Temat leży, więc rzucę coś na zachętę...
~~~~~~~~
- Kapitanie, oddział abordażowy zajął jednostkę. Załoga stawiała opór, więc została unieszkodliwiona. Trwa przeszukiwanie statku.
- Wspaniała wiadomość, poruczniku - Timbert przekręcił głowę, by spojrzeć na swojego pierwszego oficera. Wiadomość była istotnie pomyślna. W końcu natrafili na przemytników, co potwierdzało sensowność ich działań. - Proszę przekazać tę wiadomość wiceadmirałowi Vamarze.
- Tak jest, kapitanie - oficer wyprężył się na baczność i odszedł.
Timbert odwrócił znów głowę, by obserwować unieruchomioną jednostkę przemytników.
Już w godzinę po przybyciu na miejsce natrafił im się pierwszy cel, który zamiast poddać się kontroli próbował salwować się ucieczką. Błyskawiczna reakcja myśliwców umożliwiła zagnanie podejrzanej jednostki w pobliże krążownika, którego obsługa zdołała pochwycić ją promieniem ściągającym i zakończyć próby ucieczki strzałem z działa jonowego, który przepalił obwody frachtowca.
Do unieruchomionego Barloza błyskawicznie dotarł prom abordażowy, a przewożeni przez niego szturmowcy skutecznie obezwładnili stawiającą opór załogę.
Kapitan był ciekaw jakiż to ładunek mogli przewozić, skoro tak uporczywie starali się uniknąć kontroli. Choć nie był już żółtodziobem po Akademii, to jednak maleńka iskierka nadziei kazała mu wierzyć, że oto nadszedł wiekopomny sukces, który pozwoli mu się zapisać w historii. Może załoga przewoziła supertajne wiadomości, bądź plany, których wykorzystanie przez nich pozwoli odwrócić bieg wydarzeń i zniszczyć Rebelię? Jeśli nawet taki sukces nie dałby mu admiralskich pagonów, to z pewnością wyniósłby go do rangi bohatera Imperium. Jego podobizna pojawiłaby się na plakatach werbunkowych, w przyszłości może nakręcono by o nim holodramat, który opiewałby jego zasługi.
I kobiety. One spoglądałyby za nim z pożądaniem i błyskiem w oku.
Timbert uśmiechnął się mimo woli, podniósł wysoko w górę twarz i wysuwając nieco podbródek upajał się tą wizją.
- Sir, nasz oddział odnalazł ukryte schowki pod pokładem statku - odezwał się oficer, który niezauważony podszedł do dowódcy. - Są pełne przyprawy - porucznik zauważył, że uśmiech znika z warzy jego przełożonego. - Coś się stało, kapitanie?
- Nie, nie, wszystko w porządku - odparł Timbert żegnając się właśnie z marzeniami o chwale i sławie bohatera. Na co ja liczyłem, pomyślał. - Wysłać załogę pryzową. Niech zabezpieczą jednostkę.
- Tak jest, kapitanie.
Żegnajcie, piękne damy, pomyślał.
- Pod żadnym pozorem nie plątać się na linii ognia okrętów liniowych - kapitan Baley spojrzał jeszcze raz na zebranych w pomieszczeniu pilotów eskadry. Rozpromienione twarze świadczyły o ich dobrym samopoczuciu i chęci do walki. - Czy to jasne?
Piloci niemal jednogłośnie potwierdzili przyjęcie do wiadomości słów dowódcy.
- Doskonale. Są pytania?
- Będę miał do czego postrzelać? - Zapytał wesoło Nawarr.
Na sali było słychać stłumione chichoty, ale Baley’owi opadły aż ręce. Popatrzył na błękitnoskórego twi’leka siedzącego na drugim końcu niewielkiego pomieszczenia.
- Torpeda... Ja sam zaraz zacznę do ciebie strzelać - odparł umęczonym głosem wzbudzając salwę śmiechu wśród pilotów. Nawarr zaś udając przerażenie schował głowę pod stół.
- Dlaczego nie dokonamy sami skoku do układu Quorenthin, tylko będziemy się tam tłuc na pokładzie „Obrońcy”? - Zapytał po chwili Karud spokojnym, rzeczowym głosem. - Stracimy tylko czas na start i formowanie się po przybyciu na miejsce.
- Nie jestem w stanie ci na to odpowiedzieć, Karud - odparł po chwili Baley. - Mnie też ciężko to zrozumieć, ale kapitan sądzi, że po naszej stronie będzie element zaskoczenia. Punkt, w którym Imperialni weszli do systemu jest też jednym z najczęściej uczęszczanych w tym systemie, więc logiczne jest, że ich dowódca nie zechce się od niego oddalać, aby nie dać szansy przechwytywanym jednostkom do ucieczki.
- A jeśli ten Gwiezdny Niszczyciel będzie w głębi systemu?
- Wtedy i my będziemy mieli więcej czasu - skwitował uwagę kapitan.
- Za dużo w tym kwestii, które wyjaśnią się na miejscu.
- Nie mamy możliwości dokonania rozpoznania, Karud - Baley pochylił się w jego stronę. - Gdybyśmy to zrobili, to Imperialni daliby drapaka stamtąd zanim pojawiłby się „Obrońca” i wszystko poszłoby na nic.
- Rozumiem, kapitanie. Po prostu musimy dać z siebie wszystko.
- Tak jak zawsze - przyznał dowódca „Strzałów”, po czym spojrzał na chronometr. - W porządku. A teraz do maszyn. Za pół godziny będziemy na miejscu.
- Co nowego, kapitanie?
- Raport od kapitana Timberta - Bering położył notatnik na biurku przed Vamarą. - Można uznać, że tutaj trafiliśmy na istny raj, o ile chodzi o przemyt.
- W rzeczy samej, kapitanie - odparł admirał przeglądając raport dowódcy „Konkwistadora”. - Szkopuł w tym, że Timbert jest nieco zbyt skrupulatny.
- Nie rozumiem?
- Zatrzymano cztery frachtowce, i wszystkie okazały się być jednostkami przemytniczymi - wyjaśnił wstając z miejsca. - Nam nie zależy tak do końca na ukróceniu tego typu działalności, bo skoro Imperium przez niemal dwadzieścia lat tego nie zrobiło, to i my tu nic nie zdziałamy. - Wiceadmirał stanął po środku gabinetu i uporczywie zaczął wpatrywać się w podłogę.
- Admirale, odlatujemy? - Zapytał niepewnie Bering.
- Nie, kapitanie - Vamara przemówił po chwili podnosząc głowę i wzrok na podkomendnego. - Niech „Konkwistador” cofnie się w głąb układu i podwoi ilość patroli. Na tę ostatnią godzinę mogą sobie na to pozwolić.
Dowódca krążownika westchnął cicho czytając nowe wytyczne przesłane mu przez Vamarę.
- Admirałowi awans chyba do głowy uderzył - mruknął pod adresem pierwszego oficera Timbert. - Wcześniej nie wyprawiał takich cyrków.
- Sądzi pan, że jego decyzja jest błędna? - Zapytał ostrożnie Zelros.
- Nie do końca, ale jednak - odparł nieco dwuznacznie kapitan. - Z jednej strony uciekinierzy rozniosą wieść o naszym pojawieniu - kontynuował po chwili widząc w oczach Zelrosa niemą prośbę o wytłumaczenie jego obiekcji. - Z drugiej zaś, o ile nie damy im się porządnie odczuć, nasze działania mogą przemknąć bez echa. Przekażcie rozkaz. Cofnąć się o dwa tysiące jednostek. Kurs trzy-jeden-zero.
- Tak jest, sir - porucznik wyprężył się i skierował do stanowiska nawigacji, by jej obsługa wyliczyła i wykonała mikroskok wewnątrz układu.
Dowódca krążownika przyglądał się chwilę pracy swego pierwszego oficera. Zelros był dobrym, sumiennym podoficerem, którego Timbert wziął niejako pod swą opiekę, gdy przejął od wiceadmirała jego dotychczasowy okręt. I jak dotąd nie pomylił się w swoich oczekiwaniach. Porucznik okazał się wręcz głodny wiedzy i działania. W tej kwestii Vamara bez wątpienia nie pomylił się rekomendując mu go jako idealnego kandydata na to stanowisko.
Nie pomylił się. Ale teraz działał zbyt ostrożnie. To mogło im zaszkodzić na dłuższą metę. Spoglądając z innej perspektywy na wydarzenia ostatnich tygodni Timbert nie mógł oprzeć się wrażeniu, że o ile dotąd admirał był ostrożny, to teraz stał się niemalże paranoikiem na punkcie bezpieczeństwa okrętów. Kapitan miał tylko nadzieję, że gdy dojdzie do walki Vamara zdecyduje się na nią, a nie ponownie wycofa swe siły. To też była pewna forma absorbowania uwagi Rebelii, lecz jego zdaniem skazana na niepowodzenie. Jak długo można uciekać i kryć się? W końcu nadejdzie koniec, a decyzja o stronieniu od walki zemści się stukrotnie.
- Jesteśmy gotowi do przeskoku - zameldował Zelros.
- W porządku. Wyślijmy najpierw myśliwce.
Tamal spojrzał na przymocowany ponad wejściem do sali odpraw chronometr. Czas wlókł się nieubłaganie, a partyjka dejarika ciągnęła się niesamowicie.
- Twój ruch - mruknął porucznik Jade siedzący po drugiej stronie okrągłego stolika do gry.
Len zerknął na planszę, na której savrip jego przeciwnika właśnie zmieniał swoje ustawienie.
- Uhmmm - porucznik sięgnął do wbudowanej w stolik klawiatury i po chwili jego houjix zastąpił drogę savripowi. Nie było to zbyt rozsądne posunięcie, ale dla Tamala było to bez znaczenia. - Teraz ty.
Wolałby urozmaicić sobie czas, w którym czekali w gotowości na start czymś konkretniejszym, jak partyjka sabaka, ale gdyby Gurt się tu znienacka pojawił mogłoby to skończyć się katastrofalnie. Kapitan nie uznawał czegoś takiego jak nuda, czy zabijanie czasu. Zaś sabaka darzył szczególną niechęcią. Nikt też nie wiedział dlaczego, ale jak zwykle u Gurta coś w tym musiało być.
- Chce wam się grać? - Mruknął Valtu otwierając oczy.
- Nie, ale co innego mamy robić?
- Eskadra A do maszyn - rozległ się głos kapitana Gurta z głośnika systemu łączności wewnętrznej.
Piloci zerwali się z miejsc jak oparzeni, a znudzenie znikło z ich obliczy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Tamal zerwał się jako pierwszy i niemal doskoczył do wieszaka, na którym umieszczone były hełmy uzupełniające ich ekwipunek. Błyskawicznie otworzył też drzwi i puścił przodem wybiegających z sali pilotów, którzy mknęli do oddalonego o kilkanaście metrów hangaru, gdzie już oczekiwały ich maszyny.
- Już mamy, co robić - zawołał za biegnącym na końcu Talkiem i sam ruszył za nimi ściskając w ręku hełm.
Gdy Tamal wbiegł już do hangaru piloci maszyn znajdujących się w ostatnim rzędzie wsiadali już do kabin, a technicy odsuwali drabinki. Len pobiegł co sił w nogach do swojej maszyny, przy której również czekali technicy wykonując ostatnie testy. Choć maszyny były sprawne, to jednak ich powinnością było upewnić się o tym nawet przed startem.
- Wszystko w porządku - upewnił go sierżant Hoosk. - Powodzenia.
- Przyda się, sierżancie - zauważył porucznik wdrapując się do kabiny. Gdy już się w niej znalazł klapa włazu zamknęła się z sykiem dając gwarancję szczelności kapsuły.
Tamal podłączył natychmiast wszystkie przewody łączące pulpit kontrolny na jego piersi z urządzeniami pokładowymi. Uruchomił zapłon silników i obserwował jak wskaźniki mocy błyskawicznie osiągają pełną moc. Przesłał moc do repulsorów i zwolnił elektromagnetyczne uchwyty przytrzymujące jego maszynę na podwieszanym stojaku. Szybkim przełączeniem przycisków na drążku uruchomił komunikator.
- Zgłaszać gotowość - rozległ się po chwili głos kapitana, a po nim seria potwierdzeń ze strony pilotów. Wszyscy byli gotowi i czekali na rozkaz startu. - Startujemy.
Gdy pierwsza trójka maszyn wyłoniła się już spod brzucha wielkiego krążownika rozdzieliła się w oczekiwaniu na skrzydłowych, którzy wyłonili się w drugiej kolejności.
Choć w Imperialnej Marynarce standardem były formacje złożone z trójki maszyn, to jednak w praktyce dowódcy poszczególnych eskadr, a nawet pułków mieli wolną rękę w doborze taktyki. Wiązało się to z różnicami w podejściu do zadań poszczególnych dowódców i pilotów. W przypadku zwyczajowych działań przeciw frachtowcom, czy innym jednostkom tego pokroju trójka pilotów miała większą szansę na skuteczne ostrzelanie przeciwnika, pozbawienie go osłon, a w efekcie zmuszenie do kapitulacji. Gdy dochodziło do starć z myśliwcami wroga dwójka radziła sobie znacznie lepiej, a trzeci pilot najzwyczajniej w świecie kręcił się bez celu, bo wpychanie się do prowadzonego przez innego pilota ataku było najlepszym sposobem na jego zaprzepaszczenie.
Po niecałej minucie cała eskadra znajdowała się już w przestworzach podzielona na dwójeczki.
- Panowie, luzujemy eskadrę B. Oni się już nalatali, więc to my teraz będziemy patrolować te dwa główne wektory - Gurt streścił ich zadanie. - Klucz drugi zajmie punkt Bantha, klucz trzeci - punkt Dewback, klucz pierwszy pozostaje w odwodzie.
- Przyjąłem - potwierdził Tamal biorąc kurs na punkt wejścia do układu oznaczony umownie jako punkt Bantha. Przełączył komunikator na częstotliwość klucza. - Klucz drugi, za mną.
Porucznik zwiększył prędkość swojej maszyny. Spojrzał na wyświetlacz radaru, gdzie dostrzegł trzy myśliwce kierujące się idealnym szykiem tuż za nim. Doskonale. Przed nimi myśliwce eskadry B formowały się do odlotu w stronę pozostałych punktów kontrolnych, gdzie miały spędzić następną godzinę.
Obsługa hangarowa zbierała pozostawione narzędzia, które zajmowały miejsce pomiędzy X-wingami, a operatorzy usuwali podnośniki repulsorowe im z drogi. Roboty astromechaniczne tkwiły w swych gniazdach, a piloci oczekiwali w kabinach.
Jeszcze tylko kilka sekund.
Shira sprawdziła stan silników. Wszystkie cztery świeciły ostrą zielenią sygnalizując pełną sprawność. W wyrzutniach tkwiło sześć torped protonowych, a lasery posiadały pełne zbiorniki gazu Tibanna. Dwanaście tęponosych maszyn unosiło się na repulsorach w obszernym hangarze „Obrońcy Wolności”, który mógł pomieścić nawet trzykrotnie więcej myśliwców. Mimo doskonałej izolacji kabin poprzez delikatne wibracje całej maszyny można było usłyszeć łoskot silników trzymanych na pełnych obrotach. Eskadra „Szybkich Strzałów” natychmiast po wyjściu z nadprzestrzeni miała wystrzelić z hangaru, by zapewnić okrętom Sojuszu niezbędną ochronę przed Imperialnymi myśliwcami.
- Uwaga, przygotować się do startu - rozległ się pełen napięcia głos kapitana Baleya. - Jesteśmy na miejscu.
Niemal w tym samym czasie wrota hangaru otwarły się na przestrzeń. Poprzez migocącą przesłonę osłon hangarowych, które miały za zadanie utrzymywać atmosferę wewnątrz jednostki widać było migocące gwizdy.
- Ruszamy!
Shira pchnęła manetkę przepustnicy uwalniając energię, która drzemała w silnikach. Myśliwiec wyrwał się do przodu w niesamowitym tempie, i już po chwili kobietę otaczała czarna przestrzeń poprzetykana gwiazdami. W ślad za dowódcą wykonała ciasny zwrot w prawo, wzdłuż kursu krążownika. Kątem oka zauważyła wyłaniającą się z nadprzestrzeni fregatę oraz jedną z korwet przydzielonych do ich eskorty.
- Uwaga! Przed nami myśliwce wroga! Skrzydła w pozycji bojowej! - Zakrzyknął Baley. - Podzielić się na dwójki i do dzieła.
- Torpeda? - Shira rozłożyła płaty i przełączyła się na kanał ich dwójki.
- Jestem tuż za tobą...
„Obrońca Wolności” otworzył ogień do widniejącego w oddali Imperialnego krążownika. Do kanonady dołączył „Sihak”. Artylerzyści Gwiezdnego Niszczyciela nie pozostali dłużni...
- Coś wychodzi z nadprzestrzeni - zauważył porucznik Koplan.
- Faktycznie, wielkie... - Przyznał Tamal, lecz po chwili zamilkł z wrażenia. Na wprost jego klucza z nadprzestrzeni wyłonił się szeroki, obły i paskudnie bulwiasty krążownik. - Osz w mordę...
- Ma towarzystwo! - Krzyknął do mikrofonu Horn. Po prawej z nadprzestrzeni wyłaniała się fregata eskortowa, a nieco wyżej dwie koreliańskiej korwety. Na tle fregaty widać było wyłaniające się z hangaru krążownika myśliwce.
W tej chwili Rebeliancki krążownik otworzył ogień wprost w ich kierunku.
- Wykonać uniki! - Krzyknął Tamal samemu wykręcając ostro w prawo, byle dalej od linii ognia. Był pewien, że artylerzyści kalamariańskiego krążownika nie celowali do nich. Tak małe cele jak myśliwce trudno byłoby namierzyć ich systemom, a i strzelanie z turbolaserów do nich byłoby równie ekonomiczne i skuteczne, co strzelanie z blastera do brzękokomarów.
- Dostali! Dostali! - Darł się Horn, lecz porucznik w pierwszym momencie nie zrozumiał, o co chodzi jego skrzydłowemu. Dopiero po chwili spojrzał na ekran radaru, gdzie w okolicznej przestrzeni pozostały już tylko trzy zielone plamki oznaczające maszyny Imperium.
- Zamknij się! - Warknął do skrzydłowego i rzucił maszynę w szeroki zakręt, by zobaczyć, co z pozostałymi pilotami jego klucza. Maszyna Koplana zamieniła się w drobniutki pył po przypadkowym z pewnością trafieniu strzałem z dział głównej artylerii krążownika. Myśliwiec podporucznika Feyersa chaotycznie koziołkował. Choć z pozoru nietknięty wydawał się być absolutnie martwy. Strzał z działa jonowego. Nawet, jeśli ładunek przez niego niesiony nie przepalił systemów podtrzymywania życia pilota i tak skazany był na śmierć. Lecąc dalej tym kursem już za kilkadziesiąt sekund roztrzaska się o tarcze Rebelianckiego okrętu...
Tamal poczuł, że krew w jego żyłach zaczyna aż wrzeć. Nawrócił swój myśliwiec w kierunku nadlatujących X-skrzydłowców. Błyskawicznie wziął na cel najbliższą z maszyn.
- Skurwysyny... Zapłacicie za to - syknął ze wściekłością i nacisnął spust.
-... Kalamariański krążownik w towarzystwie fregaty Nebulon-B i dwóch korwet. Każcie się im pospieszyć.
- Tak jest, sir.
- Poruczniku Zelros!? - Timbert zwrócił się do pierwszego oficera.
- Niestety, kapitanie - odparł ten po chwili kręcąc przecząco głową ze zbolałą miną pochylony nad stanowiskiem operatorów osłon. - Nasze tarcze nie nadążają.
- Psiakrew... - Warknął kapitan spoglądając za transparistalowe szyby chroniące mostek na lecące w ich stronę turbolaserowe błyskawice. Jednak Vamara miał nosa.
Gdyby „Konkwistador” zajmował dotychczasowa pozycję Rebelianci wyłoniliby się tuż obok niego. Prawdopodobnie już teraz jego okręt stałby się wrakiem, a załoga - trupami. Odległość między okrętami pozwoliła jednak na szybkie uruchomienie generatorów osłon. Cały problem polegał jednak na tym, że osłony pochłaniały niesamowite ilości energii, więc gdy nie są potrzebne pozostają wyłączone. W takich wypadkach jak ten jest to jednak w większości przypadków zgubne. Osłony potrzebują nie tylko energii, co również czasu, aby rozwinąć pełnię swych sił. Tego czasu jednak nie mają. I tak uruchomienie osłon zawdzięczają refleksowi jego obsługi. Jeśli przetrwają to starcie nie obejdzie się bez nagród...
- Eskadra A poniosła dotkliwe straty - meldował Zelros drżącym głosem. - Osłony zanikają w błyskawicznym tempie!
- Oby Vamara zdążył na czas.
- Rebeliancka flota wyszła z nadprzestrzeni w punkcie Bantha. Krążownik w towarzystwie fregaty i dwóch mniejszych jednostek.
Vamara natychmiast odwrócił się w stronę Beringa, który zmierzał w jego stronę z wieściami.
- Jaki kurs? - Zapytał natychmiast admirał.
- Kapitan Timbert nie przekazał takich informacji - odparł oficer. - Zaskoczyli ich. Proszą o natychmiastowe wsparcie - dodał kapitan.
- Sekcja nawigacyjna, wyliczyć mikroskok do punktu ich wyjścia z nadprzestrzeni.
- Tak jest, sir.
- Piloci do maszyn - zwrócił się w stronę oficera odpowiedzialnego za kontrolę myśliwców. - Gdy tylko znajdziemy się na miejscu mają startować.
- Chce ich pan zajść od tyłu? - Zapytał nie próbując nawet ukryć zdumienia Bering.
- Oczywiście - odparł Vamara. - Jeśli pojawimy się w układzie Quorentin w pobliżu „Konkwistadora” Rebelianci nie będą musieli rozdzielić swojej artylerii przeciw dwóm celom. Skoncentrują się na nim, i zniszczą go. Jeśli pojawimy się na ich tyłach...
- Kurs wyliczony, admirale - zameldował porucznik z sekcji nawigacyjnej.
- Wykonać skok - rozkazał Vamara. Po chwili gwiazdy rozmyły się za oknami. Admirał spojrzał na chronometr. Wrócą do normalnych przestworzy za półtorej minuty. - Jak mówiłem - podjął po chwili. - Jeśli pojawimy się na ich tyłach wprowadzimy zamęt w ich szeregi i zmusimy do zmiany celu.
- Rozumiem, admirale - odparł po chwili Bering.
- To dobrze.
Tamal naciskał spust raz za razem zaciskając zęby. Jaskrawozielone nitki laserowych strzałów mknęły w stronę Rebelianckich maszyn, których eskadra pojawiła się przed nimi. Czy to z zaskoczenia, czy planując jakiś manewr Rebelianci złamali swój szyk pierzchając na wszystkie strony. Porucznik zwolnił przepustnice do oporu i wziął ostry zakręt, po czym gwałtownie zmienił ciąg jednego z silników. Nitki celownika jego działek skrzyżowały się na długą chwilę na rebelianckiej maszynie. Len nacisnął spust i trzymał go do oporu. Zielone błyskawice najpierw uderzyły w osłony wrogiej maszyny, a po ich przeciążeniu wprost w kadłub myśliwca zamieniając go kulę ognia.
Myśliwiec jego skrzydłowego śmignął tuż ponad nim plując ogniem w kierunku niewidocznego dla porucznika celu.
Chwila triumfu nie trwała długo i nie zaspokoiła chęci zemsty, jaka opanowała duszę Tamala. Wykręcił ostro maszynę obracając ją przy tym o dziewięćdziesiąt stopni w pionie. W samą porę, gdyż jeden z nieprzyjacielskich pilotów wziął go na cel. Dwie krwistoczerwone błyskawice przecięły miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się jego myśliwiec. Tamal posłał w jego stronę dwa strzały, z których pierwszy okazał się niecelny, a drugi odbił się od osłon X-winga i poszybował w przestworza.
Len zerknął do góry, gdzie jego skrzydłowy ścigał myśliwiec Rebelii ostrzeliwując go wściekle. Za nim jednak gnała inna maszyna przymierzając się do strzału w jego stronę. Porucznik poderwał myśliwiec do góry i szerokim łukiem siadł polującej na Horna maszynie na ogon i dał ognia z podwójnych działek jego TIE. Rebeliancki pilot widząc, że z myśliwego staje się ofiarą zrezygnował z pościgu i próbował zwieść Tamala banalnym manewrem. X-wing najpierw przechylił się w prawo i nieco w dół, czym jego pilot próbował zasugerować mu kierunek, w którym ma zamiar uciekać, a następnie ostro wykręcił w lewo. Jednak porucznik przewidział to i wszedł w ciasny zakręt trzymając cały czas wroga na celowniku. Gdy odległość między nimi spadła nacisnął spust. Strzały uderzyły o tarcze X-a, aż w końcu przeciążyły je i jedna laserowa błyskawica dosięgła prawy górny silnik zamieniając go na chwilę w pochodnię i odrywając przy okazji płat, który zaczął koziołkować w przestrzeni.
- Fija dostała!
Shira usłyszała przepełniony bólem okrzyk skrzydłowego i natychmiast rozejrzała się dookoła, by dostrzec kulę ognia oddaloną o kilometr od niej. Tyle tylko pozostało z twi’lekańskiej pilotki jej eskadry. Tuż przed nią pomknął jeden z dwójki imperialców, którzy szaleńczo uderzyli na ich eskadrę. Sprawca śmierci ich koleżanki.
Shira pociągnęła drążek do siebie przymierzając się do strzału, a gdy już nitki celownika przecięły się na kulistej kabinie TIE nacisnęła spust i dwie błyskawice pomknęły w stronę wrogiej maszyny. Jednak jej pilot wykonał unik obracając myśliwiec i ruszył w jej kierunku posyłając zielone błyskawice.
Pierwsze dwie przemknęły tuż obok, ale kolejne dwie uderzyły o tarcze jej myśliwca zmuszając Shirę do odbicia w bok. Torpeda trzymał się tuż za nią osłaniając jej tyły, choć obecnie nie było to konieczne.
Do walki z nimi ruszyły tylko dwa myśliwce TIE, których piloci widocznie postradali umysły, lub byli już tak zdesperowani, że nie interesowała ich możliwość przeżycia. Reszta Imperialnych maszyn formowała się dopiero i zanim dotrą tutaj powinni uporać się z tą dwójką szaleńców.
Helgon zawróciła swojego X-winga akurat w momencie, gdy TIE, którego zamierzała ustrzelić ostrzeliwał maszynę porucznika Jacobsa. Maszyna porucznika straciła osłony i jeden ze strzałów ugodził ją w silnik odrywając skrzydło.
- Co za dupek - warknęła Shira. - Torpeda, musimy go uciszyć.
- Z przyjemnością - mruknął skrzydłowy.
Oboje ruszyli błyskawicznie w kierunku szerzącego zniszczenie w ich szeregach myśliwca, który jak na życzenie ruszył w ich stronę strzelając bez przerwy w X-a kobiety. Gdy dystans zmniejszył się do polowy skutecznego zasięgu Shira przełączyła lasery, aby wszystkie wystrzeliły jednocześnie. Zmniejszało to co prawda szybkostrzelność, ale zwiększało niszczycielską siłę takiego ognia. Wycelował i wystrzeliła w stronę pędzącego ku nim myśliwca, który w ostatniej chwili wystrzelił świecą w górę unikając zniszczenia.
Ingren trzymał rękę na dzwigni hipernapędu spoglądając na chronometr odliczający czas do wyjścia z nadprzestrzeni. Jeszcze tylko kilka sekund. Kilka sekund, które mogą zadecydować o wszystkim. Jeśli uda im się ubiec Rebelię i ostrzec dowódcę krążownika odniosą sukces. W przeciwnym razie...
Odliczanie zakończyło się i Valtu przyciągnął dzwignię ku sobie. Gwiazdy zamigotały i znieruchomiały.
- O nie... - Jęknęła Mara.
Przed nimi toczyła się już regularna bitwa. Turbolaserowe błyskawice przecinały przestrzeń w stronę ciężkiego krążownika Imperium i z równą zaciętością w odwrotną stronę.
Valtu spojrzał najpierw na ekran czujników, a później na zewnątrz kokpitu. Tuż przed nimi znajdowała się fregata eskortowa, a na prawo połyskiwał wielki krążownik kalamariański, od którego osłon odbijały się wymierzone w jego stronę laserowe strzały, bądź też rozpływały się na tarczach tworząc kręgi, niczym kamienie na spokojnej tafli wody.
Ingren spojrzał przed siebie, gdzie ponad mijającymi się strumieniami wysokoenergetycznego światła kręciły się w morderczym tańcu myśliwce. Dostrzegał wyłącznie same rebelianckie X-skrzydłowce, jednak musiał być powód, dla którego kręciły się jak oszalałe.
- Spójrz! Nasi! - Krzyknęła jego żona wskazując mu kierunek. Na tle ciemnego nieba trudno było je dostrzec, lecz Ingren w końcu je zauważył. Dwa imperialne TIE wirowały niczym twi’lekańskie tancerki unikając laserom i posyłając w rewanżu własne strumienie ognia w kierunku nieprzyjaciół.
- Dwóch... Tylko dwóch? - Zdziwił się Valtu. Niemożliwe, by obie eskadry, jakie powinien mieć okręt tej wielkości zostały już zniszczone. Po chwili dostrzegł jednak nadciągającą od strony Gwiezdnego Niszczyciela chmarę maszyn o charakterystycznej sylwetce.
Dzwięk komunikatora zasygnalizował połączenie. Ingren uruchomił odbiornik.
- Człowieku! Zmywajmy się stąd zanim nas zauważą! - Worst sapał przerażony widokiem rozgrywającej się bitwy. - Wyliczam kurs. Zaraz wam go podam.
- Nic z tego, przyjacielu - odparł Ingren. - My przyłączamy się do tej zabawy.
- Oszaleliście!
- Maro, zajmij się działkami - Valtu nie słuchał już obiekcji dawnego wspólnika. Ich pomoc może i symboliczna, ale może być przydatna. Zwłaszcza dla tej dwójki - pomyślał. Przesyłając moc do silników uruchomił również rufowe deflektory. Przyśpieszając do pełnej prędkości, na jaką mogły pozwolić jednostki napędowe skierował „Klejnot” w stronę wirujących myśliwców.
- Osłony padły!
Timbert spojrzał na pierwszego oficera, który stał pochylony nad konsolą operatorów osłon „Konkwistadora”. Jego zmartwiona twarz wyrażała identyczne myśli, jakie szalały teraz w głowie kapitana. Teraz wszystkie strzały bezpośrednio będą bombardować goły pancerz Gwiezdnego Niszczyciela. To oznacza konkretne straty i zniszczenia, które w obecnych warunkach mogą być ciężkie do usunięcia. Jednak innego wyjścia nie było.
Co gorsza, ich ostrzał nie wyrządził dotąd żadnych uszkodzeń na rebelianckim okręcie.
- Cała naprzód! - Zakomenderował zwracając się do Zelrosa. - Maksymalna moc dział.
W zmniejszeniu dystansu cała nadzieja na zadanie przeciwnikowi jakichkolwiek strat. Vamara zwleka - pomyślał. Niech go szlag trafi!
- Kapitanie, mamy nowy kontakt! To „Łowca”!
Timbert natychmiast odwrócił się w drugą stronę w kierunku porucznika kierującego sekcją czujników.
- Gdzie? - Dopytywał dowódca. Porucznik spojrzał jeszcze raz przez ramię operatora na konsolę.
- Kurs trzy-zero-jeden, odległość dwa tysiące. Są na tyłach nieprzyjaciela.
Jeric zmrużył oczy. Vamara zgłupiał do reszty... W tym wypadku logiczne było chronienie znajdującego się w opałach okrętu, nie zaś odcinanie drogi ucieczki przeciwnika. Tak, ale... Wtem wszystkie fakty zaczęły docierać do Timberta z całą swoją mocą.
- Odwołuję ostatnie rozkazy! - Krzyknął w stronę sternika. - Zelros!
- Tak, kapitanie!?
- Rebelianci skoncentrują się teraz na Vamarze. Gdy tylko ostrzał zelżeje wstrzymacie ostrzał i przekażecie całą moc do osłon!
- Rozkaz!
Kapitan odwrócił się ponownie w stronę transplastowych iluminatorów mostka, by obserwować przebieg starcia. Teraz go dostrzegł.
Szarobiały klin z masywną nadbudówką mostka, częściowo schowany za spłaszczoną sylwetką kalamariańskiego krążownika ział ogniem ze wszystkich lewoburtowych stanowisk swej artylerii, a jednocześnie powoli obracał się frontem ku ofierze, by skupić na niej całą swą niszczycielską siłę.
Rebeliancka fregata już rozpoczęła zwrot, by przeciwstawić się nowemu zagrożeniu, jednak natychmiast znalazła się pod ostrzałem wiszącej tuż obok mostka niszczyciela korwety. Ors, mimo początkowych obaw wiceadmirała wywiązywał się dotąd doskonale w nowej roli. Tą błyskawiczną reakcją z pewnością zarobi kilka punktów u Vamary - pomyślał.
Timbert zauważył, że wymiana ognia między jego okrętem, a kalamarianinem zelżała. Spojrzał w kierunku porucznika Zelrosa. Oficer kiwnął mu głową. Za kilka minut osłony osiągnął pełną moc, a wtedy ruszą. Do tej pory to Vamara musi sam dać sobie radę...
- Myśliwce startują, admirale - Bering podszedł do stojącego na pomoście Vamary. Admirał był jednak skoncentrowany na obserwacji toczącej się wokół bitwy.
- Dobrze - odparł po chwili. - Coś jeszcze?
- Tak, admirale. I to coś niezwykle ciekawego - dodał z nutką wesołości w głosie.
Vamara spojrzał na niego zdziwiony, lecz kapitan tylko się lekko uśmiechnął.
- Nie wiem, co pana tak cieszy - odparł zirytowany. - Zechce pan wyjaśnić?
- Oczywiście. Otóż ta fregata, którą towarzyszy rebelianckiemu krążownikowi to... „Pożoga”.
- Imperialny okręt? - Admirał zmrużył oczy, a na jego czole pojawiły się złowrogie zmarszczki. - Skąd pan to wie?
- Obsługa czujników standardowo zbiera informacje na temat napotkanych jednostek i weryfikuje je - uśmiech zniknął z twarzy Beringa zastąpiony zimną precyzją. - Transponder tej jednostki identyfikuje ją jako „Sihak”, jednak specyficzna charakterystyka napędu i widmo cząsteczkowe identyfikują ten okręt jako „Pożogę”. - Kapitan wręczył Vamarze notatnik. Ten zaczął przeglądać zapisane na nim informacje, a w tym czasie Bering kontynuował. - Okręt dostał się w ręce Rebelii cztery miesiące temu pod Coonterium IV. Dowódca, kapitan Neuber, poddał okręt i przeszedł na ich stronę. Prawdopodobnie to on nadal nim dowodzi.
- Kapitanie Bering...
- Słucham, admirale?
Vamara podniósł wzrok znad notatnika na pierwszego oficera. Bering spojrzał na niego zdumiony. W oczach admirała widać było wściekłość. Gdyby oczy mogły strzelać, to on już byłby martwy.
- Chcę dostać ten okręt - rzekł ostro oddając osłupiałemu kapitanowi notatnik. - A potem obedrę tego sukinkota ze skóry.
Tamal spojrzał na ekran radaru. Za nim leciały dwa rebelianckie myśliwce, które pluły ogniem ze swych poczwórnych laserów, gdy tylko miały ku temu okazję. Wasze niedoczekanie - pomyślał. Nie stanie się ofiarą, to on jest tu drapieżnikiem, a reszta stada już nadciąga.
Dwie, niemal pełne eskadry z „Konkwistadora” prowadzone przez kapitana Gurta zwarły się w chaotycznej walce z rebeliancką eskadrą, wspieraną przez jedną z kanonierek. Jeden z kluczy rzucił się w jej kierunku, by odciągnąć uwagę operatorów jej uzbrojenia od reszty grupy do czasu, aż uporają się z myśliwcami wroga.
Len nie miał jednak czasu na obserwowanie skuteczności ich zabiegów. Wprowadził myśliwiec w ostry zakręt obserwując na ekranie reakcje przeciwników. Ci zaś posłusznie weszli w identyczny zakręt, by po kilku sekundach zrównać się z nim i otworzyć ogień. Len jednak pociągnął drążek do siebie i śmignął świecą do góry, pozwalając, aby laserowe błyskawice przeszyły pustkę.
Kolejny zakręt, i kolejna powtórka ze strony jego przeciwników. I znów świeca w górę, by uniknąć strzałów, lecz tym razem jego prześladowcy przewidzieli to i odpowiednio wcześniej poderwali swoje maszyny. Jednak czy to ze względu na błędną ocenę jego prędkości, czy też przez zwykłego ich pecha, a jego szczęście, wszystkie strzały mijały go w sporej odległości.
- Myślicie, że mnie rozgryźliście? - Warknął sam do siebie Tamal. - To zobaczymy teraz.
Przekręcił panel na drążku, by ponownie wejść w zakręt. Kątem oka obserwował wskazania radaru, na którego ekranie dwie, oznaczone na czerwono punkciki weszły w zakręt, który miał im umożliwić dalsze ostrzeliwanie go w trakcie manewru. Miał...
Porucznik gwałtownie pchnął lewy pedał steru i gwałtownie zmniejszył ciąg w prawym silniku, który aż jęknął, gdy cała energia została skierowana do drugiej jednostki napędowej. Myśliwiec obrócił się niemal w miejscu, jednak zbyt energicznie i Len musiał szybko skorygować ciąg silników, by nie wpaść ruch wirowy, który mógłby zakończyć się dla niego tragicznie. Jednak osiągnął to, czego chciał.
Dwa X-y minęły go z pełną prędkością nie mając czasu by zareagować na jego manewr. Błyskawicznie rozdzieliły się jednak i pomknęły w przeciwnych kierunkach, aby nawrócić i podjąć przerwany atak. Len zwolnił jednak przepustnice i ruszył za jednym z nich mierząc starannie. Gdy sylwetka wrogiego myśliwca znalazła się po środku jego celownika nacisnął spust posyłając w jego stronę serię laserowych błyskawic.
Rebeliancka maszyna skręciła w lewo, by umknąć strzałom, lecz Tamal ruszył za nią na pełnej mocy silników i strzelał raz za razem. Jego, lub jej partner nie zakończył jeszcze nawrotu, więc jego tyły były bezpieczne. Zielone błyskawice początkowo odbijały się od osłon myśliwca osłabiając je stopniowo, lecz w końcu tarcze zanikły i strzały porucznika śmigały coraz bliżej celu. Jego przeciwnik nie mógł tego nie zauważyć i zaczął serię gwałtownych manewrów jednocześnie starając się grać na zwłokę, by jego skrzydłowy mógł mu przybyć z odsieczą. Len miał jednak nad nim przewagę. Ciężkie X-wingi nie mogły się mierzyć w walce manewrowej ze zwinnymi TIE, które z łatwością mogły zmieniać kierunek lotu, jak nie raz już to dowiodły. I tym razem postanowił skorzystać z tego atutu.
Gdy po ostatniej serii jego strzałów przeciwnik znów spróbował stracić go ze swego ogona Len pozwolił mu na sukces. X-wing odbił w prawo, a on w lewo. Gdy rebelianckiemu polotowi już wydawało się, że odniósł sukces ocalając skórę porucznik ponownie obrócił w miejscu maszynę. Nitki celownika błyskawicznie odnalazły cel.
- Mam cię - syknął Tamal i nacisnął spust. Seria zielonych nitek skupionej energii pomknęła w stronę zaskoczonego przeciwnika, który nie miał nawet czasu na reakcję. Pierwsze strzały chybiły, lecz następne wwierciły się w tył kadłuba jednostki zamieniając silniki w kulę ognia. Oderwany od reszty maszyny dziób wystrzelił w przestworza.
W tym momencie przed iluminatorami jego kabiny przemknęły czerwone słupy laserowego ognia. Tamal natychmiast zrozumiał. Zapomniał o drugim z rebeliantów! Błyskawicznie dodał gazu, lecz jego przeciwnik miał go jak na widelcu. Len próbował jeszcze obrócić maszynę, by stanowiła od czoła mniejszy cel dla napastnika, jednak było już za późno. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył były dwie błyskawice trafiające niemal bezbłędnie we wsporniki, na których osadzone były panele słoneczne. Siła uderzenia odepchnęła jego kabinę do tyłu wyrywając porucznika z jego fotela, a zamierające silniki w ostatnim agonalnym zrywie obróciły ją wprawiając kulisty kokpit w ruch wirowy. Len poczuł uderzenie, ból, a potem nastała już tylko ciemność...
Kapitan Timbert spoglądał przez ramię operatora na ekran konsoli. Wijące się na ekranie kropeczki symbolizowały myśliwce Imperium i rebelianckie. Z radością przyglądał się tej walce dopóki ilość niebieskich symboli nie zaczęła drastycznie spadać z powodu pojawienia się kanonierki. Jednak artylerzyści „Konkwistadora” szybko i zdecydowanie dali odczuć jej dowódcy, czym może grozić strzelanie do ich kolegów. Wrak koreliańskiej jednostki zataczał powolny okrąg przechylając się na sterburtę, otoczony kapsułami ratunkowymi, w których ewakuowała się załoga.
Teraz wszystko przebiegało jak należy.
Kapitan odwrócił głowę słysząc zbliżające się w jego stronę kroki.
- Jesteśmy gotowi, kapitanie - zameldował Zelros.
- Doskonale. Otworzyć ogień.
Pojawienie się „Łowcy” odwróciło uwagę Rebeliantów od jego okrętu, dając im czas na regenerację osłon, oraz szybkie podejście do nieprzyjaciela. Pokonali połowę dzielącej ich odległości zanim pierwsze salwy uderzyły w osłony kalamariańskiego krążownika. Będący w trakcie nawrotu przeciw okrętowi Vamary kolos nie miał innego już wyboru jak przerwać manewr i podjąć walkę. Okręt, zmuszony do podzielenia swej artylerii przeciw dwóm celom nie miał innego wyboru jak tylko próbować uciec, lub ulec zagładzie.
I jeszcze fregata... Timbert zacisnął szczękę przypominając sobie słowa admirała. W chwili, gdy Imperium walczy o przetrwanie pojawiają się takie kanalie. Najpierw Jooven, teraz zaś inny oficer. Karierowicze i zdrajcy, gotowi służyć każdemu, kto tylko im zapłaci, wręczy order, bądź po prostu triumfuje. Jeric skrzywił się z odrazą.
- Zestrzelili go! - Krzyknęła Mara do interkomu.
- Widzę - mruknął Ingren kierując „Klejnot” w stronę samotnego X-winga, sprawcy zestrzelenia imperialnej maszyny. - Gotowa?
- Jak nigdy - odparła jego żona i po chwili w kabinie pilota słychać było stłumiony huk strzału z działek frachtowca. W stronę rebelianckiego myśliwca pomknęły promienie wysokoenergetycznego światła.
Pilot X-a w ostatniej chwili uniknął zestrzelenia umykając świecą w górę. Valtu szarpnął wolantem, ale nie miał szans, aby przeprowadzić podobny manewr powolnym i w dodatku obciążonym frachtowcem, który i tak z natury nie był przystosowany do takich działań. Mara nadal strzelała do manewrującego myśliwca, a nawet trafiała. Jej strzały jednak rykoszetowały od tarcz przeciwnika, który postanowił widocznie nie zadowolić się tylko obroną i unikaniem ognia. Rebeliancki pilot zawrócił w ich stronę.
X-wing wszedł na kurs kolizyjny i otworzył ogień ze wszystkich laserów. Strzały trafiły w osłony „Klejnotu”. Ingren szybko spojrzał na wskazania systemów, by przekonać się, że kolejna salwa może pozbawić ich tarcz całkowicie.
- Valtu! Odbijaj! - Usłyszał nagle głos Worsta z komunikatora. Ingrenowi nie trzeba było tego powtarzać, zwłaszcza, że kolejne strzały z rebelianckiego myśliwca już szybowały w ich stronę. Gwałtownie podciągnął wolant ku sobie i w lewo, w ostatniej chwili unikając strzałów. W tej chwili w stronę myśliwca poza strzałami wymierzonymi przez Marę poleciała struga ognia z „Ceny”.
Uzbrojenie frachtowca Kipera fabrycznie skierowane do przodu było zazwyczaj mało przydatne w walce, bowiem aby ostrzelać przeciwnika należało go ścigać, a to było manewrem wręcz niemożliwym do wykonania ociężałym i mało zwrotnym frachtowcem. Tym razem jednak schowany za „Klejnotem” Worst miał idealną pozycję do strzału.
Strugi krwistoczerwonego laserowego ognia pomknęły w stronę samotnego X-skrzydłowca. Mając ograniczone przez ostrzał Mary pole manewru pilot rebelianckiej maszyny nie mógł wykonać żadnego ruchu nie nadziewając się na strzały z jednej, bądź drugiej strony. Po kilku chwilach myśliwiec zamienił się w kulę ognia. Ostatnim, co zauważył Ingren była odrywająca się od kadłuba kabina pilota, pełniąca w skrajnych przypadkach funkcję kapsuły ratunkowej.
Satysfakcję z wymierzonej rebeliantowi sprawiedliwości przerwała przelatująca tuż przed ich dziobem gigantyczna zielonkawa smuga światła.
- Ingren! Zabieraj nas stąd!
Valtu wprowadził „Klejnot” w ostry zakręt pragnąc wydostać się spod ostrzału. Zajęci walką z myśliwcem wpadli wprost na linię ognia pomiędzy dwoma gigantami. Dotąd spokojna przestrzeń zagotowała się prawie od strzałów obu walczących stron. A pośrodku całego tego zamieszania byli oni...
Ingren z trudnością lawirował pomiędzy turbolaserowymi błyskawicami sypiącymi się ze strony Imperialnego krążownika i jego rebelianckiego odpowiednika. Powoli, zakosami, korzystając z każdej luki czy przerwy w ostrzale wyprowadzał „Klejnot” ze strefy walki. Tuż przed nim, lecz nieco niżej kotłowały się w morderczej walce myśliwce. Gdy pojawili się tu w ich stronę zmierzały prawie dwie pełne eskadry TIE. Teraz pozostała ich raptem połowa. Rebelianci bronili się zaciekle, drogo sprzedając własną skórę.
Valtu czuł jak budzi się w nim dawna żyłka pilota, lecz w tym momencie nie był w stanie nic zrobić. Sam musiał walczyć o przetrwanie. O ile trafienie z potężnego działa w maleńki myśliwiec mogło być tylko dziełem przypadku, o tyle ustrzelenie sporego i powolnego frachtowca nie byłoby czymś niemożliwym. A że staną się celem nie wątpił. Bardzo dosadnie pokazali obu walczącym stronom, po której z nich się opowiedzieli.
- Kapitan Quat melduje gotowość, admirale.
- Dobrze - pochwalił Vamara. - Niech uderzają. Poruczniku Frin, gdy tylko osłony kalamarianina zostaną unieszkodliwione proszę skupić ostrzał na ich zapasowych generatorach.
- Tak jest, sir - odparł podoficer.
- „Eredios” opuszcza pozycję - Bering podszedł szybko do admirała. - Ich osłony zaraz padną.
Vamara odwrócił się do zbliżającego się oficera.
- Rozumiem, lecz teraz możemy sobie na to pozwolić - odparł. - Niech schowają się za nami i przeczekają. Gdy tylko ich osłony zostaną zregenerowane mają zająć tę samą pozycję. Pełna moc do osłon mostka.
- Tak jest, admirale. Poza tym mamy tu dwa niezidentyfikowane frachtowce.
- Przemytnicy nas teraz nie interesują - uciął zirytowany Vamara.
- Z tym, że obie jednostki zachowują się niezmiernie dziwnie - zauważył kapitan. - Kapitan Salan melduje, że ich kapitanowie włączyli się do bitwy niszcząc jeden z rebelianckich myśliwców.
Vamara drgnął zaskoczony.
- Nadal biorą udział w walce?
- Nie, admirale. Oba frachtowce starają się wydostać z linii ognia pomiędzy „Konkwistadorem”, a kalamarianinem.
- Być może są to zwykli przemytnicy, którzy wpadli tu przypadkiem i starają się ratować własną skórę - skwitował. - Obserwować ich ruchy, nic poza tym. Co z „Pożogą”?
- Ich artyleria milczy, a osłony upadają. „Konkwistador” skutecznie unieruchomił ich silniki. Sa już nasi.
- Niech oddziały abordażowe przygotują się do akcji.
- Czy oni celują w nas? - Mara starała się usiaść w fotelu drugiego pilota, gdy jej mąż wykonywał kolejny unik przed nadlatującą turbolaserową błyskawicą. - Zrób coś!
- Nie celują w nas, kochana - mruknął Valtu wyprowadzając frachtowiec z nurkowania. - Po prostu nie zwracają na nas uwagi.
- Cudownie - odparła zapinając sieć przeciwwstrząsową.
- Ale bez obaw, ta walka zaraz się skończy - uspokajął ją Ingren obserwując nadlatujące w ich stronę smugi światła.
- Skąd ta pewność?
- Tamta fregata została już wyeliminowana, a osłony krążonika wkrótce powinny upaść.
- Pytanie tylko, czy dotrwamy do tej chwili...
- Rebelianckie myśliwce zostały wyeliminowane, kapitanie - zameldował Zelros.
- Odwołać myśliwce - rozkazał Timbert. - Już tam dla nich nic niema do roboty.
- Tak jest, sir.
- Jakieś rozkazy od Vamary w sprawie tych dwóch frachtowców?
- Oczywiście. Obserwować, nie zatrzymywać.
- Niech będzie - odparł niechętnie. - Mamy inne zadanie. Zelros, zbliż nas do tego kalamarianina.
- Kiper dostał!
- Co?? - Zapytał z niedowierzaniem Valtu.
- Rozniosło mu całą część rufową - jęknęła Mara z przejęciem.
- Jasna cholera - mruknął Ingren zawracając „Klejnotem”. Krótki rzut okiem na statek Worsta wystarczył, aby ocenić sytuację. Rufa po prostu przestała istnieć wraz z sekcją hipernapędu. Wciąż działające główne silniki umiejscowione w przednich „płetwach” najwidoczniej zostały zablokowane i pilot utracił nad nimi jakąkolwiek kontrolę. Rozpędzony statek, odciążony o połowę swej masy przemknął niczym strzała obok „Klejnotu”. - Namierz kapsułę ratunkową. Podejmiemy go na pokład.
- Niema jej nigdzie!
- Jak to niema!?
- No niema! On cały czas musi być na pokładzie!
Valtu ponownie zawrócił frachtowiec, by sprawdzić, co dzieje się z uszkodzoną jednostką jego byłego wspólnika. „Rozsądna cena”, a raczej to, co z niej pozostało oddaliło się już znacznie od nich pędząc w stronę lodowej planety.
- Postaram się go doścignąć, a ty omieć statek skanerem - Ingren pchnął manetkę przyśpieszenia do oporu. - Namierz formy życia, jakie się na nim znajdują.
- Uważaj!
Valtu w ostatniej chwili zauważył potężną strugę spójnego światła pędzącą w ich stronę. Pociągnął wolant ku sobie ile tylko się dało pragnąć uniknąć tragicznego w skutkach trafienia. Gdy już wydawało się, że jego starania zakończą się sukcesem potężny wstrząs rzucił całą jednostką.
- Dostaliśmy - całkiem niepotrzebnie zauważyła Mara.
- Poczułem, ale nadal żyjemy - odparł jej mąż sięgając do pulpitu, by wyświetlić listę uszkodzeń, jakich z pewnością się nabawili. Zanim jednak zdołał dotknąć którejkolwiek z kontrolek wszystkie zamigotały i zgasły. Oświetlenie kabiny również zaczęło blednąć i przygasać.
- Czy to...?
- Taaa... Dostaliśmy z jonówki - mruknął. - Na razie nigdzie stąd nie polecimy, ani nie zrobimy nic więcej. Zostało nam tylko mieć nadzieję, ze to faktycznie zaraz się skończy.
- Nie możesz nic zrobić?
- W tej sytuacji nic. Ani dla nas, ani dla niego.
Oboje spojrzeli przed siebie na bladoniebieską kulę wiszącą przed nimi, na tle której było widać rozbłyski wpadających w górne warstwy atmosfery szczątków, które miały spłonąć nim dotkną jej powierzchni. Wśród maleńkich ogników widać było jeden większy, wskazujący, w którym miejscu rozpoczął swój lot w stronę powierzchni uszkodzony statek Kipera.
Wiceadmirał spoglądał przez transparistalowe okna na znajdujący się dwa kilometry od nich kalamariański krążownik. Jego osłony, choć potężne, to jednak zostały już niemal zniesione przez połączony ostrzał obu Gwiezdnych Niszczycieli. Minuty, a może tylko sekundy dzieliły ich od chwili, gdy w końcu przebiją się przez nie i rozpoczną ostatni akt zagłady potężnego liniowca. Pozostało tylko zlikwidować zawczasu zapasowe generatory.
Niemal jak na komendę zza mostka wyłoniła się eskadra bombowców TIE zmierzając w stronę giganta. Płynnie, jak na defiladzie oddział rozdzielił się na cztery trójki, które samodzielnie zmierzały już w stronę wybranych punktów, w których spodziewano się znaleźć zamaskowane generatory.
Vamara uśmiechnął się pod nosem na myśl o tym zwycięstwie. Gdy tylko ten rebeliancki zespół zostanie zlikwidowany układ sił w regionie znów stanie się dla Imperium korzystny, co ułatwi im powierzone przez Dowództwo zadanie obrony sektorów Arii i Tetsis.
- Rebeliancka eskadra została zlikwidowana - zameldował Bering stając tuż obok admirała. - Kapitan Timbert przesuwa okręt bliżej, aby odciąć Rebeliantom drogę ucieczki.
- Długo na to czekałem - odparł niemal szeptem Vamara.
- Moore nie wierzył, że taka operacja przyniesie jakiekolwiek skutki. A my już czwartego dnia odnosimy taki sukces - zauważył oficer. - Biedak chyba do końca wyłysieje z zazdrości - zakpił.
- Admirale! Rebeliancki okręt uruchamia zapasowe generatory! - Zameldował młody porucznik.
- Tak szybko? - Zdziwił się dowódca odwracając się w stronę podoficera. - Czy zlokalizowano już umiejscowienie tego generatora?
- Tak, sir - odparł porucznik spoglądając na ekran konsoli. - Trafnie zlokalizowaliśmy go jako punkt trzeci. W tę stronę zmierza jeden z kluczy.
- Tak czy inaczej są już nasi - mruknął w stronę Beringa. - Niech pozostałe klucze wycofają się i w razie konieczności powtórzą atak.
- Tak jest.
- Admirale. Dzieje się coś dziwnego - głos porucznika zdradzał lekkie zaniepokojenie.
- Osłony nabierają na sile. Już teraz zapasowe generatory emitują pole energii porównywalne ze standardowym, a ich siła nadal rośnie.
Vamara spojrzał w stronę rebelianckiego okrętu. Trafienia broni energetycznej w normalną powłokę ochraniającą nieprzyjacielski okręt powodowały niewielkie okręgi znaczące miejsca, w które uderzały strzały, oraz rozpraszającej się po osłonach energii. Teraz zaś strzały z potężnych turbolaserów „Łowcy” najnormalniej w świecie rykoszetowały, odbijały się w pustkę przestworzy.
Coś jeszcze się nie zgadzało.
- Wstrzymali ogień - zauważył.
- Prawdopodobnie przesłali całą energię do osłon - zauważył Bering.
- Tylko dlaczego ich działa nadal milczą, skoro osłony już się zregenerowały?
- Gdy tylko nasze bombowce zniszczą generator przestanie to być problemem - zauważył oficer.
Obaj spojrzeli na trzy imperialne maszyny nurkujące już w stronę zlokalizowanego kilkadziesiąt metrów za mostkiem punktu. W odległości niespełna dwustu metrów z wyrzutni bombowców wyskoczyły torpedy protonowe błyskawicznie pożerając odległość dzielącą je od celu, w czasie, gdy piloci podrywali swe jednostki do góry starając się uniknąć strzałów ze strony krążownika. Torpedy mknęły do celu, lecz gdy dotarły do osłon eksplodowały rozświetlając przestworza.
- To niemożliwe - Bering był zszokowany.
- Ponowić nalot - zakomenderował Vamara.
Po chwili pozostałe trzy klucze ruszyły w odstępach, by zasypać przeciwnika pociskami.
- Osłony nadal zwiększają swoją moc - zauważył porucznik.
- Zna pan powód tego zjawiska?
- Niestety, admirale - zaprzeczył młodzik. - Nigdy się z czymś takim nie spotkałem.
Nagły rozbłysk zwrócił ponownie uwagę admirała na rozgrywającą się na zewnątrz walkę. Kolejne pociski zdetonowały na krawędzi osłon krążownika, który dodatkowo zaczął powoli ruszać, by wydostać się z zamykającej się pułapki.
- Zmierzają kursem kolizyjnym w stronę „Konkwistadora” - zauważył pierwszy oficer.
- Timbert już to zauważył - odparł Vamara wskazując drugi ze swych okrętów. Imperialny krążownik zanurkował ostro, by uniknąć staranowania przez otoczony rojem Imperialnych myśliwców kalamariański krążownik, który nabierając prędkości mimo ciągłego ostrzału kierował się w stronę wektora umożliwiającego mu ucieczkę w nadprzestrzeń. Tuż za nim śpieszyła jedna z korwet, która przerwała starcie.
- Wstrzymać ogień. To bezcelowe.
- Rozkaz, sir - odparł z zawodem Bering. - Wstrzymać ogień.
Vamara obserwował jak olbrzymi okręt omija uszkodzoną, dryfującą bezwładnie fregatę. „Konkwistador” wyrównywał powoli lot pod brzuchem kolosa ostrzeliwując go nadal, choć bez żadnego widocznego efektu. Turbolaserowe sztychy odbijały się od potężnych osłon na wszystkie strony.
W pewnym momencie silniki jonowe kalamarianina rozbłysły i okręt skoczył w towarzystwie mniejszej jednostki w nadprzestrzeń.
Vamara spojrzał na niedawne pole bitwy, gdzie otoczona rzadkimi już wyładowaniami elektrostatycznymi dryfowała fregata, otoczona szczątkami zestrzelonych imperialnych i rebelianckich myśliwców. Nieco dalej czernił się wrak rozerwanej na strzępy kanonierki.
- Byliśmy blisko - zauważył Bering.
- Nadal jesteśmy blisko, kapitanie - sprostował admirał. - Oddziały abordażowe mają ponownie zająć „Pożogę”, a w tym czasie ekipy ratunkowe mają odnaleźć wszystkich pilotów, którzy przetrwali walkę. Ściągnąć też każdą maszynę, którą da się wyremontować - kontynuował. - Gdy tylko będziemy gotowi ruszamy ich tropem.
- Będziemy ich ścigać?
- Do tej pory znajdowaliśmy się w defensywie. Czas to zmienić.
- Oczywiście, admirale - kapitan uśmiechnął się mimo woli, na co Vamara odpowiedział podobnym gestem.
- Wbrew temu, co mógłby pan do tej pory sobie o mnie pomyśleć ja nie stronię od walki. Ja po prostu wybieram najodpowiedniejszy do niej moment. Teraz właśnie taki nadszedł.
- Rozumiem, admirale. Nigdy nie podejrzewałem pana, że stroni pan od walki - pośpieszył z zapewnieniem oficer, na co Vamara zareagował lekkim śmiechem.
- Niech panu będzie. Nie będę teraz wnikał w szczegóły - odparł po chwili. - Niech Timbert prześle szczegółowy raport. Będę oczekiwał w swojej kabinie.
- Tak jest, sir - obiecał Bering odchodzącemu dowódcy.
Najwybitniejszy dowódca z niego nie jest - pomyślał patrząc na jego plecy. Ale pokazał dziś, że nie pasanie nerfów jest jego zawodem. Choć zwycięstwo było połowiczne, to jednak odnieśli je. Stan Rebelianckiego zespołu spadł o połowę, a jego myśliwce zostały rozgromione. Minie sporo czasu, zanim buntownicy podniosą się po dzisiejszym ciosie. Ten czas należało wykorzystać na umocnienie ich pozycji i zgromadzenie sił niezbędnych do walki.
Na dobrą sprawę ich siły są wystarczające, przemknęło przez głowę Beringa. Uśmiechnął się do siebie. Gdy posiłki dotrą już na miejsce będą w stanie podjąć skuteczną kontrofensywę i dokończą to, co zaczęli. Rebelia zostanie starta w proch, Endor pomszczony, a Imperium znów przywróci ład i porządek w Galaktyce.
Kapitan zmrużył oczy patrząc na dobijające do kadłuba fregaty promy abordażowe. Kilka Lambd przemknęło obok nich śpiesząc na pole niedawnej bitwy, by podjąć pilotów, którzy jakimś cudem przetrwali walkę. Ich życie było teraz dla Imperium na wagę najdroższych klejnotów. Pozostałe maszyny krążyły wokół obu niszczycieli oczekując w kolejce na dokowanie.
Zwyciężą. Bering już w to nie wątpił.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że spodobało się...
W razie jakichś uwag - proszę konkretne wpadki cytować, aby łatwiej je było poprawić.
Dziękuję