Krajewski Marek - "Widma w mieście Breslau"
Marek Krajewski - Widma w mieście Breslau
Po przeczytaniu dwóch pierwszych tomów cyklu o
Eberhardzie Mocku postanowiłem zrobić sobie małą przerwę. Wszak seria ta, to lektura zacna, ale do tej pory krótka i dlatego pomyślałem, żeby sobię tą przyjemność z obcowania ze światem przedwojennego Wrocławia dawkować, aby za szybko się z nim nie pożegnać.
Nadszedł jednak czas, kiedy zaczęło mi
Mocka brakować i sięgnąłem po
"Widma w mieście Breslau". Niestety, już po kilkunastu stronach z rozczarowaniem stwierdziłem, że niestety pomysłowość
Krajewskiego uległa chyba w tym przypadku jakiejś dziwnej atrofii, bo w tej części cyklu nie oferuje nic, zupełnie nic nowego.
Owszem, opisy miasta
Breslau i życia jego mieszkańców są wciąż niezwykle plastyczne. Wciąż poraża pełna okrucieństwa, makabry i brudu wizja tej nieco, jak sądzę, odrealnionej rzeczywistości tamtych czasów a bohaterowie są nadal świetnie wykreowani (choć czuje się tu lekki niedomiar
Mocka w
Mocku, ale to w końcu jego młodsza, mniej doświadczona przez los wersja...). W poprzednich tomach była to dla mnie główna z atrakcji tego cyklu, teraz natomiast odczułem lekkie zmęczenie tą konwencją.
Sama zagadka jest już mocno wtórna a sposób prowadzenia śledztwa niemrawy. Brak tu też jakichś szczególnie zaskakujących zwrotów akcji a samo rozwiązanie wydaje się czymś pomiędzy pójściem na łatwiznę a brakiem konceptu na naprawdę efektowny finisz, jak bywało w dwóch wcześniejszych książkach.
"Widma w mieście Breslau" byłyby dobrym wprowadzeniem do cyklu, bo wówczas pozostałe dwa tomy, ułożone chronologicznie (a więc
"Koniec świata w Breslau" przed
"Śmiercią w Breslau" stanowiłyby jego rozwinięcie w tendencji zwyżkowej. A tak, lekkie rozczarowanie. Czyta się to nadal dobrze, mimo wszystko.
Tym razem ocena nieco niższa:
3/5