Ja z kolei polecam cykl Tańczących Bogów, przede wszystkim za humor i zabawę "słowem i czynem". Doskonała lektura na deszczowe popołudnie, pozwalająca zrelaksować się i pośmiać.
Wiele pomysłów nie jest oryginalnych, ale wykonanie mistrzowskie. Fascynujące są zwłaszcza "cytaty" otwierające każdy rozdział (pomysł wprawdzie nienowy - wśród najciekawszych tego typu rozwiązań wymieniłabym także "Katarem i magią" Gardnera).
Akcja jest wartka, postaci barwne i niejednoznaczne, język skrzy humorem, a czasem nawet trafi się jakaś głębsza refleksja
Kilka słów o treści cyklu: Dwoje ludzi żyjących na obrzeżach społeczeństwa, Joe - rozwiedziony kierowca ciężarówki i jego przypadkowa pasażerka Marge ze zwichrowanym życiorysem, zamiast do rowu w przewróconej ciężarówce trafia do pochodnego świata, gdzie działa magia, człowiek potyka się o elfy, czarodziei, demony i oczywiście toczy się walka o supremację. Prawda, że wygląda znajomo?
Ale już za chwilę zaczynają się te drobne szczegóły, które decydują o chęci przewrócenia następnej kartki: demon podejrzewający przedstawiciela właściwej strony (który nb. wygląda jak amerykański bankier z tanich karykatur) o grę na obniżkę cen nieruchomości czy zwariowana wszechobowiązująca Księga Praw i Zasad (która mówi na przykład, jak powinien wyglądać barbarzyńca, określa zasady, kiedy biały mag może publicznie postawić drinka czarnemu bez dosypywania trucizny i nakazuje, by każda epopeja była co najmniej trylogią...).