Seria XIII najpierw przypominała mi "Tożsamość Bourne'a" Roberta Ludluma. Początkowo, poza wytatuowaną cyfrą XIII, bohater niewiele wie o sobie. Przez pięć pierwszych albumów dotknięty pourazową amnezją, szuka odpowiedzi na pytanie "kim ja właściwie jestem?". Faktycznie, może trochę za wiele jest odpowiedzi na to pytanie, które już po chwili okazują się niezgodne z rzeczywistością
Ostatecznie bohater poznaje jednak swoją prawdziwą tożsamość, zapobiega wojskowemu puczowi i ratuje prezydenta USA. Taka "skromna" kulminacja
Albumy od 6 do 8 dotyczą tajemniczej przeszłości rodziny bohatera - XIII tym razem odkrywa kim był i jak zginął jego ojciec. Całkiem przyjemna historia i o wiele mniej "bombastyczna" niż wątek z pierwszych pięciu albumów. Jak dla mnie, przykręcenie kurka nieprawdopodobieństwa dobrze zrobiło logice opowieści. Albumy 9 i 10 to moim zdaniem jakby na siłę doklejona zupełnie inna historia. Akcja skacze sobie do pełnego wrzącej rewolucji kraju Ameryki Południowej, dotyczy konsekwencji "nieco" mglistej przeszłości XIII, ale jak dla mnie nijak się ma do pozostałych albumów. Nie podobała mnie się taka raptowna zmiana klimatu, zwłaszcza, że według mnie bohaterem tej nowej opowieści mógłby być w zasadzie ktokolwiek a niekoniecznie XIII. Znam tylko 10 pierwszych albumów XIII. Seria jest narysowana w realistycznym, przyjemnym dla oka stylu. Scenariusz dość mocno nasycony ociekającymi czerwienią scenami i raczej mroczny. Ogólnie, jedna z solidnych i godnych polecenia serii komiksowych.