Teraz jest 24 lis 2024 5:32:20




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 
Kufer 
Autor Wiadomość
Użytkownik

Dołączył(a): 31 sty 2009 21:51:44
Posty: 5
Post Kufer
Stała na przystanku i zastanawiała się, w którą stronę iść. Jak wyjeżdżała z domu wszystko wydawało się tak jasne i klarowne, musiała iść śladem wizji, która prześladowała ją od dzieciństwa. W ostatnich miesiącach nasiliła się jeszcze, była niedospana, to cud, że nie zawaliła roku, nie miała nawet siły na naukę. Po czasie okazało się, że zrobiła błąd nie zwierzając się matce.
To ona ją wysłała ją w tą podróż. Zebrały wszystkie możliwe wiadomości, przeczytały jeszcze raz dokładnie kronikę rodzinną. To musiało mieć związek z przekleństwem ciążącym na rodzie ojca. Marcelina była pierwszą dziewczyną w rodzinie, od pokoleń, wielu, wielu pokoleń rodzili się sami chłopcy. Ona była pierwszą kobietą i do niej należało wyjaśnienie przyczyny tej przypadłości. To nie było normalne ani możliwe, żeby od czasów pradawnych na świat przychodzili sami chłopcy.
Kronika była opasła, a raczej składała się z kilkudziesięciu tomów, opisujących życie kolejnych pokoleń, w księdze Matyldy, która żyła na początku trzynastego wieku znalazły ślad. Wędrowny kramarz opowiedział jej o zatargu między dwoma wielkimi czarownicami, które o mało co nie zmiotły z powierzchni całej okolicy. Serafia nazywała się jedna, druga Grambla. A cała rodzina Marceliny nosiła właśnie nazwisko Grambla. Musiała to sprawdzić.
Wymknęła się cichaczem z domu, nie chciała mieć na głowie kuzynów, którzy oczywiście uparli się, żeby z nią jechać. Tę sprawę musiała jednak załatwić sama, takie miała przeczucie.
Stała więc na przystanku i nie miała bladego pojęcia, w którą stronę się skierować. Wokół same lasy, jezdnia wyglądała jak ser szwajcarski i wokół ani żywej duszy. Miała ochotę krzyczeć ze złości, to było miejsce gdzie diabeł mówi dobranoc i psy szczekają stroną przeciwną niż głowa. Nawet jej komórka straciła zasięg. Z niepokojem spoglądała na pobocza, czy aby stoją słupy energetyczne.
-A panienka gdzie się wybiera?- skoczyła chyba pół metra w górę.
Nie słyszała, kiedy zjawiła się kobiecina.
-Do Wołowca- odrzekła starając się opanować drżenie kolan.
-To tam- wskazała staruszka ręką.- Też tam idę, moja kuma jest chora.
Ruszyła dziarskim krokiem, mimo takiej różnicy wieku i dobrej kondycji Marcelina nie mogła za nią nadążyć.
-A panienka, do kogo?
-Właściwie to do nikogo, zwiedzam sobie okolice.
-Tam nie ma niczego ciekawego- zaśmiała się ochryple.- Chyba, że chcesz spotkać guślnicę.
-Kogo?- zatrzymała się w pół kroku.
-Guślnicę- powtórzyła.- No jesteśmy- nawet się nie żegnając weszła do pierwszej z brzegu chałupy.
To, co się rozpościerało przed oczyma dziewczyny przypominało kolaż, pomieszanie nowego ze starym, nowoczesne wille stały tuż obok drewnianych domków, które wyglądały jakby mocniejszy podmuch wiatru mógł je zdmuchnąć z ziemi. Marcelina była w kropce. Musiała przeprowadzić swoje śledztwo, ale nie wiedziała zupełnie gdzie ma się zatrzymać. Kilkanaście domków, jakiś obskurny sklepik, przed którym stali pijacy, nawet o tak wczesnej porze ledwie trzymający się na nogach. Dobra, miała namiot, mogła go rozłożyć pod lasem, na jakimś równym skrawku pola, ale szczerze to się bała.
-Zgubiłaś się?- z nowoczesnego domu wyszła dziewczyna, mniej więcej w jej wieku.
-Chyba tak, spójrz, jakie ma spojrzenie- tuż za nieznajomą pojawił się chłopak.- Pomóc ci?
Zatkało ją. Nie wiedziało, co odpowiedzieć. Po chwili jednak wzięła się w garść.
-Prowadzę badania- bąknęła.- Sprawdzam pewną legendę- wzruszyła ramionami.
-Pewnie o Serafii i Gramblii. Jestem Grażyna, a to mój brat Grzegorz. Jeżeli nie masz gdzie się zatrzymać to zapraszamy do naszego domu.
-Nie chcę się narzucać- to było wyjście ze sytuacji.- Poza tym, co powiedzą wasi rodzice?
-Jesteśmy sami, oni zostali w Malborku, ale nas chętnie pozbyli się na czas wakacji. Wybudowali ten dom na miejscu starego domu babci tylko w tym celu.
-W jakim?- nie zrozumiała.
-Żeby w czasie wakacji się nas pozbywać- Grzegorz złapał za jej torbę.- Co ty w niej wozisz? Waży chyba ze 30 kilko.
-Jesteście tutaj całkiem sami?- nie mogła się nadziwić wchodząc do budynku.
-Jesteśmy spokrewnieni z całą wioską, oboje rodzice stąd pochodzą, tak, więc wszyscy nas pilnują.
-Fajnie- burknęła.
Zastanawiała się jak może zdobyć potrzebne jej informacje.
-Chyba jedna z waszych ciotek jest chora- rzekła rozglądając się po kuchni, do której została wprowadzona.
-To pewnie Stefania, za długo włóczy się po lasach, a potem jest chora- Grażyna wyciągała szklanki.- Pewnie znów ktoś na nią urok rzucił. Trzeba posłać po Eugenię. Tylko ona da sobie z tym radę.
-Taka staruszka, co nie wygląda na swoje lata? Pędzi jak pociąg.
-Widzę, że już ją poznałaś, nieznajoma- Grzegorz obserwował ją spod zmrużonych powiek.
-Och, przepraszam- rzeczywiście oni podali swoje imiona, a ona zachowała się jak wieśniak ze zaściankowej wsi.- Marcelina. Marcelina Grambla- dodała chcąc zobaczyć efekt.
Wszystkie szklanki spadły na podłogę tucząc się w drobny mak, a chłopak zbladł mimo opalenizny.
-Żartujesz! Powiedz, że żartujesz- Grażyna chwyciła ją za ramiona.
-Nie, dlaczego miałabym żartować. Chcesz zobaczyć dowód osobisty?
-I, co teraz?- brat spojrzał przerażonym wzrokiem na siostrę.
-Nie wiem- dziewczyna miała łzy w oczach.- Może trzeba porozmawiać z Eugenią?
-O co chodzi?- Marcelina nie wytrzymała, nie lubiła być traktowana jak powietrze.
-Masz tylko dwa dni, żeby znaleźć skarb matochy.
-Kogo? Nie, nie wytrzymam. Najpierw guślnica, teraz matocha. O kogo chodzi i dlaczego mam tylko dwa dni na znalezienie czegoś, o czym nie mam pojęcia.
-Guślnica i matocha to inaczej wiedźma, lub czarownica- Grażyna usiadła ciężko na krześle.- Według legendy, prastarej, ale przekazywanej każdemu pokoleniu w niezmienionej postaci, potomkini starej Gramble pojawi się tutaj i musi w ciągu dwóch dni znaleźć skarb protoplastki rodu. Inaczej cała okolica, w promieniu kilku wiorst zniknie.
-Co to jest wiorsta? Jakaś miara długości?
-Według naszych obliczeń około 50 kilometrów.
-O Boże- jęknęła Marcelina.- Znacie ją dokładnie? Może będą tam jakieś wskazówki!
-Mamy tekst, napisany przez naszą matkę. Zaraz go poszukam- chłopak zniknął za drzwiami.
-Napijesz się czegoś?
-Najlepiej czegoś mocnego. Nie sądziłam, że pojawiając się tutaj spowoduję katastrofę- ukryła twarz w dłoniach.
-Przepraszam cię za zachowanie- Grażyna usiadła przy niej.- Boimy się po prostu.
-To tylko legenda!- zaprzeczyła.
-Nie, nie tylko. Tutaj żyje się blisko natury, całkiem inaczej niż w „cywilizowanym” świcie. Nie ma nawet lekarza. Chorobami zajmują się baby i znachorzy.
-Śmiertelność musi być wysoka.
-Właśnie nie.
Wrócił chłopak i wręczył jej zapisaną kartkę.
-Przeczytaj.

W środku lata, gdy z nieba będzie się lał słoneczny żar nadejdzie od strony zachodniego lasu kobieta. Jej oczy będą koloru nieba w czasie burzy, a długie włosy będą przypominały grzywę karego konia. Przyjdzie za guślinicą, ostatnią z okolicy, będąc córką największej matochy i sama nią będąc, nieświadomie. Żeby naprawić całą krzywdę ciągnącą się od wieków i zdjąć przekleństwo ciążące na niej, na jej rodzinie. W środku głuszy znajdzie swoje przeznaczenie i skarb przeznaczony tylko dla niej. Uzdrowi obłąkanego z jego szaleństwa, strzygę i zmorę przywróci dla świata. Ona i rudowłose bliźniaki zrobią pierwszy krok ku normalności. W DWA SŁOŃCA! W razie porażki wszystko zniknie w uderzeniu Peruna, w promieniu kilku wiorst, aż do kurhanu Jarowita.
Ostatnia guślnica wskaże kierunek.

-To bardziej zagmatwane, niż sądziłam- Marcelina spojrzała na rodzeństwo.- To wy będziecie moimi pomocnikami, według legendy. Chyba jesteście bliźniakami? Rude włosy macie.
-Jesteśmy- potwierdził Grzegorz.- Dlatego przebywamy tutaj w czasie każdego lata czekając na nią, na ciebie- poprawił się.
-Eugenia jest guślincą i spotkałaś ją na drodze.
-Przyszłam za nią- potwierdziła.- Mam nadzieję, że przynajmniej ona będzie mówić z sensem.
-Nie oczekuj tego, jest strasznie tajemnicza. Nikt nie wie gdzie mieszka, ale ona zawsze wie, kiedy ktoś potrzebuje jej pomocy.
-Dlaczego mi się tak przypatrujesz?- Marcelina spojrzała na Grażynę.
-Ty przecież też jesteś czarownicą- odparła.
-Nieświadomą, jeżeli wierzyć legendzie.
-Idziemy do Stefanii- postanowiła Grażyna.
Marcelina westchnęła ciężko. Nie sądziła, że jej wyprawa zamieni się w wyścig z czasem. Dwa dni to bardzo mało, a ta legenda jest tak nieprecyzyjna. Poza tym oprócz poszukiwania skarbu musi się jeszcze zająć trzema osobami. Strzyga i zmora? A cóż to jest? Perun? Była oczytana, ale teraz okazało się, że jest jak dziecko we mgle, które nie wie, w jaką się stronę obrócić. Po kilkunastu krokach zatrzymali się przed ciemnymi drzwiami do chałupy. Cały budynek chylił się ku upadkowi, jakby przygniatany stopą olbrzyma. Nagle ze środka wyszedł starzec opierając się na kosturze.
-To Jan, szaman. Ze Stefanią musi być źle skoro Eugenia wzywa pomoc- wyszeptał Grzegorz.
-I co?- zapytała Grażyna.
-Nie wiemy, co zrobić- pokręcił ze zniechęceniem głową.- Zioła Eugenii nic nie dały, moje odczynianie i modlitwa też nie. Będzie trzeba babę pochować.
-Wchodzimy- zadecydowała Marcelina.
Wnętrze było ciemne i zadymione jakimś cuchnącym dymem, unoszącym się nad garnkiem. Od pieca buchało gorąco, wzmagające i tak upał panujący w środku. Dziewczyna poczuła nagle uderzenie obcej świadomości. Jakby w transie podeszła do paleniska i wzięła garść popiołu. Pewnym krokiem zbliżyła się do łóżka i wetknęła go w drgające dłonie kobieciny, jednocześnie ściskając. Szeptała cicho niezrozumiałe dla siebie słowa, czując jednocześnie jak wszyscy przyglądają się jej z ciekawością. Spomiędzy jej palców zaczęła lecieć strużka wody, coraz szybciej i obficiej. Słaniała się na nogach, a słowa wypływające z jej ust płynęły coraz mocniej i pewniej. Po chwili osunęła się na podłogę straciwszy przytomność.
-Budzi się- usłyszała przy sobie głos.
-Nieźle nas nastraszyłaś- Grażyna miała niepokój w oczach.- Co to było?
-Nie wiem- odparła zgodnie z prawdą i chwyciła wyciągniętą dłoń Grzegorza stając w pozycji wyprostowanej.
-Wyleczyłaś tę szaloną kobietę- z chaty wychynęła Eugenia.- Zrozumiała wreszcie, że jej dziecko nie wróci, że nie żyje.
-Ona była szalona?- spojrzała na bliźniaków.- Nic nie mówiliście.
-Nie sądziliśmy, że legenda mówi o niej- bronił się chłopak.- To takie nieszkodliwe szaleństwo.
-Nieszkodliwe, też mi coś- prychnęła guślnica.- Ta biedaczka była coraz bardziej opętana. Wy myślicie, że ona tak sobie krążyła po lasach? Szukała latawicy, która opętała jej męża, biedak tak szybko odszedł. A dziwożona podmieniła ich dziecko, na szczęście odmieniec szybko zmarł. Ciągle miała nadzieję, że znajdzie własnego syna.
-No to jedna sprawa z legendy załatwiona- skwitował ten wywód Grzegorz.
-Ale dzień się już kończy- zwróciła mu uwagę siostra.- Za chwilę zajdzie słońce.
-Pokaż mi ramię- Marcelina wiedziała, o czym starowinka mówi, z niechęcią podciągnęła rękaw pokazując krwistoczerwoną gwiazdę.
Zawsze się wstydziła tego znamienia, które mimo obietnic lekarza nie znikł, nawet nie zbladł. Kształt był regularny, jakby wypalony na skórze.
-Chodź ze mną, noc jest krótka, a ja muszę cię przygotować. A wy gdzie?- zatrzymała bliźniaki podniesioną ręką.
-Oni idą ze mną- oznajmiła Marcelina głosem nieznoszącym sprzeciwu.
-Tak?- w głosie kryła się groźba.
-Według legendy, chyba ja znasz, oni mają mi pomóc- tłumaczyła cierpliwie.
-Niech będzie- zgodziła się z niechęcią, ale w tej chwili będą ci bardziej przeszkadzać niż pomagać.
-Jesteś pewna- nie mógł się powstrzymać chłopak.- Nie mamy zamiaru cię wygryźć z twojej „profesji”.
-Nie zdołałbyś tego zrobić, młokosie. Nawet do końca świata i przy pomocy wszystkich bogów- zaśmiała się pogardliwie.- No, chodźcie, droga daleka, a ja nie lubię chodzić po ciemku.
Eugenia pędziła jak lokomotywa po zboczu pochyłej góry. Młodzi ledwie dotrzymywali jej kroku. Nagle znikła za drzewem i zostali sami pośród mroków lasu.
-Idziecie?!- ruszyli za jej głosem i po chwili stali przed chatynką, bo nie można inaczej tej budowli nazwać.
-Nie gapcie się tak, tylko wchodźcie. Wy dwoje, napalcie w piecu, a ty siadaj.
Zapaliła lampę naftową, która natychmiast zaczęła kopcić i otworzywszy jakiś schowek zaczęła wyciągać z niego zapisane drobnym pismem kartki.
-Dostałam to w spadku od mojej babki, Apolonii. Ona mnie wszystkiego nauczyła, jednak nie jestem tak dobra jak ty. Znam się na ziołach i namawianiach, ale ty jesteś niedościgniona.
-Co to jest?- zainteresował się Grzegorz.
-Zaklęcia, które pozwolą jej odnaleźć chatę Gramblii. Są trudne, chciałam ich się kiedyś nauczyć, jak byłam młoda i głupia. Jakie ja wtedy dostałam lanie od babki. Nie były przeznaczone dla mnie.
-Tego jest koszmarnie dużo!!!- zaniepokoiła się.- Muszę wszystkiego się nauczyć?
-Lepiej tak. Nie wiem, które są ci potrzebne, a które nie. Lepiej umieć więcej niż mniej.
Dziewczyna z niechęcią przyglądała się kartkom trzymanym w dłoni. Papier był pożółkły i tak cienki, że bała się, że rozpadnie się jej w rękach, pismo pochyłe i ledwie czytelne. Jednak, kiedy zaczęła wiedziała, co będzie dalej. Słowa same pojawiały się przed oczyma i po chwili odłożyła niepotrzebne jej ściągi. Znów poczuła, że nie jest sama.
-Co się stało?- zaniepokoiła się Grażyna.
-Nic- odparła ze spokojem.- Ja je wszystkie znam, tkwią gdzieś w mojej podświadomości. W miarę potrzeby będę wiedziała, którego użyć.
-Nie jesteś sama, ona jest z tobą- usłyszała tuż przy uchu szept Eugenii.- Wyczuwam ją, jednak jej moc jest bardzo ograniczona. Kładźcie się wszyscy spać. Jutro trzeba wstać wcześnie, jeśli chcecie zdążyć wypełnić zadanie.
W izbie było tylko jedno łóżko, które zajęła gospodyni. Młodym wskazała drabinę na stryszek, pełen starego siana. Nie mieli wyboru.
Marcelinie przyśnił się znów ten sam sen, co od lat, teraz jednak był o niebo wyraźniejszy. Kroczyła ledwie widoczną ścieżką pośród drzew, jakby prowadzona na sznurku. Prze nią majaczył zarys budynku, przez uchylone drzwi sączył się strumień światła. Popchnęła drzwi weszła do izby. Przy palenisku, na środku klepiska, siedziała dojrzała kobieta. Nie była stara, ale widać było po niej, że dużo przeszła. Wszędzie naokoło były porozstawiane zapalone świecie. Wyciągnęła dłoń do niej i tym momencie zawsze się budziła. Tym razem było inaczej.
-Promień księżyca cię do mnie zaprowadzi!
-Dlaczego ja?
-Jesteś pierwsza, połączenie mojej krwi z krwią Serafii. Możesz zdjąć klątwę ciążącą nad nami wszystkimi, jesteś naszą jedyną szansą. Nigdy nie odnajdziemy spokoju, jeśli nam nie pomożesz.
-Jak to zrobić?
-Tylko ty możesz przejść całą drogę, a jest ona długa. Będę ci pomagać, na ile tylko mogę. Nie mogę jednak powiedzieć ci wszystkiego.
-Ale skąd ta klątwa? Dlaczego?
-Próba udowodnienia ile jesteśmy warte. Obie byłyśmy dobre w tym, co robiłyśmy, cenione, ale zły los postawił nam na drodze mężczyznę.
-Pokłóciłyście się o faceta?
-Tak, został twoim dziadkiem.
-Muszę to zrobić? Chcę tylko ocalić to miejsce i zająć się sobą.
-Jeżeli zrobisz pierwszy krok, musisz zrobić następne. Umrzesz sama, zapomniana, jeżeli nie zdejmiesz klątwy. Taki los jest ci pisany.
-Fajnie- westchnęła.- Porwałam się z motyką na księżyc.
-Pamiętaj o strzydze i zmorze.
Obudziła się cała obolała, a promień światła księżyca tańczył jej przed oczyma. Wyciągnęła rękę, a on się odrobinę odsunął. Potrząsnęła ramieniem Grzegorza starając się go obudzić.
-Co się stało?- był nieobecny.
-Muszę ruszać- wyszeptała.
-Już?- przeciągnął się.- Przecież jeszcze jest noc.
-Tylko teraz mam szansę, póki świeci księżyc.
-Dobra, idziemy. Graża, wstawaj- syknął siostrze ucho.
-Nie śpię- wyszeptała.
Wyszli jak najciszej mogli, starając się nie obudzić śpiącej Eugenii. Tak jak we śnie prowadził ich promień księżyca.
-To tutaj- oznajmiła nagle Marcelina.
Nagle z ciemności wychynęły dwie postacie, wyciągając długie ręce zakończone ostrymi pazurami.
-Łapcie je- starała się nie ruszać, choć ze strachu stanęło jej serce.
Szamotały się w uściskach bliźniaków.
-I co masz zamiar zrobić?- Grzegorz próbował przekrzyczeć ich wrzaski.- Masz kołki, aby je załatwić.
-Mam je przywrócić dla świata, a nie zabijać- przypomniała mu.
-Pospiesz się- Grażyna ledwie potrafiła utrzymać stwora.- On mi się wyrywa!
Marcelina przymknęła oczy i zamruczała pradawną pieśń, znaną tylko jej i przodkom. Pewnym ruchem złapała obie maszkary za pokrzywione dłonie i złączyła. Przed oczyma widziała ich przeszłość i przyszłość.
-Mateuszu, siódmy synu Sylwestra, daję ci Annę, siódmą córkę Zdzisławy. Nie mam kołków, aby was uśmiercić, ale poprzez moje słowa wróćcie do swoich mogił i zaznajcie spokoju. Za życia nie dane wam było być razem przez zawiść waszych rodzin, nawet po śmierci rozdzielono was. Daję was sobie nawzajem, ku uldze świata.
Rysy maszkar złagodniały przyjmując ludzkie twarze.
-To nie wszystko, matocho. Ten, który rzucił na nas zaklęcie wciąż żyje, mimo swej śmierci.
-Wiem i muszę go zabić, ale to nie teraz. Spocznijcie w pokoju- obie zjawy zaczęły niknąć, aż nie został po nich ślad.
-O kurcze- westchnął Grzegorz.
-Wasza misja się skończyła, przynajmniej teraz. Tam- wskazała ręką na jasny okrąg- muszę iść sama.
Nawet się nie sprzeciwiali. Zaczął wiać silny wiatr, targając koronami drzew. Nie wiedziała, co się stanie, ale była spokojna i pełna nadziei. Wymawiając po cichu jedno ze zaklęć szła pewnie do przodu. Krąg światła rozstąpił się wpuszczając ją do środka. Stał tam kufer, olbrzymi, żelazny kufer. Wyciągnęła rękę i poczuła uderzenie w skroń, zachwiała się niebezpiecznie. Zamroczona nie wiedziała, jakiego zaklęcia użyć. Nagle po drugiej stronie zmaterializowała się kobieta Włosy w kołtunach, w kolorze siana, z wystającymi zębami i gniewem w ciemnych oczach.
-Nie dostaniesz tego- wysyczała poprzez cienkie wargi.- Nie pozwolę znieść klątwy.
-I zabijesz mnie, swoja wnuczkę?- tym ją zaskoczyła.
-Nie jesteś moją wnuczką- zaskrzeczała.- Żadna dziewczyna z mego rodu nie mogła urodzić dziecka synowi Gramblii. To niemożliwe.
-Widocznie twoja klątwa traci moc, bo to się stało.
-Zygfryd, on się musiał wtrącić.
-Razem ze mną zginie też twój ród- czekała na reakcję.
-I, co z tego, najważniejsze, że jej ród zginie wraz z tobą- wyciągnęła szponiastą dłoń starając się ją złapać.
-Nie tak prędko- szaleńczo zaczęła szeptać zaklęcia.
-To ci nic nie da- starucha zaniosła się śmiechem.- Mnie nikt nie pokona- jednak zachwiała się na nogach.
Marcelina czuła jak leci jej krew z rozbitej głowy, jak oczy zachodzą mgłą i opuszczają ją siły. Nie poddawała się jednak. Gdy obraz wiedźmy zaczął się rozpływać, a wraz z nim cichł jej krzyk wiedziała, że wygrała. Znów zemdlała.
-Powinnam zostać pielęgniarką!- Grażyna mokrą chusteczką obcierała jej twarz.- Toż ta dziewczyna wymaga ochrony.
-Tak, tak- burknął gdzieś z daleka jej brat.- Ona jest silniejsza niż my razem wzięci, a ty nie rób się taka ważna.
-Czy zawsze tak?- wyszeptała słabym głosem.
-Najczęściej. Takie są uroki posiadania bliźniaka, gdziekolwiek się obejrzysz jest z tobą. Ma to jednak swoje plusy.
-Mam nadzieję- burknął chłopak.- Jak się czujesz?
-W porządku, ale gdzie jest kufer?
-Tam- Grażyna wskazała ręka.- Odciągnęliśmy cię.
-Pomóżcie mi wstać. Jak długo byłam nieprzytomna?
-Kilka godzin, już dawno minęło południe.
-Nic, muszę otworzyć kufer, tam jest mój skarb.
W ciszy i skupieniu podeszli do skrzyni.
-Wygląda na niezamkniętą- oznajmił Grzegorz.
-Jest zamknięta- zaprzeczyła Marcelina.- Za pomocą czarów, na siedem pieczęci. Trochę to potrwa, zanim je wszystkie złamię.
Miała rację, męczyła się przez bite trzy godziny zanim zdołała unieść wieko.
-Co to jest?
Na dnie leżała księga w czerwonej oprawie. Drżącymi dłońmi wyjęła ją i z niecierpliwością otwarła.
-Wygląda na to, że muszę odnaleźć wszystkie księgi rodu Serafii. To pierwsza, należąca do jej prawnuczki Matyldy. Ciekawe jak ich losy się potoczyły.
-Tam jeszcze coś jest- zauważyła Grażyna.
Na samym dnie leżał złoty łańcuszek, łańcuszek zawieszką wykonaną z rubinów, w kształcie gwiazdy, takiej samej jak znamię na ramieniu dziewczyny.
-Co dalej?
-Pierwsze zadanie wykonane, reszta zależy od tego, czego dowiem się z księgi.
-Wyjeżdżasz? Już?
-Tak, nic więcej mnie tu nie trzyma.
-Zadzwonisz czasem?- chciał wiedzieć chłopak.
-Jasne, musicie przecież wiedzieć jak ta cała awantura się zakończy.
Po lesie rozniósł się ich wesoły śmiech.


15 maja 2009 20:15:35
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zalogowanych użytkowników i 1 gość


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Skocz do:  
cron