Teraz jest 28 mar 2024 20:10:08




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 15 ] 
Star Wars: Zaginione Imperium. 
Autor Wiadomość
Użytkownik
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 13 lip 2008 17:30:16
Posty: 80
Lokalizacja: WodzisÂław ÂŚlÂąski
Post Star Wars: Zaginione Imperium.
Witam.
Na wstępie kilka informacji. Po pierwsze, zarejestrowałem się na tym forum niemal wyłącznie ze względu na to, że chciałbym poznać Waszą opinię na temat mojej pisaniny :wink: Po drugie - jestem wielkim fanem Gwiezdnych Wojen, więc niech nikogo tło mojego opowiadanie nie dziwi...
Co do poniższego tekstu. Jest to dość krótki urywek z do tej pory napisanego przeze mnie opowiadanka. Nazwa jest nieco może myląca, ale to ze względu na kierunek w jakim ma się potoczyć całość.
Dlaczego to tu zamieszczam...? Znudziły mi się komentarze z różnych for, gdzie ludzie czytający moje opowiadanie nie potrafili wychwycić błędów, lub ograniczali się do lakonicznych wypowiedzi. Chciałbym więc poznać opinię ludzi, którzy na takim forum jak te mają styczność z większą ilością amatorskich prac i potrafią doradzić, bądź podpowiedzieć jakieś rozwiązania.
Za wszelkie komentarze wnoszące coś do tematu będę niezmiernie wdzięczny :)
A teraz zapraszam do lektury...



Dowodzący leciwą już korwetą typu Marauder porucznik Rahm Ors leniwie studiował po raz któryś z kolei rozkazy przesłane mu przez Dowództwo Floty. Gdyby nie fakt, że do zaplanowanego spotkania z innym zespołem Imperialnym pozostało już zaledwie pół godziny to z pewnością przekazałby dowodzenie swojemu zastępcy i poszedł do swojej kabiny, aby odpocząć.
Służba na pokładzie jakiegokolwiek patrolowca była przerażająco monotonna, a w pewnych momentach aż zabójczo nudna. Dopiero naprawdę rzadkie chwile prawdziwej akcji rozpalały załogę...
Ors podniósł wzrok znad notatnika i powoli omiótł spojrzeniem niewielki mostek korwety, na którym podobnie senna obsada tkwiła przy pulpitach kontrolnych systemów okrętu. Była to jednak senność pozorna, która kończyła się w momencie, gdy na sensorach pojawiało się cokolwiek, co mogło wzbudzić podejrzenia. Szkopuł w tym, że orbitując nad jednym z księżyców niewielkiej gazowej planety w zapomnianym przez Galaktykę systemie nie mieli co liczyć na napotkanie kogokolwiek. Co prawda biegła tędy jedna z alternatywnych tras wiodących w kierunku Koreliańskiej Trasy Handlowej, ale szansa, że ktoś zapuści się w te strony była znikoma.
Poza jego „Erediosem” sąsiednie orbity zajmowały jeszcze trzy koreliańskie korwety ściągnięte z kilku sąsiednich sektorów. Czemu miała służyć ta mikroskopijna koncentracja, tego Ors nie wiedział, a komandor przekazujący mu rozkazy nie uznał za stosowne informować go o powodach tej decyzji.
Być może już wszystko stanęło na głowie po śmierci Imperatora?
W ich wypadku szok spowodowany porażką pod Endorem był krótkotrwały. Codzienna służba patrolowa robiła swoje i nie pozwalała na myślenie o sprawach niezwiązanych z codzienną służbą. Każdy miał swoje przemyślenia, chwilę zadumy nad przyszłością i tym, co w niej nas czeka. Ale strojnisie z Imperialnego Centrum, którzy poza spijaniem hektolitrów kafu nie mieli co robić dostali istnego szału. Takie przynajmniej było zdanie Orsa, który w ciągu pierwszych trzech dni otrzymał więcej sprzecznych ze sobą rozkazów niż można by sobie wyobrazić w najczarniejszym ze snów.
Szczyt błazenady przyszedł potem, gdy przez dwa dni odbierał, wypełniał i odsyłał najróżniejsze i najśmieszniejsze formularze i zapytania ze strony coraz to innej komórki operacyjnej z Dowództwa Floty.
Cieszył się, że ten koszmar w końcu się kończy i że otrzymał w końcu jednoznaczny, choć lakoniczny rozkaz udania się do tej dziury, oznaczonej na gwiezdnych mapach jako układ M 8002, gdzie miał czekać na przybycie grupy, z którą miał podążyć dalej. Porucznik był ciekaw cóż to za grupa, i czy może w końcu nie wezmą udziału w poważnej akcji... Udział w wielkiej bitwie choćby na pokładzie takiego wielokrotnie reanimowanego trupa zawsze był czymś, o czym można było poopowiadać w towarzystwie pięknych kobiet...
- Mamy kontakt - odezwał się z ożywieniem bosman zajmujący stanowisko przy pulpicie sensorów.
- Odległość, kierunek i prędkość? - zapytał Ors.
- Sześćset jednostek, kurs pięć-zero-jeden, prędkość dwa - raportował podoficer. - Duża ilość jednostek, w tym trzy większe w szyku trójkątnym zamykającym całą grupę. Widać konwój.
- Dobrze - odparł porucznik prostując się w fotelu. - Nakazać start...
- Druga grupa wychodzi z nadprzestrzeni! - Zawołał bosman. - Ależ tu się tłok robi...
- To z pewnością ta grupa, na którą mieliśmy czekać - mruknął. - Tym bardziej trzeba zrobić dobre wrażenie. Myśliwce - start, a „Sztylet”...
- Wymiana ognia między jednostkami! - Wrzasnął bosman. - Druga grupa otwarła ogień do eskorty konwoju!
- Co się tam do dzieje!? - Ors aż wstał z fotela.
- Okrętów drugiej grupy nadal nie widać, ale pomiędzy frachtowcami pojawiły się myśliwce.
- Czy to Imperialne maszyny?
- Chwilę, poruczniku... - Bosman szybko wyostrzał sygnał otrzymywany z sensorów. - Nie! To „Łowcy Głów”!
- Alarm bojowy! - Rozkazał porucznik. - Sternik, kurs na konwój i cała naprzód! Powiadomić pozostałych. Uruchomić generator osłon, a strzelcy niech rozpoczną ładowanie turbolaserów!
- Tak jest, sir - jego zastępca, chorąży Derlen ruszył do stanowiska łączności by poinformować pozostałych dowódców o zagrożeniu. Jednak pozostałe korwety już ruszały szykując się do walki. Spod „Erediosa” wyłaniała się już eskadra TIE Fighterów kierując się w stronę jednostek konwoju.
W tym właśnie momencie jeden z osłaniających konwój statków został rozerwany na strzępy przez wewnętrzną eksplozję. Frachtowce konwoju w panice zaczęły się rozpraszać.
- Cóż za głupcy! - Syknął Ors. W tym momencie zwarta grupa choćby symbolicznie uzbrojonych, lecz wzajemnie zapewniających sobie osłonę skazała się niemal na pewną zagładę. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Jeden ze statków rozbłysnął żółtym światłem, gdy jego jednostki napędowe zostały zniszczone celnie wymierzonymi rakietami udarowymi. Imperialne myśliwce były jednak coraz bliżej...
- Porucznik Keth melduje, że dostrzegł okręty piratów. Dwa krążowniki transportowe „Neutron Star” i krążownik klasy „Carrack” oraz kilka tuzinów mniejszych jednostek.
Ors skrzywił się na wzmiankę o Carracku. Niezwykle szybkie i przyzwoicie opancerzone jednostki były ciężkim orzechem do zgryzienia, gdy znalazły się w ręku tego typu szumowin.

- Skończeni idioci! - Valtu szalał za sterami „Lśniącego Klejnotu” próbując odlecieć jak najdalej od pola walki. W momencie, gdy szyk konwoju został rozerwany przez kilku spanikowanych kapitanów frachtowców wiedzieli, że to kwestia czasu, aż piraci zabiorą się za nich. Skierował swój frachtowiec kierunku płonącego eskortowca. Miał nadzieję, że piraci koncentrując się na pozostałych dwóch nie zwrócą uwagi na chowający się w cieniu wraku statek. Podobnie widać myślało pięciu innych kapitanów, którzy zmierzali z pełną prędkością za „Klejnotem”. Jednak ich manewr nie pozostał tak zupełnie niezauważony, gdyż w pościg za uciekającymi rzuciła się grupka myśliwców.
Wnętrze frachtowca napełniło stłumione dudnienie, gdy Mara otwarła ogień do nadlatujących napastników. Podobnie uczynili strzelcy na innych jednostkach, dzięki czemu zwarta dotąd grupa „Łowców Głów” rozpierzchła się, by zmienić taktykę.
Valtu spojrzał na pulpit kontrolny. Nadal znajdowali się wewnątrz studni grawitacyjnej. Miał tylko nadzieję, że uda im się z niej wydostać w jednym kawałku.

- Komandorze! Przed nami duża grupa okrętów! - Odezwał się podniesionym głosem chorąży pełniący służbę przy konsoli systemów wykrywania. - Trzynaście jednostek kieruje się z dużą prędkością prosto na nas!
Ledwie wyszli z nadprzestrzeni, a już Vamara stał już na mostku wpatrując się w toczącą się przed nimi bitwę i paniczną ucieczkę chmary frachtowców.
- Rebelianci!? - Zapytał stojący obok dowódcy Timbert.
- Wygląda mi to na atak piratów, poruczniku - odparł komandor podchodząc do holoprojektora wyświetlającego sytuację taktyczną. - Alarm bojowy! Wszystkie myśliwce start i cała naprzód! Przekazać na „Burzyciela” i „Ohm’dwa”.
- Tak jest, sir.
- Poruczniku Fedom, proszę nawiązać kontakt z oczekującymi tu na nas jednostkami.

- Ingren! - Krzyknęła do komlinka Mara. - Przed nami krążowniki! Imperium!
Valtu spojrzał znad pulpitu w kabinie wprost przed siebie, gdzie z nikąd dosłownie wyrósł Gwiezdny Niszczyciel w towarzystwie dwóch mniejszych okrętów. Kapitan westchnął z ulgą.
- Teraz jesteśmy bezpieczni - odezwał się do żony, po czym profilaktycznie skierował „Klejnot” nieco w lewo, aby zejść z drogi zmierzającym z odsieczą okrętom.
Zastanowiło go tylko skąd oni wzięli się w tym zapomnianym przez wszystkich układzie i to w takiej sile? Natrafienie ostatnio na Imperialny krążownik graniczyło z cudem. Może jednak doniesienia i plotki rozsiewane przez Rebeliantów o rzekomych sukcesach ich floty nie były prawdziwe?

Turbolasery pędzącego z maksymalną prędkością „Erediosa” wypluwały z siebie teradżule energii kierując ją w kierunku najbliższego pirackiego krążownika. Lecące obok korwety jak na komendę powtórzyły jego akcję dorzucając od siebie kolejną dawkę wysokoenergetycznego światła. Osłony krążownika transportowego pochłonęły je, lecz w widoczny sposób osłabły. Kolejne krwistoczerwone błyskawice pomknęły w jego kierunku sprawiając ich całkowity zanik. Krążownik przerwał ostrzeliwanie eskortowca i zaczął manewr, który pozwoliłby mu znaleźć się na tyłach pirackiej formacji. W pierwszej linii naprzeciw patrolowcom stanął teraz lekki krążownik, którego działa błyskawicznie rozpoczęły ostrzał atakujących okrętów Imperium.
- Trzecia grupa wyszła z nadprzestrzeni! - Poinformował bosman, a Ors skrzywił się wyraźnie.
- Kolejni piraci?
- Tym razem nie - odparł podoficer z bijącym z głosu zadowoleniem. - Trzy krążowniki, w tym jeden klasy „Victory”. To Imperialne okręty.
Porucznik spojrzał na konsolę, na której wyświetlane były informacje o położeniu okrętów. Krążowniki pojawiły się w układzie blisko dwieście jednostek stąd poruszając się z dużą prędkością w kierunku pola bitwy. W ich kierunku ruszyły już oba nadal trzymające się eskortowce licząc na ich pomoc. Tym bardziej, że ich zadanie zostało zakończone. Ochraniane przez nie frachtowce, z wyjątkiem kilku pechowców już rozpierzchło się po całym systemie lub nawet zdążyło skoczyć w nadprzestrzeń.
- Sternik! Kieruj nas w stronę krążowników.
- Tak jest, sir.
- Poruczniku! Wywołują nas!
- Łącz natychmiast - nakazał, po czym uruchomił swój komunikator. - Tu porucznik Ors z pokładu korwety „Eredios”.
- Poruczniku, tu komandor Vamara - odezwał się głos. - Proszę skierować swoją grupę na prawe skrzydło nieprzyjaciela i ograniczać jego możliwość ucieczki. Oczekiwać dalszych rozkazów.
- Uch... Rozumiem, komandorze.
Połączenie zostało zerwane. Ors spoglądał zdumiony na komunikator, lecz szybko oprzytomniał.
- Przekazać pozostałym - rzucił w kierunku chorążego Derlena. - Sternik, kurs dwa-zero-cztery.
Zmieniając pozycję pod ostrzałem pirackiego krążownika dowódca „Erediosa” przypomniał sobie ile razy słuchał opowieści o poświęcaniu przez dowódców wielkich okrętów myśliwców i patrolowców...

Eskadra rozwinęła szyk i ruszyła z pełną prędkością w kierunku uwijających się wśród ostatnich frachtowców pirackich Z-95. Napastnicy ostrzeliwali frachtowce grupami mająca nadzieję na pozbawienie ich osłon i zmuszenie do kapitulacji. Widząc nadciągające Imperialne myśliwce zrezygnowali jednak i ruszyli bezładnymi gromadami w kierunku nowego przeciwnika.
Porucznik Tamal skontrolował funkcjonowanie systemów, po czym sprawdził na radarze, czy jego skrzydłowy utrzymuje pozycję za nim. Horn leciał jak na sznurku Tuż obok jego myśliwca.
- Eskadra A uderza na pierwszą grupę - rozległ się w komunikatorze głos kapitana Glena. - Eskadra B zajmuje się grupą drugą, zaś eskadra C zneutralizuje tamte kanonierki.
W eterze odezwały się potwierdzenia od dowódców obu eskadr, po czym myśliwce z „Burzyciela” odbiły w prawo, by przechwycić trzy kanonierki, które pośpiesznie zmierzały w stronę krążowników.
- Eskadra - odezwał się ponownie Glen na częstotliwości taktycznej eskadry. - Pokażcie, co potraficie!
Piraci otwarli ogień zanim jeszcze znaleźli się w zasięgu skutecznego ognia. Eskadra rozproszyła się i poszczególne dwójki ruszyły do walki.
Tamal ostro pociągnął drążek do siebie unikając w ostatniej chwili blasterowej błyskawicy, która w przecięła miejsce, gdzie jeszcze przed momentem znajdowała się jego maszyna. W następnej chwili ostro skręcił w lewo nurkując za „Łowcą”, który ośmielił się strzelać do niego. Myśliwiec pilotowany przez pirata zaczął kręcić się raz w prawo, raz w lewo starając się strząsnąć prześladowcę ze swojego ogona.
Len czekał wytrwale aż nitki celownika przetną się tuż przez maszyną. W pewnym momencie jego cierpliwość została nagrodzona i porucznik nacisnął na spust posyłając nitki energii przed dziób pirackiej maszyny na ułamek sekundy przed jej pojawieniem się tam. Dobrze wymierzone strzały zamieniły myśliwiec w kulę ognia. Tamal zakręcił ostro w prawo unikając gradu rozpalonych odłamków.

- Piraci zmieniają szyk - mruknął Perish. - Ten krążownik transportowy najwyraźniej został pozbawiony tarcz.
- Na to wygląda - odparł Vamara. - Jego miejsce zajmuje ten Carrack.
- Żadna z korwet nie wytrzyma starcia z nim - ostrzegł kapitan.
- I nie będzie musiała - odparł Vamara. - Chorąży Rivan, odległość od celu?
- Sto jednostek, komandorze.
- Doskonale. Przekazać dowódcą baterii turbolaserowych namiary na ten lekki krążownik - rozkazał. - Baterie dział jonowych mają się skupić na pozostałych dwóch jednostkach. Strzelać na mój rozkaz.

- Dwaj „Łowcy” na siódmej! - Krzyknął Horn. Porucznik zerknął na radar, by przekonać się, że piraci zajęli pozycje tuż za nimi w odległości umożliwiającej na oddawanie skutecznych strzałów. Błyskawice mijające jego myśliwiec były tego najlepszym dowodem.
- Rozdzielamy się! - Rozkazał, po czym wszedł w ostry zakręt w prawo. Horn zakręcił ostro w lewo.
Piraci minęli ich na pełnym gazie próbując powtórzyć manewr, lecz nie były w stanie zrobić tego tak szybko. TIE Fightery nie należały może do najmocniejszych, ale miały opinię najbardziej zwrotnych maszyn w Galaktyce. W tym momencie udowadniały swoją wyższość.
- Są nasi... - Mruknął zadowolony Horn.
- Jeszcze nie do końca - odburknął Tamal próbując namierzyć jeden z myśliwców, którego pilot wykonywał szaleńcze uniki. Zbłąkana laserowa błyskawica przecięła przestrzeń przed dziobem maszyny porucznika zmuszając go do poderwania maszyny. Pirat wykorzystał ten moment przerwy by zaatakować. Jego maszyna zawróciła, a gdy Len ujrzał ją już przed sobą napastnik otwierał już ogień z potrójnych działek blasterowych. Porucznik zaczął podrywać i obniżać maszynę, by unikać strzałów i zmieniać pozycję w przerwach między kolejnymi strzałami. Gdy dokonywał manewru otwierał ogień do przeciwnika, który w wyniku prędkości obu maszyn rósł w iluminatorze jego maszyny w zatrważającym tempie grożąc kolizją. W końcu pirat nie wytrzymał napięcia i poderwał maszynę do góry. Tamal uczynił to samo i mając go wprost przed sobą nacisnął spust. Dwie błyskawice prześwidrowały kadłub „Łowcy” tuż za kabiną pilota docierając do umieszczonych tam zbiorników paliwa. Myśliwiec został rozerwany, a blask temu towarzyszący oślepił na moment Lena. Poderwał maszynę, ale było już za późno... Jego TIE przeleciał przez burzę ognia z trzaskiem rozbijających się o niego odłamków zniszczonego pirata. Tamal był już pewny, że to jego koniec, jednak przestworza przed nim zaczerniły się ponownie, a niknący blask pozwolił dostrzec gwiazdy.
Len odetchnął z ulgą, po czym zerknął na ekran radaru. Wszystkie punkciki na jego wyświetlaczu mieniły się przyjazną zielenią.
- Wszystko w porządku, Len? - Zapytał Arien. Jego myśliwiec pojawił się tuż obok niego.
- Jeszcze nie wiem - odparł porucznik sprawdzając wskazania urządzeń pokładowych. Czysto, choć układ zasilania otrzymywał zbyt mało energii. Spojrzał na boczne panele. Lecz niczego nie dostrzegł w miejscach, które mógł dostrzec z kabiny. - Mam tylko jakieś braki energii.
- To możliwe - odparł Horn. - Z tyłu twoje panele są nieźle potrzaskane, ale powinieneś dociągnąć na pokład.
- To dobrze.
- Eskadra, zbiórka! - Odezwał się Glen w komunikatorze. - Zgłaszać stan.
Poza Tamalem jeszcze tylko maszyna podporucznika Swelda odniosła drobne uszkodzenia w wyniku bliskiej detonacji rakiety udarowej. Obaj otrzymali rozkaz natychmiastowego udania się z powrotem na „Konkwistadora”.
Tamal tęsknym wzrokiem spoglądał na ruszające w kierunku pirackich krążowników myśliwce.

- Dowódcy eskadr meldują o wyeliminowaniu wszystkich pirackich myśliwców i kanonierek.
- Dobrze, niech cofną się poza zasięg dział tych krążowników transportowych.
Pirackie krążowniki transportowe były pierwotnie przewidziane do... Walki z piratami. Ich stosunkowo silne uzbrojenie było dedykowane raczej do walki z myśliwcami i lżejszymi jednostkami niż do pojedynków w przestrzeni. Było to spowodowane założeniem, że atakowany konwój przez nie chroniony zdąży wezwać skuteczną odsiecz.
- Nieprzyjaciel kieruje się poza system.
Dowódca korsarzy zdał sobie widocznie sprawę z sytuacji i postanowił się wycofać.
- Komandorze! Jesteśmy w zasięgu - oznajmił Timbert.
- Wszystkie baterie - ognia!
Trzydzieści baterii turbolaserów prawie jednocześnie plunęło ogniem mierząc do lekkiego krążownika. Część strzałów była niecelna, lecz pozostałe zatańczyły na tarczach pirackiego okrętu. Tarcze wytrzymały ostrzał, lecz jego dowódca nie miał złudzeń, że wytrzymają długo. Okręt zaczął jeszcze bardziej przyśpieszać wyprzedzając lecące obok krążowniki transportowe, z których jeden zaczął zataczać się w bok po otrzymaniu kilku porcji naładowanych jonów.
Stojące na drodze piratów korwety zaczęły się rozpraszać, aby uniknąć kolizji z szarżującymi okrętami. Jedna z korwet ostrzelana z bliskiej odległości nagle utraciła osłony, więc jej dowódca nakazał natychmiastowe wycofanie się z linii ognia.
- Wstrzymać ogień! - Nakazał Vamara, gdy pirackie jednostki zrównały się z Imperialnymi patrolowcami. Chwilę później dwa pozostałe krążowniki znikły w nadprzestrzeni.
- Uciekli - Vamara był wyraźnie niepocieszony. Komandor zwrócił wzrok na dryfujący w oddali krążownik. Nagle w jego wnętrzu doszło do serii wybuchów wzdłuż lewej burty. Chwilę później tył jednostki mieszczący systemy napędowe został rozerwany na kawałki. Z resztek kadłuba zaczęła uchodzić atmosfera.
- No cóż... Od tych się już nic nie dowiemy - zauważył Perish.
- To na pewno. Co było przyczyną eksplozji? Sami się wysadzili? - Zastanawiał się Timbert.
- Nie sądzę. Piraci to tchórze, i z pewnością nie zdecydowaliby się na taki krok - zauważył z przekąsem Vamara. - Prawdopodobnie działa jonowe dokonały również przeciążenia układów sterujących reaktora, który się przegrzał. Nadmiar mocy miał zostać przekazany do płatów odprowadzających, jednak niesprawny system przekazał je najpierw do kondensatorów dział, które eksplodowały, a następnie do napędu, doprowadzając do unicestwienia jednostki - zakończył wykład.
- Rozumiem.
- Doskonale. Ściągnąć myśliwce i wezwać korwety - rozkazał. - Ich dowódcy mają stawić się u mnie w gabinecie. Będę tam na nich oczekiwał.
- Co ze statkami konwoju, które pozostały? - Zapytał odchodzącego dowódcę niszczyciela Perish.
- Proszę im udzielić ewentualnej pomocy, a następnie odprawić - odpowiedział Vamara. - Coś jeszcze?
- Nie, komandorze.


13 lip 2008 23:34:37
Zobacz profil WWW
Użytkownik

Dołączył(a): 31 sie 2007 13:56:04
Posty: 82
Post 
Wiesz co lepiej jeżeli wrzucisz całość. Mi ten fragment nawet się podobał, lecz za dużo tutaj akcji. Nie wiadomo właściwie o co chodzi. Po za tym wysil się trochę z imionami i nazwiskami. Mara, Ors, Ri(e)van. To już było ;) Reszta może być. Jak powiedziałem zedytuj posta i wrzuć całość, bo nawet z chęci.ą dowiedziałym się co się działo później.


17 sie 2008 11:56:53
Zobacz profil
Użytkownik
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 11 lip 2007 19:46:01
Posty: 887
Lokalizacja: www.eksiazki.org
Post 
@Bolek
Po pierwsze witam Cię ponownie. Dawno Cię nie widziałem. :) Po drugie całość możesz przeczytać na stronie Vaanara. Kliknij w ikonkę "WWW" pod jego postem.

@topic
Przyznaję się, że zacząłem to czytać zaraz po opublikowaniu tutaj. Niestety musiałem przerwać w połowie i jakoś nie mogłem się zebrać do skończenia. Post Bolka zmobilizował mnie, ale zabrałem się za to, co masz na stronie, więc komentarz będzie dotyczył 5 rozdziałów (tyle na chwilę obecną opublikowałeś) zamieszczonych na Twojej stronie. Od razu też zaznaczam, że dawno książek SW nie czytałem i mój światopogląd jest trochę wypaczony po styczności z uniwersum Webera, więc to, co wydaje mi się dziwne, może być prawdziwe i mogę się mylić. Wtedy proszę o poprawienie mnie.

Na pierwszy rzut oka zwracają uwagę linki, a konkretnie linki do opisów statków w Sluis Van. I chwała Ci za to. Jest to dobry pomysł umożliwiający sprawdzenie pewnych informacji i uzupełnienie braków w wiedzy bez żmudnych poszukiwań.

Po lekturze pierwszego akapitu mam niestety już zastrzeżenia - zapomniałeś dodać, że trzeba było ponadto być człowiekiem, bo nie licząc Thrawna nie było w Imperialnej Marynarce liczących się dowódców nie będących ludzi AFAIR. Idąc dalej - odwieczny problem, czyli przecinki. :D Nikomu chyba nie udało się tego uniknąć. :D

Nie do końca podobają mi się też nazwy statków, ale to kwestia gustu. Mój jest trochę spaczony, więc się nie przejmuj. ;)

Widzę pewną niekonsekwencję w nadawaniu stopni. Timbert jest Pierwszym Oficerem, chorążym oraz porucznikiem. To chyba się trochę kłóci ze sobą? Poza tym w Imperialnej Marynarce był stopień chorążego?

Poza tym mam kilka mniejszych uwag, ale są one minimalne. :)

PS. To jest komentarz do pierwszego rozdziału. Będę stopniowo czytał i komentował dalej.


Ostatnio edytowano 17 sie 2008 21:32:48 przez Obi-One, łącznie edytowano 1 raz



17 sie 2008 15:46:00
Zobacz profil WWW
Użytkownik

Dołączył(a): 13 maja 2008 15:24:34
Posty: 134
Post 
@-Vanaar-

Ja również, tak jak poprzednicy, czytać fragmentów nie lubię. W celu przeczytania całego twojego opowiadania. Zacząłem i... człowieku, tego nie da się czytać ! Nie, nie chodzi mi o jakość tekstu. Bo samo w sobie opowiadanie jest spoko. Ale twoja strona jest całkowicie nieczytelna, oczy bolą mnie po kilku stronach - biały tekst na czarnym tle to nie jest zbyt dobry pomysł. Pierwsze, co zrobiłem, po wejściu na twoją stronę to zaznaczyłem w web developerze "edit css" a następnie wywaliłem treść zarówno delta.css jak i beta.css zastępując obie następującą, wyjątkowo krótką ale jakże użyteczną regułką:


Kod:
html, body {
background: #DDDDDF; 
color: black;
}

// Ten śmieszny css pozwala w miarę wygodnie czytać twoje opowiadanie


Tyle, jeśli chodzi o aspekty techniczne opowiadania. O jego wartościach merytorycznych napisze co nieco jutro, jak już przeczytam je w całości.


17 sie 2008 18:14:28
Zobacz profil
Użytkownik
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 11 lip 2007 19:46:01
Posty: 887
Lokalizacja: www.eksiazki.org
Post 
Może nie tyle przeszkadza biały tekst na czarnym tle, co rozgwieżdżone tło. Świecące białe punkciki na czarnym tle bijące spod białych liter faktycznie nie są najlepszym rozwiązaniem.

Im dalej w las, tym więcej błędów. :P Mam na myśli literówki i braki przecinków. A jesteśmy dopiero w 2 rozdziale. :P Zauważyłem też kilka błędów stylistycznych i ortograficznych.

Znowu Pierwszy Oficer nazywany jest chorążym lub porucznikiem. A później podoficerem. Wyraźnie coś jest nie tak, albo ja mam problemy z czytaniem ze zrozumieniem.

Kolejne pytanie - czemu siły Imperium uciekają mimo faktu, że mają przewagę? Zarówno Imperialcy, jak i Rebelianci boją się przeciwników... Trochę dziwne. I czemu Rebele mając mniejsze siły ścigają Imperium? :P

Kolejna niekonsekwencja - raz piszesz Rebelianci, a raz Sojusz.

Werbownicy? Nie wiedziałem, że byli jacyś Werbownicy. Zdawało mi się, że zwykli Rycerze, gdy znaleźli kogoś nadającego się na Jedi, ściągali go do Akademii. Wyjaśnisz mi to?

Podoba mi się ukazanie chaosu we flocie po śmierci Imperatora. Szkoda tylko, że główni bohaterowie jak zwykle szybko sobie z tym radzą. :P

Ciąg dalszy jutro.


17 sie 2008 21:33:21
Zobacz profil WWW
Użytkownik

Dołączył(a): 13 sie 2008 3:08:19
Posty: 25
Post 
Zaimponowałeś mi. Kawał świetnie napisanego opowiadania. Troszkę przeszkadza brak przecinków :P Ale to detale. Na niewielkie stylistyczne potknięcia można przymknąć oko, chociaż czasami np. "...mierząc do lekkiego krążownika" bardziej by mi pasowało 'mierząc w lekki krążownik', ale to tylko moje zdanie. Jeszcze mała uwaga, o ile mi wiadomo działka blasterowe montowane były na pojazdach naziemnych a nie na myśliwcach, one używały działek laserowych a większe turbolaserowych. Twoje teksty trzymają klimat, widać że posiadasz sporą wiedzę z uniwersum Star Wars i masz talent :P Tak trzymaj.


18 sie 2008 1:32:22
Zobacz profil
Użytkownik

Dołączył(a): 31 sie 2007 13:56:04
Posty: 82
Post 
Co do tych białych liter na rozgwieżdżonym tle, to chyba wystarczy zmienić kolor czcionki na żółty. Powinno być lepiej i bardziej "filmowo". To na razie tyle. Jeszcze dzisiaj pojawi się moja większa opinia na temat powieści, oraz wrzucę jedno z moich opowiadań.

P.S.

Ja również witam Obi-One


18 sie 2008 9:37:27
Zobacz profil
Użytkownik

Dołączył(a): 13 maja 2008 15:24:34
Posty: 134
Post 
Miałem ten tekst skomentować ale autor się nie pojawia na forum. Więc chwilowo to odkładam z następujących powodów:
1. Przeczytałem to dosyć szybko i być może coś mi umknęło. Nie szkodzi, przeczytam jeszcze raz.
2. Dzisiaj właśnie dostałem kilka książek z serii SW. Myślę, że po przeczytaniu choć jednej z nich będę bardziej obeznany w tym temacie.


19 sie 2008 23:52:44
Zobacz profil
Użytkownik
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 13 lip 2008 17:30:16
Posty: 80
Lokalizacja: WodzisÂław ÂŚlÂąski
Post 
Uch... Po długim czasie pojawiam się ponownie...
Ostatnio zapracowana ze mnie bestia, więc idzie mi wszystko jak po gruzie.
Zacznę niejako od początku...

@Bolek: Zdążyłem się już przekonać, że na wielu forach jak tylko ktoś zobaczy całą masę tekstu to ucieka, by ewentualnie znaleźć coś krótszego. Na początku tez tak wklejałem całe rozdziały, a potem zdecydowałem się na prezentację ich fragmentów tylko. W dodatku pobudza to ciekawość i skłania do odwiedzenia strony...

@MatCh: No tak... Strona jest lekką porażką, ale ja po prostu "nie siedzę w tym" :wink: Ale zgodnie z sugestią - poprawię tę nie dogodność jeśli chodzi o czytanie. Prawdę mówiąc jesteś pierwszą osobą, która to wytknęła.

@MarcinSilver: Dlatego są linki do opisów ze Sluis Van (jak Obi-One zauważył), by można to sprawdzić. Działka blasterowe były montowane również na pojazdach kosmicznych. Pierwsza wersja słynnego "Łowcy Głów", Z-95 była właśnie wyposażona w dwa potrójne działka blasterowe. Również B-wing był wyposażony w autoblaster... O ile pamiętam ok. 15ABY "Millenium Falcon" również w taką broń był wyposażony.
Mierząc do, mierząc w... Nie zauważam większej różnicy. A może to i źle?

@Obi-One: Po pierwsze dzięki Ci za docenienie linków :D Niby mała rzecz, a przydatna :wink:
Na temat ludzkiego pochodzenia nie wspominałem, bo wyszedłem z założenia, że rozumie się to samo przez się. Może i błędnie myślałem...
Przecinki... Niestety, Word robi mi czasem psikusy i wstawia je sam w najprzeróżniejsze miejsca :?
Tak. Kwestia stopni jest dość problematyczna. Są one (w universum SW) troszkę inaczej poustawiane niż u nas, stąd pewne problemy. Z jednej strony komandor w hierarchii Imperialnej stoi niżej od kapitana(!), a z drugiej... No jak inaczej napisać, by było to zrozumiałe dla kogoś, kto marynistą nie jest? Pewne nieścisłości niestety wystąpią. Co do stopni pozostałych bohaterów. Będzie w tej kwestii spora zmiana. Szykuje się przeróbka całości, aż po nowy, szósty rozdział właśnie w celu skorygowania tych rozbieżności. Problem wynika z faktów, że już porucznik ma prawo dowodzić mniejszym okrętem, ale zwyczajowo nazywany jest kapitanem. Tak jest nawet i w realnym, naszym świecie :wink: Również jest to spowodowane ewolucją opowiadania i zmianami w moich pomysłach na nie. Ja nie piszę wg. sztywno ustalonego planu, a raczej żywiołowo...
Tak, w Imperialnej Marynarce był stopień chorążego, np.: X-wingi. Eskadra Widm, gdzie Gara Petothel po przybyciu na pokład "Żelaznej Pięści" Zsija dostaje jako "przewodnika" właśnie chorążego Gatenwelda, co też można znaleźć w zbiorach biblioteki Ossus (ossus.pl).
Co do "ucieczki sił Imperium"... Gdybyś sam dokładnie nie wiedział co się dookoła Ciebie dzieje, to czy szarżował byś jak wściekły, czy raczej odskoczyłbyś na dystans, by sprawdzić jakie są warunki panujące dookoła? Poza tym przypominam. Akcja rozpoczęła się tuż po Endorze, gdzie Imperium poniosło spore straty, a rozzuchwaleni zwycięstwem Rebelianci mocniej nadepnęli Imperium na odcisk. Przegrupowanie sił i ich koncentracja jest czymś w takim wypadku oczywistym. A że Zewnętrzne Rubieże są mało istotne dla tych z Coruscant...
Mniejsze siły... Zależy jak na to spojrzeć. Z jednej strony jeden ISD i jeden Victory, z drugiej dwa ciężkie krążowniki Calamaru... No nie byłbym taki pewny, czy Rebelia jest w tym przypadku słabsza :wink:
Werbownicy - pogardliwe określenie na Jedi, którzy zajmowali się pozyskiwaniem nowych adeptów do Świątyni. Była to niejako osobna komórka, wydział... No nie wiem jak to nazwać :P Często wprost nazywano ich "porywaczami dzieci". Więcej info -> Ossus.pl, lub "Pozagalaktyczny Lot", lub "Czarny Lord. Narodziny Dartha Vadera."
Rebelianci, Rebeluchy... - pogardliwe (albo i nie :wink:) określenie osób, które należały własnie do... Sojuszu na rzecz przywrócenia Republiki :D W miesiąc po Endorze przekształcili się w Sojusz Wolnych Planet, który stał się następnie podstawą pod przyszły rząd Nowej Republiki.
Co do chaosu po Endorze, to zgadzam się, za szybko minął ten szok. Ale po prostu nie potrafiłem tego zbyt dobrze opisać słowami, by nie wyszła z tego opera mydlana, lub Szymon Majewski Szoł. Wolałem to ciut skrócić...


Ufff... Napisałem się jak głupi... :roll:
Kolejne pytania? Proszę bardzo...

_________________
Obrazek


27 sie 2008 18:37:25
Zobacz profil WWW
Użytkownik

Dołączył(a): 21 maja 2008 15:55:22
Posty: 30
Lokalizacja: OleÂśnica
Post 
Może kolejne pytania nie, ale prośba o poprawienie drobnych błędów w tekście... czytając jednym tchem ponad połowę pracy (3 rozdziały) , różnorakie literóweczki, błędy w odmianie wyrazów bądź brak jednej z liter w zaimkach co jakiś czas "BIJE" w oczy. Kolejna sprawa to dość często pojawiają się określenia stopnia... można by czasem pominąć stopień a pozostawić samo imię. Częste powtórzenia stopni świadczą o tym że wolałbyś unikać powtórzeń, lecz jak dla mnie zbyt mącą w głowie.
Kwestia która mnie zaciekawiła przy czytaniu już w pierwszym rozdziałe to zdanie takie jak to: ...Porucznik Len Tamal pilotujący prowadzący... - to zdanie mi się nie podoba (troszke ucięte ale wiadomo o co mi chodzi). Nie miałem tej możliwości przeczytać wszystkiego na raz lecz rozłożone w 2 dni.
Kończąc czytanie miałem pewien niedosyt... wykorzystanie strony stoczni Sluis Van to bardzo bardzo dobry pomysł... dodatkowo pobudza wyobraźnie sam nawet wygląd statków kosmicznych. Tutaj masz dużego plusika oraz kolejnego, za to że jest praca w klimacie SW, dlatego przeczytałem całość a nie fragment. Podział pracy na rozdziały jak w prawdziwej książce o tej tematyce, a sprawa niedosytu to to, że czekam na kolejną odsłone - rozdział 7 i walną bitwę (jak dla mnie mógłbyś nieco bardziej opisywać starcia myśliwskie oraz większych okrętów).

To chyba byłoby na tyle... jak mi się przypomni to dopisze.
Moja ocena amatorskiej pracy w skali od 0 do 10 na tą chwilę dostałbyś 7-meczkę (popraw błędy i dokończ całość i może nawet podskoczysz u mnie do dziewiąteczki).

_________________
czytam, czytam, czytam, a czytam to co kocham


03 wrz 2008 15:46:20
Zobacz profil
Użytkownik
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 13 lip 2008 17:30:16
Posty: 80
Lokalizacja: WodzisÂław ÂŚlÂąski
Post 
damrod napisał(a):
prośba o poprawienie drobnych błędów w tekście... czytając jednym tchem ponad połowę pracy (3 rozdziały) , różnorakie literóweczki, błędy w odmianie wyrazów bądź brak jednej z liter w zaimkach co jakiś czas "BIJE" w oczy.

Dopracuję. Obiecuję... Choć pomocne byłoby wytknięcie konkretnych błędów. W poszukiwaniu błędów przeczytałem te sześć rozdziałów już... Nie wiem ile razy. Sam zaczynam się gubić.
damrod napisał(a):
Kolejna sprawa to dość często pojawiają się określenia stopnia... można by czasem pominąć stopień a pozostawić samo imię. Częste powtórzenia stopni świadczą o tym że wolałbyś unikać powtórzeń, lecz jak dla mnie zbyt mącą w głowie.

Staram się unikać powtórzeń jak zauważyłeś, ale niekiedy po prostu nie da się. Często spędzam sporo czasu nad dosłownie dwoma, trzema linijkami tekstu widząc taki problem, i choć kombinuję jak koń pod górkę, to nie jestem w stanie tego inaczej przedstawić.
damrod napisał(a):
Kwestia która mnie zaciekawiła przy czytaniu już w pierwszym rozdziałe to zdanie takie jak to: ...Porucznik Len Tamal pilotujący prowadzący... - to zdanie mi się nie podoba (troszke ucięte ale wiadomo o co mi chodzi).

A no tak. TO zdanie jest nieco dziwaczne. Dzięki za konkretne wskazanie problemu :wink:
damrod napisał(a):
Kończąc czytanie miałem pewien niedosyt... wykorzystanie strony stoczni Sluis Van to bardzo bardzo dobry pomysł... dodatkowo pobudza wyobraźnie sam nawet wygląd statków kosmicznych. Tutaj masz dużego plusika oraz kolejnego, za to że jest praca w klimacie SW, dlatego przeczytałem całość a nie fragment. Podział pracy na rozdziały jak w prawdziwej książce o tej tematyce, a sprawa niedosytu to to, że czekam na kolejną odsłone - rozdział 7 i walną bitwę (jak dla mnie mógłbyś nieco bardziej opisywać starcia myśliwskie oraz większych okrętów).

A tak... Rozdział siódmy w końcu nieco "ruszy z kopyta" :wink: Do walki dojdzie, i to dość ciekawej, z finałem, który podważy zdanie Obi-One'a o tym, że Imperium miało przewagę. Postaram się dorzucić też kolejny wątek.
Co do dotychczasowych starć... Pierwsza potyczka nad Phelos była krótka, bowiem mój główny bohater zdecydował się na wycofanie. Powody jego decyzji zostały wyjaśnione nieco później w rozmowie pilotów w messie. Drugie starcie, w którym przegnano piratów również było krótkie, bo tym razem to piraci zwiali :lol: Kolejna akcja w systemie Antarii, której efektem było zniszczenie bazy piratów została przeze mnie skrócona, żeby ta walka "nie przejadła się".
Ale teraz będzie lepiej :)
damrod napisał(a):
To chyba byłoby na tyle... jak mi się przypomni to dopisze.
Moja ocena amatorskiej pracy w skali od 0 do 10 na tą chwilę dostałbyś 7-meczkę (popraw błędy i dokończ całość i może nawet podskoczysz u mnie do dziewiąteczki).

Dzięki Ci wielkie za taką ocenę. Jednak bardziej mnie cieszy, że moja praca znajduje czytelników, i że chcą oni do niej powracać czekając na kontynuację :D


A teraz coś innego:
1) Zgodnie z sugestią MatCh'a poprawiłem wygląd strony, a dokładniej tekstu. Teraz gwieździste tło nie powinno przeszkadzać...
2) Zgodnie z obietnicą poprawiłem ten nieszczęsny feler związany ze stopniami załóg okrętów. Obecnie jest już lepiej :wink:
3) Do końca tego tygodnia powinien pojawić się rozdział siódmy, a wraz z nim kilka nowości na stronie, o których szerzej napiszę później.

Dziękuję i pozdrawiam.

_________________
Obrazek


03 wrz 2008 19:01:33
Zobacz profil WWW
Użytkownik

Dołączył(a): 21 maja 2008 15:55:22
Posty: 30
Lokalizacja: OleÂśnica
Post 
Szkoda, że wcześniej nie napisałeś nam o wytykaniu konkretnych błędów... znalazło by się ich może więcej, albo przynajmniej rozdział w którym wystąpiło coś podejrzanego.
Drobne literówki bądź braki literek możesz szybko wykryć wklejając choćby po małym kawałku na tym forum dać sprawdź pisownie i z głowy... później tylko wizualnie przejrzeć i powinno być OK. Musisz też pamiętać, że ocena tekstu może ulec zmianie, spadając nieco w dół lub nieco podskoczyć.
A mnie cieszy jedno: mogłem choć na chwilkę oderwać się od codziennych obowiązków i mam nadzieję, że zacznie zdarzać mi się to częściej wraz ze zwiększeniem ilości wolnego czasu.
P.S. Jak wyjdzie siódma odsłona to przed jej przeczytaniem raz jeszcze wszystko (spróbuje na raz) przeczytać i gdzieś w notatniku wrzucę to co zauważę.

_________________
czytam, czytam, czytam, a czytam to co kocham


03 wrz 2008 22:49:37
Zobacz profil
Użytkownik
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 13 lip 2008 17:30:16
Posty: 80
Lokalizacja: WodzisÂław ÂŚlÂąski
Post 
Ok.
Na dzisiejszą noc się już przyszykowałem... Hektolitry RedBull'a krążą już w mej krwi, a dzbanek z kawą dymi niczym parowiec na Missisipi... Na jutro rozdział siódmy powinien być gotowy.

Co do sprawdzania, to nie jest to takie proste. Musiałbym wywalić cały tekst ze strony, sprawdzić, wkleić ponownie, itp., itd. Niby prosta rzecz, a mordęga okrutna.
Peszek mój polega na tym, że Word coś mi szaleje. Niekiedy wywala mi przecinek... Na początku zdania :D To są jaja... Tekst jest w porządku, ale to dziadostwo po ponownym otworzeniu pliku samo wstawia poprawki. Krew mnie niekiedy zalewa...
Może i nie będziesz musiał nic wyszukiwać, bo dziś w nocy się zajmę poprawkami. No, ale najlepiej, jak kontrolerów jest kilku :wink: Za wszelkie sugestie i konkrety będę bardzo wdzięczny.

Acha... A czytałeś może inny tekst z mojej strony?
"Cierpliwość".


Edit: Klops... Rozdział siódmy już jest, ale... Jeszcze wielkich bitew nie będzie :wink: Na to trzeba poczekać do części ósmej 8)

_________________
Obrazek


03 wrz 2008 23:28:56
Zobacz profil WWW
Użytkownik

Dołączył(a): 21 maja 2008 15:55:22
Posty: 30
Lokalizacja: OleÂśnica
Post 
Czytałem przed rozpoczęciem "Zaginionego Imperium" i zrobię to ponownie bardziej wnikając w tekst.

Więc zaczynam:
Przeczytaj 2 i 3 zdanie... Jak dla mnie coś tu nie gra... zdecyduj się czy opisujesz jednego robaka czy całą ich populacje, bo przeskakiwanie ze "stada" na pojedyńczego osobnika jest bardzo mało płynne jakoś tak "za szybko" i ciężko mi się to czyta.

"Ciało ofiary obciążone dodatkowo konwulsyjnie ściśniętą w długie ręce gałęzią pociągnęło oba stworzenia w dół, wprost na wydeptaną pośród dżungli ścieżkę." To zdanko też mi nie pasuje...

"Gad, z połamanymi kośćmi leżąc na ziemi wykrzywił dziób w kierunku nieba, gdy na jego ciało padł cień." - Wydeptana ścieżka w "potężnej dżungli" jak napisałeś w 1 zdaniu nie oznacza, że pada na nią słońce co w praktyce też jest mało prawdopodobne... nawet gdy łamie się gałąź, drapieżnik oplata się w inne gałązki i to tym bardziej mnie nie przekonuje.

"Gdyby kiedykolwiek jakiś Jedi wylądował na powierzchni zginąłby od naporu otaczającego go zewsząd mroku." - Pochodzenie wszystkiego co istnieje z Ciemnej Strony Mocy na plancie Kaparii nie oznacza, że zabiłoby samą swoją obecnością Jedi... Ciemną Stronę idzie wyczuć, i chyba nic poza tym... jedynie celowe użycie jej przez kogoś mogłoby uśmiercić taką istotę.

"Najważniejsze jest to, b się nie bać" Uzupełnij zdanie i będzie git.

To chyba wszystko po przeczytaniu "Cierpliwości"... Za bardzo może się czepiam o dżunglę, ale trochę o niej czytałem. Źle mi się czytało niektóre zdania no i brak w niektórych przecinków. Musisz troszkę udoskonalić swoją pracę i będzie super.

Początek nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia, lecz w czasie czytania całość ładnie się rozkręca. Doczytując do końca poczułem, że musiałbym poznać dalsze wydarzenia, które spoją "Cierpliwość" z resztą książkowej historii, bądź napiszą ją na nowo.

Na dzień dzisiejszy praca zasługuje w skali do 10 oczek na szósteczkę. Dobry początek i wstęp to podstawa... niestety dla mnie się nie popisałeś. Rozwinięcie i zakończenie nadrobiły nieco punktację. Wpływ na ocenę ma też długość tekstu. Z przecinkami nie najgorzej, literówki dopatrzyłem się jednej (brak owej literki).

Jak znajdziesz czas i koncepcję na dalsze pisanie to możesz dokończyć "Cierpliwość", a ja tymczasem czekam na część 8. Siódmej nie czytałem, bo chcę dokładniej wczytać się w całość, od razu wyłapując drobne błędy tak jak teraz to uczyniłem. Pewnie przeczytam z lekkim opóźnieniem w któryś weekend bo wtedy prawdopodobnie znajdę odpowiednio dużo czasu.

_________________
czytam, czytam, czytam, a czytam to co kocham


12 wrz 2008 23:51:25
Zobacz profil
Użytkownik
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 13 lip 2008 17:30:16
Posty: 80
Lokalizacja: WodzisÂław ÂŚlÂąski
Post 
Temat leży, więc rzucę coś na zachętę... :wink:

~~~~~~~~

- Kapitanie, oddział abordażowy zajął jednostkę. Załoga stawiała opór, więc została unieszkodliwiona. Trwa przeszukiwanie statku.
- Wspaniała wiadomość, poruczniku - Timbert przekręcił głowę, by spojrzeć na swojego pierwszego oficera. Wiadomość była istotnie pomyślna. W końcu natrafili na przemytników, co potwierdzało sensowność ich działań. - Proszę przekazać tę wiadomość wiceadmirałowi Vamarze.
- Tak jest, kapitanie - oficer wyprężył się na baczność i odszedł.
Timbert odwrócił znów głowę, by obserwować unieruchomioną jednostkę przemytników.
Już w godzinę po przybyciu na miejsce natrafił im się pierwszy cel, który zamiast poddać się kontroli próbował salwować się ucieczką. Błyskawiczna reakcja myśliwców umożliwiła zagnanie podejrzanej jednostki w pobliże krążownika, którego obsługa zdołała pochwycić ją promieniem ściągającym i zakończyć próby ucieczki strzałem z działa jonowego, który przepalił obwody frachtowca.
Do unieruchomionego Barloza błyskawicznie dotarł prom abordażowy, a przewożeni przez niego szturmowcy skutecznie obezwładnili stawiającą opór załogę.
Kapitan był ciekaw jakiż to ładunek mogli przewozić, skoro tak uporczywie starali się uniknąć kontroli. Choć nie był już żółtodziobem po Akademii, to jednak maleńka iskierka nadziei kazała mu wierzyć, że oto nadszedł wiekopomny sukces, który pozwoli mu się zapisać w historii. Może załoga przewoziła supertajne wiadomości, bądź plany, których wykorzystanie przez nich pozwoli odwrócić bieg wydarzeń i zniszczyć Rebelię? Jeśli nawet taki sukces nie dałby mu admiralskich pagonów, to z pewnością wyniósłby go do rangi bohatera Imperium. Jego podobizna pojawiłaby się na plakatach werbunkowych, w przyszłości może nakręcono by o nim holodramat, który opiewałby jego zasługi.
I kobiety. One spoglądałyby za nim z pożądaniem i błyskiem w oku.
Timbert uśmiechnął się mimo woli, podniósł wysoko w górę twarz i wysuwając nieco podbródek upajał się tą wizją.
- Sir, nasz oddział odnalazł ukryte schowki pod pokładem statku - odezwał się oficer, który niezauważony podszedł do dowódcy. - Są pełne przyprawy - porucznik zauważył, że uśmiech znika z warzy jego przełożonego. - Coś się stało, kapitanie?
- Nie, nie, wszystko w porządku - odparł Timbert żegnając się właśnie z marzeniami o chwale i sławie bohatera. Na co ja liczyłem, pomyślał. - Wysłać załogę pryzową. Niech zabezpieczą jednostkę.
- Tak jest, kapitanie.
Żegnajcie, piękne damy, pomyślał.

- Pod żadnym pozorem nie plątać się na linii ognia okrętów liniowych - kapitan Baley spojrzał jeszcze raz na zebranych w pomieszczeniu pilotów eskadry. Rozpromienione twarze świadczyły o ich dobrym samopoczuciu i chęci do walki. - Czy to jasne?
Piloci niemal jednogłośnie potwierdzili przyjęcie do wiadomości słów dowódcy.
- Doskonale. Są pytania?
- Będę miał do czego postrzelać? - Zapytał wesoło Nawarr.
Na sali było słychać stłumione chichoty, ale Baley’owi opadły aż ręce. Popatrzył na błękitnoskórego twi’leka siedzącego na drugim końcu niewielkiego pomieszczenia.
- Torpeda... Ja sam zaraz zacznę do ciebie strzelać - odparł umęczonym głosem wzbudzając salwę śmiechu wśród pilotów. Nawarr zaś udając przerażenie schował głowę pod stół.
- Dlaczego nie dokonamy sami skoku do układu Quorenthin, tylko będziemy się tam tłuc na pokładzie „Obrońcy”? - Zapytał po chwili Karud spokojnym, rzeczowym głosem. - Stracimy tylko czas na start i formowanie się po przybyciu na miejsce.
- Nie jestem w stanie ci na to odpowiedzieć, Karud - odparł po chwili Baley. - Mnie też ciężko to zrozumieć, ale kapitan sądzi, że po naszej stronie będzie element zaskoczenia. Punkt, w którym Imperialni weszli do systemu jest też jednym z najczęściej uczęszczanych w tym systemie, więc logiczne jest, że ich dowódca nie zechce się od niego oddalać, aby nie dać szansy przechwytywanym jednostkom do ucieczki.
- A jeśli ten Gwiezdny Niszczyciel będzie w głębi systemu?
- Wtedy i my będziemy mieli więcej czasu - skwitował uwagę kapitan.
- Za dużo w tym kwestii, które wyjaśnią się na miejscu.
- Nie mamy możliwości dokonania rozpoznania, Karud - Baley pochylił się w jego stronę. - Gdybyśmy to zrobili, to Imperialni daliby drapaka stamtąd zanim pojawiłby się „Obrońca” i wszystko poszłoby na nic.
- Rozumiem, kapitanie. Po prostu musimy dać z siebie wszystko.
- Tak jak zawsze - przyznał dowódca „Strzałów”, po czym spojrzał na chronometr. - W porządku. A teraz do maszyn. Za pół godziny będziemy na miejscu.

- Co nowego, kapitanie?
- Raport od kapitana Timberta - Bering położył notatnik na biurku przed Vamarą. - Można uznać, że tutaj trafiliśmy na istny raj, o ile chodzi o przemyt.
- W rzeczy samej, kapitanie - odparł admirał przeglądając raport dowódcy „Konkwistadora”. - Szkopuł w tym, że Timbert jest nieco zbyt skrupulatny.
- Nie rozumiem?
- Zatrzymano cztery frachtowce, i wszystkie okazały się być jednostkami przemytniczymi - wyjaśnił wstając z miejsca. - Nam nie zależy tak do końca na ukróceniu tego typu działalności, bo skoro Imperium przez niemal dwadzieścia lat tego nie zrobiło, to i my tu nic nie zdziałamy. - Wiceadmirał stanął po środku gabinetu i uporczywie zaczął wpatrywać się w podłogę.
- Admirale, odlatujemy? - Zapytał niepewnie Bering.
- Nie, kapitanie - Vamara przemówił po chwili podnosząc głowę i wzrok na podkomendnego. - Niech „Konkwistador” cofnie się w głąb układu i podwoi ilość patroli. Na tę ostatnią godzinę mogą sobie na to pozwolić.

Dowódca krążownika westchnął cicho czytając nowe wytyczne przesłane mu przez Vamarę.
- Admirałowi awans chyba do głowy uderzył - mruknął pod adresem pierwszego oficera Timbert. - Wcześniej nie wyprawiał takich cyrków.
- Sądzi pan, że jego decyzja jest błędna? - Zapytał ostrożnie Zelros.
- Nie do końca, ale jednak - odparł nieco dwuznacznie kapitan. - Z jednej strony uciekinierzy rozniosą wieść o naszym pojawieniu - kontynuował po chwili widząc w oczach Zelrosa niemą prośbę o wytłumaczenie jego obiekcji. - Z drugiej zaś, o ile nie damy im się porządnie odczuć, nasze działania mogą przemknąć bez echa. Przekażcie rozkaz. Cofnąć się o dwa tysiące jednostek. Kurs trzy-jeden-zero.
- Tak jest, sir - porucznik wyprężył się i skierował do stanowiska nawigacji, by jej obsługa wyliczyła i wykonała mikroskok wewnątrz układu.
Dowódca krążownika przyglądał się chwilę pracy swego pierwszego oficera. Zelros był dobrym, sumiennym podoficerem, którego Timbert wziął niejako pod swą opiekę, gdy przejął od wiceadmirała jego dotychczasowy okręt. I jak dotąd nie pomylił się w swoich oczekiwaniach. Porucznik okazał się wręcz głodny wiedzy i działania. W tej kwestii Vamara bez wątpienia nie pomylił się rekomendując mu go jako idealnego kandydata na to stanowisko.
Nie pomylił się. Ale teraz działał zbyt ostrożnie. To mogło im zaszkodzić na dłuższą metę. Spoglądając z innej perspektywy na wydarzenia ostatnich tygodni Timbert nie mógł oprzeć się wrażeniu, że o ile dotąd admirał był ostrożny, to teraz stał się niemalże paranoikiem na punkcie bezpieczeństwa okrętów. Kapitan miał tylko nadzieję, że gdy dojdzie do walki Vamara zdecyduje się na nią, a nie ponownie wycofa swe siły. To też była pewna forma absorbowania uwagi Rebelii, lecz jego zdaniem skazana na niepowodzenie. Jak długo można uciekać i kryć się? W końcu nadejdzie koniec, a decyzja o stronieniu od walki zemści się stukrotnie.
- Jesteśmy gotowi do przeskoku - zameldował Zelros.
- W porządku. Wyślijmy najpierw myśliwce.

Tamal spojrzał na przymocowany ponad wejściem do sali odpraw chronometr. Czas wlókł się nieubłaganie, a partyjka dejarika ciągnęła się niesamowicie.
- Twój ruch - mruknął porucznik Jade siedzący po drugiej stronie okrągłego stolika do gry.
Len zerknął na planszę, na której savrip jego przeciwnika właśnie zmieniał swoje ustawienie.
- Uhmmm - porucznik sięgnął do wbudowanej w stolik klawiatury i po chwili jego houjix zastąpił drogę savripowi. Nie było to zbyt rozsądne posunięcie, ale dla Tamala było to bez znaczenia. - Teraz ty.
Wolałby urozmaicić sobie czas, w którym czekali w gotowości na start czymś konkretniejszym, jak partyjka sabaka, ale gdyby Gurt się tu znienacka pojawił mogłoby to skończyć się katastrofalnie. Kapitan nie uznawał czegoś takiego jak nuda, czy zabijanie czasu. Zaś sabaka darzył szczególną niechęcią. Nikt też nie wiedział dlaczego, ale jak zwykle u Gurta coś w tym musiało być.
- Chce wam się grać? - Mruknął Valtu otwierając oczy.
- Nie, ale co innego mamy robić?
- Eskadra A do maszyn - rozległ się głos kapitana Gurta z głośnika systemu łączności wewnętrznej.
Piloci zerwali się z miejsc jak oparzeni, a znudzenie znikło z ich obliczy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Tamal zerwał się jako pierwszy i niemal doskoczył do wieszaka, na którym umieszczone były hełmy uzupełniające ich ekwipunek. Błyskawicznie otworzył też drzwi i puścił przodem wybiegających z sali pilotów, którzy mknęli do oddalonego o kilkanaście metrów hangaru, gdzie już oczekiwały ich maszyny.
- Już mamy, co robić - zawołał za biegnącym na końcu Talkiem i sam ruszył za nimi ściskając w ręku hełm.
Gdy Tamal wbiegł już do hangaru piloci maszyn znajdujących się w ostatnim rzędzie wsiadali już do kabin, a technicy odsuwali drabinki. Len pobiegł co sił w nogach do swojej maszyny, przy której również czekali technicy wykonując ostatnie testy. Choć maszyny były sprawne, to jednak ich powinnością było upewnić się o tym nawet przed startem.
- Wszystko w porządku - upewnił go sierżant Hoosk. - Powodzenia.
- Przyda się, sierżancie - zauważył porucznik wdrapując się do kabiny. Gdy już się w niej znalazł klapa włazu zamknęła się z sykiem dając gwarancję szczelności kapsuły.
Tamal podłączył natychmiast wszystkie przewody łączące pulpit kontrolny na jego piersi z urządzeniami pokładowymi. Uruchomił zapłon silników i obserwował jak wskaźniki mocy błyskawicznie osiągają pełną moc. Przesłał moc do repulsorów i zwolnił elektromagnetyczne uchwyty przytrzymujące jego maszynę na podwieszanym stojaku. Szybkim przełączeniem przycisków na drążku uruchomił komunikator.
- Zgłaszać gotowość - rozległ się po chwili głos kapitana, a po nim seria potwierdzeń ze strony pilotów. Wszyscy byli gotowi i czekali na rozkaz startu. - Startujemy.
Gdy pierwsza trójka maszyn wyłoniła się już spod brzucha wielkiego krążownika rozdzieliła się w oczekiwaniu na skrzydłowych, którzy wyłonili się w drugiej kolejności.
Choć w Imperialnej Marynarce standardem były formacje złożone z trójki maszyn, to jednak w praktyce dowódcy poszczególnych eskadr, a nawet pułków mieli wolną rękę w doborze taktyki. Wiązało się to z różnicami w podejściu do zadań poszczególnych dowódców i pilotów. W przypadku zwyczajowych działań przeciw frachtowcom, czy innym jednostkom tego pokroju trójka pilotów miała większą szansę na skuteczne ostrzelanie przeciwnika, pozbawienie go osłon, a w efekcie zmuszenie do kapitulacji. Gdy dochodziło do starć z myśliwcami wroga dwójka radziła sobie znacznie lepiej, a trzeci pilot najzwyczajniej w świecie kręcił się bez celu, bo wpychanie się do prowadzonego przez innego pilota ataku było najlepszym sposobem na jego zaprzepaszczenie.
Po niecałej minucie cała eskadra znajdowała się już w przestworzach podzielona na dwójeczki.
- Panowie, luzujemy eskadrę B. Oni się już nalatali, więc to my teraz będziemy patrolować te dwa główne wektory - Gurt streścił ich zadanie. - Klucz drugi zajmie punkt Bantha, klucz trzeci - punkt Dewback, klucz pierwszy pozostaje w odwodzie.
- Przyjąłem - potwierdził Tamal biorąc kurs na punkt wejścia do układu oznaczony umownie jako punkt Bantha. Przełączył komunikator na częstotliwość klucza. - Klucz drugi, za mną.
Porucznik zwiększył prędkość swojej maszyny. Spojrzał na wyświetlacz radaru, gdzie dostrzegł trzy myśliwce kierujące się idealnym szykiem tuż za nim. Doskonale. Przed nimi myśliwce eskadry B formowały się do odlotu w stronę pozostałych punktów kontrolnych, gdzie miały spędzić następną godzinę.

Obsługa hangarowa zbierała pozostawione narzędzia, które zajmowały miejsce pomiędzy X-wingami, a operatorzy usuwali podnośniki repulsorowe im z drogi. Roboty astromechaniczne tkwiły w swych gniazdach, a piloci oczekiwali w kabinach.
Jeszcze tylko kilka sekund.
Shira sprawdziła stan silników. Wszystkie cztery świeciły ostrą zielenią sygnalizując pełną sprawność. W wyrzutniach tkwiło sześć torped protonowych, a lasery posiadały pełne zbiorniki gazu Tibanna. Dwanaście tęponosych maszyn unosiło się na repulsorach w obszernym hangarze „Obrońcy Wolności”, który mógł pomieścić nawet trzykrotnie więcej myśliwców. Mimo doskonałej izolacji kabin poprzez delikatne wibracje całej maszyny można było usłyszeć łoskot silników trzymanych na pełnych obrotach. Eskadra „Szybkich Strzałów” natychmiast po wyjściu z nadprzestrzeni miała wystrzelić z hangaru, by zapewnić okrętom Sojuszu niezbędną ochronę przed Imperialnymi myśliwcami.
- Uwaga, przygotować się do startu - rozległ się pełen napięcia głos kapitana Baleya. - Jesteśmy na miejscu.
Niemal w tym samym czasie wrota hangaru otwarły się na przestrzeń. Poprzez migocącą przesłonę osłon hangarowych, które miały za zadanie utrzymywać atmosferę wewnątrz jednostki widać było migocące gwizdy.
- Ruszamy!
Shira pchnęła manetkę przepustnicy uwalniając energię, która drzemała w silnikach. Myśliwiec wyrwał się do przodu w niesamowitym tempie, i już po chwili kobietę otaczała czarna przestrzeń poprzetykana gwiazdami. W ślad za dowódcą wykonała ciasny zwrot w prawo, wzdłuż kursu krążownika. Kątem oka zauważyła wyłaniającą się z nadprzestrzeni fregatę oraz jedną z korwet przydzielonych do ich eskorty.
- Uwaga! Przed nami myśliwce wroga! Skrzydła w pozycji bojowej! - Zakrzyknął Baley. - Podzielić się na dwójki i do dzieła.
- Torpeda? - Shira rozłożyła płaty i przełączyła się na kanał ich dwójki.
- Jestem tuż za tobą...
„Obrońca Wolności” otworzył ogień do widniejącego w oddali Imperialnego krążownika. Do kanonady dołączył „Sihak”. Artylerzyści Gwiezdnego Niszczyciela nie pozostali dłużni...

- Coś wychodzi z nadprzestrzeni - zauważył porucznik Koplan.
- Faktycznie, wielkie... - Przyznał Tamal, lecz po chwili zamilkł z wrażenia. Na wprost jego klucza z nadprzestrzeni wyłonił się szeroki, obły i paskudnie bulwiasty krążownik. - Osz w mordę...
- Ma towarzystwo! - Krzyknął do mikrofonu Horn. Po prawej z nadprzestrzeni wyłaniała się fregata eskortowa, a nieco wyżej dwie koreliańskiej korwety. Na tle fregaty widać było wyłaniające się z hangaru krążownika myśliwce.
W tej chwili Rebeliancki krążownik otworzył ogień wprost w ich kierunku.
- Wykonać uniki! - Krzyknął Tamal samemu wykręcając ostro w prawo, byle dalej od linii ognia. Był pewien, że artylerzyści kalamariańskiego krążownika nie celowali do nich. Tak małe cele jak myśliwce trudno byłoby namierzyć ich systemom, a i strzelanie z turbolaserów do nich byłoby równie ekonomiczne i skuteczne, co strzelanie z blastera do brzękokomarów.
- Dostali! Dostali! - Darł się Horn, lecz porucznik w pierwszym momencie nie zrozumiał, o co chodzi jego skrzydłowemu. Dopiero po chwili spojrzał na ekran radaru, gdzie w okolicznej przestrzeni pozostały już tylko trzy zielone plamki oznaczające maszyny Imperium.
- Zamknij się! - Warknął do skrzydłowego i rzucił maszynę w szeroki zakręt, by zobaczyć, co z pozostałymi pilotami jego klucza. Maszyna Koplana zamieniła się w drobniutki pył po przypadkowym z pewnością trafieniu strzałem z dział głównej artylerii krążownika. Myśliwiec podporucznika Feyersa chaotycznie koziołkował. Choć z pozoru nietknięty wydawał się być absolutnie martwy. Strzał z działa jonowego. Nawet, jeśli ładunek przez niego niesiony nie przepalił systemów podtrzymywania życia pilota i tak skazany był na śmierć. Lecąc dalej tym kursem już za kilkadziesiąt sekund roztrzaska się o tarcze Rebelianckiego okrętu...
Tamal poczuł, że krew w jego żyłach zaczyna aż wrzeć. Nawrócił swój myśliwiec w kierunku nadlatujących X-skrzydłowców. Błyskawicznie wziął na cel najbliższą z maszyn.
- Skurwysyny... Zapłacicie za to - syknął ze wściekłością i nacisnął spust.

-... Kalamariański krążownik w towarzystwie fregaty Nebulon-B i dwóch korwet. Każcie się im pospieszyć.
- Tak jest, sir.
- Poruczniku Zelros!? - Timbert zwrócił się do pierwszego oficera.
- Niestety, kapitanie - odparł ten po chwili kręcąc przecząco głową ze zbolałą miną pochylony nad stanowiskiem operatorów osłon. - Nasze tarcze nie nadążają.
- Psiakrew... - Warknął kapitan spoglądając za transparistalowe szyby chroniące mostek na lecące w ich stronę turbolaserowe błyskawice. Jednak Vamara miał nosa.
Gdyby „Konkwistador” zajmował dotychczasowa pozycję Rebelianci wyłoniliby się tuż obok niego. Prawdopodobnie już teraz jego okręt stałby się wrakiem, a załoga - trupami. Odległość między okrętami pozwoliła jednak na szybkie uruchomienie generatorów osłon. Cały problem polegał jednak na tym, że osłony pochłaniały niesamowite ilości energii, więc gdy nie są potrzebne pozostają wyłączone. W takich wypadkach jak ten jest to jednak w większości przypadków zgubne. Osłony potrzebują nie tylko energii, co również czasu, aby rozwinąć pełnię swych sił. Tego czasu jednak nie mają. I tak uruchomienie osłon zawdzięczają refleksowi jego obsługi. Jeśli przetrwają to starcie nie obejdzie się bez nagród...
- Eskadra A poniosła dotkliwe straty - meldował Zelros drżącym głosem. - Osłony zanikają w błyskawicznym tempie!
- Oby Vamara zdążył na czas.

- Rebeliancka flota wyszła z nadprzestrzeni w punkcie Bantha. Krążownik w towarzystwie fregaty i dwóch mniejszych jednostek.
Vamara natychmiast odwrócił się w stronę Beringa, który zmierzał w jego stronę z wieściami.
- Jaki kurs? - Zapytał natychmiast admirał.
- Kapitan Timbert nie przekazał takich informacji - odparł oficer. - Zaskoczyli ich. Proszą o natychmiastowe wsparcie - dodał kapitan.
- Sekcja nawigacyjna, wyliczyć mikroskok do punktu ich wyjścia z nadprzestrzeni.
- Tak jest, sir.
- Piloci do maszyn - zwrócił się w stronę oficera odpowiedzialnego za kontrolę myśliwców. - Gdy tylko znajdziemy się na miejscu mają startować.
- Chce ich pan zajść od tyłu? - Zapytał nie próbując nawet ukryć zdumienia Bering.
- Oczywiście - odparł Vamara. - Jeśli pojawimy się w układzie Quorentin w pobliżu „Konkwistadora” Rebelianci nie będą musieli rozdzielić swojej artylerii przeciw dwóm celom. Skoncentrują się na nim, i zniszczą go. Jeśli pojawimy się na ich tyłach...
- Kurs wyliczony, admirale - zameldował porucznik z sekcji nawigacyjnej.
- Wykonać skok - rozkazał Vamara. Po chwili gwiazdy rozmyły się za oknami. Admirał spojrzał na chronometr. Wrócą do normalnych przestworzy za półtorej minuty. - Jak mówiłem - podjął po chwili. - Jeśli pojawimy się na ich tyłach wprowadzimy zamęt w ich szeregi i zmusimy do zmiany celu.
- Rozumiem, admirale - odparł po chwili Bering.
- To dobrze.

Tamal naciskał spust raz za razem zaciskając zęby. Jaskrawozielone nitki laserowych strzałów mknęły w stronę Rebelianckich maszyn, których eskadra pojawiła się przed nimi. Czy to z zaskoczenia, czy planując jakiś manewr Rebelianci złamali swój szyk pierzchając na wszystkie strony. Porucznik zwolnił przepustnice do oporu i wziął ostry zakręt, po czym gwałtownie zmienił ciąg jednego z silników. Nitki celownika jego działek skrzyżowały się na długą chwilę na rebelianckiej maszynie. Len nacisnął spust i trzymał go do oporu. Zielone błyskawice najpierw uderzyły w osłony wrogiej maszyny, a po ich przeciążeniu wprost w kadłub myśliwca zamieniając go kulę ognia.
Myśliwiec jego skrzydłowego śmignął tuż ponad nim plując ogniem w kierunku niewidocznego dla porucznika celu.
Chwila triumfu nie trwała długo i nie zaspokoiła chęci zemsty, jaka opanowała duszę Tamala. Wykręcił ostro maszynę obracając ją przy tym o dziewięćdziesiąt stopni w pionie. W samą porę, gdyż jeden z nieprzyjacielskich pilotów wziął go na cel. Dwie krwistoczerwone błyskawice przecięły miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się jego myśliwiec. Tamal posłał w jego stronę dwa strzały, z których pierwszy okazał się niecelny, a drugi odbił się od osłon X-winga i poszybował w przestworza.
Len zerknął do góry, gdzie jego skrzydłowy ścigał myśliwiec Rebelii ostrzeliwując go wściekle. Za nim jednak gnała inna maszyna przymierzając się do strzału w jego stronę. Porucznik poderwał myśliwiec do góry i szerokim łukiem siadł polującej na Horna maszynie na ogon i dał ognia z podwójnych działek jego TIE. Rebeliancki pilot widząc, że z myśliwego staje się ofiarą zrezygnował z pościgu i próbował zwieść Tamala banalnym manewrem. X-wing najpierw przechylił się w prawo i nieco w dół, czym jego pilot próbował zasugerować mu kierunek, w którym ma zamiar uciekać, a następnie ostro wykręcił w lewo. Jednak porucznik przewidział to i wszedł w ciasny zakręt trzymając cały czas wroga na celowniku. Gdy odległość między nimi spadła nacisnął spust. Strzały uderzyły o tarcze X-a, aż w końcu przeciążyły je i jedna laserowa błyskawica dosięgła prawy górny silnik zamieniając go na chwilę w pochodnię i odrywając przy okazji płat, który zaczął koziołkować w przestrzeni.

- Fija dostała!
Shira usłyszała przepełniony bólem okrzyk skrzydłowego i natychmiast rozejrzała się dookoła, by dostrzec kulę ognia oddaloną o kilometr od niej. Tyle tylko pozostało z twi’lekańskiej pilotki jej eskadry. Tuż przed nią pomknął jeden z dwójki imperialców, którzy szaleńczo uderzyli na ich eskadrę. Sprawca śmierci ich koleżanki.
Shira pociągnęła drążek do siebie przymierzając się do strzału, a gdy już nitki celownika przecięły się na kulistej kabinie TIE nacisnęła spust i dwie błyskawice pomknęły w stronę wrogiej maszyny. Jednak jej pilot wykonał unik obracając myśliwiec i ruszył w jej kierunku posyłając zielone błyskawice.
Pierwsze dwie przemknęły tuż obok, ale kolejne dwie uderzyły o tarcze jej myśliwca zmuszając Shirę do odbicia w bok. Torpeda trzymał się tuż za nią osłaniając jej tyły, choć obecnie nie było to konieczne.
Do walki z nimi ruszyły tylko dwa myśliwce TIE, których piloci widocznie postradali umysły, lub byli już tak zdesperowani, że nie interesowała ich możliwość przeżycia. Reszta Imperialnych maszyn formowała się dopiero i zanim dotrą tutaj powinni uporać się z tą dwójką szaleńców.
Helgon zawróciła swojego X-winga akurat w momencie, gdy TIE, którego zamierzała ustrzelić ostrzeliwał maszynę porucznika Jacobsa. Maszyna porucznika straciła osłony i jeden ze strzałów ugodził ją w silnik odrywając skrzydło.
- Co za dupek - warknęła Shira. - Torpeda, musimy go uciszyć.
- Z przyjemnością - mruknął skrzydłowy.
Oboje ruszyli błyskawicznie w kierunku szerzącego zniszczenie w ich szeregach myśliwca, który jak na życzenie ruszył w ich stronę strzelając bez przerwy w X-a kobiety. Gdy dystans zmniejszył się do polowy skutecznego zasięgu Shira przełączyła lasery, aby wszystkie wystrzeliły jednocześnie. Zmniejszało to co prawda szybkostrzelność, ale zwiększało niszczycielską siłę takiego ognia. Wycelował i wystrzeliła w stronę pędzącego ku nim myśliwca, który w ostatniej chwili wystrzelił świecą w górę unikając zniszczenia.

Ingren trzymał rękę na dzwigni hipernapędu spoglądając na chronometr odliczający czas do wyjścia z nadprzestrzeni. Jeszcze tylko kilka sekund. Kilka sekund, które mogą zadecydować o wszystkim. Jeśli uda im się ubiec Rebelię i ostrzec dowódcę krążownika odniosą sukces. W przeciwnym razie...
Odliczanie zakończyło się i Valtu przyciągnął dzwignię ku sobie. Gwiazdy zamigotały i znieruchomiały.
- O nie... - Jęknęła Mara.
Przed nimi toczyła się już regularna bitwa. Turbolaserowe błyskawice przecinały przestrzeń w stronę ciężkiego krążownika Imperium i z równą zaciętością w odwrotną stronę.
Valtu spojrzał najpierw na ekran czujników, a później na zewnątrz kokpitu. Tuż przed nimi znajdowała się fregata eskortowa, a na prawo połyskiwał wielki krążownik kalamariański, od którego osłon odbijały się wymierzone w jego stronę laserowe strzały, bądź też rozpływały się na tarczach tworząc kręgi, niczym kamienie na spokojnej tafli wody.
Ingren spojrzał przed siebie, gdzie ponad mijającymi się strumieniami wysokoenergetycznego światła kręciły się w morderczym tańcu myśliwce. Dostrzegał wyłącznie same rebelianckie X-skrzydłowce, jednak musiał być powód, dla którego kręciły się jak oszalałe.
- Spójrz! Nasi! - Krzyknęła jego żona wskazując mu kierunek. Na tle ciemnego nieba trudno było je dostrzec, lecz Ingren w końcu je zauważył. Dwa imperialne TIE wirowały niczym twi’lekańskie tancerki unikając laserom i posyłając w rewanżu własne strumienie ognia w kierunku nieprzyjaciół.
- Dwóch... Tylko dwóch? - Zdziwił się Valtu. Niemożliwe, by obie eskadry, jakie powinien mieć okręt tej wielkości zostały już zniszczone. Po chwili dostrzegł jednak nadciągającą od strony Gwiezdnego Niszczyciela chmarę maszyn o charakterystycznej sylwetce.
Dzwięk komunikatora zasygnalizował połączenie. Ingren uruchomił odbiornik.
- Człowieku! Zmywajmy się stąd zanim nas zauważą! - Worst sapał przerażony widokiem rozgrywającej się bitwy. - Wyliczam kurs. Zaraz wam go podam.
- Nic z tego, przyjacielu - odparł Ingren. - My przyłączamy się do tej zabawy.
- Oszaleliście!
- Maro, zajmij się działkami - Valtu nie słuchał już obiekcji dawnego wspólnika. Ich pomoc może i symboliczna, ale może być przydatna. Zwłaszcza dla tej dwójki - pomyślał. Przesyłając moc do silników uruchomił również rufowe deflektory. Przyśpieszając do pełnej prędkości, na jaką mogły pozwolić jednostki napędowe skierował „Klejnot” w stronę wirujących myśliwców.

- Osłony padły!
Timbert spojrzał na pierwszego oficera, który stał pochylony nad konsolą operatorów osłon „Konkwistadora”. Jego zmartwiona twarz wyrażała identyczne myśli, jakie szalały teraz w głowie kapitana. Teraz wszystkie strzały bezpośrednio będą bombardować goły pancerz Gwiezdnego Niszczyciela. To oznacza konkretne straty i zniszczenia, które w obecnych warunkach mogą być ciężkie do usunięcia. Jednak innego wyjścia nie było.
Co gorsza, ich ostrzał nie wyrządził dotąd żadnych uszkodzeń na rebelianckim okręcie.
- Cała naprzód! - Zakomenderował zwracając się do Zelrosa. - Maksymalna moc dział.
W zmniejszeniu dystansu cała nadzieja na zadanie przeciwnikowi jakichkolwiek strat. Vamara zwleka - pomyślał. Niech go szlag trafi!
- Kapitanie, mamy nowy kontakt! To „Łowca”!
Timbert natychmiast odwrócił się w drugą stronę w kierunku porucznika kierującego sekcją czujników.
- Gdzie? - Dopytywał dowódca. Porucznik spojrzał jeszcze raz przez ramię operatora na konsolę.
- Kurs trzy-zero-jeden, odległość dwa tysiące. Są na tyłach nieprzyjaciela.
Jeric zmrużył oczy. Vamara zgłupiał do reszty... W tym wypadku logiczne było chronienie znajdującego się w opałach okrętu, nie zaś odcinanie drogi ucieczki przeciwnika. Tak, ale... Wtem wszystkie fakty zaczęły docierać do Timberta z całą swoją mocą.
- Odwołuję ostatnie rozkazy! - Krzyknął w stronę sternika. - Zelros!
- Tak, kapitanie!?
- Rebelianci skoncentrują się teraz na Vamarze. Gdy tylko ostrzał zelżeje wstrzymacie ostrzał i przekażecie całą moc do osłon!
- Rozkaz!
Kapitan odwrócił się ponownie w stronę transplastowych iluminatorów mostka, by obserwować przebieg starcia. Teraz go dostrzegł.
Szarobiały klin z masywną nadbudówką mostka, częściowo schowany za spłaszczoną sylwetką kalamariańskiego krążownika ział ogniem ze wszystkich lewoburtowych stanowisk swej artylerii, a jednocześnie powoli obracał się frontem ku ofierze, by skupić na niej całą swą niszczycielską siłę.
Rebeliancka fregata już rozpoczęła zwrot, by przeciwstawić się nowemu zagrożeniu, jednak natychmiast znalazła się pod ostrzałem wiszącej tuż obok mostka niszczyciela korwety. Ors, mimo początkowych obaw wiceadmirała wywiązywał się dotąd doskonale w nowej roli. Tą błyskawiczną reakcją z pewnością zarobi kilka punktów u Vamary - pomyślał.
Timbert zauważył, że wymiana ognia między jego okrętem, a kalamarianinem zelżała. Spojrzał w kierunku porucznika Zelrosa. Oficer kiwnął mu głową. Za kilka minut osłony osiągnął pełną moc, a wtedy ruszą. Do tej pory to Vamara musi sam dać sobie radę...

- Myśliwce startują, admirale - Bering podszedł do stojącego na pomoście Vamary. Admirał był jednak skoncentrowany na obserwacji toczącej się wokół bitwy.
- Dobrze - odparł po chwili. - Coś jeszcze?
- Tak, admirale. I to coś niezwykle ciekawego - dodał z nutką wesołości w głosie.
Vamara spojrzał na niego zdziwiony, lecz kapitan tylko się lekko uśmiechnął.
- Nie wiem, co pana tak cieszy - odparł zirytowany. - Zechce pan wyjaśnić?
- Oczywiście. Otóż ta fregata, którą towarzyszy rebelianckiemu krążownikowi to... „Pożoga”.
- Imperialny okręt? - Admirał zmrużył oczy, a na jego czole pojawiły się złowrogie zmarszczki. - Skąd pan to wie?
- Obsługa czujników standardowo zbiera informacje na temat napotkanych jednostek i weryfikuje je - uśmiech zniknął z twarzy Beringa zastąpiony zimną precyzją. - Transponder tej jednostki identyfikuje ją jako „Sihak”, jednak specyficzna charakterystyka napędu i widmo cząsteczkowe identyfikują ten okręt jako „Pożogę”. - Kapitan wręczył Vamarze notatnik. Ten zaczął przeglądać zapisane na nim informacje, a w tym czasie Bering kontynuował. - Okręt dostał się w ręce Rebelii cztery miesiące temu pod Coonterium IV. Dowódca, kapitan Neuber, poddał okręt i przeszedł na ich stronę. Prawdopodobnie to on nadal nim dowodzi.
- Kapitanie Bering...
- Słucham, admirale?
Vamara podniósł wzrok znad notatnika na pierwszego oficera. Bering spojrzał na niego zdumiony. W oczach admirała widać było wściekłość. Gdyby oczy mogły strzelać, to on już byłby martwy.
- Chcę dostać ten okręt - rzekł ostro oddając osłupiałemu kapitanowi notatnik. - A potem obedrę tego sukinkota ze skóry.

Tamal spojrzał na ekran radaru. Za nim leciały dwa rebelianckie myśliwce, które pluły ogniem ze swych poczwórnych laserów, gdy tylko miały ku temu okazję. Wasze niedoczekanie - pomyślał. Nie stanie się ofiarą, to on jest tu drapieżnikiem, a reszta stada już nadciąga.
Dwie, niemal pełne eskadry z „Konkwistadora” prowadzone przez kapitana Gurta zwarły się w chaotycznej walce z rebeliancką eskadrą, wspieraną przez jedną z kanonierek. Jeden z kluczy rzucił się w jej kierunku, by odciągnąć uwagę operatorów jej uzbrojenia od reszty grupy do czasu, aż uporają się z myśliwcami wroga.
Len nie miał jednak czasu na obserwowanie skuteczności ich zabiegów. Wprowadził myśliwiec w ostry zakręt obserwując na ekranie reakcje przeciwników. Ci zaś posłusznie weszli w identyczny zakręt, by po kilku sekundach zrównać się z nim i otworzyć ogień. Len jednak pociągnął drążek do siebie i śmignął świecą do góry, pozwalając, aby laserowe błyskawice przeszyły pustkę.
Kolejny zakręt, i kolejna powtórka ze strony jego przeciwników. I znów świeca w górę, by uniknąć strzałów, lecz tym razem jego prześladowcy przewidzieli to i odpowiednio wcześniej poderwali swoje maszyny. Jednak czy to ze względu na błędną ocenę jego prędkości, czy też przez zwykłego ich pecha, a jego szczęście, wszystkie strzały mijały go w sporej odległości.
- Myślicie, że mnie rozgryźliście? - Warknął sam do siebie Tamal. - To zobaczymy teraz.
Przekręcił panel na drążku, by ponownie wejść w zakręt. Kątem oka obserwował wskazania radaru, na którego ekranie dwie, oznaczone na czerwono punkciki weszły w zakręt, który miał im umożliwić dalsze ostrzeliwanie go w trakcie manewru. Miał...
Porucznik gwałtownie pchnął lewy pedał steru i gwałtownie zmniejszył ciąg w prawym silniku, który aż jęknął, gdy cała energia została skierowana do drugiej jednostki napędowej. Myśliwiec obrócił się niemal w miejscu, jednak zbyt energicznie i Len musiał szybko skorygować ciąg silników, by nie wpaść ruch wirowy, który mógłby zakończyć się dla niego tragicznie. Jednak osiągnął to, czego chciał.
Dwa X-y minęły go z pełną prędkością nie mając czasu by zareagować na jego manewr. Błyskawicznie rozdzieliły się jednak i pomknęły w przeciwnych kierunkach, aby nawrócić i podjąć przerwany atak. Len zwolnił jednak przepustnice i ruszył za jednym z nich mierząc starannie. Gdy sylwetka wrogiego myśliwca znalazła się po środku jego celownika nacisnął spust posyłając w jego stronę serię laserowych błyskawic.
Rebeliancka maszyna skręciła w lewo, by umknąć strzałom, lecz Tamal ruszył za nią na pełnej mocy silników i strzelał raz za razem. Jego, lub jej partner nie zakończył jeszcze nawrotu, więc jego tyły były bezpieczne. Zielone błyskawice początkowo odbijały się od osłon myśliwca osłabiając je stopniowo, lecz w końcu tarcze zanikły i strzały porucznika śmigały coraz bliżej celu. Jego przeciwnik nie mógł tego nie zauważyć i zaczął serię gwałtownych manewrów jednocześnie starając się grać na zwłokę, by jego skrzydłowy mógł mu przybyć z odsieczą. Len miał jednak nad nim przewagę. Ciężkie X-wingi nie mogły się mierzyć w walce manewrowej ze zwinnymi TIE, które z łatwością mogły zmieniać kierunek lotu, jak nie raz już to dowiodły. I tym razem postanowił skorzystać z tego atutu.
Gdy po ostatniej serii jego strzałów przeciwnik znów spróbował stracić go ze swego ogona Len pozwolił mu na sukces. X-wing odbił w prawo, a on w lewo. Gdy rebelianckiemu polotowi już wydawało się, że odniósł sukces ocalając skórę porucznik ponownie obrócił w miejscu maszynę. Nitki celownika błyskawicznie odnalazły cel.
- Mam cię - syknął Tamal i nacisnął spust. Seria zielonych nitek skupionej energii pomknęła w stronę zaskoczonego przeciwnika, który nie miał nawet czasu na reakcję. Pierwsze strzały chybiły, lecz następne wwierciły się w tył kadłuba jednostki zamieniając silniki w kulę ognia. Oderwany od reszty maszyny dziób wystrzelił w przestworza.
W tym momencie przed iluminatorami jego kabiny przemknęły czerwone słupy laserowego ognia. Tamal natychmiast zrozumiał. Zapomniał o drugim z rebeliantów! Błyskawicznie dodał gazu, lecz jego przeciwnik miał go jak na widelcu. Len próbował jeszcze obrócić maszynę, by stanowiła od czoła mniejszy cel dla napastnika, jednak było już za późno. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył były dwie błyskawice trafiające niemal bezbłędnie we wsporniki, na których osadzone były panele słoneczne. Siła uderzenia odepchnęła jego kabinę do tyłu wyrywając porucznika z jego fotela, a zamierające silniki w ostatnim agonalnym zrywie obróciły ją wprawiając kulisty kokpit w ruch wirowy. Len poczuł uderzenie, ból, a potem nastała już tylko ciemność...

Kapitan Timbert spoglądał przez ramię operatora na ekran konsoli. Wijące się na ekranie kropeczki symbolizowały myśliwce Imperium i rebelianckie. Z radością przyglądał się tej walce dopóki ilość niebieskich symboli nie zaczęła drastycznie spadać z powodu pojawienia się kanonierki. Jednak artylerzyści „Konkwistadora” szybko i zdecydowanie dali odczuć jej dowódcy, czym może grozić strzelanie do ich kolegów. Wrak koreliańskiej jednostki zataczał powolny okrąg przechylając się na sterburtę, otoczony kapsułami ratunkowymi, w których ewakuowała się załoga.
Teraz wszystko przebiegało jak należy.
Kapitan odwrócił głowę słysząc zbliżające się w jego stronę kroki.
- Jesteśmy gotowi, kapitanie - zameldował Zelros.
- Doskonale. Otworzyć ogień.
Pojawienie się „Łowcy” odwróciło uwagę Rebeliantów od jego okrętu, dając im czas na regenerację osłon, oraz szybkie podejście do nieprzyjaciela. Pokonali połowę dzielącej ich odległości zanim pierwsze salwy uderzyły w osłony kalamariańskiego krążownika. Będący w trakcie nawrotu przeciw okrętowi Vamary kolos nie miał innego już wyboru jak przerwać manewr i podjąć walkę. Okręt, zmuszony do podzielenia swej artylerii przeciw dwóm celom nie miał innego wyboru jak tylko próbować uciec, lub ulec zagładzie.
I jeszcze fregata... Timbert zacisnął szczękę przypominając sobie słowa admirała. W chwili, gdy Imperium walczy o przetrwanie pojawiają się takie kanalie. Najpierw Jooven, teraz zaś inny oficer. Karierowicze i zdrajcy, gotowi służyć każdemu, kto tylko im zapłaci, wręczy order, bądź po prostu triumfuje. Jeric skrzywił się z odrazą.

- Zestrzelili go! - Krzyknęła Mara do interkomu.
- Widzę - mruknął Ingren kierując „Klejnot” w stronę samotnego X-winga, sprawcy zestrzelenia imperialnej maszyny. - Gotowa?
- Jak nigdy - odparła jego żona i po chwili w kabinie pilota słychać było stłumiony huk strzału z działek frachtowca. W stronę rebelianckiego myśliwca pomknęły promienie wysokoenergetycznego światła.
Pilot X-a w ostatniej chwili uniknął zestrzelenia umykając świecą w górę. Valtu szarpnął wolantem, ale nie miał szans, aby przeprowadzić podobny manewr powolnym i w dodatku obciążonym frachtowcem, który i tak z natury nie był przystosowany do takich działań. Mara nadal strzelała do manewrującego myśliwca, a nawet trafiała. Jej strzały jednak rykoszetowały od tarcz przeciwnika, który postanowił widocznie nie zadowolić się tylko obroną i unikaniem ognia. Rebeliancki pilot zawrócił w ich stronę.
X-wing wszedł na kurs kolizyjny i otworzył ogień ze wszystkich laserów. Strzały trafiły w osłony „Klejnotu”. Ingren szybko spojrzał na wskazania systemów, by przekonać się, że kolejna salwa może pozbawić ich tarcz całkowicie.
- Valtu! Odbijaj! - Usłyszał nagle głos Worsta z komunikatora. Ingrenowi nie trzeba było tego powtarzać, zwłaszcza, że kolejne strzały z rebelianckiego myśliwca już szybowały w ich stronę. Gwałtownie podciągnął wolant ku sobie i w lewo, w ostatniej chwili unikając strzałów. W tej chwili w stronę myśliwca poza strzałami wymierzonymi przez Marę poleciała struga ognia z „Ceny”.
Uzbrojenie frachtowca Kipera fabrycznie skierowane do przodu było zazwyczaj mało przydatne w walce, bowiem aby ostrzelać przeciwnika należało go ścigać, a to było manewrem wręcz niemożliwym do wykonania ociężałym i mało zwrotnym frachtowcem. Tym razem jednak schowany za „Klejnotem” Worst miał idealną pozycję do strzału.
Strugi krwistoczerwonego laserowego ognia pomknęły w stronę samotnego X-skrzydłowca. Mając ograniczone przez ostrzał Mary pole manewru pilot rebelianckiej maszyny nie mógł wykonać żadnego ruchu nie nadziewając się na strzały z jednej, bądź drugiej strony. Po kilku chwilach myśliwiec zamienił się w kulę ognia. Ostatnim, co zauważył Ingren była odrywająca się od kadłuba kabina pilota, pełniąca w skrajnych przypadkach funkcję kapsuły ratunkowej.
Satysfakcję z wymierzonej rebeliantowi sprawiedliwości przerwała przelatująca tuż przed ich dziobem gigantyczna zielonkawa smuga światła.
- Ingren! Zabieraj nas stąd!
Valtu wprowadził „Klejnot” w ostry zakręt pragnąc wydostać się spod ostrzału. Zajęci walką z myśliwcem wpadli wprost na linię ognia pomiędzy dwoma gigantami. Dotąd spokojna przestrzeń zagotowała się prawie od strzałów obu walczących stron. A pośrodku całego tego zamieszania byli oni...
Ingren z trudnością lawirował pomiędzy turbolaserowymi błyskawicami sypiącymi się ze strony Imperialnego krążownika i jego rebelianckiego odpowiednika. Powoli, zakosami, korzystając z każdej luki czy przerwy w ostrzale wyprowadzał „Klejnot” ze strefy walki. Tuż przed nim, lecz nieco niżej kotłowały się w morderczej walce myśliwce. Gdy pojawili się tu w ich stronę zmierzały prawie dwie pełne eskadry TIE. Teraz pozostała ich raptem połowa. Rebelianci bronili się zaciekle, drogo sprzedając własną skórę.
Valtu czuł jak budzi się w nim dawna żyłka pilota, lecz w tym momencie nie był w stanie nic zrobić. Sam musiał walczyć o przetrwanie. O ile trafienie z potężnego działa w maleńki myśliwiec mogło być tylko dziełem przypadku, o tyle ustrzelenie sporego i powolnego frachtowca nie byłoby czymś niemożliwym. A że staną się celem nie wątpił. Bardzo dosadnie pokazali obu walczącym stronom, po której z nich się opowiedzieli.

- Kapitan Quat melduje gotowość, admirale.
- Dobrze - pochwalił Vamara. - Niech uderzają. Poruczniku Frin, gdy tylko osłony kalamarianina zostaną unieszkodliwione proszę skupić ostrzał na ich zapasowych generatorach.
- Tak jest, sir - odparł podoficer.
- „Eredios” opuszcza pozycję - Bering podszedł szybko do admirała. - Ich osłony zaraz padną.
Vamara odwrócił się do zbliżającego się oficera.
- Rozumiem, lecz teraz możemy sobie na to pozwolić - odparł. - Niech schowają się za nami i przeczekają. Gdy tylko ich osłony zostaną zregenerowane mają zająć tę samą pozycję. Pełna moc do osłon mostka.
- Tak jest, admirale. Poza tym mamy tu dwa niezidentyfikowane frachtowce.
- Przemytnicy nas teraz nie interesują - uciął zirytowany Vamara.
- Z tym, że obie jednostki zachowują się niezmiernie dziwnie - zauważył kapitan. - Kapitan Salan melduje, że ich kapitanowie włączyli się do bitwy niszcząc jeden z rebelianckich myśliwców.
Vamara drgnął zaskoczony.
- Nadal biorą udział w walce?
- Nie, admirale. Oba frachtowce starają się wydostać z linii ognia pomiędzy „Konkwistadorem”, a kalamarianinem.
- Być może są to zwykli przemytnicy, którzy wpadli tu przypadkiem i starają się ratować własną skórę - skwitował. - Obserwować ich ruchy, nic poza tym. Co z „Pożogą”?
- Ich artyleria milczy, a osłony upadają. „Konkwistador” skutecznie unieruchomił ich silniki. Sa już nasi.
- Niech oddziały abordażowe przygotują się do akcji.

- Czy oni celują w nas? - Mara starała się usiaść w fotelu drugiego pilota, gdy jej mąż wykonywał kolejny unik przed nadlatującą turbolaserową błyskawicą. - Zrób coś!
- Nie celują w nas, kochana - mruknął Valtu wyprowadzając frachtowiec z nurkowania. - Po prostu nie zwracają na nas uwagi.
- Cudownie - odparła zapinając sieć przeciwwstrząsową.
- Ale bez obaw, ta walka zaraz się skończy - uspokajął ją Ingren obserwując nadlatujące w ich stronę smugi światła.
- Skąd ta pewność?
- Tamta fregata została już wyeliminowana, a osłony krążonika wkrótce powinny upaść.
- Pytanie tylko, czy dotrwamy do tej chwili...

- Rebelianckie myśliwce zostały wyeliminowane, kapitanie - zameldował Zelros.
- Odwołać myśliwce - rozkazał Timbert. - Już tam dla nich nic niema do roboty.
- Tak jest, sir.
- Jakieś rozkazy od Vamary w sprawie tych dwóch frachtowców?
- Oczywiście. Obserwować, nie zatrzymywać.
- Niech będzie - odparł niechętnie. - Mamy inne zadanie. Zelros, zbliż nas do tego kalamarianina.

- Kiper dostał!
- Co?? - Zapytał z niedowierzaniem Valtu.
- Rozniosło mu całą część rufową - jęknęła Mara z przejęciem.
- Jasna cholera - mruknął Ingren zawracając „Klejnotem”. Krótki rzut okiem na statek Worsta wystarczył, aby ocenić sytuację. Rufa po prostu przestała istnieć wraz z sekcją hipernapędu. Wciąż działające główne silniki umiejscowione w przednich „płetwach” najwidoczniej zostały zablokowane i pilot utracił nad nimi jakąkolwiek kontrolę. Rozpędzony statek, odciążony o połowę swej masy przemknął niczym strzała obok „Klejnotu”. - Namierz kapsułę ratunkową. Podejmiemy go na pokład.
- Niema jej nigdzie!
- Jak to niema!?
- No niema! On cały czas musi być na pokładzie!
Valtu ponownie zawrócił frachtowiec, by sprawdzić, co dzieje się z uszkodzoną jednostką jego byłego wspólnika. „Rozsądna cena”, a raczej to, co z niej pozostało oddaliło się już znacznie od nich pędząc w stronę lodowej planety.
- Postaram się go doścignąć, a ty omieć statek skanerem - Ingren pchnął manetkę przyśpieszenia do oporu. - Namierz formy życia, jakie się na nim znajdują.
- Uważaj!
Valtu w ostatniej chwili zauważył potężną strugę spójnego światła pędzącą w ich stronę. Pociągnął wolant ku sobie ile tylko się dało pragnąć uniknąć tragicznego w skutkach trafienia. Gdy już wydawało się, że jego starania zakończą się sukcesem potężny wstrząs rzucił całą jednostką.
- Dostaliśmy - całkiem niepotrzebnie zauważyła Mara.
- Poczułem, ale nadal żyjemy - odparł jej mąż sięgając do pulpitu, by wyświetlić listę uszkodzeń, jakich z pewnością się nabawili. Zanim jednak zdołał dotknąć którejkolwiek z kontrolek wszystkie zamigotały i zgasły. Oświetlenie kabiny również zaczęło blednąć i przygasać.
- Czy to...?
- Taaa... Dostaliśmy z jonówki - mruknął. - Na razie nigdzie stąd nie polecimy, ani nie zrobimy nic więcej. Zostało nam tylko mieć nadzieję, ze to faktycznie zaraz się skończy.
- Nie możesz nic zrobić?
- W tej sytuacji nic. Ani dla nas, ani dla niego.
Oboje spojrzeli przed siebie na bladoniebieską kulę wiszącą przed nimi, na tle której było widać rozbłyski wpadających w górne warstwy atmosfery szczątków, które miały spłonąć nim dotkną jej powierzchni. Wśród maleńkich ogników widać było jeden większy, wskazujący, w którym miejscu rozpoczął swój lot w stronę powierzchni uszkodzony statek Kipera.

Wiceadmirał spoglądał przez transparistalowe okna na znajdujący się dwa kilometry od nich kalamariański krążownik. Jego osłony, choć potężne, to jednak zostały już niemal zniesione przez połączony ostrzał obu Gwiezdnych Niszczycieli. Minuty, a może tylko sekundy dzieliły ich od chwili, gdy w końcu przebiją się przez nie i rozpoczną ostatni akt zagłady potężnego liniowca. Pozostało tylko zlikwidować zawczasu zapasowe generatory.
Niemal jak na komendę zza mostka wyłoniła się eskadra bombowców TIE zmierzając w stronę giganta. Płynnie, jak na defiladzie oddział rozdzielił się na cztery trójki, które samodzielnie zmierzały już w stronę wybranych punktów, w których spodziewano się znaleźć zamaskowane generatory.
Vamara uśmiechnął się pod nosem na myśl o tym zwycięstwie. Gdy tylko ten rebeliancki zespół zostanie zlikwidowany układ sił w regionie znów stanie się dla Imperium korzystny, co ułatwi im powierzone przez Dowództwo zadanie obrony sektorów Arii i Tetsis.
- Rebeliancka eskadra została zlikwidowana - zameldował Bering stając tuż obok admirała. - Kapitan Timbert przesuwa okręt bliżej, aby odciąć Rebeliantom drogę ucieczki.
- Długo na to czekałem - odparł niemal szeptem Vamara.
- Moore nie wierzył, że taka operacja przyniesie jakiekolwiek skutki. A my już czwartego dnia odnosimy taki sukces - zauważył oficer. - Biedak chyba do końca wyłysieje z zazdrości - zakpił.
- Admirale! Rebeliancki okręt uruchamia zapasowe generatory! - Zameldował młody porucznik.
- Tak szybko? - Zdziwił się dowódca odwracając się w stronę podoficera. - Czy zlokalizowano już umiejscowienie tego generatora?
- Tak, sir - odparł porucznik spoglądając na ekran konsoli. - Trafnie zlokalizowaliśmy go jako punkt trzeci. W tę stronę zmierza jeden z kluczy.
- Tak czy inaczej są już nasi - mruknął w stronę Beringa. - Niech pozostałe klucze wycofają się i w razie konieczności powtórzą atak.
- Tak jest.
- Admirale. Dzieje się coś dziwnego - głos porucznika zdradzał lekkie zaniepokojenie.
- Osłony nabierają na sile. Już teraz zapasowe generatory emitują pole energii porównywalne ze standardowym, a ich siła nadal rośnie.
Vamara spojrzał w stronę rebelianckiego okrętu. Trafienia broni energetycznej w normalną powłokę ochraniającą nieprzyjacielski okręt powodowały niewielkie okręgi znaczące miejsca, w które uderzały strzały, oraz rozpraszającej się po osłonach energii. Teraz zaś strzały z potężnych turbolaserów „Łowcy” najnormalniej w świecie rykoszetowały, odbijały się w pustkę przestworzy.
Coś jeszcze się nie zgadzało.
- Wstrzymali ogień - zauważył.
- Prawdopodobnie przesłali całą energię do osłon - zauważył Bering.
- Tylko dlaczego ich działa nadal milczą, skoro osłony już się zregenerowały?
- Gdy tylko nasze bombowce zniszczą generator przestanie to być problemem - zauważył oficer.
Obaj spojrzeli na trzy imperialne maszyny nurkujące już w stronę zlokalizowanego kilkadziesiąt metrów za mostkiem punktu. W odległości niespełna dwustu metrów z wyrzutni bombowców wyskoczyły torpedy protonowe błyskawicznie pożerając odległość dzielącą je od celu, w czasie, gdy piloci podrywali swe jednostki do góry starając się uniknąć strzałów ze strony krążownika. Torpedy mknęły do celu, lecz gdy dotarły do osłon eksplodowały rozświetlając przestworza.
- To niemożliwe - Bering był zszokowany.
- Ponowić nalot - zakomenderował Vamara.
Po chwili pozostałe trzy klucze ruszyły w odstępach, by zasypać przeciwnika pociskami.
- Osłony nadal zwiększają swoją moc - zauważył porucznik.
- Zna pan powód tego zjawiska?
- Niestety, admirale - zaprzeczył młodzik. - Nigdy się z czymś takim nie spotkałem.
Nagły rozbłysk zwrócił ponownie uwagę admirała na rozgrywającą się na zewnątrz walkę. Kolejne pociski zdetonowały na krawędzi osłon krążownika, który dodatkowo zaczął powoli ruszać, by wydostać się z zamykającej się pułapki.
- Zmierzają kursem kolizyjnym w stronę „Konkwistadora” - zauważył pierwszy oficer.
- Timbert już to zauważył - odparł Vamara wskazując drugi ze swych okrętów. Imperialny krążownik zanurkował ostro, by uniknąć staranowania przez otoczony rojem Imperialnych myśliwców kalamariański krążownik, który nabierając prędkości mimo ciągłego ostrzału kierował się w stronę wektora umożliwiającego mu ucieczkę w nadprzestrzeń. Tuż za nim śpieszyła jedna z korwet, która przerwała starcie.
- Wstrzymać ogień. To bezcelowe.
- Rozkaz, sir - odparł z zawodem Bering. - Wstrzymać ogień.
Vamara obserwował jak olbrzymi okręt omija uszkodzoną, dryfującą bezwładnie fregatę. „Konkwistador” wyrównywał powoli lot pod brzuchem kolosa ostrzeliwując go nadal, choć bez żadnego widocznego efektu. Turbolaserowe sztychy odbijały się od potężnych osłon na wszystkie strony.

W pewnym momencie silniki jonowe kalamarianina rozbłysły i okręt skoczył w towarzystwie mniejszej jednostki w nadprzestrzeń.
Vamara spojrzał na niedawne pole bitwy, gdzie otoczona rzadkimi już wyładowaniami elektrostatycznymi dryfowała fregata, otoczona szczątkami zestrzelonych imperialnych i rebelianckich myśliwców. Nieco dalej czernił się wrak rozerwanej na strzępy kanonierki.
- Byliśmy blisko - zauważył Bering.
- Nadal jesteśmy blisko, kapitanie - sprostował admirał. - Oddziały abordażowe mają ponownie zająć „Pożogę”, a w tym czasie ekipy ratunkowe mają odnaleźć wszystkich pilotów, którzy przetrwali walkę. Ściągnąć też każdą maszynę, którą da się wyremontować - kontynuował. - Gdy tylko będziemy gotowi ruszamy ich tropem.
- Będziemy ich ścigać?
- Do tej pory znajdowaliśmy się w defensywie. Czas to zmienić.
- Oczywiście, admirale - kapitan uśmiechnął się mimo woli, na co Vamara odpowiedział podobnym gestem.
- Wbrew temu, co mógłby pan do tej pory sobie o mnie pomyśleć ja nie stronię od walki. Ja po prostu wybieram najodpowiedniejszy do niej moment. Teraz właśnie taki nadszedł.
- Rozumiem, admirale. Nigdy nie podejrzewałem pana, że stroni pan od walki - pośpieszył z zapewnieniem oficer, na co Vamara zareagował lekkim śmiechem.
- Niech panu będzie. Nie będę teraz wnikał w szczegóły - odparł po chwili. - Niech Timbert prześle szczegółowy raport. Będę oczekiwał w swojej kabinie.
- Tak jest, sir - obiecał Bering odchodzącemu dowódcy.
Najwybitniejszy dowódca z niego nie jest - pomyślał patrząc na jego plecy. Ale pokazał dziś, że nie pasanie nerfów jest jego zawodem. Choć zwycięstwo było połowiczne, to jednak odnieśli je. Stan Rebelianckiego zespołu spadł o połowę, a jego myśliwce zostały rozgromione. Minie sporo czasu, zanim buntownicy podniosą się po dzisiejszym ciosie. Ten czas należało wykorzystać na umocnienie ich pozycji i zgromadzenie sił niezbędnych do walki.
Na dobrą sprawę ich siły są wystarczające, przemknęło przez głowę Beringa. Uśmiechnął się do siebie. Gdy posiłki dotrą już na miejsce będą w stanie podjąć skuteczną kontrofensywę i dokończą to, co zaczęli. Rebelia zostanie starta w proch, Endor pomszczony, a Imperium znów przywróci ład i porządek w Galaktyce.
Kapitan zmrużył oczy patrząc na dobijające do kadłuba fregaty promy abordażowe. Kilka Lambd przemknęło obok nich śpiesząc na pole niedawnej bitwy, by podjąć pilotów, którzy jakimś cudem przetrwali walkę. Ich życie było teraz dla Imperium na wagę najdroższych klejnotów. Pozostałe maszyny krążyły wokół obu niszczycieli oczekując w kolejce na dokowanie.
Zwyciężą. Bering już w to nie wątpił.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Mam nadzieję, że spodobało się... :P
W razie jakichś uwag - proszę konkretne wpadki cytować, aby łatwiej je było poprawić.

Dziękuję :)

_________________
Obrazek


29 wrz 2008 17:35:58
Zobacz profil WWW
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 15 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zalogowanych użytkowników i 0 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Skocz do:  
cron