Użytkownik
Dołączył(a): 18 sie 2009 15:09:47 Posty: 31 Lokalizacja: Wlkp
|
Modus vivendi
„Ze świata każdy ma tyle, ile sam sobie weźmie.” [ Giovanni Boccaccio ]
Jasnozielone światło odbiornika radiowego wskazywało wyraźnie dużą czerwoną wskazówkę, która ustawiła się na liczbie 89.9. W pomieszczeniu cicho sączył się utwór Jeana Francoisa Mauricea Maeva. Elektryczny zegar wiszący nad schodami, które prowadziły na pierwsze piętro pokazywał pierwszą czterdzieści pięć. Za kwadrans w Archiwum rozpocznie się nocna kontrola urzędu. Właśnie teraz kolejny raz zlustrował spojrzeniem niewielką salę operacyjną wydziału udostępniania i ewidencji. W pomieszczeniu panował półmrok. Jedynym źródłem światła był blady, zimny promień padający z lampy zawieszonej w drugim rogu sali nisko nad stolikiem. Wnętrze nie zachęcało do przebywania w środku. Wokół jednej ze ścian sali biegły przeszklone ścianki z oknami operacyjnymi W środku stało kilka krzeseł dla klientów oczekujących na swoją kolejkę załatwienia sprawy. Dalej okrągły mały stoliczek do pisania. W rogu szerokie schody prowadziły na pierwsze piętro, gdzie znajdowały się gabinety naczelnego dyrektora i jego zastępcy, wydział naukowy, organizacyjno-prawny, digitalizacji dokumentów, kadr i szkoleń i informacji Kiedy stwierdził, że wszystko jest w porządku, przeszedł do małego hallu, do którego prowadziły drzwi w drugim rogu sali. Tu znajdowała się szatnia i aparaty telefoniczne dla klientów. Tutaj też przez cały dzień siedział jeden ze strażników. Natomiast drugi w pomieszczeniu na trzecim piętrze obserwował na monitorze ekranowym wszystko co się dzieje na sali operacyjnej i w magazynach. Potem nagle zwlókł się z fotela i podszedł do okna i rozsuwając zasłony wyjrzał na otaczającą rzeczywistość. Jedno z okien wychodziło na pusty o tej porze roku park. Zamieć śnieżna coraz bardziej gęstniała i prawie już nie było widać pobliskich zabudowań i rozchodzących się ulic. Nim rozsunął bardziej roletę w oknie obszernej portierni patrzył na ulicę. Lampy zawieszone nad ulicą rzucały mgliste bladożółte światło. Nieopodal Archiwum w uliczce obok stała zaparkowana srebrna skoda. Wczoraj późnym popołudniem idąc do pracy, prawie natychmiast zauważył parkującą na światłach tuż za rogiem srebrną Skodę. Szybko minął stojący samochód i wydawało mu się, że ma znajomy numer rejestracyjny, ale w środku nikogo nie było. Pierwszy raz zauważył to auto zaparkowane w pobliżu wejścia do urzędu w ubiegłym tygodniu. Przypadkiem rzucił okiem na numer rejestracyjny, który zaczynał się literami PVR. Wcale nie był zdziwiony, kiedy dzisiejszej nocy znów zobaczył ten sam samochód. Stał nieruchomo, ze wzrokiem utkwionym w znajdujące się między dwoma zaparkowanymi samochodami drzwi wejściowe domu, które ktoś otworzy za jakiś czas i wyjdzie Myśli krążyły wokół nieznajomej osoby. „ Kim jesteś” – pomyślał. Świerki, opierały się podmuchom porywistego wiatru. Termometr za oknem wskazywał cztery stopnie poniżej zera. W pomieszczeniu było duszno więc uchylił okno wychodzące na parking przed gmachem urzędu. Przez moment mocował się z oknem, a otwierając, wpuścił do środka mroźne, zimowe powietrze. Za oknem rozszalała się wichura. Przez uchylone okno słyszał wycie i zawodzenie wiatru. Mroczne i niekształtne cienie nagich gałęzi, uderzały o szyby w pokoju. Potarł dłońmi twarz. Po kilku minutach przerwał obserwację. Dyżur dla Jana Swary poniedziałek dziesiątego grudnia zaczął się tak, jak wszystkie inne dni od kubka kawy w półmroku zimowej nocy. Gdyby ktoś zapytał go, o czym myśli w ciągu tych kilku minut, nie potrafiłby udzielić konkretnej odpowiedzi, ponieważ pijąc kawę, zawsze skupiał się na jej smaku. Pustym wzrokiem wpatrywał się w swoje odbicie w oknie. Na dworze było ciemno. Za oknem, na ulicy, przesuwali się wolno nieliczni ludzie ogarnięci nocnym pośpiechem. Nagle skupił się na nieznajomym młodym człowieku w ciemnej kurtce, który wyszedł z domu za rogiem i szybko podszedł do srebrnej Skody i wsiadł do środka. Po chwili uruchomił silnik, włączył światła i odjechał. Potem samochód mignął gdzieś w oddali, pomiędzy domami. Tylne światła rzucały czerwony blask na koleiny śniegu. Zapalił papierosa wypuścił z ust kłęby szarego dymu, rozjaśnionego smugą błękitu. Potem odłożył papierosa do popielniczki i wyjrzał przez okno. Jakiś czas siedział nieruchomo, ze wzrokiem utkwionym w głąb alei i szpaler drzew. Padający śnieg zgęstniał, a wiatr zmienił kierunek natarcia. Zadymka wzmagała. Przeniósł wzrok i wpatrywał się w rozciągający się przed nim pulpit. Malowała się przed nim sieć kolorowych wirtualnych ikon i przełączników. Nagle żar lampy w sali operacyjnej zamigotał jak w przerwie dostawy prądu. Ostry dzwonek jak ciecie noża przeszył ciszę. Zatrzymał sie, wciąż jednak spoglądając w okno.. Dźwięk rozległ sie znowu - uparcie, alarmująco. Wbiegł do kabiny. Na tablicy przyrządów, pod monitorem paliła sie czerwona lampka z podziemnego magazynu. Obok ostatniej przeszklonej kabiny znajdowały się wewnętrzne schody. Prowadziły w dół. Tutaj mieścił się skarbiec i sejf archiwum. Zgłoszenie telefoniczne zostało zarejestrowane na policji w Wilczycach o godzinie drugiej trzy. Przyjął je zmęczony policjant, który pełnił służbę niemal nieprzerwanie całą dobę.
_________________ magas
|