Konto usuniete
|
Allston Aaron - "Dziedzictwo Mocy I - Zdrada"
Galaktyce zagraża kolejna straszliwa wojna. Dotychczasowi przyjaciele mogą stać się przeciwnikami. Żeby temu zapobiec Jacen Solo nie zawaha się zabijać. Wkracza na mroczny szlak, który może go zaprowadzić w objęcia Ciemnej Strony Mocy.
Za każdym razem, gdy czytam kolejną książkę lub komiks z serii Star Wars zadaję sobie pytanie: jak długo jeszcze może się to ciągnąć? W końcu odkąd w 1977 roku do kin weszła czwarta część sagi, kolejne opowieści z tego wszechświata powielały tak naprawdę ten sam schemat: walka dobra (uosobionego przez szlachetnych i mądrych Rycerzy Jedi) ze złem (najczęściej w postaci okrutnych Sithów, ale zdarzały się wyjątki, takie jak Yuuzhan Vongowie). Inne pytanie brzmiało: co mnie tak ciągnie do poznawania tych identycznych niemal względem siebie historii? Sięgając po pierwszy tom z serii Dziedzictwo Mocy postanowiłem sobie odpowiedzieć na te pytania.
Na pierwszy rzut oka fabuła książki, jak i całej serii wydaje się banalna: oto Galaktyczny Sojusz, dziesięć lat po wyniszczającej wojnie z Yuuzhan Vongami jest zagrożony kolejnym konfliktem, tym razem wewnętrznym: dysponująca potężną bronią w postaci stacji Centerpoint Korelia wypowiada posłuszeństwo, w dodatku ciągnąc za sobą wiele innych planet. W dodatku wydaje się, że ktoś lub coś podsyca ten konflikt, próbuje doprowadzić do otwartej wojny. Jacen Solo próbuje zapobiec swym straszliwym wizjom, ale każdy pojęty przez niego krok zbliża go ku Ciemnej Stronie.
Brzmi znajomo. Sytuacja niemal identyczna jak przed Wojnami Klonów - zbuntowane planety (Separatyści - Korelia), tajemnicza siła stojąca za konfliktem (Sidious - Lumiya), młody Jedi podejmujący trudne decyzje (Anakin - Jacen)... Wydaje się więc, że autorzy powielają stare scenariusze. Jednak czytając Zdradę doszedłem do wniosku, że jeszcze nie raz zostanę zaskoczony. Aaron Allston prowadzi czytelnika szlakiem od Adumaru, poprzez przestworza Korelii aż do świetnego, trzymającego w napięciu zakończenia w gwiezdnym systemie MZX32905. I za każdym razem zaskakuje. Psychika Jacena, który urasta na głównego bohatera sagi, jest przedstawiona idealnie, podobnie jak jego ucznia, Bena. Świetnie skonstruowana fabuła sprawia, że książkę czyta się jednym tchem (pomijając fragmenty z Hanem i Leią - naprawdę mogliby już zginąć). Walki są opisane w sposób profesjonalny, zarówno te w przestworzach jak i z udziałem żywych przeciwników. Jeśli chodzi o powtarzalność, to autor wybrnął z niej naprawdę świetnie - nowy konflikt w ogóle nie przypomina poprzednich, tym razem dotychczasowi sojusznicy stają po obu stronach barykady, więc jest naprawdę ciekawie, a dylematy Jacena w ogóle nie przypominają tych, z którymi zmagał się jego dziadek. Na plus zaliczę też wprowadzenie starych-nowych postaci, takich jak Syal Antilles, oraz Mroczna Jedi Lumiya. Poza tym książka w wielu miejscach nawiązuje do okresu Starej Republiki (wspomnienie Aalyi Secury) spajając sagę w jedną całość.
Jeśli chodzi o minusy, to naprawdę książka nie ma ich wiele. Pomijając wątek Hana i Lei (ale to moja osobista opinia, nie cierpię ich ostatnio) można na siłę doszukać się dłużyzn i niespójności, ale nie znajdzie się ich wiele.
Podsumowując: książka to obowiązkowa pozycja dla fanów NEJ i trylogii Mroczne Gniazdo, ale również dla tych, którym nie podobał się pomysł obcych spoza Galaktyki czy myślących robali. To powrót do starego, dobrego SW w najlepszy moim zdaniem możliwy sposób. Naprawdę polecam.
Moja ocena: 8/10
|
Użytkownik
Dołączył(a): 30 wrz 2008 19:04:55 Posty: 29
|
Jedna z najlepszych pozycji jakie ostatnio czytałem. Akcja jest wciągająca, interesująco został rozrysowany konflikt lojalności i wyboru mniejszego zła. Co więcej rzeczywistość w "Zdradzie" nie jest czarno-biała jak to zwykle bywa w SW i nie da się powiedzieć, że któraś ze stron jest do końca zła lub do końca dobra. Wątek polityczny mógłby być rzeczywiście lepiej przedstawiony, ale kij mu w oko.
uważam, że autor miał rację poświęcając dużo miejsca na Jacena, jest to równie sensowne, jak skupienie się na Anakinie S. w wojnach klonów. Co więcej jestem szczęśliwy, że wreszcie pojawiają się konkretni Sithowie, a nie jakieś wybryki natury z Mrocznego Gniazda, wprawdzie pod innym szyldem niż Palpatine i spółka, ale wychodzi na to samo. Szczerze mowiąc czytając finaloą scenę na asteroidzie (jakiejś tam) miałem przedziwne wrażenie deja vu. Naturalnie nie mam nic przeciwko
Może jestem konserwatywny, ale stęskniłem się za starymi dobrymi schematami z filmów tzn: wojny domowej i kilku Mrocznych Lordów. Zdaje się, że w Dziedzictwie będzie powrót do korzeni. Hurra!
.
9/10
|