„Mój własny stos”
Dla wnikliwych polecam zaznajomienie się z opracowaniem Biskupa Olivera Oravec zatytułowanym „Totalna wolność” dość wnikliwie przedstawiającym historię pojęcia Indeksu Ksiąg Zakazanych jak i jego postrzeganie przez przedstawiciela kościoła katolickiego na przestrzeni dziejów. Ale zaznaczam, że jest on przedstawicielem tzw. betonu kościelnego, który postrzega otoczenie jednokierunkowo i konserwatywnie.
www.ultramontes.pl/indeks_bp_oravec.htm
Przecież na takowym indeksie kościelnym był Mickiewicz, Kopernik, Dumas, Wolter czy Zola. Ostatni tego typu indeks został zaktualizowany w 1948 roku za pontyfikatu papieża Piusa XII i zawierał 4126 zakazanych pozycji.
I właśnie ten przykład obrazuje moje zdanie w tej dyspucie. Tak naprawdę każda większa religia czy państwowość na przestrzeni znanych nam dziejów miała w większym czy mniejszym stopniu do czynienia z prowadzeniem różnego typu indeksów ksiąg zakazanych. I tak jak w każdym wypadku, kiedy ktoś decyduje za nas, co mamy czytać i myśleć nie biorąc pod uwagę wrodzonej nam ciekawości, wcześniej czy później paliło to na panewce.
A teraz trochę z innej beczki. Nie znam szeroko publikowanej książki, którą był bym spalił (po co napędzać koniunkturę na kolejnego quasi „proroka” czy nabijać czyjąś kabzę). Natomiast są takie książki, których nawet bym nie dotknął. I nie mówię tu o Harrym Potterze (choć wiem, dlaczego jest na niego taka nagonka. To kwestia podziału magii na czarną i białą, która z punktu widzenia kościoła jest niepodzielna i zawsze zła – po prostu inne postrzeganie danej sprawy). Dla jasności przeczytałem wszystkie tomy. Chodzi mi o pisma podważające sens mojej osobistej wiary i nadzieję zbawienia. No przecież do jasnej niedoli musi być coś po śmierci.
Na stosie w kącie mojego ogrodu niech płoną, co najwyżej nieudane teksty własnego autorstwa i niczyjego więcej.