|
|
Teraz jest 03 sty 2025 19:35:06
|
|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 6 ] |
|
Ostatni element układanki
Autor |
Wiadomość |
Użytkownik
Dołączył(a): 25 lis 2007 18:52:04 Posty: 41
|
Ostatni element układanki
Opowiadanie napisałam jakiś czas temu...
Opowiadanie związane poniekąd z Harrym Potterem.
Wiem, że trochę niekanoniczne...
Proszę o szczerość...
"Ostatni element układanki"
Przeciągnęła się jak kotka. To łóżko było wyjątkowo miękkie i dobrze się na nim spało. Wspomnienia z poprzedniego dnia powoli napływały do jej mózgu tworząc spójną układankę. Przekręciła się na lewy bok i przytuliła do pleców mężczyzny leżącego obok niej. Pogładziła dłonią jego nagie ramię i lekko pocałowała. Przymknęła leniwie powieki, pozwalając swoim myślom płynąć własnymi ścieżkami.
Tak naprawdę jej życie było jedną, wieloelementową układanką. Każdy z klocków był rozrzucony w innym miejscu i żeby osiągnąć prawdziwe szczęście musiała wybrać się w „podróż dookoła świata”, jak ją często nazywała. Zaraz po skończeniu szkoły wyjechała, by odnaleźć wszystkie elementy.
Wsunęła swoją ciepłą rękę w jego zimne dłonie. Kompletnie do siebie nie pasowali. Ona – miła, sympatyczna, dobra i ciepła kobieta, On – zimny drań. Jedyne, co ich łączyło, to siedem lat nauki w Hogwarcie i wspólny dom – Slytherin. Ona była jedyną osobą, która zwracała na niego uwagę. Opiekowała się nim, pomagała mu, zawsze mógł na niej polegać, chociaż była od niego młodsza. Często przesiadywali wieczorami przy kominku i na zmianę czytali swoje zadania domowe, fragmenty ulubionych książek, lub po prostu rozmawiali o trudach życia. Teraz, kiedy wróciła do kraju, zrozumiała jak bardzo za nim tęskniła.
Po krótkim pożegnaniu wsiadła do pociągu. Lubiła ten środek transportu, był o wiele wygodniejszy od teleportacji. Pomachała mu na do widzenia i ruszyła w drogę. Całą podróż do Walii patrzyła na kolorowe łąki rozciągające się za oknem wagonu i rozmyślała o szczęściu. Babcia zawsze powtarzała jej, że szczęście to nie jedna osoba czy zdarzenie. Szczęścia trzeba szukać, a znaleźć je można w każdej rzeczy, choćby w kwiatku, gałęziach, deszczu czy w oczach. Dlatego, wiedziona intuicją wyruszyła w podróż swojego życia. Jej plany były oczywiste. Spędzenie roku w Walii u cioci Gwean, później rok we Francji u dziadka Roberta, kolejny rok we Włoszech u koleżanki mamy – Monic, a na koniec rok w Stanach Zjednoczonych u wujka Archiego. Później już tylko powrót ze swoim szczęściem do Londynu.
Uśmiechnęła się na samą myśl o tych planach. Przejechała palcami po złocistych włosach Chwyciła jeden kosmyk i przejechała nim delikatnie po szyi Severusa. Poruszył się niespokojnie i cicho syknął. „No tak,” – pomyślała – „prawdziwy wąż.”. Szczerze się uśmiechnęła i ułożyła głowę powrotem na czarnej, aksamitnej poduszce.
Wszystko szło zgodnie z planem, ale tylko do pewnego czasu... Będąc we Francji, poznała Nickiego. Wtedy po raz pierwszy pomyślała, że babcia nie miała racji mówiąc o układance, że każda osoba miała określonego partnera życiowego i tylko on mógł przynosić szczęście. Po kilku miesiącach zamieszkali ze sobą w jednym z wielu podobnych do siebie domków na peryferiach Paryża. Każdy dzień spędzali na rozmowach, spacerach czy zwyczajnych imprezach z przyjaciółmi. Kiedy po dwóch latach Paulette wspomniała o ślubie, Nickie burknął coś niezrozumiale, a dzień później wyprowadził się do ich wspólnej koleżanki.
Uśmiechnęła się. „Jaka ja byłam wtedy głupia... Miałam ledwie ponad dwadzieścia lat.”. Oczy błyszczały jej na samą myśl o Nickie’m. Lubiła go, być może nawet go kochała, ale traz cieszyła się z takiego obrotu spraw. Gdyby wtedy doszło do tego ślubu, byłaby teraz zapewne matką kilku dzieciaków i zastanawiała by się, czy Nickie jest z Margaret czy znalazł już sobie inną kochankę...
Wyjeżdżając z Francji przeprosiła w duchu babcię Aurelię przyznając jej rację. Pełna optymistycznych myśli kontynuowała swoją podróż. Ostatnim punktem jej planu, był roczny pobyt u wujka Archiego. Tak jej się spodobało w tym ogromnym państwie, że została tam na całe dwa lata. Spotykała się z wieloma ludźmi, ale jej sercem zawładnął młody malarz – Rod. Najpierw pozowała mu do obrazów, później się zaprzyjaźnili, aż w końcu zostali parą. Było im razem cudownie. Dzięki przepięknej modelce, obrazy Rod’a sprzedawały się jak świeże bułeczki. W dniu, kiedy wybierali meble do ich nowego, wspólnego mieszkania, Paulette dowiedziała się, że Rod jest ojcem. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że mała Anette miała pół roku. Panna Marticielli rzuciła Rod’a i ze łzami w oczach wyjechała.
Miała wielką ochotę wrócić teraz do Stanów i roześmiać mu się prosto w twarz. Rod dobrze wiedział, że panna Marticielli poszukiwała szczęścia. Porównywał ich często do siebie. Ona szukała szczęścia jeżdżąc po świecie, On malując obrazy. Przejechała paznokciem po kręgosłupie Severusa. Mężczyzna zamruczał z zadowolenia.
Miała wielką ochotę wrócić do kraju, lecz zdała sobie sprawę, że nie ma do czego, ani tym bardziej do kogo wracać. Postanowiła odwiedzić jeszcze jedno państwo. Jedyne, które tak bardzo ją intrygowało. Po trzech latach spędzonych w Japonii poznała Gackta. Wtedy po raz trzeci obaliła tezę babci Aurelii. Święcie wierzyła, że to koniec jej wędrówki po świecie. Tutaj, tak daleko od domu, odnalazła swoje szczęście. Gackt był cudownym facetem, ale jak każdy miał wady. Największą z nich była jego słabość do muzyki. Wiedziała, że była inspiracją do większości jego piosenek, ale nie potrafiła się pogodzić z takim trybem życia. Ciągłe koncerty, występy charytatywne, wyjazdy ją męczyły. Kiedy Gackt wyjechał na długą trasę kocnertową, Paulette spakowała swoje rzeczy i wyjechała. To była odpowiednia pora na powrót do domu. Pierwszą osobą, jaką od razu odwiedziła był Severus. Kiedy otworzył jej drzwi pomyślała, że jej nie poznał. Stał w progu ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Dopiero po chwili powiedział z ironią w głosie „Miały być tylko cztery lata.”. Uśmiechnęła się i rzuciła mu się w ramiona. Przegadali pół nocy przy najlepszym giblińskim winie. Później, sama nie wiedziała jak, wylądowali w łóżku.
Leżała wtulona w jego plecy i uśmiechała się. Delikatnie gładziła jego szorstką skórę opuszkami palców. Doszła w końcu do wniosku, że babcia Aurelia była niesamowitą kobietą. Dopiero teraz zrozumiała, że wyjazdy, poznane kraje, nowi znajomi, Nickie, Rod i Gackt to faktycznie elementy jej układanki. Kiedyś myślała, że nie ma czegoś takiego jak wieloelementowe puzzle, a tu się jednak okazało, że każda napotkana osoba, każde wspomnienie, słowo czy choćby spojrzenie są klockami do jednej całości. „Kocham Cię” – szepnęła prosto w plecy Severusa. Nie wiedziała, że mężczyzna już od dłuższej chwili próbuje zapamiętać jej zapach i lekki dotyk jak muśnięcie skrzydełkami motyla. Nie potrafił jej tego samego powiedzieć. Pomyślał tylko, że to on jest ostatnim elementem jej szczęśliwej układanki.
_________________ "Co ma być, to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć."
|
03 mar 2008 19:32:06 |
|
|
Admin
Dołączył(a): 11 lip 2007 19:38:54 Posty: 3266 Lokalizacja: Kraków
eCzytnik: eClicto, iPad, K3 WiFi, K4
|
Całkiem ciekawe opowiadanie, pozornie bez akcji, a jednak... Ładna historia, chociaż czy taką, wybacz kolokwializm, "puszczalską" można nazwać dobrą, ciepłą kobietą? Przecież co kraj, to nowy facet (i to całkiem szybko) - i wielka miiiiiłość. Strach pomyśleć, co by były, jakby odwiedziła jeszcze parę miejsc na świecie Chyba, że to taka niepoprwana romantyczka, trochę naiwnie licząca na "miłość do grobu" przy każdym z nowopoznanych mężczyzn i takie tam, jednocześnie prezentująca dość "carpe diem"-ową postawę (co mnie osobiście do romantyczki nie pasuje - ale zawsze byłem ponurakiem).
Trochę niefortunne jest to powtórzenie nazwiska w momencie opowieści o Rodzie (swoją drogą, spłodził dziecko 15 miesięcy przed rozstaniem z Paulette - a że nie jest zaznaczone, kiedy go poznała, technicznie mogłoby to być jeszcze przed):
Możliwe, że to tylko moje osobiste odczucie, ale lepiej byłoby zastąpić drugą "pannę Marticielli" po prostu "Paulette". Tylko jedna rzecz w tekście rozłożyła mnie na łopatki (wybacz):
Ciężko coś, co jest jednoelementowe, nazwać puzzlami Zatem, wprost z definicji otrzymujemy, że puzzle są wieloelementowe - i tym samym zaczynamy mieć wątpliwości co do stanu umysłu głównej bohaterki.
Może lepiej byłoby napisać, że dawniej nie wierzyła, że życie to wieloelementowe puzzle - to już miałoby jakiś sens.
No, pomijając te jakieś tam niewielkie "wpadki" to muszę przyznać, że to jeden z najlepszych i zdecydowanie najdojrzalszych fanficów w świecie Harrego, jaki kiedykolwiek zdażyło mi się przeczytać. Naprawdę gratuluję!
_________________
|
03 mar 2008 20:52:38 |
|
|
Konto usuniete
|
Fanfic bardzo fajny
Spodobal mi sie fakt ze stworzylas orgialna postac i polaczylas ja z Snapem
Gratuluje
|
04 maja 2008 23:25:03 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 15 maja 2008 17:06:17 Posty: 35 Lokalizacja: Z GdaĂąska
|
Ciekawa historia, jest trochę poplątana, ale czyta się ją całkiem dobrze. Szkoda mi tego Gackta, bez wytłumaczenia po prostu spakowała walizy i odjechała w siną dal. Szkoda, że tak mało wątku związanego ze Severusem, wątpię, by tak szybko zaciągnęła go do łóżka. Najbardziej podobało mi się skojarzenie życia tej dziewczyny z wieloelementową układanką. Ogólnie dobrze napisane.
|
16 maja 2008 21:00:28 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 25 lis 2007 18:52:04 Posty: 41
|
Dziękuję bardzo za miłe słowa Może nie jestem wybitną pisarką (co widać po błędach...), ale się staram... Jak tylko skończy się sesja, zapewne coś napiszę i dodam...
Pozdrawiam :*
_________________ "Co ma być, to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć."
|
18 maja 2008 20:12:06 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 18 kwi 2008 19:06:45 Posty: 39
|
No nawiązanie do "Harrego Pottera" jest i to takie rzucające się w oczy od początku . Historia opowiedziana bardzo prosto, no ale ładnie. Fajnie, że wspomnienia pisałaś inną czcionką, bo możnaby było się w tym pogubić. Mimo, że nawiązanie do świata fantastycznego występuje, jest to opowiadanie o prawdziwym życiu. Gdyby ta kobieta nie wyjechała i nie poznała swych 'miłości', nie dowiedziała by się co jest dla niej prawdziwym szczęściem, lub nie potrafiłaby tego docenić. Ja mam tylko takie jedno zastrzeżenie. Jeżeli stosujesz mowę pozornie zależną to lepiej, żebyś robiła to cały czas, jeżeli nie zamierzasz jej używać, to lepiej tego nie robić w żadnym momencie. Bo to jedno zdanie „Jaka ja byłam wtedy głupia... Miałam ledwie ponad dwadzieścia lat.” można było zastąpić innym. No ale to jest Twój styl pisania, już się więcej nie czepiam.
|
24 maja 2008 12:32:41 |
|
|
|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 6 ] |
|
Kto przegląda forum |
Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zalogowanych użytkowników i 0 gości |
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów
|
|
|
|