Witam,
chciałbym zaprezentować moje opowiadanie. Możliwe, że dla odbiorcy nie bardzo obeznanego w świecie Star Wars tekst będzie niezrozumiały, albo chociaż troszkę bardziej obcy (czyli zwykłe opowiadanie scifi) ale mam nadzieję, że chociaż trochę przybliżę te realia (bo nie wierzę, ze nikt z Was nie widział Oryginalnej Trylogii albo Zemsty Sithów
). No więc opowiadanie dzieje się na długo przed Nową Nadzieją w czasach Wielkich Wojen Sith (słabo znany fanom rozdział z historii - dlatego się w tym pobawiłem) i opowiada o wojnie Republiki z Sithami - a konkretnie jednej bitwie nad i na Geonosis.
I zaznaczam, że to moje pierwsze opowiadanie w życiu. Dopiero wytwarzam w sobie styl i umiejętność pisania. Mam fantazję, zostało mi tylko nauczyć się ładnie przelać to na papier (myślę o jakieś poważniejszej historii, świat mam już stworzony (fantasy)).
Opowiadanie znajduje się już również na stronie star-wars.pl :>
Co więcej powiedzieć... Zapraszam do czytania
***
Puste karty Historii
OPOWIADANIE I
Epickie Starcie
Jakub "Apophis_ vel Thimburd" Kołaciński
Czas akcji: ok. 1500 BBY w trakcie Nowych Wojen Sithów
Miejsce akcji: planeta Geonosis oraz przestrzeń kosmiczna ponad nią
PROLOG
Nowe Wojny Sithów trwają. Republika traci kolejne planety, a jej flota rozproszona po galaktyce nie jest w stanie ogarnąć rosnącego wkoło chaosu. Floty Lordów Sith wspomagane statkami sojuszników ich Imperium podbijają kolejne planety siejąc niepokoje społeczne i rujnując gospodarkę Republiki. Wielki Lord Sith Arophis który przejął władzę w Imperium, rozpoczyna formowanie floty która stworzy klin zadając ranę w samo serce Republiki, jedną z ostatnich ostoi bohaterów jej armii. Jego celem jest Główna Placówka Jedi na Geonosis. Trwa tam wielkie spotkanie na którym znajdzie się połowa mistrzów, rycerzy i młodych padawanów którzy przylecą z Ossusa. Szybkie przybycie i z orbity zbombardowanie placówki zanim zbierze się tam flota Republiki, której łatwiej jest walczyć na swoich terenach, miało osłabić wroga. Jednak korporacje szpiegowskie cudem dowiedziały się o planach tuż przed ich zrealizowaniem i flota Republiki, zebrana z okolicznych systemów była gotowa do walki w przestrzeni powietrznej na Geonosis. Niestety Jedi nie zdążą uciec na czas, a prawdopodobieństwo na niepowodzenie misji ich obrony jest dużo....
EPICKIE STARCIE
- Flota wyskoczy z nadprzestrzeni za 3 minuty – zameldował młody oficer łącznościowy ze swojego stanowiska.
Mostek „Płomienia Nienawiści” był utrzymany w mrocznym i zimnym klimacie na który zasługiwały te poważne i smutne czasy. Kolory szare i srebrne zlewały się w jedno. Sprytny obserwator mógł wysnuć teorię, że ściany pokrywają srebrne freski jednak zaprawieni w boju oficerowie, których pracowało tutaj kilkudziesięciu, nie zwracali na to uwagi. Większą i centralną część mostka, na którą wzrok kierowało wiele ciekawych oczu, stanowił wielki iluminator oraz potężny hologram taktyczny na którym widać było miniaturki kilkudziesięciu dużych i kilkuset mniejszych statków mknących w hiperprzestrzeni.
- Dobrze – odpowiedział ubrany w czarne i dostojne szaty Lord Sith odwracając się w stronę stanowiska admirała floty. Był Twi’lekiem wkraczającym prawie w wiek starczy, jednak silnym fizycznie i duchowo na tyle, że wprowadzał w kompleksy i zdumienie wiele osób których spotykał na swej drodze. A niewielu mogło o tym opowiadać później rodzinie. Lord Sith pełnił rolę koordynatora floty i był z tego dumny. „Może to zapowiedź jakiegoś większego awansu?” pomyślał, schował jednak pychę do duchowego worka i wrócił do wydawania rozkazów. – niech Niszczyciele i Krążowniki włączą osłony i rozpoczną ładowanie broni. Tak jak ustaliliśmy, zaraz gdy wyskoczymy z nadprzestrzeni niech razem skierują ogień na stację orbitalną Graugh II. Po jej zniszczeniu atakujcie bazy naziemne z orbity. Ja idę zawiadomić Radę Mistrzów i Wielkiego Lorda. Zaraz po wyskoczeniu transportowce lądują, a nasze armie naziemne będą niszczyć pozostałości po Jedi i plądrować ich placówki. Razem z nimi lądują Mistrzowie i Wielki Lord aby zapolować na pozostałych przy życiu Jedi, więc radzę szybko oczyścić teren, admirale. Bombardować planetę zaraz po zniszczeniu stacji.
- Tak jest Lordzie Halek – odpowiedział Kert; ubrany w biały mundur główny admirał floty, odwracając się na pięcie i wydając rozkazy poprzez komunikator do pozostałych statków zastanawiał się jak można było zdecydować się na tak ryzykowną misję. Perspektywa pozbycia się tylu Jedi była tak kusząca, ale dokonywanie tego czynu na terenie wroga można było uznać za szaleństwo.
Lord Sith usłyszał charakterystyczny dla tego modelu Niszczyciela Gwiezdnego odgłos włączanych sił ochronnych; wywoływało to u niego ciarki na plecach. Zmierzył okolicznych oficerów wzrokiem, wywołując u nich strach i zaniepokojenie co miało, jak uważał Halek, podnieść ich morale. Sith uwielbiał kiedy ludzie w jego otoczeniu trzęśli się z przerażenia, to był jeden z najlepszych aspektów jego życia. Oczywiście, nie mógł Imperialnych oficerów męczyć wyciskając z nich strach, więc pozostał jedynie przy zachowywaniu dumy, powagi i groźnych spojrzeniach usprawiedliwiając to „słuszną motywacją i zachęcaniem do ciężkiej pracy”. Wyszedł szybko z mostka kierując się do sali zebrań. Wiedział, że to ma być szybka i ważna misja, Jedi byli jedynymi istotami w tej galaktyce którzy trzymali Republikę w jednej całości. Ich mistrzowie świetnie sprawowali się jako generałowie i wojownicy, a członków jego kasty było niewiele, raptem 9 Mistrzów licząc Wielkiego Lorda i 100 wojowników Sith. W porównaniu z tysiącem Jedi i całą Republiką, Sithowie samodzielnie walczący byli bez sił. Po ich stronie stała jednak Ciemna Strona Mocy, którą mogli w lepszy sposób wykorzystywać. No i potężna flota którą zdobyli głównie poprzez manipulację Mocą dowódców podbitych planet. Stocznie Imperium pracowały cały czas produkując nowe narzędzia zniszczenia, potężne kupy żelastwa uzbrojone po zęby i wyposażone w nowoczesne generatory osłon. Lord Sith pogrążony w rozmyślaniach wyszedł z turbowindy i skręcił w lewo. Mijając po drodze roboty kurierskie zdał sobie sprawę, że czuje niepokój, pewne turbulencje i uskoki w Mocy, wcześniej zaślepione przez niecierpliwość, żądzę zwycięstwa i frustrację. Zapomniał o tym jednak zdając sobie sprawę, że dotarł już do drzwi sali konferencyjnej. Wziął głęboki oddech i wszedł go środka.
Flota Republiki ustawiła się w przemyślany półkrąg, standardową formę taktyczną dla różnego rodzaju pułapek w przestrzeni kosmicznej. Było to bardzo łatwe gdy się wiedziało kiedy i gdzie z nadprzestrzeni wyskoczy nowa flota, a w takich sytuacjach Republikanie byli niezwykle wdzięczni różnym organizacjom szpiegowskim od których kupowali informacje.
Ewakuacja Jedi nie wchodziła w grę, było mało czasu. Na szczęście Republika walczyła u siebie i mogła w krótkim czasie wezwać statki z okolicznych systemów. Okręty transportowe z piechotą na pokładzie już wysłano na powierzchnię Geonosis aby zabezpieczyć ważne placówki Republiki w których prowadzono ważne badania technologiczne i biologiczne oraz Centrum Dowodzenia Jedi.
Gouda, dowódca floty i zarazem pierwszy admirał Republiki dawno nie brał udziału w walce, dużo czasu spędził na Coruscant zarządzając flotami całej galaktyki. Już nie mógł doczekać się walki, która może przesądzić o przyszłych losach galaktyki... Może wrócą wspomnienia, może znów poczuje się młodo...
- 10 sekund do kontaktu – krzyknął do komunikatora Gouda. Podsiwiały z pomarszczoną twarzą, ale pełen spokoju i opanowania.
Atmosfera była gęsta, widać było zdenerwowanie na twarzach oficerów mostka. „Amatorzy” – pomyślał Gouda. Po chwili na iluminatorze, w spodziewanym miejscu, pojawił się błysk i z podprzestrzeni wyskoczyła flota Sith składająca się w kilkudziesięciu Niszczycieli, statku matki i wielu krążowników. Od razu otworzyły ogień do stacji kosmicznej, z której już wcześniej ewakuowano personel. „Wszystko zgodnie z planem, nie spodziewali się nas”, pomyślał i zdał sobie sprawę z tego, że się uśmiecha. Dawno tego nie robił...
- Otworzyć ogień i pełna moc na przednie osłony!
Statki Republiki w jednym momencie otworzyły ogień. Promienie z dział jonowych i ciężkich turbolaserów posypały się na wroga. Tworząc kolorową mozaikę z okrętami wroga w tle, którą wielu chciało by w formie obrazu powiesić w miejscu swojego zamieszkania. Gouda jednak wiedział, że całe piękno walki nie przykryje śmierci i zniszczenia oraz rozpaczy które towarzyszyły rodzinom zmarłych w walce wojowników. Torpedy protonowe które poleciały później były zaprogramowane na określone cele; zaczęły jedna za drugą wysypywać się ze statków Republikańskich lecąc w mniejsze krążowniki Sith które jednak zaczęły się szybko wycofywać. Tarcze Imperium były twarde, jednak kilka krążowników udało się strącić tworząc kulę purpurowego ognia które szybko zanikało w kosmicznej próżni wystrzeliwując metalowe szczątki we wszystkie strony. Republika miała wiele okrętów, ale nie wystarczającą ilość żeby łatwo pokonać tak potężną flotę wroga... Gouda zmarszczył czoło i obserwował przebieg walki przez iluminator. Po chwili odwrócił się do hologramu taktycznego i zaczął wydawać rozkazy poprzez komunikator.
- Przerwać ogień! Przerwać ogień! Cała moc na osłony! – krzyczał stojący przy hologramie taktycznym Kert, „to była pułapka, wiedziałem, że tak będzie! Żałosne!” pomyślał szybko wylewając z siebie tony gniewu. Ale na rozczulanie się dlaczego i jak do tego doszło nie było teraz czasu, Kert miał teraz bitwę do wygrania – celować ogień na statki Republiki! Myśliwce niech startuję i lecą na wroga. Krążowniki niech osłaniają lądujące transportowce!
„Armia z lordami Sith nie może zostać stracona w tak głupi sposób”, pomyślał przerażony Kert, „to byłaby tragedia...”.
Transportowce przy towarzyszących im turbulencjach i z żółtymi refleksami na kadłubie, charakterystycznymi dla lądujących okrętów, szybko wbiły się w atmosferę. Na szczęście udało się to bez problemów gdyż zwrotne krążowniki przyleciały szybko i ochroniły cenną armię przed zniszczeniem.
- Żałosne, jak do tego doszło!? Dlaczego daliśmy się tak w to wrobić!? – krzyczał jeden z mistrzów Sith. Tak jak inni ubrany w czarne szaty i z mieczem świetlnym u pasa.
Na pokładzie ciężkiego transportowca który leciał w środku grupy przebywało 6 mistrzów i Wielki Lord, czyli większość najlepszej elity Imperium Sith.
– Musimy szybko zorganizować armię i uderzyć na centrum dowodzenia Jedi. – krzyknął drugi, rasy Zebrak.
- Problem ze szpiegami się nasila, już niedługo nie będzie można przeprowadzić żadnej akcji bo wszędzie będzie czekała flota wroga... – odpowiedział kolejny Sith uderzając zaciśniętą pięścią w ścianę transportera opancerzonego.
- Nie martw się, nasza flota sobie poradzi. My w tym czasie zapolujemy na Jedi, a potem spokojnie odlecimy.
- Zwariowałeś? Tam jest ponad 300 Jedi i pewnie cała armia Republiki, nie damy rady!
- Wielki Lord Arophis poradziłby sobie z Jedi sam, a do pomocy ma jeszcze nas! I całą armię! Legiony Sith Trooperów!
- Poradzę sobie sam, powiem wam jak zrobimy – odpowiedział Wielki Lord. Był człowiekiem, bardzo młodym jak na swoją rangę. Jego obecność w Mocy była jednak dużo bardziej potężniejsza niż pozostałych członków elity Sith. Arophis potrafił nawet niszczyć statki przy użyciu Mocy. I to nie małe transportowce, a potężne statki wojenne, a umiejętność walki dwoma mieczami, fantastycznie rozwinięta, współgrając z Mocą tworzyła z tego człowieka maszynę do masowego zabijania. Był to najpotężniejszy Sith żyjący w obecnych czasach, czasach Nowego Zakonu i formowania się Imperium. – czuję, że na powierzchni znajduje się armia Republiki, ok. 30 tys. Piechoty. Podzielimy naszą armię na 2 grupy które oflankują Republikanów. Po 3 mistrzów-dowódców na każdą armię. Ja niepostrzeżenie wedrę się do ośrodka Jedi i wybiję ich... czekałem na to i przygotowywałem się całe życie. To będzie walka... już nie mogę się doczekać. – mówił to z uśmiechem na ustach, przepełniając otoczenie nienawiścią i frustracją. Również niecierpliwością, ale w pełni podpartą pewnością siebie.
Mistrzowie wiedzieli, że Arophis jest zdolny do tego o czym mówi. Jego umiejętność walki na miecze z wieloma przeciwnikami wpędzała wielu w kompleksy. Dodając do tego moc można by było odnieść wrażenie, że Wielki Lord był niepokonany. „Co oczywiście jest bzdurą, bo nikt nie jest niepokonany” – zwykł mawiać Arophis. Jego największym marzeniem było znaleźć sobie godnego przeciwnika...
- Dobrze, a więc zrobimy jak mówisz.
- Oby tylko nasza flota wygrała, bo inaczej się stąd potem nie wydostaniemy... – odpowiedział jeden z mistrzów. Bezczynność i niemożność kontrolowania wszystkiego napawało Sithów frustracją. Walkę na ziemi na pewno wygrają, ale flota pozostawiona sama sobie i zaatakowana niespodziewanie mogła nie wyjść z tego cało, a od tego zależało głównie to czy cała misja się powiedzie...
- Ze zdjęć z ukrytej satelity wiemy, że armia Sith podzieliła się na dwie grupy. Chcą nas oflankować – zakomunikował rzeczowym i poważnym głosem Fluthy, Generał Armii Naziemnej Republiki mistrzowi Jedi – postaramy się zastosować tutaj pewną wymyślną taktykę, chcę jedynie powiedzieć, że przesuwamy się na Pustkowia Zapomnienia.
- Dobrze – odpowiedział Jeghry, mistrz Jedi – pójdzie z Wami kilku Jedi na wypadek gdyby wśród armii znaleźli się jacyś Lordowie czy Wojownicy Sith. Reszta naszego zakonu pójdzie do placówki ochraniać ważne dane i padawanów. Spodziewamy się też, że mogą się tam pojawić jacyś pojedynczy Sithowie zapewne w celach wykradzenia tych danych o których mówiłem.
- Życzę powodzenia, mistrzu, my postaramy się zniszczyć tą armię żeby żadne z dalej położonych placówek Republiki nie zostały przeczesane. Niech Moc będzie z panem, mistrzu Jeghry.
- Niech Moc będzie z panem i pana armią – odpowiedział mistrz i odwrócił się. Wybrał z kilkudziesięciu stojących dalej Jedi kilku którzy podążyli za generałem. On zaś z pozostałymi wojownikami podążył do pobliskiego ośrodka schowanego w klifie. Mistrz czuł coś dziwnego w Mocy. Wiedział, że na planecie znajduje się sporo Sithów i nie napawało go to radością...
W przestrzeni kosmicznej nad Geonosis zapanował totalny chaos. Tak przynajmniej mógł pomyśleć bierny obserwator zajadający się przysmakami Huttów. Gouda wiedział jednak gdzie znajduje się jaki okręt, jaki ma cel i co ma później zrobić. Planował wszystkie posunięcia ze sporym wyprzedzeniem i między innymi dlatego był takim dobrym strategiem. Wszystkie statki były wymieszane, Niszczyciele obu stron co jakiś czas przelatywały obok siebie zalewając się falami jonów i pocisków turbolaserów. Co jakiś czas uruchamiał się ze statków żółty pulsujący promień wkręcający się ślisko w kadłub metalowych olbrzymów, często jednak broniony przez zbyt silne pole ochronne które reagowało niebieskimi refleksami. Myśliwce totalnie rozproszone latały i polowały na swoich wrogów wykonując skomplikowane akrobacje zapewne po części popisując się przed kolegami-pilotami. Co jakiś czas z nadprzestrzeni wyskakiwały posiłki. Republika zbierała statki z dalszych systemów, jednak w kilku innych miejscach dochodziło do większych potyczek i posiłki były niewielkie. Przed chwilą też Gouda zauważył, że Imperium ściągnęło do siebie trzy specjalnie wyspecjalizowane do takich bitew, duże i powolne, ale potężnie uzbrojone i z silnymi polami Ciężkie Niszczyciele. Związały one ogniem niszcząc dwa osłabione wcześniej Niszczyciele Republiki. Jednym z nich dowodził przyjaciel Goudy. Głównodowodzący z racji swego doświadczenia i długiego stażu tracił już w swoim życiu wielu bliskich mu ludzi.
Bitwa nabierała rozpędu. Gouda wiedział, że to nie koniec i wiedział, że zwycięzcy tej bitwy nie pozna się szybko. Walka wchodziła do szczytowego momentu...
Wielki Lord obserwował krzątaninę która wytworzyła się po wylądowaniu transportowców. Wszystko było zaplanowane idealnie, każdy statek miał wyznaczone miejsce do lądowania i czas który miał upłynąć do momentu wymarszu każdego wprowadziła by w zdumienie. Jednak z racji tego, że Republika zastawiła przemyślaną zasadzkę, statki wylądowały chaotycznie i dookoła obserwować można było tylko biegających żołnierzy szukających swoich drużyn i dowódców. Arhopisa zmuszało to do wylewania z siebie frustracji, która przyćmiła na chwilę jego umysł. Lord spojrzał w niebo, na którym niestety z racji tego iż był dzień, nie było widać toczącej się w kosmosie walki. Zawsze Wielki Lord korzystając z wolnej chwili mógł wprowadzić się w trans i zgnieść Mocą kilka wrogich statków przechylając może chociaż trochę szalę zwycięstwa na swoją stronę. Z rozmyślań wyrwał go Lord Naughty, Bothanin, jeden z mistrzów towarzyszących mu w wyprawie.
- Panie, jedna armia już powoli wyrusza. Idę z nimi i chciałem tylko życzyć panu powodzenia. – po ruchach jego sierści widać było, że się obawiał spotkania Arhopisa z setkami Jedi. Ta nieufność w potęgę Wielkiego Lorda wprowadzała Sitha w złość. Najwyraźniej Naughty wyczuł tą emanację czystego zła i poruszając niespokojnie białą sierścią odszedł.
To będzie ciężki dzień, pomyślał Arhopis i ruszył zobaczyć co z drugą armią.
Jeghry stał otoczony przez kilkudziesięciu Jedi. Wśród nich można było zauważyć młodych padawanów, rycerzy i starszych mistrzów. Dzieci zostały ukryte razem z trzema mistrzami w podziemnym bunkrze gdyż z racji swego wieku i poziomu wyszkolenia raczej nie mogły zbyt pomóc doświadczonym i wyszkolonym wojownikom. Wszyscy Jedi byli ubrani w szaty o podobnym kroju, u ich boków można było zauważyć miecze świetlne. Czasem jeden, czasem dwa. Kilka było podwójnych. Jeghry podniósł rękę dając znać, iż chce coś powiedzieć.
- Słuchajcie bracia, armia Republiki poszła na Pustkowia aby związać armię Sith Trooperów walką. Miejmy nadzieję, że im się uda zwyciężyć bo to od nich zależy czy będziemy musieli bronić ośrodka przed legionami wrogiej piechoty. Będą oni też bronić pozostałych ważnych placówek Republiki. Spodziewam się, że jacyś pojedynczy Sithowie będą chcieli się tutaj dostać, myśląc pewnie, że my będziemy walczyć z resztą armii. Niestety ten ośrodek z racji przechowywanych tutaj danych nie może zostać nie broniony dlatego musimy być czujni. Proszę wszystkich o szczególną wrażliwość na to co się dzieje dookoła. Najlepiej gdybyście zażyli trochę medytacji. I niech Moc będzie z wami!
Usłyszał w odpowiedzi spokojne pomruki i Jedi rozeszli się. Jeghry bał się. Pierwszy raz od wielu lat czuł strach, a wiedział, że poddając się takim emocjom szybko zacznie odczuwać gniew i nienawiść. A to wszystko przecież ścieżka Ciemnej Strony... Zaniepokojony skierował się schodami do Sali Dowodzenia.
- Skoor---waliśmy ---e ruchy. Dwie godziny do zwią---. Ter--- prawidło---. Brak ---blemów – usłyszał Wielki Lord z komunikatora, który zaraz po otrzymaniu szumiących informacji schował w sakwie przytwierdzonej do pasa. Szedł płaskowyżem wśród sporych kamieni i tworów skalnych które osłaniały go przed widokiem. Do jego butów dostał się pomarańczowy piach, a szaty zajęły się kurzem. Arhopis przyśpieszył kroku, miał nadzieję na szybkie związanie Jedi w walce.
Zachowując negatywne emocje, pogrążony w rozmyślaniach zaczynał planować uderzenie na ośrodek Jedi. Nagle jednak poczuł uderzenie w Mocy, obecność innej istoty. „Muszę schować gniew głębiej bo przesłania on moje zmysły. Co za głupota i nieodpowiedzialność z mojej strony, w takiej sytuacji poddawać się zbytnio emocjom!”. Istota którą wyczuł nie była jednak humanoidalna. Sith zobaczył, jak zza skał powstaje wielki zielony stwór. Wyglądał jak skrzyżowanie gada z pająkiem. Posiadał sześć nóg które wyglądały jak ostre szczypce. Stworzenie posiadało pysk najeżony zębami z których buchał olbrzymi smród, a cała głowa była chroniona zielonym pancerzem. Arhopis rozpoznał stworzenie: był to Acklay. Co prawda jego ojczystą planetą była Vendaxa, ale to pewnie jedno z tych potworów nad którymi pracowali Geonosianie. Podobno przez głupotę i nieodpowiedzialność uciekły one z laboratoriów i zadomowiły się na tutejszych pustyniach. Arhopis odskoczył do tyłu i przyciągnął do siebie dwa miecze świetlne. Zapalił je szybkim dotknięciem Mocy co zainicjowało pojawienie się z sykiem dwóch pulsujących żółtych ostrzy. Acklay przez chwilę patrzył ogłupiały ale od razu zaraz zaczął biec w stronę Sitha. Jednym zwinnym ruchem Wielki Mistrz odskoczył od stworzenia na prawo. Ciął jednym ostrzem, a potem drugim. Acklay zachwiał się tracąc dwie nogi. Przełożył jednak szybko ciężar ciała i skierował pysk na Sitha który odskoczył do góry z pomocą Mocy i zwinnym ruchem uderzył dwoma mieczami w tułów potwora. Po płaskowyżu przeleciał rozpaczliwy i przerażający odgłos zarzynanego stworzenia. Arhopis odskoczył odbijając się od upadającego tułowia i po chwili podszedł do leżącego martwego ciała. Z zaciekawieniem przyglądał się jego budowie anatomicznej, „to była ciekawa rozgrzewka”, pomyślał. Po chwili zgasił miecze i ruszył biegiem w dalszą drogę.
Lord Sith Halek z przerażeniem patrzył to na iluminator to na tablice kontrolne. „Płomień Nienawiści” tracił w zawrotnym tempie energię osłon. Otoczony przez cztery ostrzeliwujące go Niszczyciele i dywizjony bombowców bezradnie dryfował pozbawiony możliwości obrony.
- Gdzie są te cholerne statki! Niech nam pomogą, sami nie damy rady! – wrzeszczał Sith na admirała.
- Inne statki są związane w ogniu, a te które nie walczą są za daleko. Jesteśmy w sercu bitwy i nie uda się uciec! Już po nas! – admirałowi puściły nerwy, zaczął bluźnić i z przerażeniem patrzył na hologram taktyczny. Okręt dowodzenia raz po raz doznawał wstrząsów. Potężne działa wroga zaczęły przenikać przez tarcze i nadrywać opancerzenie. Halek puścił się biegiem do kapsuł ratunkowych, może uda mu się wystrzelić je i schronić się na Geonosis. Wyskoczył na korytarz, wszędzie biegali oficerowie i obsługa statku. Ochroniarze stali na swoich miejscach ale można było wyczuć ich strach. Statek tonął w konwulsyjnych i spazmatycznych wstrząsach. Halek słyszał przerażające odgłosy łamiącego się statku i pękającego opancerzenia. Można było już wyczuć uciekającą w próżnię kosmosu atmosferę statku. Halek przyśpieszył używając Mocy. Wpadł do pomieszczenia z kapsułami ratunkowymi. Wiele zostało już wystrzelonych. „Żałośni tchórze”, pomyślał. Pozostało kilka kapsuł, do których pchała się załoga statku. Halek zapalił pomarańczową klingę miecza świetlnego i ciął pobliskie istoty w pół. Wyciągnął rękę i wystrzelił z dłoni niebieskie pioruny którymi zabił następnych. Szybko podbiegł do kapsuły i gasząc miecz zamknął grodzie. Nastąpiła potężna eksplozja i „Płomień Nienawiści” rozpadł się na trzy części z których wypadały ciała martwej załogi.
- Zniszczyliśmy ich statek-matkę! – zakomunikował Gouda przez komunikator. – Niestety straciliśmy też przed chwilą 6 Niszczycieli więc nie świętujcie jeszcze. Walka trwa, nie traćcie nadziei ale zachowajcie też ducha...
Gouda prawie upadł kiedy „Niebieski Kwiat” został związany ogniem z trzema statkami Sithów. Drugi wstrząs spowodowany atakiem dwóch kolejnych wrogich okrętów nastąpił zaraz za pierwszym i Gouda z przerażeniem zaczął wydawać dalsze rozkazy zerkając na Holomapę.
Ginęli ludzie.
Wielkie czołgi armii Republiki klinem dostały się w środek jednej z armii Sith Trooperów. Ciężka i lekka piechota związały ją ogniem. Zaraz do walki dołączyła się druga armia spychając piechotę Republikańską trochę dalej. Walczyło ok. 50 tys. ludzi. Powietrze było przecinane przez setki tysięcy blisterowych promieni, wśród walczących można było zauważyć sporej wielkości machiny kroczące i czołgi opancerzone. Co jakiś czas wśród tłumu można było dojrzeć klingi mieczy świetlnych: to walczący Sithowie i Jedi którzy używając Mocy pustoszyli okoliczne terenty. Hałas towarzyszący bitwie był nie do wytrzymania dla niezabezpieczonego obserwatora. Co chwilę eksplozje wyrywały kawałki pomarańczowej pustyni i skał wyrzucając zwłoki martwych wojowników powietrze.
Arhopis Mocą wyrwał wielkie i potężne drzwi broniące dostępu do Centrum Dowodzenia Jedi. Wszedł do dużego, oświetlonego pomieszczenia. Sala była ogromna, zdobiona ciekawymi rzeźbami i freskami, pełna nowoczesnej techniki. W drugim końcu pomieszczenia, ustawieni w rzędzie stali Jedi. Setka Jedi; skupionych, zdeterminowanych, ubranych w bojowe szaty. Na ich oczach malowało się zdumienie i zaskoczenie. W ich kierunku szedł jeden człowiek. Jeden Sith. Jeden Wielki Lord.
Arhopis stanął i zmierzył wzrokiem Jedi. Skupił w sobie Moc i wyciągnął miecze świetlne. Zapalił żółte ostrze. Charakterystyczny syk odbił się echem po sali wypełniając pustkę w uszach które zaczęły już zagłuszać cisze charakterystycznym szumem. Po chwili w sali usłyszeć można było ponad setkę podobnych odgłosów odbijających się echem po pustej sali. Jedi zapalili swoje różnego rodzaju miecze. Większość miała pojedynczy miecz, jednak można było zauważyć kilkunastu Jedi używających dwóch i kilku władających lightstaffem. Różnokolorowe klingi rozświetliły i tak już jasną salę. Niebieskie, zielone, białe, fioletowe, różowe, żółte, turkusowe i srebrne ostrza pulsowały silnym światłem.
Arhopis puścił się biegiem wspomaganym Mocą.
Wbił się szybko w środek rzędu zataczając dwoma mieczami półokręgi z dwóch stron. Udało mu się zabić trzech zaskoczonych Jedi, reszta szybko odparowała atak. Szybkimi blokami Sith zajął otaczających go Jedi.
Walka z tak dużą grupą była trudna, bo trzeba było rozłożyć siły na przeciwników. Istota nie władająca Mocą nie miała by szans, ale Sith mógł wyczuć nie tylko ruchy wroga które mógł łatwo sparować ale też Moc i umiejętności przeciwnika. Pozwalało mu to większą uwagę zwrócić na silniejszych wrogów, a wykorzystując błędy słabszych po prostu ich zarzynać szybkimi cięciami.
Sala wypełniona była odgłosami uderzających o siebie mieczy. Sith podskoczył unikając cięcia w nogi i wykonując kilka obrotów odsunął Jedi od siebie. Błyskawicami poraził tych stojących po lewej stronie. Dwóch w spazmatycznych wstrząsach osunęło się na ziemię, reszcie udało się mieczem zablokować promienie. Jednak siła błyskawic była tak duża, że wytrąceni z równowagi mieli chwilę słabości i zdezorientowania. Wykorzystał to Arhopis który niebywale szybkim doskokiem zabił kilku bezbronnych Jedi szybkimi cięciami obu mieczy z góry i boku. Krzyki umierających i wrzaski pozostałych - tracących przyjaciół i bliskich - Jedi towarzyszyły dźwiękom uderzających o siebie energetycznych ostrzy. Sith wbił miecze w ziemię i korzystając z Mocy wyrzucił na kilka metrów do tyłu otaczających do Jedi. Kilku z nich podniósł Mocą i rzucił o ściany. Rozpłaszczeni łamali sobie kręgosłupy albo tylko tracili przytomność wypuszczając z rąk miecze i łamiąc żebra. Sith chwycił szybko miecze, które wcześniej zostawił wbite w podłogę aby wykonać kilka trudniejszych ataków Mocą, kiedy Jedi szybkim biegiem zbliżali się w jego stronę i sparował kolejne ciosy. Kilka cięć z góry załatwiło jednego z tych silniejszych mistrzów sprawiających większe problemy. Jedi mieli też utrudnioną sprawę, bo nie mogli walczyć wszyscy na raz – było ich za dużo, część stała z tyłu i gotowa do ataku przyglądała się walce. Musieli też uważać, żeby machając klingami mieczy nie zranić kolegów. Sith nie miał takiego utrudnienia. Chodziło o to, aby zarzynać kolejnych wrogów i samemu pozostać na polu walki. Szybkimi ruchami parował ataki. Wbił się sprytnym ruchem w grupę słabszych młodzików, ucinając dwóm z nich głowy. Jedi byli najróżniejszej rasy, Ithorianie, Barabelowie, Bothanie, Arkanianie, Wookie, Zebrakowie, Twi’lekowie, Trandoshanie, Rodianie, Rakatanie, Quarrenowie, Ludzie, Neimoidianie, Kalamarianie, Givinowie, Durosi i wiele innych. Od tego również zależało dostosowanie stylu walki Sith. Istotom o długich rękach łatwo było je uciąć eliminując ich z dalszej bitwy. Każda rasa miała też swoje wady i słabe punkty, a Akademia Sith świetnie przygotowywała swoich wojowników właśnie do wykorzystywania takowych.
Kolejnymi cięciami Arhopis zabił następnych wrogów. Już ok. połowy Jedi leżało martwych na zdobionej podłodze. Nagle, Sith poczuł niepokój i potężne pulsowanie w Mocy. Do walki dołączył człowiek posługujący się lightstaffem. Wydawał się naprawdę potężny i mógł być trudnym przeciwnikiem. Mistrz Jedi zapalił swoją broń. Arhopis od razu przeniósł skupienie na niego i zadał szybkie ciosy...
Jeghry zbiegał schodami ośrodka. Był w sali dowodzenia koordynując ruchy wojsk. Wiedział, że walka w kosmosie zbliża się ku końcowi i, że mają spore szanse na zwycięstwo. Bitwa naziemna została wygrana, na szczęście udało się sprowadzić dużo liczniejszą armię. Republika odnosi sukces, pierwszy raz od wielu miesięcy. A to wszystko dzięki podstępowi i zastawionej pułapce, wszystko dzięki fantastycznym korporacjom szpiegowskim. Jeghry jednak nie myślał o sukcesie, czuł potężne zawirowania w Mocy i wiedział, że w głównym holu toczy się walka. Walka w której ginęli Jedi.
Mistrz Jeghry wyskoczył z korytarza i spojrzał na środek sali. Jedi otoczyli walczącego tam człowieka. Jednego człowieka, który niesamowicie szybkimi ciosami i umiejętnym używaniem Mocy wygrywał walkę. Wielu Jedi stało i patrzyło, nie mogąc włączać się do walki gdyż tłok w centrum był gigantyczny. Co jakiś czasu zajmowali miejsce osłabionych, rannych albo martwych Jedi.
Jeghry używając Mocy przyspieszył i wbił się w tłum. Stanął przed walczącym Sithem i dotknął go potężnym pulsowaniem Mocy. Zapalił swój lightsaff i uderzył...
Na orbicie Geonosis latały szczątki. Miliardy ton śmieci i setki tysięcy rozsadzonych przez próżnię ciał. Dwa Niszczyciele Sith i dwa Okręty Wojenne Republiki walczyły ostatnie na polu walki. Niszyciele skupiły atak na jednym z okrętów Republiki. Potężne fale z dział jonowych i turbolaserów osłabiały kadłub i przebijały się przez słabe już pole ochronne. Po chwili z Niszczycieli buchnęły protonowe wiązki żółtej energii które rozsadziły statek Republiki wysypując z niego martwe ciała załogi i rozsyłając metal na wszystkie strony. Zaraz potem jeden z Niszczycieli stracił, zaatakowany przez Okręt Republiki, nawigację i niebezpiecznie przechylił się w lewą stronę. Drugi Niszczyciel który leciał tamtędy ostrzeliwując z bliska Okręt Republiki nie zdążył go wyminąć i wszystkie trzy okręty popychając się wzajemnie i wpadając na siebie zderzyły się tworząc falę ognia potężną eksplozję. Na polu walki pozostały same śmieci i martwa załoga statków...
Pustkowia Zapomnienia były wypełnione wrakami potężnych maszyn kroczących, transporterów opancerzonych i czołgów. Dziesiątki tysięcy ciał martwych żołnierzy tworzyły dywan przykrywając pomarańczowe piaski planety Geonosis. Na polu bitwy nie pozostało nic, żadnych żywych istot. Ostatnia potężna eksplozja największej z maszyn kroczących Republiki zabiła swoich jak i wrogich wojowników rozlewając płonący kwas i wbijając metalowe elementy na piaski pomarańczowej pustyni. Obie strony przegrały, nie było zwycięzcy...
Arhopis szybkimi ciosami popychał Jeghry’ego który cofał się przed nim. Sith przecenił siłę swojego przeciwnika, po drodze udało mu się piorunami zabić następnych Jedi i kilkoma cięciami zadanymi na wszystkie strony pozbawił kilku wojowników kończyn. Sith był świadomy porażki swojej i wroga w walkach w kosmosie i na powierzchni. Nienawiść która z niego wypływała zamroczyła otaczających do Jedi. „Ciekawy sposób na zdezorientowanie wroga” pomyślał Arhopis przyciągając Jedi Mocą i przecinając ich w pół. Jeghry, wcześniej odepchnięty na ścianę rzucił się na Sitha który musiał zrezygnować z zamordowania następnego Jedi na rzecz zblokowania ataku mistrza. Na polu walki pozostało już ośmiu najpotężniejszych Jedi, licząc Jeghry’ego który wiedział, że tylko kwestią czasu jest ich porażka. Po zwycięstwie, Sith dostanie się do bunkra i zabije ukrytych tam 200 młodych padawanów. To oznacza, że w ciągu jednego dnia galaktyka straci połowę Jedi. A to była by tragedia dla miliardów istnień. „Trzeba się poświęcić dla większego dobra” pomyślał Jeghry i wysłał podobny komunikat poprzez Moc pozostałym Jedi. Oni myśleli o tym samym: potężna porażka. „Jak mogło dojść do tego, że jeden Sith morduje w taki sposób kilkudziesięciu Jedi?”, Jeghry wiedział, że trzeba w jakiś sposób zmienić politykę treningu i wychowywania młodych Jedi aby nie doszło kiedyś do podobnej zagłady.
Jeghry i pozostali Jedi odskoczyli od Arhopisa. Sith zmierzył ich wzrokiem zastanawiając się do którego doskoczyć zadając śmiertelny cios. „Zwycięstwo przynajmniej tutaj!” myślał. Nagle poczuł, że ziemia się trzęsie. Ale to nie Geonosis, tylko ściany i sufit pomieszczenia. Jedi używali Mocy żeby zniszczyć cały ośrodek zawalając setki ton skał w których był on wydrążony. Zabijając nie tylko przeciwnika, ale i siebie! „Nie mogę do tego dopuścić” myślał Sith i zaczął popychać po kolei Jedi Mocą. „Nie zdążę po kolei ich mordować, trzeba ich zdekoncentrować”. Ale nie udało się, Arhopis spojrzał w górę na spadający sufit i tony skał. Wypuścił miecze świetlne i uniósł ręce. Zatrzymał spadające na nich kamienie i całą swoją Moc wykorzystał do utrzymania ich w powietrzu. Nagle jeden z Jedi rzucił swój srebrny miecz świetlny przecinając Sitha w pół. Z grymasem zaskoczenia i gniewu na twarzy, Arhopis opuścił ręce i upadł na ziemie. W ćwierć sekundy później, tony skał i odłamków przygniotły jego ciało i pozostałych przy życiu Jedi...
EPILOG
Około sto kilometrów od Centrum Dowodzenia Jedi i Pustkowa Zapomnienia, na pomarańczowej pustyni w gigantycznym kraterze leżał żelazny obiekt. Z jego środka wyskoczył nagle kawałek czerwonej wiązki energii która zataczając koło rozcinała żelazną powłokę kapsuły. Po chwili, czyjaś noga ubrana w czarny but wypchnęła wycięty fragment powłoki na pomarańczowy piach.
Z kapsuły wyszedł ubrany na czarno Twi’lek. Cały brudny i poraniony stanął na pomarańczowych piaskach pustyni i rozejrzał się dookoła.
Zgasił miecz świetlny.
Lord Sith Halek jako jedyny przeżył bitwę.
I wiedział, że jakieś sto kilometrów stąd znajduje się Centrum Dowodzenia Jedi, w którym zginął jego pan i w którym obecnie przebywa 200 młodych padawanów, pewnie w większości jeszcze dzieci.
Lord Sith Halek uśmiechnął się i pobiegł...