Abercrombie Joe - The Blade Itself
Książka co prawda jeszcze nie przetłumaczona i nie wydana w Polsce, ale godna polecenia dlatego postaram się ją troche przybliżyć.
Historia opowiedziana w "The Blade Itself" koncentruje się na wydarzeniach pośrednio i bezpośrednio związanych z królestwem zwanym po prostu "Unią". Głównymi bohaterami jest inkwizytor Glockta, kapitan Jezal dan Luthar, Logen Dziewięciopalcy zwany również Krwawą Dziewiątką jak również czarodziej Bayaz. Każdy z nich prezentuje zupełnie inne podejście do życia, znajdują się na zupełnie różnych rozdrożach życiowych. Najciekawszą postacią jest inkwizytor Glockta, człowiek młody, ale o posturze starca, zgorzkniały i słaby fizycznie lecz twardo i beznamiętnie przeprowadzający tortury w służbie króla i królestwa. I choć zdaje się być odrażającą postacią właśnie do niego należą najbardziej wyśmienicie napisane fragmenty książki. To właśnie on niewyraźnym, z powodu braku zębów, głosem serwuje nam maksymy życiowe. Na temat Glockty mógłbym pisać i pisać, ale nie chce zdradzać zbyt wiele bo to jeden z bardziej oryginalnych postaci z którymi zetknąłem się w ostatnich latach. Jego zupełnym przeciwieństwem jest kapitan Jezal. Przystojny, ambitny, pochodzący z wyższych sfer oficer wojska Uni znakomicie się czuje w kobiecym towarzystwie. O jego podbojach krąży już wiele plotek. Jednak nie samymi kobietami Jezal żyje, wielkimi krokami zbliża się turniej którego zwycięzca może liczyć na wysokie państwowe stanowiska. Czy lekkoduch Jezal jest w stanie skoncentrować się na turnieju? W szczególności kiedy w pobliżu "czycha" na niego uwodzicielska, piękna, inteligentna, a co najważniejsze obdarzona niewiarygodnie ciętym językiem Ardee West? Może to tylko moje odczucie ale przerzucanie się subtelnościami między Ardee a Jezalem przysporzyło mi sporo śmiechu. A gdzie w tym wszystkim miejsce dla emerytowanego lecz nie mniej niż niegdyś znienawidzonego mordercy i wojownika na dzikiej północy Logena alias Krwawej Dziewiątki? Tego już się dowiedzcie z książki.
Może dość o postaciach, a wspomne nieco o warsztacie Abercrombiego.
Książke czyta się przyjemnie, autor przerzuca fabułe pomiędzy różnymi postaciami (nie tylko wymienionymi przeze mnie wcześniej) snując zdawałoby się odrębne wątki, lecz tak jak w rzeczywistości nic nie jest tu zawieszone w próżni i ważne wydarzenia w jednym regionie mają konsekwencje dla regionów mu pobliskich. W książce pełno jest intryg i spisków, akcja mimo że nie pędzi na złamanie karku to utrzymuje czytelnika w napięciu i chęci kontynuowania czytania. Co ważne intrygi zdają się być inteligentne, nie są skalkulowane na naiwność bohaterów pobocznych. Nie miałem wrażenia ich małej wiarygodności. A to zwykle mój główny zarzut odnośnie spisków prezentowanych na stronicach wielu książek fantasy. Co prawda nie miałem nigdy momentu w którym moje zaskoczenie było zupełne (jak to się raz czy dwa zdarzyło przy czytaniu Martina), ale jest naprawdę przyzwoicie w tym względzie.
Jeszcze mała uwaga na koniec. Wielu z was może się wydawać podczas czytania że niektóre postacie drugoplanowe są stereotypowe, ale zapewniam was że po ukończeniu całego cyklu zmienicie diametralnie zdanie.
Biorąc pod uwage że "The Blade Itself" jest debiutem literackim Abercrombiego to autorowi należa się duże brawa.
Ocena: 5/6 Polecam.
PS. Jeśli nadal wierzycie że ktoś jest w stanie nie dać się "złamać" na torturach to po edukacji przeprowadzonej przez inkwizytora Glockte zmienicie zdanie. Satysfakcja gwarantowana.