Holt Tom - "Przenośne drzwi"(recenzja)Na naszym rynku wreszcie pojawiła się pierwsza książka angielskiego pisarza, specjalizującego się w tzw.
comic fantasy, albo jak kto woli,
fantastyce humorystycznej, który - nie do końca słusznie - porównywany jest do
Terry'ego Pratchetta, czy nawet uznawany za jego najpoważniejszego konkurenta w tej dziedzinie. Czy słusznie, czy nie, o tym za chwilę, a tymczasem kilka - głównie przychylnych
- słów nt.
"Przenośnych drzwi".
Jest to stosunkowo "młode" dzieło
Holta - powstałe w 2003 - jakkolwiek wydanie tej właśnie książki w Polsce, jako pierwszej zbytnio nie dziwi.
"Przenośne drzwi" rozpoczynają jedyny - o ile mi wiadomo - cykl powieściowy
Holta, więc wydano je z myślą o późniejszej jego kontynuacji. I bardzo dobrze, chociaż mam nadzieję, ze na serii
J.W. Wells & Co. Prószyński i s-ka nie poprzestanie i dane nam, polskim czytelnikom, będzie poznanie innych wcześniejszych i późniejszych powieści
Toma Holta.
W
"Przenośnych drzwiach" poznajemy safandułowatego
Paula Carpentera, który zmuszony przez okoliczności podejmuje, z pozoru nieciekawą pracę, jako młodszy asystent w firmie zajmującej się... no, właśnie, tak do końca nie wiadomo czym. Przynajmniej z początku. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej poznaje
Sophie, do której z miejsca zaczyna pałać dość skomplikowanym uczuciem, które z braku lepszych określeń trzeba tu nazwać miłością - i w sumie to uczucie determinuje jego dalsze działania i prowadzi do wydarzeń, które na zawsze zmienią życie ich obojga. Albo i nie
Książkę czyta się doskonale, nie ma tu zbędnych dłużyzn, ani niepotrzebnego owijania w bawełnę. Momentami autor kluczy, żongluje zabawnymi porównaniami i po mistrzowsku operuje humorem sytuacyjnym. Świetnym zabiegiem jest niejednokrotne wystąpienie wbrew oczekiwaniom czytelnika, kiedy to sprawy zaczynają prowadzić do logicznych wniosków, a tu nagle - bach! - jak królik z pudełka wyskakuje coś zupełnie nieoczekiwanego. Poza z lekka irytującymi głównymi bohaterami - którzy mają po prostu takie denerwujące charaktery, nie ich wina
- mamy tu galerię postaci osobliwych, których potencjał zdaje się być nieco niewykorzystany - i dlatego liczę, że wkrótce, dzięki uprzejmości polskiego wydawcy, poznamy wiele ciekawych opowieści z ich udziałem.
Teraz pora zaprzeczyć mitowi, jakoby
Tom Holt zżynał z
Pratchetta, czy jechał na fali jego popularności. Na początek rozprawmy się z podobieństwami. Obaj panowie piszą fantastykę humorystyczną. To się zgadza. Książki obu panów zdarzało się ilustrować
Josh Kirby'emu i
Paulowi Kidby'emu (okładka polskiego wydania
"Przenośnych drzwi"). I na tym w zasadzie kończy się wszystko, co ich łączy.
Tom Holt nie operuja AŻ tak sprawnie słowem pisanym, jak
Pratchett. Jego zabawne metafory i porównania są bardziej dosadne. Zabawne, ale jakby nieco prostsze. Z drugiej strony, jest autorem, który nie cacka się zbytnio z czytelnikiem. W przeciwieństwie do niektórych książek
Pratchetta ciężko nazwać
"Przenośne drzwi" lekturą dla
dużych i małych - są nieco bardziej dorosłe i dotykają innych problemów. Czesto zdarza się postaciom siarczyście zakląć, a opis ich relacji bywa o wiele mniej umowny, niż w przypadku
Pratchetta.
Ponadto, nie ma tu zbytniego moralizatorstwa i ukrytego przesłania.
"Przenośne drzwi" są zabawą dla samej zabawy i szukanie w nich prawd objawionych jest bez sensu, bo
Holt "uprawia" czystą komedię. Naprawdę śmieszną, ale bez specjalnej głębi.
No i na koniec -
Holt nie wymyśla świata. Jego działka to
urban fantasy - to do naszego świata przenikają rzeczy nadprzyrodzone, postaci z legend i mitów, etc. To zasadnicza różnica, która bardziej zbliża
Holta do pisarzy takich, jak
Gaiman,
Adams, czy
Marcin Wolski, niż do
Pratchetta. Zrozumieć można politykę wydawnictwa, reklamującego książkę w taki a nie inny sposób, ale prawda jest taka, że jeśli ktoś oczekuje drugiego
Świata Dysku, to może się srodze zawieść. Jeśli jednak lubi się zabawne
fantasy w szerszym ujęciu i nieobce są Wam ww. nazwiska, to
"Przenośne drzwi" przypadną Wam do gustu w całej rozciągłości.
Polecam!
Ocena 4/5