Brin David - "Tryumf Fundacji"
DAVID BRIN - "TRYUMF FUNDACJI"
Jest dobrze...
...i chociaż
Brinowi nie udało się równie sprawnie, jak
Bearowi w przypadku
"Fundacji i Chaosu" powiązać świata stworzonego przez
Asimova z własnymi pomysłami na jego uzupełnienie, to i tak zdecydowanie bliżej tej książce do dokonań twórcy
"Fundacji" niż
"Zagrożeniu Fundacji" Benforda.
Brin, ogólnie rzecz ujmując, sprawnie kontynuuje wątki nakreślone przez
Beara, lecz stylem opowiadania dalszego ciągu tej historii przypomina mi raczej niechlubną w dorobku
Asimova narrację
"Fundacji i Ziemi". Oczywiście pomysły ma zdecydowanie lepsze niż miał
Asimov, ale popełnia - w moim odczuciu - ten sam błąd, który drażnił mnie w
"Fundacji i Ziemi" - zbyt często pewne zagadnienia są dyskutowane, roztrząsane i na nowo omawiane z innego punktu widzenia. A dzieje się to kosztem dynamiki opowieści (której mistrzem w tej trylogii jest dla mnie
Bear) i zawieszania akcji w momencie, kiedy czytelnik czeka na zaskakujące rozstrzygnięcie.
I jeszcze jedno -
Bear dotarł do granicy akceptacji tego, do czego moim zdaniem powinny być zdolne roboty...
Jednak po kolei... Generalnie we wszechświecie liczyły się dwie strony: ludzie i roboty giskardiańskie, przy szczątkowym oporze ze strony robotów calvińskich.
Brin posunął się dalej. Wg mnie za daleko. W
"Tryumfie Fundacji" mamy do czynienia z tyloma frakcjami (nazywanymi czasami "wyznaniami") robotów, że człowiek zaczyna się już naprawdę w tym gubić. Mało tego, o ile
Bearowi wystarczyli zwykli ludzie i mentaliści to
Brin wprowadza na dokładkę m. in. wyznawców chaosu, ludzi odpornych na mentalistów, frakcję urzędników i... uwaga!... po raz pierwszy w
"Fundacji" obce cywilizacje. Istne pomieszanie z poplątaniem i przybytek, od którego głowa boli
Wszystko jednak jest doskonale rekompensowane przez ciekawą i dopracowaną intrygą, momentami trzymającą w napięciu, podobnie, jak w przypadku
"Fundacji i Chaosu" Beara.
Brin świetnie łączy wszystkie luźne do tej pory wątki i spina je z zakończeniem cyklu (
"Fundacja i Ziemia") na tyle sprawnie, że można mu wybaczyć tą nadgorliwość kreacji, która go momentami nazbyt poniosła.
Ocena: 4/5
P.S. Poniżej jedyna słuszna kolejność czytania cyklu (taki bonus do recenzji ):
1. "Fundacja"
2. "Fundacja i Imperium"
3. "Druga Fundacja"
3a. "Agent Fundacji" - można przeczytać, acz niekoniecznie nie jest to jeszcze ten całkiem żenujący poziom, jaki Asimov osiagnął w "Fundacji i Ziemi", którą można sobie spokojnie odpuścić.
4. "Zagrożenie Fundacji" (aut. Gregory Benford) - twardy orzech, ale konieczna do przeczytania z powodu wątków, które są rozwijane w dwóch kolejnych ksiązkach.
5. "Fundacja i Chaos" (aut. Greg Bear)
6. "Tryumf Fundacji" (aut. David Brin)
Co do reszty, to uznajmy, że zostały wymazane z trantorskich bibliotek i archiwów Terminusa i my również o nich zapomnijmy!