Teraz jest 29 lis 2024 7:38:38




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 10 ] 
Nicola wampirzyca 
Autor Wiadomość
Post Nicola wampirzyca
dam próbkę swoich wypocinek (pisane głównie na wykładach)..jak się Wam spodoba to dam wiecej)
„Nicola - wampirzyca”



PROLOG

Była zwykłą, młodą wieśniaczką…Od innych wyróżniała ją tylko niezwykła uroda i umiejętność nie dostępna dla większości społeczeństwa: umiała pisać i czytać, jej ojciec ją nauczył, sam miał zostać księdzem, ale zakochał się i zrezygnował z kapłaństwa.
Była szczęśliwą żoną młodego rolnika, a za, miesiąc miało narodzić się ich pierwsze dziecko (i jedyne jak się później okaże).
I wtedy zaczyna się nasza historia.
Jest rok 1915. Zgubiona wśród gór maleńka wioska i wspaniały zamek, niepasowały do wesołego, wiosennego otoczenia.
Syn Nicoli miał już 2 lata, gdy jego mama dostała propozycję pracy na zamku…Miała być osobistą pokojówką hrabiego Wintzera. Pełna obaw, niespełna 30-letnia wówczas Nicola, szła krętą dróżką do pańskiej twierdzy. Ona ledwo wykształcona wieśniaczka, od dzisiaj miała całkowicie zmienić swoje zachowanie!!! Wszystko, czego się nauczyła miało od dzisiaj pójść w niepamięć…Jej zachowanie, maniery, (jakie by nie były), nawet potrawy, które zawsze wszystkim smakowały, nie nadawały się na pański stół…Bała się tego wszystkiego.. Poza tym dowiedziała się, że w domu będzie tylko gościem, wychodne miała mieć tylko raz w tygodniu, a dokładnie w niedzielę każdego tygodnia, od świtu do zmierzchu i gdyby nie wypadek jej męża – drwala, którego w lesie przygniotło drzewo, poważnie uszkadzając kręgosłup pewnie nigdy by się nie zdecydowała na przyjęcie tej pracy.. I tak rozmyślając zdała sobie sprawę, że oto stanęła przed bramą wielkiego, ponurego zamczyska, od dzisiaj będącego jej domem. Gdyby wiedziała, co ją tam spotka, uciekłaby stamtąd jak szybko się da.
Wszak była to Transylwania, ojczyzna znanych na całym świecie demonów nocy- wampirów. Ale Nicola w nie nie wierzyła, po prostu wiara chrześcijańska jej zabraniała.



Rozdział I

-Witamy, witamy! Ale spodziewaliśmy się pani dopiero wieczorem-rzekł do niej lokaj, tak na dzieńdobry.
Był to człowiek średniego wzrostu. Mógł mieć ok. 60 lat, na co wskazywały długie, srebrne włosy i sieć zmarszczek na jego twarzy.
Na pierwszy rzut oka, wydawało się być sympatycznym starszym panem. Lecz gdy przypatrzyło się mu bliżej, irracjonalny lęk podnosił włoski na karku, niby bez powodu, ale…
- Wolałam przyjść wcześniej by móc lepiej wszystko poznać-odpowiedziała Nicola.
- Doceniamy to, ale naukę i tak zaczęłaby pani od jutra.
- Naprawdę?? Ale…
- Nie ma żadnego, „ale”, będzie tak jak ja mówię!!- niespodziewany wybuch gniewu przestraszył i tak już zlęknioną młodą wieśniaczkę, – ale skoro już pani tu jest, to pokaże pani zamek i opowiem trochę o jego historii i o poprzednich właścicielach, przodkach hrabiego. Następnie uda się pani do kuchni, gdzie zje kolację, poczym zaprowadzę panią do jej pokoju na, jak mniemam, zasłużony odpoczynek. Niech pani nigdzie z niego nie wychodzi. Zamek jest tak duży, że osoba nieznająca go dostatecznie dobrze może się zgubić i nikt może jej nie odnaleźć…To byłoby na tyle, ma pani może jeszcze jakieś pytania???
- Właściwie to nie…
- Właściwie???…Proszę kontynuować.
- A rano?? Skoro mogę się tu zgubić to jak ja będę tu pracować???
- To bardzo proste… Przez kilka pierwszych tygodni ktoś zawsze będzie pani towarzyszył…
- A kto jeśli wolno oczywiście wiedzieć…
- Ja, wprawdzie jest pani pokojówką hrabiego, ale podlega pani moim bezpośrednim rozkazom…Będzie pani wykonywać także moje polecenia, mimo tych, które otrzyma pani od hrabiego,
- Dziękuję za te wyjaśnienia.
Po tej rozmowie udali się do wielkiej i przestronnej, acz ciemnej kuchni, gdzie Nicola dostała ciepłą kolację…Mimo głodu, jaki kobieta odczuwała, kęsy pożywienia z trudem przechodziły jej przez gardło. Jadła bardzo powoli, by zyskać dodatkowy czas na przemyślenie sytuacji, w jakiej obecnie się znalazła. Dopiero po jakimś czasie zauważyła, że lokaj z niecierpliwością stuka palcami o blat stołu. Nie mając innego wyboru Nicola musiała szybko skończyć posiłek. Gdy ostatnie okruchy chleba zniknęły ze stołu, lokaj wstał, po czym przemówił do dziewczyny, która także wstała z krzesła.
- Teraz przejdziemy do pani pokoju, w którym będzie pani mieszkać przez cały swój pobyt tu.
Mijając nieskończoną liczbę zamkniętych na klucz pokoi, korytarzy i obrazów, doszli wreszcie do pokoju, jaki został przydzielony Nicoli. Gdy lokaj otworzył drzwi, oczom wieśniaczki ukazał się średni pokoik, kiedyś zapewne przeznaczony był dla dziecka kogoś z zatrudnionej w zamku służby.
Dla dość biednej kobiety, mimo wszystko okazał się naprawdę okazały… Tak naprawdę był urządzony, łagodnie mówiąc, dość ubogo. Szafa na ubrania, koślawy stolik z wyszczerbionym wazonikiem, bliżej nieokreślonego koloru( bardzo przypominającego także nijaki kolor ścian),łóżko, pamiętające zapewne lepsze czasy, umywalka, pozwalająca tylko na bardzo podstawową higienę osobistą. Całości obrazu dopełniało niczym nie osłonione okno, wychodzące na zaniedbane, wewnętrzne podwórko zamku.
Mimo wszystko, cały był dla niej! Ona przyzwyczajona do spania na jednym łóżku w 3-4 osoby, gdzie ludzie i zwierzęta (zwłaszcza w zimie) mieszkali razem. „Może nie będzie tak źle” pomyślała, ale ukucie tęsknoty w sercu dziwnie zaprzeczały optymistycznym myślom.
Po nieprzespanej nocy, Nicola zeszła wraz z lokajem do kuchni gdzie poznała resztę służby: wielką i groźną kucharkę i staruszka-ogrodnika. To, co uderzyło Nicolę to to, że wszyscy są nienaturalni bladzi, a gdy patrzyli na nią, mieli dziwny, czerwony poblask w oczach. Także państwo byli zdumiewającą podobni do swej służby. Wyniośli, bladzi, z takim samym groźnym, czerwonawym blaskiem w oku. Zdumiał ją jeszcze fakt, że wszyscy unikali słonecznego światła, a zamek otaczał taki cień, że miało się wrażenie, że ciągle trwa tam nigdy niekończąca, czarna noc.
Pierwszy tydzień minął Nicoli bardzo szybko. Wcześnie rano zrywała się do pracy i nauki. Sam hrabia uczył ją manier, tak jak miała się zachowywać służąca, bez względu czy jest tylko z domownikami, czy przy przybyłych na zamek gośćmi. Natomiast hrabina i kucharka zapoznawały ją ze zwyczajami panującymi w kuchni ( o dziwo hrabina umiała pracować w kuchni równie dobrze jak kucharka, czasami nie wprawne oko mogło nie dojrzeć, kto jest hrabiną a kto kucharką). Pracowały bez wytchnienia. Efektem tej pracy była wiedza Nicoli, która okazała się już naprawdę zadowalająca.
Wieczorami kładła się spać i natychmiast zapadła w sen, w którym nic jej się nie śniło. Może właśnie dzięki temu nie słyszała wycia wiatru po przepastnych korytarzach, a dźwięki nie przypominały zwykłych nocnych odgłosów, raczej było im bliżej do jęków potępionych dusz.
Pierwsze wychodne było dla niej niczym największe święto. Bardzo się cieszyła, że wreszcie zobaczy wszystkich, których tak mocno kocha. Ubrała się w nową, bogatą suknię (dostała ją od samej hrabiny, która stwierdziła, że jej osobista pokojówka nie może chodzić w łachmanach, a poza tym ta suknia i tak jest już nie modna i ona nie będzie w niej chodzić, więc tylko zabiera miejsce w jej szafie). Do sukni dostała również niezwykle pasujące pantofelki. Gdy wychodziła, wstąpiła na chwilę do kuchni by móc zabrać trochę jedzenia dla rodziny. To, co dostała przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Ogromna ilość wszelkich warzyw, surowych i gotowanych; mięso, pieczone, wędzone, surowe, marynowane; trochę przetworów; kilka bochenków chleba pierwszej jakości; mąka z pańskiego młyna; odrobinę przypraw, oraz to, co najbardziej chyba ucieszyło Nicolę, sól i cukier, na które nigdy nie było ich stać, a także, o dziwo, duży kawałek placka oraz innych słodyczy( jak się domyśliła były przeznaczone dla jej małego synka, gdyż w jej rodzinie na razie nie było innych dzieci). Tak obładowana Nicola wsiadła do malutkiego powoziku służącego do przywożenia i wywożenia produktów na zamek i z zamku. Malutki był także konik zaprzęgnięty do powoziku. Ale był także bardzo silny i chyba przyzwyczajony to ciągnięcia cięższych ładunków, niż Nicola wraz z prowiantem dla rodziny. Wyruszył z zamku wraz z pierwszym blaskiem i gdy pierwsze ptaki zaczęły swe trele była już w swoim domu. Rozpakowywała przyniesione produkty, a także dane jej w ostatniej chwili parę sztuk ubrań. Jej mały synek nie od razu poznał w tej eleganckiej pani swoją mamę. Lecz gdy tylko ujrzał słodycze i drewnianego, małego konika (łapówka?), jego do tej pory przestraszona buzia rozkwitła w uśmiechu. Poznał ją. „Och jak dobrze znaleźć się wśród swoich” pomyślała Nicola. Stan męża także się znacznie poprawił,
ale już nigdy nie będzie mógł pracować, nie wiadomo nawet czy będzie mógł chodzić o własnych siłach. Jak na razie mógł tylko siedzieć, podparty przez znaczną ilość poduszek, które miał pod plecami.
Ten wspaniały dzień minął bardzo szybko, aż za bardzo chciałoby się rzec. Gdy zaczęło się robisz szaro na dworze Nicola zmuszona była do powrotu na zamek. Niechętnie pożegnała się z bliskimi, po czym wsiadła do powoziku i ruszyła krętą drużką do swego miejsca pracy. Nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby sprzeciwić się hrabiemu i dłużej zostać w domu. Nie zdawała sobie sprawy, że była pod bardzo silnym wpływem hrabiego, ale, na czym polegał ten wpływ jeszcze nie wiedziała.
Pogrążona we wspomnieniach tego wspaniałego dnia, dotarła na zamek. Mimo zmęczenia nie mogła zasnąć, mimo że od powrotu minęło już kilka godzin. Leżała w swoim łóżku i bardzo tęskniła. Z zadumy wyrwały ją dopiero bardzo dziwne odgłosy, których nigdy wcześniej nie słyszała. Odruchowo spojrzała na zegarek, który wywalczyła u hrabiego by wisiał u niej, na ścianie. Było już dobrze po północy. Przerwała swe rozmyślania, wzięła palącą się jeszcze lampę i ruszyła w kierunku, skąd dobiegały do niej te dziwne odgłosy.
Bardzo powoli schodziła krętymi, kamiennymi i bardzo zimnymi schodami wgłęb czegoś, co najprawdopodobniej było połączeniem wielkiej piwnicy i lochów albo wielkiej piwnicy przerobionej na lochy bądź też odwrotnie, lochy na piwnicę.
W jednym z jaśniejszych kątów, dostrzegła dwie skrzynie do złudzenia przypominające trumny. Podeszła bliżej i uchyliła wieko jednej z nich…

Rozdział II

Ledwo udało jej się stłumić krzyk przerażenia, nie mogła uwierzyć własnym oczom. W wielkiej skrzyni znajdował się nikt inny, jak sam hrabia Wintzer! Gdy lekko się pochyliła nad skrzynią, hrabia otworzył oczy. Były przerażające…całe czerwone tylko z czarną obwódką zamiast tęczówki. I były jeszcze takie zimne, bezlitosne...Wyglądały tak gdyż bestia ta niedawno spożyła bardzo obfity posiłek, i bynajmniej nie były to jarzyny z przydomowego ogródka. Wampir zaczął się przebudzać, zaczynała się jego pora. By utrzymać pozory, wstawał od czasu do czasu także za dnia, by Nicola nie nabrała podejrzeń, ale te „eskapady”, podczas dnia bardzo go osłabiały, więc musiał się więcej pożywiać i dłużej spać niż jego małżonka.
Służba nie była w pełni przemieniona w wampiry. Byli to ludzie uzależnieni od wampirzej krwi, i dopiero po pewnym czasie przemieniliby się w nie, lecz z wyglądu niczym się już od nich nie różnili. Nie starzeli się, unikali słonecznego światła, czosnku, wody święconej, krzyża no i oczywiście kołków. Gdyż ich także można nimi zabić. Jedynie, czym się różnili to brak wyraźnie wykształconych kłów i tym,że mogli bez zbytnich szkód dla siebie żyć w cieniu także podczas dnia.
Wintzer powoli wstał. Wzrok miała ciągle utkwiony w oczach Nicoli. Gdy wyszedł ze swego legowiska, wyprostował się i rzekł:
- Więc znasz już moją słodką tajemnicę. To będzie cię drogo kosztować…będzie kosztować twoją duszę!
- Błagam panie… Ja mam rodzinę, błagam…- Nicola padła na kolana przed demonem – nikomu nic nie powiem, obiecuję, że nikt się o tym nie dowie…
- Oczywiście, że nikt się o tym nie dowie, bo zaraz staniesz się jedną z nas i w twoim interesie będzie leżałoby nikt się o nas nie dowiedział.
- Błagam panie…wypuść mnie…
- Mam cię wypuścić??? Okazać litość??? Całkiem jeszcze nie oszalałem! Aniby bym się obejrzał a wszystkie wioski by się tu znalazły, wraz z tymi ich krzyżami, święconą wodą i Biblią! – te ostatnie słowa wypluł tak jakby go parzyły – już ci powiedziałem, co z tobą uczynię i nie zmienisz mojego zamiaru żadnymi argumentami. Ale w pewnym sensie okażę ci cień łaski. Pozwolę ci zachować twoje wspomnienia… Żebyś pamiętała jak masz się zachowywać, gdy ja już nie będę się tobą opiekować.
Hrabia mówiąc to zaczął hipnotyzować Nicolę, by ta nie wyrywała się i co najważniejsze milczała.
- Teraz wstań, patrz mi ciągle w oczy i lekko przechyl głowę w lewą stronę…w lewą głupia, a nie w prawą!!
Nicola była całkiem bezwolna, jak kukiełka poruszana za pomocą sznureczków. Wykonywała każde słowo hrabiego. Wszystko widziała, wszystko słyszała, była całkowicie przytomna, ale jej ciało było jak sparaliżowane. Starała się opierać, ale to powodowało jeszcze większy ból… Wintzer podszedł do niej, uśmiechnął się do niej, zimnym, cynicznym uśmiechem i wbił w jej szyję swe długie kły…Na początku bardzo ją to bolało, czuła jak życie z niej ulatuje…I gdy już miała wydać ostatnie tchnienie, hrabia wypuścił ją. Upadła bezwładnie na ziemię…
- Mógłbym ci teraz pozwolić umrzeć, ale możesz mi się przydać…już prawie nie słyszę bicia twego serca, prawie cię nie wyczuwam…
Mówiąc to przeciął spinką od peruki żyłę na nadgarstku. Parę kropel spadło na usta Nicoli… Ta z obrzydzeniem odwróciła głowę… ciemniało już jej przed oczami, ale nadal wszystko słyszała…
- Nie odwracaj się ode mnie moja córko…pij i bądź mi wierna a nie spotka cię z mojej strony żadna krzywda…
Pochylił się nad nią… Siła zmusił ja do wypicia paru kropel krwi. Gdy je przełknęła, poczuła się tak jakby połknęło szkło, drobne, drobniusieńkie szpileczki przenikały każdą komórkę jej ciała. Chciała krzyczeć, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jej ust…Miała wrażenie, że zaraz się rozpadnie na drobne kawałeczki. To były najgorsze tortury, jakie kiedykolwiek przeżyła, gorsze nawet od porodu, kiedy okazało się, że dziecko nie zmieniło pozycji i najpierw trzeba je obrócić…
Najgorzej bolały ją zęby i oczy…Nagle wszystko zniknęło…Poczuła w sobie nową, zadziwiającą siłę…Świat także wydawał się jej znacznie inny…Słyszała tyle dźwięków dookoła, na które wcześniej nie zwracała uwagi, a może w ogóle ich nie słyszała??? Rozumiała wycie psa, piski nietoperzy…Dotknęła językiem swoich zębów…”Nie nic się nie zmieniło”- pomyślała, aż nagle trafiła na kieł, długi i ostry…
- Co… co się ze mną stało???
- Teraz jesteś wampirem, i w dodatku pięknym okazem naszego gatunku.
- Żartujesz sobie ze mnie czy co??
- Ja?? Z takich rzeczy nigdy nie żartuję… jesteś teraz moim dzieckiem… takim wampirzym niemowlęciem…
- I co będziesz karmił mnie przez smoczek tatusiu?? – odpowiedziało „niemowlę”
- Nigdy sobie ze mnie nie kpij!! Jasne?? Pamiętaj, jakby nie było, jednak jestem starszy i silniejszy od Ciebie i łatwością mogę zakończyć twoje wampirze życie…
- Nie zrobiłbyś tego… nie ośmieliłbyś się…
- Jesteś tego absolutnie pewna??
- Sama już nie wiem…
- No widzisz,…ale dość tej zabawy…teraz zaprowadzę Cię do biblioteki gdzie zaczniesz pobierać nauki..
- A niby, po co mi to?? Będę uczyła się ile jest 2 + 2..tatusiu?? – Nicola sama nie wiedział skąd wzięła się u niej aż taka ironia
- Widzę, że się nie zmienisz. A więc chodź…

Rozdział III

Nicola podążyła za swym Ojcem. Powoli wyszli z lochów. Schody, którymi wychodzili było śliskie od wilgoci panującej w piwnicy, były także bardzo wąskie, więc nawet wampir musiał uważać, gdy po nich stąpał. Wyszli na zewnętrzny dziedziniec zamku. Nicola jeszcze tu nie była. Z zaciekawieniem oglądał posągi na samym dziedzińcu jak i te u zwieńczenia gzymsów. Przeszli przez jedne z drzwi, które niewiele odróżniały się od ścian. Wreszcie doszli do biblioteki. Była naprawdę wspaniała. Wielkie, ciężkie, zdobione złotem i srebrem księgi stały równo ułożone na półkach sięgających dobrych 5 metrów wzwyż. Pośrodku stał piękny barokowy stolik, na którym stała ciężka, pięknie zdobiona roślinnymi motywami lampa. Wygodne krzesła były wsunięte i przylegały do stolika. Wyglądało na to, że stanowiły komplet. Wielkie okna z zrozumiałych względów były zasłonięte przez wielkie złote kotary. Na ścianach powieszone były wspaniałe obrazy i gobeliny przedstawiające jeden temat… Wampiry…
- Usiądź proszę. – Hrabia wskazał Nikoli jeden z ciężko zdobionych fotelów. „ Widać tatuś lubi przepych” pomyślała.
- Tak na dobrą sprawę nikt nie wiem, kim był pierwszy z nas. Jedni mówią, ze był to Kain, drudzy, że Judasz. Wiadomo natomiast, że początkowo było nas bardzo niewiele. Świat ogarnięty religijnym fanatyzmem (to nas przybliża do Judasza) nie znosił żadnej odmienności. Nasi przodkowie musieli zaszyć się tu, w tych górach, które widzisz za oknem. Dlatego tu jest nasze gniazdo, nasza maleńka ojczyzna. Nie mogliśmy za bardzo się rozmnażać, gdyż polowano na nas. Nawet bardziej niż na czarownice. A tak a propos…słyszałaś o może o Van Helsingu??
- Coś mi się obiło o uszy.
- Większość tego, co o Nim mówią to niestety prawda. Był jednym największym z pogromców. Zabił naprawdę wielu z nas. Ale kres jego życiu położył nie wampir, lecz o ironio, Kościół. Rozumiesz?? Swojego największego sprzymierzeńca skrócił o głowę!! Po jego śmierci nastały w miarę spokojne czasy. Wampiry, przynajmniej tu, doszły do naprawdę dużych majątków. Mamy wsie pełne świeżej krwi. Jeszcze jedno pytanie. Znasz pewnie zabobony z nami związane??
- Oczywiście. Chyba każdy człowiek o nich wie…
- Otóż, niestety, to. Na szczęście nie wszystkie działają. Na przykład czosnek. Myślisz, że naprawdę głodnego wampira to odstraszy?? Owszem nie przepadamy za jego zapachem, ale wierz mi, nie jest to bariera nie do przebycia…
- Naprawdę?? To, czemu śmiertelni w to wierzą?? Przecież ktoś musi o tym wiedzieć… na pewno są jacyś świadkowie…
- Hehe, no oczywiście, świadkowie zawsze są…Śmiertelni mają tę denerwującą przypadłość, że pojawiają się w najmniej odpowiednim momencie. Ale żaden z nich nie pożył na tyle długo by przekazać informację dalej. Albo ginął albo stawał się jednym z nas… wtedy w jego interesie leżało by nikt o tym nie wiedział. I tak to w bardzo sposób rozwiązaliśmy. Podobnie nie zapobiega przed nami mak w tę waszą Wigilię…jak kogoś mamy wyssać to i tak to zrobimy.
- A co na nas działa??
- Światło słoneczne, a na najbardziej wrażliwych niebezpieczna jest również księżycowa poświata. Co jeszcze? No oczywiście kołki… tylko pamiętaj!! Wcale nie trzeba ich wbijać na rozstaju dróg!! Wystarczy nawet wykałaczka prosto w serce by obrócić Cię w proch!! I wcale nie musi być osikowa!! Srebro nas nie zabija, ale powoduje trudno gojące się rany. Najlepiej spać w trumnie, w której zostałaś pochowana, ale od biedy możemy także zagrzebać się w ziemi. Pamiętaj!! Nie wolno pić Ci nieżywej krwi, starszej niż 24 godziny!! To może Cię nie tyle, co zabić, co spowodować przemienienie w żywy posąg. A to raczej nie należy do największych przyjemności tego świata. Hmmm…pomyślmy, co jeszcze…A właśnie, może to akurat nie odnosi się do tego, co na nas działa. Krzyż i Biblia. Na Ciebie na pewno mogą zadziałać przynajmniej częściowo, ponieważ jesteś chrześcijanką. Na wampira działają rzeczy związane z jego religią, jaką wyznawał jeszcze za życia. W twoim przypadku Krucyfiks lub Pismo Święte tworzy barierę wokół trzymającego. Barierę tą może pokonać tylko naprawdę silny wampir powiedzmy pochodzenia chrześcijańskiego. Na przykład na wampira-Żyda nie podziała Biblia tylko Tora itp. rozumiesz??
- No dobrze. Wykład mamy już za sobą??
- Chciałabyś… a co mi powiesz o innych pogromcach??
- Eee…
- No właśnie. Oczywiście oprócz wspomnianego wyżej Van Helsinga. Głównie są to jego potomkowie, lecz zdarzają się, jak my ich nazywamy, samozwańcy. To prawdziwi straceńcy, choć po zgładzeniu Van Helsinga nie działają już tak jawnie jak kiedyś. Boją się o swoje nędzne życie.
- To czemu…
-...czemu to kontynuują?? Bo są równie szaleni jak ich przodek. Przy czym mają dość skuteczną motywację…zemsta jest najlepszym dla nich motorem do działania. Oni nienawiść do nas przynoszą już ze sobą na świat, wysysają ją z mlekiem ich przeklętych matek, są wychowywani w nienawiści do nas…Żadnemu z nas nie życzyłbym spotkania sam na sam z pogromcą…
- Czyżby byli aż tak niebezpieczni??
- Nigdy nie lekceważ ich!! Wbrew pozorom są niebezpiecznie podobni do nas!! Naszą porą jest noc, ich także, my łakniemy ludzkiej krwi a oni łakną naszej.
- Ale czemu nas aż tak nienawidzą??
- Wybiliśmy ich sporo. Zabieraliśmy ukochanych, mężów żonom, dzieciom ojców, ich majątki. W historii zdarzało się, że zamienialiśmy ich w nas. A oni musieli ich sami zabić by nie zdradzili nam wszystkich sekretów. Teraz przejdziemy do kolejnej części wykładu. Widzisz te książki za mną?? Zanim wypuszczę Cię spod mych opiekuńczych skrzydeł, przeczytasz prawie wszystkie. Następnie zostaniesz zamknięta w trumnie by twój organizm przyzwyczaił się do braku pożywienia. Cały okres nauki będzie trwać około 80 lat.
- Aż tak długo??
- Tak to jest konieczne. Ponieważ Ci, co cię znali wymrą i nikt nie będzie mógł Cię wtedy rozpoznać i wskazać jako wampira. Potem, jeśli będziesz chciała, pomogę Ci przy doskonaleniu twoich własnych mocy. A teraz moja córko nastąpi twoja pierwsza kolacja. Chodź ze mną.


Rozdział IV
Powoli wyszli z zamku. Gdy wampirom śpieszy się mogą, nie tyle, co latać, co lekko unosić się nad ziemią i poruszać z niesamowitą prędkością. Nicoli bardzo się śpieszyło do jej pierwszego w „życiu” posiłku. Była głodna… Była głodna i wściekła… Oszałamiąjące tempo, z jakim się poruszali było dla niej nieznośnie powolne… Już czuła w ustach smak świeżej, czystej, orzeźwiającej umysł i ciało krwi. Nie mogła się doczekać, gdy wbije w jakąś szyję swe kły i będzie mogła dać upust swojemu pragnieniu, wreszcie je zaspokoić….Nagle jej Ojciec zatrzymał się…
- Co się stało?? - zapytała zaskoczona wampirzyca, ledwo hamując, by nie wpaść z całym impetem w drzewo które nagle ni z tego, ni z owego śmiało przed nią wyrosnąć (tak naprawdę biedne drzewko rosło nieprzerwanie w tym miejscu od jakiś 40 lat)
- W tej wiosce parę rodzin nie płaci należnego mi podatku…dziś jedna z rodzin ureguluje swój dług…
Dotarli do pierwszych drzwi biednego, acz zadbanego domku na skraju wioski.
- Poczekaj na mnie za tamtymi drzewami – poinstruował hrabia Nicolę – jeszcze nikt nie wie, ze mam córkę, ani że jest taka dorosła …
- Tylko się pośpiesz… Nie mam wieczności na czekanie
- Akurat czasu to masz pod dostatkiem…Zapomniałaś już, kim jesteś??
Po tych słowach udał się do domku…
Nagle dało się słyszeć rozdzierający szloch i błagalne wołania… a także ostry, niczym sztylet, głos Hrabiego górujący nad resztą
- Jesteście mi winni znaczną sumę pieniędzy za dom oraz ziemię, którą pozwalam wam uprawiać…Już od bardzo dawna nie płaciliście żadnych podatków!! Więc moja cierpliwość się już skończyła…Potrzeba mi ludzi do pracy na zamku, czyj jak wy wolicie potrzeba mi niewolników. A on nadaje się do tego znakomicie…jest młody i silny,…więc może pożyje trochę dłużej niż zwykle żyję ludzie u mnie na służbie… będę nawet wspaniałomyślny. Jeśli się dobrze spisze i wykona wszystkie zadania, jakie mam dla niego przeznaczone i będzie jeszcze żył, oddam go wam. A teraz puśćcie mnie nędzna hołoto!!! – z tymi słowami wyszedł z domku i skierował się w stronę drzew gdzie czekała na niego Nicolai.
- Proszę o to twój wytęskniony obiad. Smacznego – powiedział i popchnął młodego mężczyznę w kierunku wampirzycy. Sam zaś powoli zaczął się kierować w stronę zamku.
- Witam cię mój drogi. Masz niezwykły zaszczyt być moim pierwszym posiłkiem.
- Błagam Cię Pani…puść mnie wolno…ja mam rodzinę, narzeczoną…rodzice sobie beze mnie nie poradzą. Są już starzy i schorowani.
- Bardzo wzruszające, problem jest jednak w tym, że mnie to ani trochę nie interesuje. A teraz popatrz mi w oczy – Nicolai zaczęła swą hipnozę. Oczy zaczęły mienić się czerwonym blaskiem. Po chwili ofiara była już pod jej całkowita kontrolą, była bezwolna jak marionetka.
Nicola powoli obeszła swą zdobycz. W głowie kłębiły się różnego rodzaju myśli. Zastanawiał się czy jako wampirowi zbliżenie z mężczyzną sprawi jej jeszcze jakąkolwiek przyjemność…Postanowiła spróbować,…Lecz była także spragniona, więc stanęła naprzeciwko chłopaka i wbiła swe lśniące kły w jego szyję, lecz nie w tętnicę tylko w mniejszą żyłkę, tak by nasycić swe pragnienie i nie zabijać swej ofiary. Gdy już się nasyciła kazała ofierze udać się za nią. Zabrała go ze sobą do zamku do swego pokoju gdzie stała także jej trumna. Telepatycznie przekazała mu, co ma się teraz stać. Podszedł powoli do niej. Zbliżył swe usta do jej ust. Złożył na nich pocałunek, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej zachłanny. Powoli ściągał z niej suknię, następnie bieliznę. Gdy wampirzyca była już naga sam się rozebrał. Położył Nicolę na dywanie. Znów zaczął ją całować, schodząc coraz niżej i niżej. Najpierw całował jej szyję. Potem prawą pierś, następnie lewą. Ssał delikatnie i przygryzał jej brodawki. Następnie sunął językiem po jej płaskim brzuchu. Jego ręka wędrowała delikatnie po wewnętrznej stronie jej ud. Nieuchronnie zbliżając się do celu. Wtedy poczuł ze jest gotowy by w nią wejść. Delikatnie rozchylił jej nogi i mocno w nią wszedł. Zaczął wykonywać mocne, bardzo mocne ruchy. Dzięki temu Nicola także zaczęła odczuwać przyjemność z tego zbliżenia. Nagle zapragnął mieć Nicolę od tyłu. Ale tego było już dla niej za wiele...Przecież nie pozwoli by jakiś człowiek nią rządził!! Ta myśl odebrała jej całą przyjemność z tego zbliżenia…jednym mocnym szarpnięciem wydostała się spod ciała zdziwionego mężczyzny. Równie szybko wbiła kły w szyję…teraz nie pragnęła się nasycić…teraz pragnęła zabić. Szybko jej poszło. Po paru łykach osunął się bezwładnie na ziemię. Zaraz potem wydał ostatnie tchnienie.
Następnego dnia, a raczej nocy Nicola zaczęła swą naukę. O dziwo przychodziło jej to z łatwością. Wręcz połykała stare pisma i księgi wampirów, nawet te zapisane w ich osobliwym języku, którym zresztą już się nie posługiwali. Nie śmieli. Był to, bowiem język Przedpotopowych. Wampirów z pierwszego pokolenia, bezpośrednich potomków Pierwszego Wampira. Bali się, bowiem że, gdy usłyszą oni dźwięk tego języka powstaną…a wtedy nikt na Ziemi nie będzie bezpieczny. Ani śmiertelni ani nieśmiertelni. Starożytni kierowali się tylko pragnieniem krwi, nic innego ich nie obchodziło. Lecz mimo zdobytej wiedzy, Nicola ciągle była dzikim wampirem, nie prymitywnym, lecz właśnie dzikim. Nie obchodziły jej żadne przepisy, tradycje, zupełnie nic. I co najdziwniejsze ciągle odczuwała ekstazę krwią. Może nie byłoby to jeszcze takie dziwne gdyby nie to, że ekstazy były coraz silniejsze zamiast słabnąć. Dochodziło nawet do tego, że jej własny Ojciec bał się jej. Za nic nie przyznałby się do myśli, która od czasu do czasu go nachodziła. „Co żem uczynił, jak to możliwe ze ona jest taka podobna do….” Nigdy nie śmiał dokończyć myśli. Ale owszem Nicola niebezpiecznie przypominała Przedpotopowych. Jeszcze nie pragnęła wampirzej krwi, ale sądził, że to tylko kwestia czasu. Na tą myśl naprowadził go fakt, że wampirzyca bez trudu odczytywała starożytny język i potrafiła odczytać i zrozumieć słowa, nad którymi on głowił się parę ładnych stuleci! Zdarzało mu się nawet złapać na pragnieniu, by Nicolę spotkał jakiś pogromca.

na razie tyle..proszę o komentarze..bo nawet nie wiem czy warto to kontynuować...


17 mar 2008 10:34:31
Użytkownik

Dołączył(a): 29 lut 2008 3:44:40
Posty: 56
Post 
Nie jestem krytykiem literackim ani znawca literatury moge wiec wyrazic tylko swoje skromne zdanie.Nie jest to zapewne nowela tylko opowiadanie badz czesc wiekszej calosci(wnioskuje z zakonczenia).Jest OK ale to tylko opinia starego "satyra"haha.Troszeczke za duzo erotyki chyba ze przeznaczylas swoja prace doroslym milosnikom horroru jezeli nie to musisz wypasowac ze "scenami".Mozesz kontynuowac krytyki sie nie obawiaj ona tylko rozwija.Powodzenia w dalszej pracy .


19 mar 2008 0:05:54
Zobacz profil
Post 
tak..to pierwsze rozdziały mojej książki..a co do "scenki" to faktycznie przeznaczeniem (przynajmniej tak sobie zaplanowałam) jest trochę starsza publika...dziękuje za koma ;)


19 mar 2008 15:03:02
Użytkownik

Dołączył(a): 20 mar 2008 20:47:56
Posty: 54
Post 
Styl poprawny , ale odnoszę wrażenie , że na autorkę nieco zbyt mocno wpłynęły przeczytane przez nią książki , których bohaterami były wampiry . "Na przykład na wampira-Żyda nie podziała Biblia tylko Tora " - to akurat ubawiło mnie setnie, ale nowatorskie teorie dotyczące wampirów są wskazane :) Razi mnie również to , że skromna i bojaźliwa wieśniaczka już po spożyciu kilku kropelek krwi swego "ojca" zaczyna zachowywać się jak kurtyzana. Przecież dopiero miała zaczać nauki ;) I tzw . "scenka" - nie mam nic przeciwko wprowadzaniu takich elementów do utworu , ale..."Jego ręka wędrowała delikatnie po wewnętrznej stronie jej ud." Przyznasz, droga autorko , że na to zdanko z pewnością natknęłaś się już w wielu książkach ;) Jestem jednak zdania , że nadal powinnaś <umilać" sobie wykłady pisząc opowiadanka. Nie zniechęcaj się. Z pewnością zerknę na kolejne części :) Tylko proszę nie rób już spisu garderoby, czy przeglądu zawartosci wózka z prowiantem :) Pozdrawiam cieplutko


22 mar 2008 1:13:24
Zobacz profil
Post 
nie zamierzam..nie przepadam za robieniem remamentu w szafach ;>owszem pewnie wpłynęły na mnie przeczytane ksiażki..ale wyznaję zasadę ze nalezy uczyć się od lepszych jednocześnie nie robić plagiatu...


26 mar 2008 17:04:54
Post 
dobre naprwde dobre, nie ma to jak umilic sobie czas na nudnych wykaldach ciekawym zajeciem(fajnie ze sie tym dzileisz)
osobiscie lubie "opisy garderoby" itp., ktore jescze bardziej pomagaja nam wyobrazic sobie swiat bohatera:)
jedna rada: byle te opisy nie przerodzily sie w "skromniej objetosci" opisy z Orzeszkowej :P
przyznam sie ze tez cos podobnego tworzylam, ale to bylo cale lata swietlne temu i lezy chyba na samym dnie szuflady;)


30 mar 2008 23:54:58
Post 
Widzę tu Anne Rice, "Van Helsinga" (taki miał tytuł ten film? Nie przekręciłam?), "Wampira Maskaradę", "Taniec wampirów" i jakiegoś harlekina. Coś za dużo tych "inspiracji". Albo raczej zbyt dobrze widocznych "inspiracji".

Zgrzyta. I to przez duże Z. W oczy rzucają się przecinki powstawiane nie tam gdzie trzeba, wielokropki i brak spacji przy interpunkcji (po kropce/przecinku spacja. Przed nie). Gdzieś zabrakło dużej litery, gdzieś indziej spacji, gdzieś jakiegoś spójnika który powiązałby to zgrabnie w całość... Po dodaniu nadmiernej ilości powtórzeń otrzymujemy tekst, który czyta się dość ciężko. Skąpe, bylejakie opisy, nieproporcjonalne do ilości dialogów są głównie opisami sytuacji. Jedna z komentujących napisała, żeby te opisy nie przerodziły się w "opisy z Orzeszkowej", ale całkowicie się z tym nie zgadzam. Orzeszkowa pisząca o tym jak to pięknie jest nad tym Niemnem, miała swój cel i go osiągnęła. A jaki jest cel powyższego tekstu? Czytadło? Czytadła czyta się lekko i przyjemnie, a nie z trudnej nadążając za myślami autora.
Liczebniki piszemy słownie. I nie mieszamy czasów (teraźniejszy z przeszłym, sam początek). I jak "Nicola" to "Nicoli", a nie "Nikoli". W którymś momencie pojawiło się chyba "Nicolai". A jeden wykrzyknik czy znak zapytania wystarczy w zwykłym dialogu. Więcej wygląda brzydko, chyba że autor chce podkreślić wyjątkową ekspresję, której tu brakuje.

Co z fabułą? Oj, też nie pochwalę. Z miejsca powalił mnie wstęp. Najpierw czytam, że za miesiąc ma urodzić dziecko, kawałek dalej - że ma ono już dwa lata. Mąż rolnik w pewnym momencie zostaje drwalem. Historia jest grubymi nićmi szyta, informacje podane są w jakiejś dziwnej kolejności, niszczącej skutecznie spójność (poszła pracować, bo mąż miał wypadek... Nie można było najpierw napisać o wypadku, a potem o możliwości pracy na zamku jako ratunku z trudnej sytuacji życiowej? Czy to musi wszystko tak gnać na łeb, na szyję?). Bohaterka, piękna i nader wykształcona jak na wieśniaczkę, w przeciągu kilku minut zamienia się z jąkającej, speszonej służącej w pyskatego wampa? A gdzie jakaś wiarygodność? Uczucia, myśli, jakieś dylematy wewnętrzne? Piszesz, że tęskniła, a jakoś tej tęsknoty nie widać. Pierwszej ofiary, która pod wpływem hipnozy miała jakiekolwiek własne chęci, łaskawie nie skomentuję. Porwania jej z domu przez hrabiego w środku nocy też nie.

Reasumując: widać, że pisane na wykładach, bez skupienia się ani na jednym, ani na drugim. Byle jakie, akcja gna zdecydowanie za szybko, informacje pojawiają się w nieodpowiednich miejscach (jakby autorka zorientowała się, że nowa partia tekstu nie ma nic wspólnego z poprzednią i próbowała połączyć je byle jakim wytłumaczeniem).

Rady? Ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć. W domyśle" pisać, pisać, pisać. Najpierw do szuflady, a po uzyskaniu wprawy - dawać pod krytykę, szczególnie tą ostrą (bo wbrew pozorom komentujący robi to w dobrej wierze, chcąc pomóc autorowi, a nie go zgnębić). Znaleźć sobie betę (betareader - sprawdzi, poprawi błędy, skomentuje... Polecam mniej przyjaciół, a bardziej osoby oczytane i z dobrą znajomością języka polskiego). Sprawdzać wszystko po kilka razy, najlepiej w programie który ma sprawdzanie błędów (choć takie też czasem się mylą). Analizować, planować. I czytać. Bardzo dużo czytać. I jeszcze raz czytać i pisać. I nie na wykładach, ale we względnej ciszy i spokoju ;P

Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłam. Z ciekawością czekam na następne części - z doświadczenia wiem, że im więcej człowiek pisze tym lepiej mu to idzie.

Pozdrawiam i weny życzę^^

PS. Tak na marginesie, kto się opiekował tym mężem-kaleką i synkiem?


19 kwi 2008 23:26:24
Post 
mężem-kaleką i synkiem opiekowała się rodzina która została w domu...a co do spacji to po prostu wina klawiatury..moja spacja często działa jak chce...


20 kwi 2008 12:57:35
Użytkownik

Dołączył(a): 24 lip 2008 22:11:10
Posty: 21
Post 
Kilka opowiadań na tym forum już przeczytałam i twoje jak do tej pory jest niestety najsłabsze. Nudna, mało orginalna fabuła. Ktoś wczesniej pisał o inspiracji. Dla mnie podstawą ciekawej, wciągającej książki jest ciekawa i przede wszystkim orginalna historia. Tu mamy tylko zżynanie cudzych pomysłów. Scena miłosna okropna. Po kobiecie spodziewałabym się jakiegoś bardziej wyrafinowanego i subtelniejszego przekazu. Mogło to być bardziej zmysłowe, nasycone subtelnym erotyzmem. U ciebie jest to wszystko zbyt dosłowne w przekazie.
Gubisz się w tym co piszesz, panuje tu chaos. Początek to niezła wpadka. Potem też zdarzają się pomyłki, np. lokaj mówi, że oprowadzi ją po zamku, opowie jego historię, a potem pójdą do kuchni coś zjeść, po czym po skończonym dialogu odrazu maszerują do kuchni.
Po co im tyle ludzkiego jedzenia? Dla zachowania pozorów przed jedną służącą?


02 sie 2008 2:13:40
Zobacz profil
Użytkownik

Dołączył(a): 15 mar 2008 19:46:33
Posty: 191
Post 
Prawdę mówiąc to, spodobał mi się ten fragment opowiadania. Jednak wychwyciłem sporo literówek, które troszkę kaleczą płynne czytanie i zagłębianie sie w lekturę. Proponuje przy pisaniu korzystać z jakiegoś edytora wychwytującego tego typu błędy, np word dla Windows lub odpowiednik open source. Nie mniej jednak widać pewien wątek w Twoim opowiadaniu i pomysł na ciekawą kontynuację (mam nadzieję, że takowa nastąpi). W moim odczuciu, opisany przez Ciebie wątek wampirzy, przyznasz, jest trochę banalny, ale nigdy nie deklasuję niczego nie doczekawszy końca.
Na pewno warto to kontynuować.


13 sie 2008 11:44:21
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 10 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zalogowanych użytkowników i 0 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Skocz do:  
cron