Teraz jest 29 mar 2024 0:58:25




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 
W odległej Myrtanie 
Autor Wiadomość
Post W odległej Myrtanie
Witam. W pierwszym dniu użytkowania forum, chciałbym zaprezentować moje opowiadanie. Osoby, które grały w jakąkolwiek grę z serii Gothic, powinny wiedzieć o co chodzi, a i innym może się spodobać :wink: Akcja opowiadania ma miejsce w dwuletnim okresie przed powstaniem magicznej bariery otaczającej kolonię karną. Jak ktoś nie grał, to proponuję się zapoznać z grą na jakiejś stronie internetowej :) No cóż, ale i tak można przeczytać. Seria opowiadań będzie podzielona na trzy części: Nordmar, Myrtanę i Varant, czyli trzy krainy z gry. W każdej części będzie kilka rozdziałów.
Zapisałem się na to forum, żeby wysłuchać opinii, jak myślę, specjalistów, a nie niektórych osób z różnych for gier internetowych... Zapraszam do czyatania, komentowania i oceniania :)

W odległej Myrtanie
Nordmar
Rozdział I

Był kolejny mroźny dzień w ukrytym pod śnieżną pierzyną Nordmarze. Pogoda była słoneczna. Ostre promienie padały na ścięte mrozem twarze młodych gwardzistów króla, maszerujących przez jedną z oblodzonych, górskich przełęczy. Zimny, północny wiatr owiewał ich ciała, hucząc w zakamarkach zbroi. Oddział odziany był we wspaniałe srebrne zbroje płytowe, których tył okryty był czerwonym, aksamitnym płaszczem. Każdy niósł długą na dwa metry włócznię, do pasa miał przypasany miecz, a przez ramię wojownicy mieli przewieszone niebieskie, trójkątne tarcze oznaczone czerwonym krzyżem. Na czele zaś maszerował postawny wojownik, który wyróżniał się złotymi skrzydłami, które przyczepione były do boków jego hełmu. Był to generał całego oddziału, generał Lee. Przymrużone oczy oficera bezskutecznie wypatrywały obozowiska czarnych goblinów- największego utrapienia mieszkających w okolicy ludzi, którzy napadani byli przez złośliwe stworki i okradani ze swoich majątków. Przewodzący swojemu oddziałowi mężczyzna obiecał szybkie rozprawienie się z problemem. Tymczasem nie wiedział nawet, gdzie znajduje się dokładnie cel jego kilkugodzinnej wędrówki. Zaczął padać śnieg. Lekkie opady w połączeniu z silnym wiatrem utworzyły niewielką zamieć, która mimo swoich rozmiarów okazała się niezwykle uciążliwa, na co zwrócił uwagę jeden z żołnierzy, starając przekrzyczeć gwizd wichury:
-Generale! Nie ma sensu kontynuować poszukiwań! Zawróćmy do miasta, przyjdziemy tu innego dnia!
-Cicho! Słyszycie? Bębny… Poczekajcie tutaj na mnie. Ja podejdę do tego urwiska- to powiedziawszy Lee udał się w kierunku miejsca, gdzie góra się urywała. Ukrył się za jednym z kamieni, po czym ostrożnie zza niego wyjrzał. Generał Rhobara doznał szoku. Kilkadziesiąt metrów pod nim maszerowało kilkaset orków. Kilku niosło bębny wojenne, od których echo niosło się na kilka kilometrów. Zielonoskórzy dochodzili właśnie do Hakys- bystrej, granicznej rzeki, której szybki prąd uchronił ją przed całkowitym zamarznięciem. Wodną przeszkodę można było przekroczyć tylko na kilkunastu metrach, gdzie jej wody były względnie spokojne. Lee nie tracił czasu. Wiedział jakie są zamiary najeźdźców i wolał opóźnić ich przybycie. Natychmiast zawołał gwardzistów, którzy także spostrzegli zagrożenie dla miast królestwa.
-Zepchniemy głazy na zamrożoną część rzeki. Rzućcie broń!- krzyknął oficer.
Żołnierze rzucili się do leżących w pobliżu wielkich kamieni. Natarli na nie całym ciężarem tak, aby zepchnąć je w dół.
-Pchać!- ryknął czerwony z mrozu i wysiłku Lee- Nie dajcie im przekroczyć Hakysu!
Z pomocą dwudziestu krzepkich wojowników, generał osiągnął swój cel. Głazy zsunęły się z urwiska, padając na oblodzoną rzekę. Ludzie uzyskali swój cel: lód natychmiast ugiął się pod ciężarem pękając i rozpływając się. Orkowie szaleli ze wściekłości. Lee stał wyprostowany w lekkim rozkroku, w prawej, niezgiętej ręce trzymał włócznię, opierając jej nieostry, pozbawiony grotu koniec o ziemię. Zielonoskórzy spojrzeli w górę. Spostrzegli generała, który z dumą patrzył na swoje dzieło i reakcję najeźdźców. Jeden z orkowych przywódców wstąpił na małe, kilkumetrowe wzniesienie i okrzykiem wydał rozkaz. Rozkaz przekroczenia rzeki w innym miejscu. Lee zapytał się jednego z gwardzistów:
-Daleko do następnej przeprawy?
-Przełęcz Okrys. Tam Hakys przepływa pod ziemią. Mają dzień może półtora drogi. Stamtąd Nordmar stanie przed ich inwazją otworem- odparł żołnierz.
-A możemy dotrzeć tam przed nimi?- zapytał ponownie generał.
-Nie mamy szans. Musimy iść dookoła, co zajmie nam ponad trzy dni- odparł wojownik.
-Wracamy do Ognistego Miasta. Wilcze Miasto zapewne stracone. Musimy utrzymać Miasto Młota oraz powiadomić miasto graniczne Nordmaru i Myrtany, Faring.- Lee pomyślał chwilę po czym zwrócił się do jednego z gwardzistów, który był jego zaufanym przyjacielem.- Laresie, ty znasz dobrze cały teren. Weź dziesięciu żołnierzy i biegnij z wieściami do Miasta Młota, a następnie udaj się za przełęcz graniczną, do Faring. W obu miejscach nakaż przygotować się do obrony. Ja wezmę resztę i przygotuję Ogniste Miasto do walki z orkami. Pospiesz się, nie mamy zbyt wiele czasu- ponaglił podwładnego zdenerwowany Lee. Grupa rozdzieliła się.
Wieczorem Lee dotarł do celu. Wieśniacy witali gwardzistów i ich przywódcę oklaskami i wiwatowaniem. Generał i jego podwładni nie odpowiedzieli słowem. Mijając drewniane domostwa pokryte strzechą, pochód dotarł do głównego placu. Oficer przyłożył zimny, metalowy ustnik rogu do warg i zadął weń trzykrotnie, co było ustalonym wcześniej sygnałem na stawienie się wszystkich mieszkańców miasta na miejsce, którym był właśnie owy skwer. Po pięciu minutach, kiedy ludzie tłumnie ustawili się na placu, Lee wygłosił przemówienie:
-Na Nordmar idzie armia orków. Musimy przysposobić się do walki. Wszyscy mają rozkaz ścinać drzewa, których później użyjemy do budowania umocnień na drodze wiodącej do miasta. Wojownicy mają pozostać przy umocnieniach i strategicznych punktach osady. Kobiety, starcy oraz dzieci mają schronić się w klasztorze Magów Ognia- generał popatrzył po twarzach ludzi. Nie chciał wysyłać zwykłych mieszkańców miasta w bój. Przemógł jednak w sobie tą niechęć i kontynuował swoją wypowiedź.- Pozostałe osoby zdolne do walki mają udać się do zbrojowni, gdzie wydany zostanie im oręż oraz pancerz. Następnie mają one bronić mostu między klasztorem a miastem.
Lee odwrócił się i odszedł, a kiedy spojrzał w tył, na ludzi, których zostawił na placu zapłakał, po raz pierwszy od dzieciństwa, bo miał świadomość, że swoją, jak się zdaje, jedyną możliwą decyzją mógł skazać po raz pierwszy w życiu cywilów na pewną śmierć.
* * *
Nazajutrz Lares i dziesięciu gwardzistów znalazło się o pół kilometra przed Miastem Wilka. Zmęczeni podróżą żołnierze, zwolnili kroku. Wojownicy po chwili znaleźli się przed bramą miasta. To co zobaczyli, na zawsze pozostało w ich pamięci.
Z osady unosiły się czarne kłęby dymu. Wiele domostw było spalonych bądź powalonych. Palisada w wielu miejscach była wyłamana. Orkowie nie oszczędzili tych co stawiali opór, królewscy wojownicy zostali powbijani na pale, bądź jako już trupy przywiązani do drzew. Biały, czysty śnieg, który okrywał całe miasto, spłynął tej nocy krwią. Zielonoskórzy część ludności wymordowali, a część zniewolili, aby pomogli im w odbudowie wioski, a w następnym czasie w służbie. Gwardziści zauważyli w oddali zarysy postaci, które uciekały z osady w oddali, a może po prostu to były ich złudzenia, gdyż mieli nadzieję, że nie mogło zajść coś tak tragicznego. Lares popatrzył jeszcze chwilę na pobojowisko, jednak szybko ruszył dalej, aby w Mieście Młota nie doszło do podobnej sytuacji. Starając poruszać się niepostrzeżenie, tak aby wzrok orków ich nie dosięgnął, oddział wyruszył do pierwszego celu. Droga nie była łatwa. Co prawda śnieg nie padał, lecz wiatr wiał jak szalony. Ciężkie zbroje gwardzistów z pewnością nie upraszczały zadania maszerującym. Lares wiedział, że czeka ich ciężka, kilkugodzinna podróż, jednak nie zamierzał się zatrzymywać, wiedząc, że każda minuta jest cenna. Szli drogą wiodącą przez góry. Mijali wysokie zaspy, obsypane śniegiem drzewa, utworzone w górach niegdyś jaskinie, w których nierzadko czaiły się potwory groźniejsze i większe od orków. Pochód poruszał się dalej. Wędrówka była względnie spokojna. Poza niewielkimi potyczkami z goblinami i lodowymi wilkami, o futrze białym jak śnieg, grupa dotarła wczesnym popołudniem do Miasta Młota. Osada znajdowała się za mostem, który przechodził nad przełęczą. Spokojnym krokiem żołnierze weszli na górę, do domu wodza, by spotkać się z przywódcą. Miasto to nie różniło się zbytnio od Miasta Wilka. Domy pokryte były strzechą, ustawione wzdłuż głównej drogi, która prowadziła do głównego placu i mieszkania zarządcy prowincji. Lares zostawił swój oddział pod schodami do siedziby Ehasha, władcy Miasta Młota. Sam udał się do zarządcy. Dom Wodza był drewnianą konstrukcją postawiono na metrowej, kamiennej przybudówce. W środku panował surowy wystrój, a jedynymi elementami godnymi uwagi były cztery kominki, w których ogień strzelał wesoło, ogrzewając tym samym pomieszczenie. Lares zwrócił się do Ehasha:
-Witaj Ehashu! Złe wieści ci przynoszę. Orkowie napadają na Nordmar. Zniszczyli już Miasto Wilka. Teraz idą na twoją osadę. Jest ich nawet siedmiuset. Przygotuj się do obrony.
-Co?!- krzyknął władca i zerwał się z miejsca.
-Będą tu wieczorem, trochę po zachodzie słońca-dodał Lares.- Nie masz wiele czasu na przygotowania.
-To niemożliwe!- Ehash spojrzał na przybysza tak, jakby patrzył na swego największego wroga.- Co mam zrobić?- zapytał wódz tonem już całkowicie odmienionym. Był to głos nie wspaniałego i dumnego przywódcy Miasta Młota. Był to głos człowieka, który błagał o radę, który czuł się pokonany.
-Musisz zebrać wszystkich wojowników. Po naszym wyjściu zniszcz most, który prowadzi do miasta. Czy ktoś jest poza Miastem Młota? Czy jest inne wejście do osady?- pytał gwardzista.
-Nie ma nikogo, myśliwi powrócili przed południem. Istnieje jedno wejście. Po drodze, po prawej stronie, mijaliście tunel. Wiedzie on do wielkiej huty, w której wytapiamy miecze i inne rzeczy z magicznej rudy. Przejście kończy się kawałek dalej…- Ehash zamyślił się, lecz po chwili dodał.- Ale orkowie go nie odkryją. Wyjście ukryte jest w Lodowych Górach, w środku pasma za niewielkim lasem i niełatwo tam się dostać. Do miasta można wejść w jeszcze jeden sposób: po skarpie, na której jest ono utworzone, ale nasi doskonali łucznicy mogliby bez trudu kontrolować sytuację.- wódz po odpowiedzi Laresowi odetchnął z ulgą i uśmiechnął się.
Czy uśmiech ten spowodowany był ułożeniem sobie spraw z orkami, czy był to też uśmiech, którym Ehash wyraził wszystkie swoje obawy, wiążące się z najeźdźcami? Lares kontynuował tymczasem swoją wypowiedź:
-Nie mogę zostać by cię wspierać Ehashu, gdyż jeszcze dziś muszę przekroczyć przełęcz graniczną i udać się do Faring, także aby ostrzec ich przed niebezpieczeństwem. Kiedy ja i generał Lee zobaczyliśmy orków, byli niezwykle agresywni. No cóż- westchnął żołnierz.- Życzę ci powodzenia w walce. Niechaj Innos cię prowadzi.-gwardzista pożegnał przywódcę Miasta Młota i wraz z grupą udał się do Faring.
Było już kilka godzin po południu. Wyczerpani gwardziści powinni dotrzeć do celu przed północą. Lares maszerował na czele grupy. Wycieńczonych wojowników czekał marsz przez Góry Przełęczy- najtrudniejsze i najbardziej zdradliwe pasmo w całym Nordmarze. Wysłannik Lee spojrzał w niebo. Zaczął padać śnieg.
* * *
Prace nad wzmocnieniami w Ognisty Mieście dobiegły końca. Lee zdołał zgromadzić trzydziestu wojowników oraz około sześćdziesięciu ochotników. Generał, będący zarządcą miasta, nakazał ustawić się żołnierzom przy zaporach na drodze oraz w mieście, a „ochotnikom” przy przejściu prowadzącym do klasztoru i w dalszych częściach osady. Obrona była gotowa. Czekano już tylko na przybycie wroga. Lee wraz z gwardzistami stanął za pierwszą palisadą. Nie zamierzał oddawać Ognistego Miasta w ręce najeźdźców z północy. Oficer Rhobara wyjął zza paska nóż, którym wyciął w drewnianej zaporze niewielki otwór. Taki żeby mógł dostrzec co się dzieje po drugiej stronie tylko jednym okiem. Królewscy żołnierze obawiali się orków nie mniej niż wieśniacy, którym pierwszy raz było stanąć w prawdziwej bitwie. Ze względu na surowy klimat i wiele przeciwności, które czekały na ludzi w Nordmarze, Rhobar II wysyłał tam tylko zaprawionych w boju żołnierzy, którzy mieli największe szanse na przetrwanie w skutej lodem krainie.
Nagle obrońcy usłyszeli w oddali orkowe bębny wojenne, których dźwięk z każdą chwilą był coraz mocniejszy. Z każdym uderzeniem w prymitywny, obity skórą, drewniany kocioł orkowie znajdowali się coraz bliżej. Wreszcie, po kilkunastu minutach, z za zakrętu wyłonili się przeciwnicy. Tego, w jakiej liczbie znaleźli się pod murami Ognistego Miasta nie sposób było opisać, gdyż nie wszyscy najeźdźcy zdołali zmieścić się na prostej drodze do miasta i wielu z nich pozostawało jeszcze za skałą. Lee widział może dwustu przeciwników, co mogło nie być nawet połową całej armii. Generał wściekle spojrzał na jednego z Zielonoskórych. Przeciwnicy stali w odległości stu kilkudziesięciu metrów od niego. Oficer wyciągnął swój lśniący miecz. Uniósł go w górę. Zamachnął się i ryknął:
-Łucznicy! Strzelać!
Pierwsza salwa poleciała w kierunku orków. Kilkanaście strzał uniosło się w powietrze by opaść na najeźdźców. Lee nakazał ponownie naszykować broń łucznikom. Zapowiadała się ciężka walka.
* * *
Lares wraz z gwardzistami dotarł wreszcie do Gór Przełęczy. Oprócz śniegu zaczął wiać zimny wiatr. Oddział maszerował wolniej i ostrożniej niż dotychczas. Był wieczór, dawno już się ściemniło. Mrok rozświetlały jedynie gwiazdy oraz księżyc. Wtem, wśród ciemności, ludzie wychwycili niepokojące odgłosy jakby ogromnego zwierzęcia. Nie zatrzymali się jednak, by wybrać inną drogę omijającą zwierzę. Weszli do lasu. Przedzierając się przez okryte śniegiem drzewa, nagle im oczom ukazało się zwierzę. Był to troll. Mimo iż nocą w Nordmarze było niezwykle ciemno, tą bestię gwardziści rozpoznali bez trudu.
-Wyjść z lasu! Do broni!- krzyknął Lares.
Za jego rozkazem żołnierze opuścili zagajnik w pośpiechu. Troll doskoczył do dwóch wojowników, niszcząc obydwu w bardzo szybkim tempie. Kiedy gwardziści wyszli wreszcie z osłupienia, zaatakowali potwora. Trzech zbrojnych doskoczyło do wroga. Przeciwnik odepchnął łapskiem jednego z nich, rozbijając go o skałę. Kolejnych dwóch raniło bestię w brzuch. Troll ryknął wściekle, po czym zabił kolejnych dwóch gwardzistów. Na polu walki pozostało już tylko pięciu mężczyzn i potwór. Wściekła bestia ponownie została ranna. Ledwo żywy stwór zdołał pokonać czterech ludzi. Ostatnim z walczących pozostał Lares. Podniósł on włócznię jednego z martwych wojowników i rzucił nią w potwora. Następnie swoją piką wysłannik Lee wymierzył cios potworowi, przebijając go na wylot. Żołnierz wyciągnął miecz. Jego użycie nie było jednak konieczne: troll stracił już niemal wszystkie siły i zaczął zataczać się na nogach. Ostatkiem swojej mocy złapał Laresa i wraz z nim spadł w kilkudziesięciometrową przepaść. Gwardzista. Opadł na śnieg metr od bestii. Nie wstawał. Nagle jego usta rozwarły się. Ledwo dosłyszalnie wyszeptał słowo „Faring…” Po czym zamknął oczy, a jego głowa przetoczyła się w prawo.


Koniec
:) Proszę o komentarze i oceny


29 sie 2008 14:20:40
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zalogowanych użytkowników i 0 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Skocz do:  
cron