Mówiono ze starzec mieszkał na pustyni od dawana. Mówiono ze żyje już 100 lat i że wygrał śmiercią. Że ma brodę do samej ziemi, oczy jakby pociągnięte biała farbą a jego twarz pokrywa sieć zmarszczek większa niż siec ulic w największym mieście Gomu. Jego chude patykowate nogi miały go ledwo utrzymywać, słaby oddech z wysiłkiem unosił wątłą pierś. Tak mówili ludzie szczególnie w długie gorące dni lata, kiedy mieli więcej czasu ukrywająca się prze pól dnia przed gorącym jak ogień słońcem. Właśnie wtedy, po opowieści mojego ojca, pamiętam jak mówił ze starzec zna odpowiedz na najważniejsze pytanie, postanowiłem się z nim spotkać. Nie każdy miał na to ochotę. Nie było do niego daleko, tam i z powrotem ledwie kilka dni marszu. Ojciec mówił że, to zmienia. Że kilku z tych którzy wrócili na nasza stronę, zostało szybko zabitych za szerzenie herezji. Spotykał ich Kamień, oszczędzano im Noży. Jeśli człowiek nie mógł znaleźć sobie miejsca na Gomie, nie był wystarczająco silny by walczyć od dziecka o swoje, o jedzenie czy kobietę, szedł.
Poszedłem. Z własnej woli. Pierwszego ducha z lasu zabiłem już w wieku 12 lat, szybko dostałem swoje Noże ojciec był ze mnie dumny. Jednak cos we mnie najpierw szeptem potem coraz głośniej wyrażało sprzeciw. Wymknąłem się kiedy nikt nie widział nie było pożegnań. Podróż nie była ani długa ani męcząca. Po dwóch dniach zaczęła się pustynia, drogę wskazywały czarne mieszczące się w dłoni kamiennie przypominające mi ze nie mam odwrotu. Po spędzeniu na pustyni nocy i kolejnym dniu zobaczyłem oazę. Dostrzegłem chatę na palach, studnie i jakaś zagrodę. Przy studni ktoś stał. Z tylu wyglądał jak człowiek, jednak w mojej ręce, jakby sam z siebie pojawił się nóż na obcych, długi z wąską klingą. Podszedłem cicho i ostrożnie jak bym skradał się do ducha z lasu.
Szukasz starca ?- spytał nie odwracając się. Jednak mnie wyczuł. Mówił jak prawdziwy człowiek, ale złamał wszystkie inne zasady. Nie odwrócił się, nie pozdrowił mnie. Zawahałem się tylko na chwilę, w drugiej ręce wylądował nóż na duchy, krotki i szeroki
- Czy z krwi i kości jesteś człowiekiem? Odwróć się. - obyczaj kazał zapytać chociaż
instynkt mówił mi ze to nie człowiek.
Przestał nabierać wódę plecy mu stężały jednak tylko na chwile, zaraz rozluźnił się i wrócił do wiadra.
Odwróć się - powtórzyłem
Widzę że przybyłeś z Gomu chłopcze — odwrócił się w końcu - schowaj noże nie będą ci tu potrzebne. Duch. Najprawdziwszy dorosły duch z lasu tu na pustyni. Za jego cętkowaną skórę mógłbym dostać niezłą cenę. Uśmiechnąłem się. Schowałem nóż na obcych. Co zrobiłeś ze starcem gdzie on jest?
- Umarł - odparł krótko.
Tylko trochę mnie to zdziwiło, jeżeli opowieści były prawdziwe powinien już dawno nie żyć. Poczułem się tylko trochę rozczarowany, trochę mi też ulżyło bo w głębi duszy bałem się tego co starzec miał do powiedzenia. Teraz to do mnie dotarło, wypuściłem głośno powietrze.
- A ty co tu robisz? - z duchami wprawdzie niebezpiecznie było wdawać się w rozmowę ale postanowiłem zaryzykować. Ufałem swojej broni.
- Nabieram wody - starzec nie żyje ale przed śmiercią rozmawiałem z nim. Znam odpowiedz na twoje pytanie.
Musiałem mieć dziwny wyraz twarzy bo chyba się uśmiechnął chociaż plamy na jego twarzy się nie poruszyły. Nie chcąc okazać zaskoczenia rzuciłem tylko przez zęby.
- Mów
- Nie jesteś sam - czekałem na ciąg dalszy ale zamilkł i tylko jego pozbawione białek oczy wpatrywały się we mnie.
- To ma być wszystko? Cała mądrość?
- Tak człowieku. Czy tego chcesz czy nie - nie jesteś sam.
Zabiłem go wtedy. Jego skóra wisi na ścianie chaty na palach która stała się moim domem. Dopiero po latach na pustyni dotarło do mnie o czym chciał mi powiedzieć. Zrozumiałem niestety za późno. Jego skóra mi przypomina o ile za późno.
Nie jestem sam.
To moj debiut wiec prosze o wstrzymanie jakiejkolwiek krytyki bo nie przezyje