Szumski Jerzy - "Pan Samochodzik i kindżał Hasan-Beja"
Zacznę od tego, ze
"pana Samochodzika" - tego oryginalnego, autorstwa
Nienackiego - dane mi bylo czytac lat temu - co najmniej - dwadzieścia i do tej pory mile wspominam tamte czasy, kiedy pasjonowalem sie poszukiwaniem skarbow przez naszego, swojskiego i swoistego prekursora
Langdona, czyli pana
Tomasza. Jakkolwiek to, co czytałem pamiętam, jak przez mgle, i chociaż do dzisiaj tkwi mi w głowie wiersz ze
"...złotej rękawicy" (
"...i znowu polski rycerz dumnie podejmie złotą rękawicę, widziałem ja w (blaszanej?) trumnie, gdzie wróg rozbita miał przyłbicę..."), to samych szczegółów, poza pozytywnymi wrażeniami i nostalgia, z tej serii nie pomne.
Po dość optymistycznych uwagach ze strony
Obiego skierowanych pod adresem "samochodzikowej" twórczości pana
Szumskiego, postanowilem, ze wlasnie od niego zaczne powrot (a raczej kontynuacje...) do przygody z panem Samochodzikiem.
Na początku lektury miałem dość ambiwalentne uczucia do tego, co dane mi bylo czytac. Wiele tutaj nie zdradzę, pisząc, ze poznajemy przygody juz nie tyle samego pana Tomasza, ile jego ucznia i następcy Pawła, który poza faktem, ze jest teoretycznie inna osoba, to zdaje mi się być klonem pana Tomasza, wprowadzonym do serii raczej jako jego mlodszy odpowiednik, zdolny do większych "akrobacji", dysponujący bardziej uwodzicielskim czarem tudzież większą tężyzną fizyczna niż leciwy (acz wciaz jary) juz pan Tomasz. Zmiana ta, co prawda, nie byla dla mnie szokiem (zważywszy, ze ostatnia ksiazke z serii czytalem juz dawno a sam Pawel, to taki mlodszy pan Tomasz), ale zmianę wehikułu, na taki na miarę naszych czasów wzbudziła już we mnie rozbawienie (zwłaszcza sposób, w jaki trafil w rece
Pawla, jak i kwestia jego wyposażenia wymyka sie wszelkiemu prawdopodobieństwu,). Nic to, pomyślałem, taki to już ten pan Samochodzik zawsze był... ze niektore rzeczy bierze sie "na wiarę" i się je kupuje, albo sie wcale takich książek nie czyta.
Druga sprawa to jezyk, jakiego uzywaja bohaterowie - razi on naiwnością , prostota i archaizmem. W taki sposób to mogły rozmawiać postaci młodzieżowych powieści z lat 80 lub wcześniejszych a przecież akcja nowych książek z serii dzieje sie po roku 90, kiedy juz mało kto uzywal sformułowań typu "serwus", "o, rany!", "jejku!", "jak mamcie kocham!" itp. Ja rozumiem pewne złagodnienie języka na potrzeby docelowego czytelnika (młody człowiek), ale wydaje mi sie, ze młodzież raczej tego rozwiązania nie kupi. O ile ten sposob wysławiania się u takich postaci, jak pan
Tomasz, czy
Paweł może być uzasadniony, to u przedstawicieli młodego pokolenia bohaterów (Zosia, Jacek, Zenek) juz raczej nie pasuje i traci myszka.
No i trzeci i ostatni zarzut to wg mnie zbyt szybkie rozwiązanie zagadki tytułowego kindżału
Hasan-beja. Jego wlasciciel mowi, ze wczesniej ogladalo go wielu ekspertow i zaden nie znalazl wskazowki dotyczacej skarbu, tymczasem "kwartet" Tomasz, Paweł, Jacek i Zosia rozwiązują tajemnice w okamgnieniu. To i podobne uproszczenia raza nieco w trakcie lektury, której główna część opisuje już sama pogoń za skarbem i potyczki z synem głównego adwersarza pana Tomasza,
Jerzym Batura.
Kiedy jednak człowiek przyzwyczai sie do ww. uproszczeń i - nie oszukujmy sie - banałów, to
"...kindzal Hasan-beja" czyta sie nad wyraz przyjemnie, a momentami nie sposób się wprost oderwać od lektury. Widac, ze cala historia jest przemyslana, do tego Szumski serwuje nam kilka pomysłowych i zaskakujących zwrotów akcji. Całość okraszona jest humorem na dość wysokim poziomie (np. kwestia małoletniej siatki informatorów Pawła i pana Tomasza, czy watek "Victorii").
Fantastycznym, jak dla mnie, motywem jest swego rodzaju element dydaktyczny powieści - świetnie czyta sie o ciekawostkach dotyczących naszych zabytków (Wilczy Szaniec). Niesamowicie plastycznie
Szumski opisuje mazurska przyrodę, z akcentem na kwestie żeglarstwa: nie jestem jakimś specjalnym miłośnikiem żeglowania, ale opis regat w
"...kindżale Hasan-beja" jest zaiste inspirujący... I co najważniejsze, nie jest to dydaktyzm nachalny, ale łatwo przyswajalny, w stylu "bawi i uczy". Duży plus dla pana
Szumskiego, ze zrobił to z takim polotem.
O postaciach juz pisałem. Początkowo wydaja sie nieco "płaskie" (głownie przez język jakim mówią), choc z czasem dają się polubić. Perełką wśród nich wydaje sie sam
Batura, ktorego udało sie
Szumskiemu przedstawić, jako nieco tragicznego bohatera.
Nie jest on specjalnie zły, choć do bycia tym dobrym wiele mu brakuje. Jego pechem jest to, ze inni wciąż postrzegają go przez pryzmat działalności ojca i często wydaje się to dla niego krzywdzące. Mnie, przewrotnie,
Batura jawi się jako najfajniejsza postać w całej powieści i bywalo tak, ze dopingowalem jemu, zamiast głównym bohaterom bez skazy i zmazy.
Podsumowujac:
"Pan Samochodzik i kindżał Hasan-beja" to lekka i przyjemna lektura, w sam raz na wakacyjny czas. Kilka uproszczeń i garść banałów nie wpływa aż tak negatywnie na ogólny odbiór całości. Ponadto intryga, choć niespecjalnie zagmatwana, obmyślona jest dokładnie i brak w niej jakichś większych niekonsekwencji. Powieść wciąga i czyta sie szybko, a fanom
pana Samochodzika spodoba sie z pewnoscia, bowiem Szumski z szacunkiem podchodzi to idei oryginalnej serii nie siląc się na jakas postmodernistyczna wizje (choc przyznaje, ze taki pan Samochodzik osadzony w klimatach rodem z powiesci Krajewskiego bylby niezły...
) przygód pana Tomasza.
Dla mnie
Szumski spisał sie na trojkę z plusem, a to dużo lepiej niż się spodziewałem. Z pewnością sięgnę po kolejne tomy jego autorstwa...
Ocena: 3+/5