To opowiadanko napisałem już jakiś czas temu... mam nadzieję, że zakończenie się Wam spodoba
LINIA FRONTU
Rozejrzał się po rozległych lasach i polanach... Na chwilę jego myśli odpłynęły od tego czym miał się zaraz zająć, odleciały gdzieś daleko zajmując jego umysł...
Z rozmyślań wyrwało go nagłe szarpnięcie gdy pojazd zatrzymał się przy drodze. Kierowca spojrzał za siebie na pasażerów...
-Wysiadka- mruknął.
Wyszedł i rozprostował kości. Starał się zapomnieć i wszystkim chłonąc całym sobą piękno okolicy.
Na szczęście udało im się dostać blisko obozu- wystarczyło przejść przez lasek brzóz i już widać było namiot dowództwa.
Nagle wszystko do niego wróciło, uderzyło go z całą swoją mocą...
Dołączył do drużyny z powodu potrzeby i chęci pomocy innym, wtedy jeszcze nie myślał o konsekwencjach tego wyboru, nie myślał o pocie, zmęczeniu oraz ciągłym stresie. Najsilniejszego uderzenia doznał gdy w swoje dłonie dostał załadowaną broń...
"Przyjechałem tu by zabijać"- pomyślał sprawdzając broń...
Na początku myślał o zadaniu, ciężkiej przeprawie którą czeka jego drużynę. Nie chciał zginąć... ale podjął już decyzję-
"zabij zanim zabiją Ciebie"- niezbyt to odkrywcze jednak ta myśl napędzała go, dodawała adrenaliny.
Spojrzał po pozostałych osobach- widać było, że każdy chociaż w części przeżywał to co on...
no może prócz jednego... jego "Give me a gun! Give me a gun!- słowa jakiejś piosenki" mówiło samo za siebie.
Jego rozmyślania przerwał dowódca oddziału, młody, charyzmatyczny facet- wysoki, szczupły z bronią przy nodze.
"Zadanie jest proste- zaczął dowódca"
Oddział słuchał cierpliwie notując w umyśle rozkazy. "I tak wszystko wyjdzie w walce" pomyślał. Wyjął z kieszeni paczkę pogniecionych Lucky Strików, jeden z towarzyszy podszedł częstując się papierosem. Zapalili...
Papierosy dziwnie uspokajały nerwy, pozwoliły by wraz z unoszącym się dymkiem odlatywały problemy.
Dowódca po przekazaniu rozkazów podzielił drużynę na mniejsze grupki.
Cel był prosty- przedostać się przez las do chaty wroga, odwrócić ich uwagę, zlokalizować i wykraść plany- w razie silnego oporu zabić tylu ilu się da.
Największym problemem było to iż wróg spodziewa się ataku- na pewno wystawione zostały silne straże.
Ruszyli... dostał przydział z dowódcą- nie przeszkadzało mu to- współpracowali już w różnych miejscach i zawsze potrafi wyjść obronną ręką z najgorszych tarapatów... na przykład wtedy gdy bronili wystawionego przyczółku na który najpierw miał uderzyć wróg, lub tego dnia, gdy kazano ich drużynie odeskortować wysokiej rangi oficera...
Wbiegli do gęstego lasu- nie było czasu do stracenia, mieli pokonać pewien dystans biegiem do miejsca, w którym rozdzielali się na mniejsze drużyny. Wraz z dowódcą mieli najgorszy przydział- atakowali od frontu, gdzie spodziewano się największego oporu- część drużyny udała się od lewej flanki, druga część pobiegła głębiej- mieli za zadanie odwrócić uwagę od prawej flanki, przełamać obronę i spróbować przebić się na tyły wroga... Taki był przynajmniej plan...
Został sam z dowódcą, przestali biec, zaczęli się podkradać. Jeden szedł do przodu, gdy drugi ubezpieczał i zmiana... W wolnym tempie poruszali się do przodu.
Gęste zarośla doskonale maskowały ich obecność, jednak miało to wadę- maskowało również wroga.
Zatrzymali się. Dowódca przyklęknął przy drzewie rozglądając się po lesie- cichy poszum i panujący spokój nie zapowiadał walki, do której się przygotowywali.
Dowódca dał znak- ruszyli dalej, skradając się między drzewami, chowając się w gąszczu uschłych liści... spojrzał na zegarek- została minuta do ataku z lewej flanki. Dwie minuty później miała zacząć prawa strona wraz z centralnym atakiem, który mieli przeprowadzić właśnie oni.
W prześwitach między gałęziami dało się już zauważyć budynek na skraju lasu, pobielane ściany odbijały się w jesiennym słońcu.
Położyli się na ziemi przysłonięci gęstymi zaroślami. Zaczęli czołgać się do przodu. Nagle znieruchomiał- na dachu budynku zauważył jakiegoś człowieka... sprawdzał okolice patrząc praktycznie na niego- na szczęście gęste zarośla oraz kolor munduru dobrze maskowały.
Wskazał dowódcy osobę na dachu, ten również zasygnalizował jednego przeciwnika obok niewysokiego murku otaczającego dom.
Czekali...
Z prawej strony rozległy się strzały- zaczął się atak- przeciwnik przy murku pobiegł zobaczyć co się dzieje, snajper na dachu również odwrócił wzrok- wykorzystali to- dowódca pobiegł do przodu przyklękając przy murku- zaczął rozglądać się po terenie osłaniając przybycie swego towarzysza.
"Zaczyna się"- pomyślał i podczołgał się obok dowódcy. Zaskoczył ich brak przeciwników przy murze- spodziewali się silnego oporu.
Z lewej strony również doszły do nich dźwięki wystrzałów- ktoś krzyknął z bólu...
Jednak ich to nie dotyczyło- mieli swoje zadanie do wykonania... Dowódca został przy murku, jego kompan udał się na prawo chcąc wspomóc swoich towarzyszy- strzały zagłuszały jego nadejście- przeciwnik przytulony do drzewa patrzył w kierunku, z którego dobiegały strzały, nie spodziewał się go...
Nie myślał długo- zauważył plecy przeciwnika... "No cóż, śmierci się nie wybiera"- pomyślał naciągając spust...
Pocisk wyleciał z jego broni- prawie widział jak leci w przeciwnika i trafia go w plecy- przeciwnik jęknął... "Mam nadzieję, że ja tak nie skończę"- mruknął patrząc na umierającego przeciwnika. Usłyszał strzały z miejsca, w którym został dowódca- od razu podjął decyzję- biegiem puścił się w miejsce gdzie się rozdzielili...
Zdyszany dopadł do murku
"I jak?"- szepnął dowódca
"Jeden strzał jeden trup"- mruknął
Dowódca skinął głową, wskazał na dach
"Snajper, drugi czaił się w pobliżu..."- od razu zrozumiał co znaczy słowo "czaił"...
Podeszli pod budynek, zatrzymali się przy ścianie nasłuchując- gdzieś w oddali wciąż słychać było strzały- na dachu jednak panowała cisza...
Budynek był niski... Podstawił się pod mur robiąc "stopkę" dla dowódcy. Ten wspiął się do góry i wystawił głowę- strzelił- raz- drugi...
Przy trzecim strzale ciało dowódcy oderwało się od dachu i zleciało na dół- ostatni pocisk konającego snajpera trafił go w twarz...
Nie było sensu sprawdzać- był to śmiertelny strzał
Zmiął przekleństwo w ustach "Obym następnym nie był ja" mruknął. Przełknął ślinę. Został sam.
Spojrzał na drzewo tuż przy ścianie budynku- Dzięki niemu dostał się na dach- rozejrzał się po placu- gdzieniegdzie widział ślady walki...
Na dachu zauważył trafionego snajpera...
Nie było sensu sprawdzać.
Zauważył dziurę w dachu- w budynku zauważył stojącego przy oknie przeciwnika... wymierzył i strzelił- "Drugi strzał, drugi trup"- mruknął pod nosem.
Nie widząc innych przeciwników zszedł z dachu...
Czuł stres i niepokój...
"Zabij zanim Ciebie zabiją"- pomyślał wystawiając głowę za róg budynku... wprost na wystającą lufę przeciwnika...
"O kurwa"- zdążył pomyśleć gdy pocisk uderzył go w twarz. Upadł na ziemie....
...........................................................................................................
Wstał i otarł maskę z farby, uniósł rękę do góry
-Zabity!!!- krzyknął i skierował się do obozu. Tam czekali już na niego inni. Między nimi Dowódca.
-Zabili Cię?
-Niestety
Rozejrzał się po obozie- i tak nie było źle. Trzech atakujących "zabitych" w porównaniu do "pięciu" przeciwników, po chwili zauważyli szóstego...
-Ja nie mogę! znowu mnie zabili! O ja!- rzekł gdy zobaczył resztę- znowu przegramy...
Dym uśmiechnął się lekko... taka kolej życia...
Wyciągnął Lucky Strike i zapalił... uwielbiał Paintballa Wink
_________________