Kossakowska Maja Lidia - "Ruda sfora"
Mimo ostrzeżeń użytkowników forum (
w temacie) wzięłam w swoje łapki „Ruda sforę” Maji Lidii Kossakowskiej. Trochę z racji tego, iż „Siewca wiatru” mi się podobał, a trochę z tzw. „braku laku”
Pozwolę sobie opisać moje wrażenia po tej wątpliwej przyjemności .
Już po przeczytaniu pierwszych rozdziałów nasuwa się skojarzenie z bajką dla dzieci. Autorka miejscem akcji czyni świat mitów i legend plemion jakuckich. Niestety jest to według mnie główna przyczyna tak słabego poziomu tej książki. Być może osoby zainteresowane tym kręgiem kulturowym będą zachwycone wiernością i zgodnością opisów. Myślę, że Pani Kossakowska przyłożyła się solidnie do przybliżenia nam podstaw wiary Jakutów. I chwała jej za to. Jednak ten świat do mnie nie przemawia. Odnajdziemy pewne podobieństwa do wierzeń chrześcijańskich – podział na nieba i krainy demonów, hierarchia, jeden Pan Stwórca. Do opisów demonów nie mogę się za bardzo przyczepić. Za duzo ich i tak nie ma. Jednak bogowie niestety niejednokrotnie śmieszą swoim wizerunkiem. Mamy multum gadających zwierząt – pies chodzący na tylnych łapach, wypchany słomą niedźwiedź, łosoś itd. Ogromnym błędem było tłumaczenie imion. O ile jeszcze Pan Niewolnik czy Mleczny Pan nie razi to już Pani Krowiarka zdecydowanie tak.
Kolejną pomyłką był dobór głównych bohaterów. Młody szaman Ergis wyrusza do zaświatów, aby ratować swoja duszę. Później okazuje się, że musi walczyć o znacznie więcej - ma uratować świat przed najeźdźcą „nie z tej ziemi” (nie chodzi o kosmitów
). Właściwie Ergis nie robi nic specjalnego (poza udzieleniem pomocy Ellejowi). Stanowi jedynie ośrodek, wokół którego toczy się akcja. Ale czego można wymagać od 13-letniego chłopca? Wspomaga go równie dzielny, co niedoświadczony konik o wdzięcznym imieniu Bębenek. Imię nie jest przypadkowe, gdyż jest on tak naprawdę magicznie przekształconym szamańskim bębnem. Nasi wojacy spotykają po drodze kolejnych bohaterów i tak tworzy się drużyna. Mamy nieco niebezpiecznego bohatera zaświatów Elleja, zmęczonego już wykonywaniem swoich powinności. I dla równowagi energiczną i odważną córkę boga ognia Tujarymę. Pojawia się również tupilak Iwaszka - demon nasłany, aby zabić Ergisa. Sama autorka mówi, że powieść bez niego „nie byłaby taka sama”. Oczywiście. Postać wioskowego głupka zawsze będzie budzić uśmiech na ustach. Jego komentarze wprowadzane są w celu rozładowania napięcia – typowy zabieg. Szczery, naiwny, aż do bólu, gapowaty, ostatecznie okazuje heroizm. Nie byłoby tak źle. Jednak oprawa wizualna niestety szwankuje. Jakoś nie przemawia do mnie skrzyżowanie stracha na wróble z kukiełką.
Nieco ciekawiej przedstawia się tytułowa Ruda Sfora. Nie są to zwykłe potwory. Przypominają raczej pokraczne machiny. Mieszanina metalowych konstrukcji i ochłapów mięsa pokryta rudym nalotem. Nasuwa się tu skojarzenie z rdzą. Jakby były odzwierciedleniem zła i zepsucia współczesnej techniki.
Trzeba przyznać, że akcja jest wartka. Co chwilę bohaterowie napotykają nowe zadania. Styl autorki niekiedy przypomina sposób pisania Davida Eddigsa. Szczególnie przy próbach umieszczenia zabawnych komentarzy czy sytuacji. Co kto lubi. Ja niestety nie przepadam za takim prowadzeniem narracji. Czyta się oczywiście bardzo lekko. Chociaż odnoszę wrażenie, iż pisarka nie mogła się zdecydować czy pisze dla młodszych czytelników, czy starszych.
Jedynym pozytywnym akcentem powieści jest zakończenie, które już typowe nie jest. Ukazuje inne spojrzenie na pewne problemy przemijania i pozostawia po sobie refleksje. Obraz boga samego w sobie również ciekawy.
Ostatecznie dam ocenę 3/6 właśnie za zakończenie. A książkę polecam jedynie na naprawdę długie zimowe wieczory i raczej początkującym czytelnikom fantasy, gdyż „stary wyga” może się srodze zawieść.