliłem pewne braki, które wg mnie występują w prozie Ringo.
|
17 mar 2008 21:17:17 |
|
|
Pocketbook Killer
Dołączył(a): 13 lip 2007 20:07:55 Posty: 1513 Lokalizacja: Toruń
eCzytnik: Kindle 3 WiFi
|
| | | | Cytuj: Ringo ma słabe pióro, albo ma pecha do tłumaczy, a to wzmacnia nieprzyjemny efekt jednostajności: u niego tylko młócka, albo przygotowanie do młócki, albo wspomnienia o młócce; czasem pokazuje nam jeszcze jaki Zły jest Przeogromnie Zły. Jego bohaterowie nie wypróżniają się nawet, bo nie muszą: oni żyją walką, wspomnieniami o bohaterskich czynach i chęcią zemsty za zgnębioną/zamęczoną/zabitą rodzinę/przyjaciół/naród. Cud, że czasem mają siły na "odpoczynek wojownika", no a drugi cud, że autor zdołał takie sceny wcisnąć pomiędzy marsze, bitwy i oglądanie (lub tworzenie) masowych grobów. Jego proza męczy, jest jednostajna, bez niespodzianek - no nie, przesadzam: są niespodzianki, ale jak się już schemat rozgryzie to koniec. | | | | |
Sorry ale nie mogłem się powstrzymać. To najlepsza charakterystyka tego pisarza, jaką w życiu widziałem!
_________________ "A co zrobiłeś najodważniejszego w swoim życiu?
Splunął na drogę krwawą flegmą. Wstałem dziś rano, odparł."
//Cormac McCarthy - Droga
|
18 mar 2008 0:11:07 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 09 sie 2007 19:20:18 Posty: 30
|
Każdy ma swoją ulubioną dziedzinę sfjedni fantasy, inni military a inni wiele innychtrudno porównywać do siebie typowe książki lub cykle military a fantasy lub politykal. Jedyną pozycją z którą można porównywać to kawaleria kosmosu z tym ze to nie cykl. Faktycznie najlepsze pozycje to pojedyńcze książki. Co do cyklu Endera to przecież nie military a przynajmniej autor nie umieszcza jej w tym nurcie. Cykl Dorsajó to pierwsze kilka tomów a póżniej to zupełne dno przeczytałem do końca tylko i wyłącznie dlatego że byłem ciekaw konca. Tak więc jak już wcześniej powiedziałem każdy cykl z biegem następnego tomu jest coraz gorszy
|
18 mar 2008 19:07:31 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 06 mar 2008 12:30:15 Posty: 71
|
| | | | Kellhus napisał(a): | | | | Cytuj: Ringo ma słabe pióro, albo ma pecha do tłumaczy, a to wzmacnia nieprzyjemny efekt jednostajności: u niego tylko młócka, albo przygotowanie do młócki, albo wspomnienia o młócce; czasem pokazuje nam jeszcze jaki Zły jest Przeogromnie Zły. Jego bohaterowie nie wypróżniają się nawet, bo nie muszą: oni żyją walką, wspomnieniami o bohaterskich czynach i chęcią zemsty za zgnębioną/zamęczoną/zabitą rodzinę/przyjaciół/naród. Cud, że czasem mają siły na "odpoczynek wojownika", no a drugi cud, że autor zdołał takie sceny wcisnąć pomiędzy marsze, bitwy i oglądanie (lub tworzenie) masowych grobów. Jego proza męczy, jest jednostajna, bez niespodzianek - no nie, przesadzam: są niespodzianki, ale jak się już schemat rozgryzie to koniec. | | | | |
Sorry ale nie mogłem się powstrzymać. To najlepsza charakterystyka tego pisarza, jaką w życiu widziałem! | | | | |
Dziękuje za uznanie, chyba niezasłużone. Przy tak prostej... - nie, prostota jest często zaletą - prymitywnej konstrukcji utworów Ringo nietrudno coś takiego sformułować. Autorowi brakuje oryginalności, a o kiepskim piórze (albo pechu do tłumaczy) już wspominałem: to widzi praktycznie każdy, kto przeczytał chociażby 1000 dowolnych książek beletrystycznych. Aby wesprzeć tezę o wtórności posłużę się tylko jednym cytatem z dzieła, które odradzałem w innym miejscu forum wszystkim tym, którzy chcą wierzyć, że światy i sytuacje wykreowane przez ich ulubionych pisarzy są oryginalne i wiarygodne (piszę „z głowy”, więc proszę o wybaczenie, jeśli się pomyliłem). No i posłużę się „Kieszonkowym Komputerem Dreszczowców Scince Fiction” (na potrzeby tej dyskusji użyje skrótu „KKDSF”) z tej samej książki (zamilczę jakiej, niespodzianka , no i z wyszukiwania skorzystać można). Cytat (mam nadzieje bez błędów, ale proszę o poprawki, jeśli się pojawią): „Istna maniakalność, jaką okazują Amerykanie przy opisywaniu światów innych cywilizacji, przejawiająca się w uporczywym mianowaniu ich władców i notabli „septarchami”, „markizami”, „margrabiami”, etc., wydaje mi się (ale mogę się mylić) skutkiem naiwnego poszukiwania funkcji i stanowisk elitarnych, a jednocześnie tak odległych od codzienności amerykańskiej, jak to tylko być może”. Otóż dla kraju, który nigdy nie miał monarchów ani udzielnych książąt, więc na dobra sprawę żadnej własnej arystokracji, egzotyka kulminuje zapewne w takich właśnie określeniach, które dla nas brzmią humorystycznie, w kontekście zwłaszcza technologicznym […]”.Kojarzy się z czymś? I wynik zastosowania „KKDSF”: Ziemia | zaatakowana jest przez | ogromnych | Marsjan, Księżyc, potwory spoza galaktyki | istoty pozaziemskie | które (którzy) | traktują nas tylko jako pożywienie | i są | nieradioaktywni | i | mogą być zniszczeni przez | armię lądową, marynarkę, lotnictwo, piechotę morską i (lub) wojska ochrony wybrzeża (koniec). Wiele zmian to wymaga, aby uzyskać „złożoność” fabuły cyklu „Posleen”? A mogłem ciągnąc dalej, ale chyba już nie ma potrzeby.
Ależ ja nie odżegnuje od czci i wiary jakiegokolwiek rodzaju literatury, a fanastyke militarna lubię czytać. Twierdzę tylko (albo „aż”), że Ringo pisarzem kiepskim jest.
Jeśli ktoś napisałby: „mnie się jego książki podobają”, to OK., z gustami trudno dyskutować ale jeśli stawia się tezę, że to świetna literatura fantastyczno-militarna, to będę stawiał opór, bo jest to teza z gruntu fałszywa i szkodliwa. Jeśli książka jest słaba, to nie ma siły. A przekonać się, ze coś jest słabe można stawiając to naprzeciw dobrego.
No i przeczytaj co dokładnie napisałem: „Jeśli ktoś uważa, że to dobra fantastyka militarna, to przeoczył Haldemana, oryginalną "Kawalerie Kosmosu" Henleina (sam tytuł koszmarnie przetłumaczony, ale co tam), cykl Dorsajów (pierwsze tomy); poważę się napisać: nawet Bujold ma lepsze pióro do wojennych scen. Ringo mógłby się uczyć od Strugackich: przeczytajcie frontowe kawałki "Przenicowanego świat" czy "Przyjaciela z Piekieł". Nie będę przytaczał dużo przykładów z fantasy, ale wspomnijcie tylko walki w pierwszych tomach "Czarnej Kompanii", albo fragmentarycznie opisane starcia w mieście z "Trudno być bogiem" (czuło sie krew), no i o Sapkowskim pamiętajcie.
Kurcze, przecież "Gra Endera" ma lepszy militarny wątek. I główne dzieło Przymanowskiego także ”
Ja nie twierdziłem, ze to wszystko cykle militarne, ale że w części „militarnej” są o niebo lepsze do tomiszcz Ringo (no i zobacz, nawet w kwestii „Dorsajów” mamy podobna opinię).
Na koniec ostatni cytat, że można porządnie pisać o wojnie. Cytat długi (może mi Admin na Nieboskłonie wybaczy) ale być może to jedna z niewielu szans, aby ktoś dowiedział się, że można pisać lepsze militarne kawałki, niż robi to Ringo i jemu podobni partacze. Może ktoś ocaleje, dajmy szansę .
Kocięta z tupotem wysypały się z ciężarówki: Zając z Kogutem, Nosal z Krokodylem, Snajper z tym... jak mu tam... nie przywykłem jeszcze do niego, dopiero co przenieśli go do nas z Piggańskiej Szkoły – zabił tam nie tego, co trzeba, przenieśli go więc do nas. Już dawno zauważyłem, tylko nikomu nie mówię – jeżeli Kot rozwali niechcący jakiegoś cywila, natychmiast dowódca jednostki wydaje rozkaz specjalny. Takiego to i takiego za popełnienie kryminalnego przestępstwa skazuje się na śmierć przez rozstrzelanie. I wyprowadzają faceta na plac, stawiają przed szeregiem najlepszych przyjaciół, grzmi salwa, ciało wrzucają na ciężarówkę i wywożą w celu pochowania pod płotem, a potem słyszy się, że chłopcy widzieli nieboszczyka albo w czasie jakiejś operacji, albo w innej jednostce... I, moim zdaniem, to bardzo słuszne. A więc wydałem rozkaz „biegiem” i pokłusowaliśmy z powrotem do Geparda. A tymczasem Gepard czasu nie marnuje. Patrzą, a naprzeciw ta tyczka, ten sztabs-major, ciężko cwałuje, a za nim kolumna pięćdziesięciu tapirów z łopatami i oskardami, tupią buciskami, spoceni, aż para z nich bucha. To oznacza, że Gepard posłał ich, żeby kopali nowe okopy, prawdziwe okopy, dla nas. Pod domem naprzeciw punktu opatrunkowego widzę, już migają łopaty, stoi miotacz rakiet i w ogóle we wsi ruch jak na centralnej alei w dniu imienin Herzoga. Tapiry tylko latają w tę i z powrotem, ani jednego nie widać z pustymi rękami – niektórzy mają broń, ale takich jest niewielu, a większość dźwiga skrzynie z amunicją i trójnogi od karabinów maszynowych. Gepard zobaczył nas – wyraził zadowolenie. Dwójki Zająca i Snajpera od razu posłał w dżunglę jako przednią czujkę, Nosala z Krokodylem zostawił przy sobie jako łączników, a do mnie powiedział: – Słuchaj, Gag, jesteś najlepszym w oddziale rakietowcem i liczę na ciebie. Widzisz te karaluchy? Weź ich ze sobą. Ustaw miotacz rakiet na przeciwległym końcu wsi, wybierz stanowisko mniej więcej tam, gdzie teraz stoją nasze ciężarówki. Zamaskuj się dobrze, a kiedy podpalę wieś, otwórz ogień. Do dzieła, Kocie. Kiedy to usłyszałem, to nawet nie pobiegłem, ale poleciałem jak na skrzydłach do swoich karaluchów. Moje karaluchy razem z miotaczem ugrzęzły w błotnistej jamie na środku drogi i najwidoczniej zamierzały doczekać tam końca wojny. Ledwie się ruszają, łajzy. No to ja jednemu w ucho, drugiemu kopniaka, trzeciemu kolbą między łopatki – wrzasnął tak, że mało mi bębenki nie popękały, i od razu moje karaluchy zaczęły pracować na całego, prawie jak ludzie. Miotacz rakiet z jamy wynieśli na rękach i – biegiem marsz, potoczyli drogą. Tylko koła piszczą, błoto pryska i – następna jama. Tym razem już i ja musiałem się wprząc. Nie, chłopcy, tapiry też można zmusić do roboty, tylko trzeba wiedzieć jak. A więc moja sytuacja wyglądała następująco. Stanowisko już wybrałem – przypomniałem sobie, że opodal ciężarówek rosną takie gęste rude krzewy, a za nimi jest płaska nizinka. Można zakopać się w ziemię tak, że żaden diabeł nas z dżungli nie zobaczy. A ja będę widział wszystko – i drogę do samej dżungli, i trzęsawisko z lewej, jeżeli piechota pancerna stamtąd zaatakuje, i skraj wsi, jeśli pójdą prosto między domami... Pomyślałem jeszcze, że dobrze byłoby nie zapomnieć poprosić Kleszcza o kilka dwójek dla osłony od strony trzęsawiska. Miałem w skrzyniach dwadzieścia rakiet, jeśli tylko te gryzipiórki nie wyrzuciły ich po drodze, żeby się nie przedźwigać... no, to się zresztą zaraz sprawdzi, a w każdym razie, jak tylko się okopiemy, trzeba będzie posłać karaluchy po amunicję. Okropnie nie lubię, kiedy w czasie walki trzeba oszczędzać. Wtedy to już nie walka, tylko sam nie wiem co... Czasu będzie dosyć do zmierzchu, a kiedy tamci ruszą o zmroku, zapłonie ta dziwaczna wieś i będę ich miał jak na dłoni – do wyboru, do koloru. Nie pożałuje Gepard, że mnie tu wystał. Tę właśnie ostatnią myśl kończyłem, leżąc na plecach, a po szarym niebie nade mną jak dziwaczne ptaki latały jakieś płonące strzępy. Nie usłyszałem ani strzału, ani wybuchu, a teraz nie słyszałem w ogóle nic. Ogłuchłem. Nie wiem, ile czasu minęło, aż wreszcie usiadłem. Z dżungli czwórkami wypełzają pancerki, plują ogniem i rozpełzają się wachlarzowato w szyku bojowym, a za nimi wypełza następna czwórka. Wieś płonie. Nad okopami dym, nie widać żywego ducha. Kuchnia polowa, która stała obok faktorii, leży przewrócona, wypływa z niej bura masa, bucha para. Mój miotacz rakiet leży na boku, a karaluchy leżą w przydrożnym rowie kupą, jeden na drugim. Jednym słowem, zdaje się, że istotnie wybrałem wyjątkowo dogodne stanowisko, mleko jaszczurcze! W tym momencie nakryła nas druga salwa. Rzuciło mnie do rowu, fiknąłem kozła, w ustach pełno gliny, oczy zasypane ziemią. Ledwie wstałem – trzecia salwa. Potem przestałem liczyć... Miotacz rakiet jednak jakoś postawiliśmy na koła, sprowadziliśmy do rowu i jedną pancerkę spaliłem. Karaluchy już są tylko dwa, a gdzie się podział trzeci – nie wiadomo. Potem od razu, ni z tego, ni z owego, znalazłem się na drodze. Przede mną cała kupa szczurojadów – blisko, zupełnie blisko, tuż-tuż. Na ich szablach krwawo błyskał ogień. Nad samym moim uchem ogłuszająco szczekał karabin maszynowy, w ręku trzymałem nóż, a pod nogami ktoś się miotał konwulsyjnie, o mało nie upadłem. Potem starannie jak na poligonie celowałem rakietą w stalową płytę, która napierała na mnie z kłębów dymu. Nawet słyszałem komendę instruktora: „Przeciwpancernym...” i w żaden sposób nie mogłem nacisnąć cyngla, dlatego że znowu miałem w ręku nóż... Potem nagle ucichło. Zmierzch już zapadł. Okazało się, że mój miotacz rakiet jest cały, ja również, wokół mnie tłoczą się tapiry, cała kupa, z dziesięć sztuk. Wszyscy palili i ktoś mi wetknął w rękę manierkę. Kto? Zając? Nie wiem... Pamiętam, że o trzydzieści kroków dalej na tle płonącego domu czerniała dziwaczna postać – wszyscy siedzieli albo leżeli, a tamten stał i sprawiał takie wrażenie, jakby był czarny, ale goły... Nie miał żadnego ubrania – ani kurtki, ani szynela. A może jednak nie był goły? „Zając, kto tam sterczy?” „Nie wiem, nie jestem Zając”. „A gdzie Zając?” „Nie wiem, napij się, napij...” Potem kopaliśmy, spiesznie, ze wszystkich sił. To już było gdzie indziej. Wieś teraz leżała nie z boku, ale przed nami. To znaczy wsi już w ogóle nie było – stosy tlących się głowni, za to na drodze płonęły pancerki. Dużo. Kilka. Pod nogami chlupotała maź... „Dziękuję ci w imieniu służby, jesteś zuch, Kocie...” „Przepraszam, Gepard, czegoś tu nie rozumiem. Gdzie są nasi? Dlaczego same tylko tapiry?...” „W porządku, Gag, pracuj, bracie-rycerzu, wszyscy cali i zdrowi, wszyscy cię podziwiają...” ...Aha, dostał! Prosto w tępy ryj. Cofa się, osiada na rufie, wyrzuca snop iskier w czarne niebo. Uciekają, uciekają! „...Kot, uwaga, z prawej! Z prawej! A-a-p!” Z prawej nic nie widzę, zresztą nawet nie patrzę. Kieruję tam lufę i nagle z czarnoszkarłatnego dymu prosto w twarz tryska strumień płynnego ognia. Wszystko z miejsca bucha płomieniem – i trupy, i ziemia, i miotacz rakiet, i jakieś krzaki, i ja. Boli. Piekielny ból. Jak baron Tregg. Kałuża, dajcie mi kałużę! Tu przecież była kałuża! Oni w niej leżeli! Sam ich tam położyłem, mleko jaszczurcze, a trzeba było w ogień, w ogień! Nie ma kałuży... Ziemia płonęła, ziemia dymiła i nagle ktoś z nieludzką siłą wyrwał mi ją spod nóg...
|
18 mar 2008 21:02:27 |
|
|
Admin
Dołączył(a): 16 lip 2007 13:54:46 Posty: 656 Lokalizacja: Atol Bikini
eCzytnik: PRS-505, eClicto, Kindle 3, HTC LEO
|
Witam,
@papa - ten długi cytat powyżej to z "Przyjaciel z Piekła" Strugackich, prawda?. Tylko w tej książce "military" fantasy kończy się po ca 9-10 stronach (wraz z końcem pierwszego rozdziału) - niestety. Cykl Dorsaj to również raczej nie "military" To samo jest jeśli chodzi o Grę Endera. I wcale nie chcę tu powiedzieć, że Ringo pisze choć trochę tak dobrze, jak Card, Strugaccy czy Diskson - bo przecież to byłaby nieprawda. Jednak nie można z kolei porównywać twórczości Ringo z utworami innych autorów, byleby tylko w ich utworach znalazła się jedna czy dwie sceny batalistyczne
_________________ Pozdrawiam, Chesuli
|
18 mar 2008 22:17:05 |
|
|
Kto przegląda forum |
Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zalogowanych użytkowników i 0 gości |
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów
|
|
|
|