Pocketbook Killer
Dołączył(a): 13 lip 2007 20:07:55 Posty: 1513 Lokalizacja: Toruń
eCzytnik: Kindle 3 WiFi
|
Haydon Elizabeth - "Rapsodia - Dziecko krwi"
Niedawno był Dzień Kobiet i powinno się wszystkie panie miłować. Nie powstrzymało mnie to jednakże przed apisaniem tego paszkwila, którego tytułowej bohaterce książki E. Haydon - Rapsodii, niniejszym dedykuję.
Toretycznie główna postać owa - Rapsodia, jako typowa postać fantasy, mogła być dowolnie zbudowana przez autorkę. Zgodzicie się ze mną chyba, prawda? Przy wymyślaniu postaci autora fantasy ogranicza tylko fantazja i być może normy obyczajowe. Niestety pani Haydon trochę z tą fantazją przeholowała. Rapsodia jawi się dla mnie jako psychicznie chora choleryczka, która lubi w wolnym czasie pobiegać sobie od pagórka do pagórka w - uwaga! - sukni (sic!) i ożywiać kwiatki aby ładnie wyglądały. Bardzo, naprawdę - bardzo cholernie piękne i wzruszające. Oto dlaczego:
Nie ukrywam, że nie trawię takich postaci jak Rapsodia. Niby ex-dziwka, niby wywłoka oddająca się za pieniądze, to jednak serce miała większe niż matka Teresa. Takie cechy charakteru uważam za sprzeczne ze sobą, a autorka swoimi opisami niewiele pomogła, bym uwierzył w tę konstrukcję. Dziwka, która jest ślepa na zachwyty mężczyzn? Ta, jasne. Cholernie realna postać. Najgorsze były jednak jej płacze i litowanie się nad wszystkim. Ratowała nie tylko ludzi czy inne człokokształtne ale zatrzymywała się też po drodze by ożywić kwiatki. Nosz kur… Bez przesady! Pozostali bohaterowie to też sztampa - jeden wielki, kochający miś o groźnym wyglądzie, a drugi to niepozorny chłystek o wężowym spojrzeniu. Coś mnie tu śmierdzi Leiberem. Sapkowski widać ma do takich postaci słabość (Dziecki krwi to książka z serii A.S. poleca). Tu i ówdzie dał się również we znaki brak konsekwencji w postępowaniu, a tego już wybaczyć nie można. Chociaż - tak naprawdę - cóż w tym dziwnego? - wszakże kobieta zmienną jest… Zapewne dlatego ta książka ma takie powodzenie wśród babek.
Było kilka momentów w tej książce, które mnie skosiły z nóg. Na przykład gdy Rapsodia używała swojego miecza, jako “lampki nocnej”. Chciałbym wiedzieć skąd postać ze świata osadzonego w realiach Średniowiecza wie co to jest nocna lampka? Jednak najbardziej mnie rozwalił tekst o … sprzątaniu gór. Otóż jedna z bohaterek zorganizowała ekipę dzieci i posprzątali razem góry. Całość jest opisana lapidarnie jednym zdaniem ale wystarczyło to, abym o mało nie wypuścił książki z rąk. Dobrze, że Haydon wpadła na ten genialny tekst pod koniec książki, inaczej pożegnałbym się z nią dużo wcześniej.
Wspomniałem coś o górach więc może dwa słowa o świecie przedstawionym. Nie powiem, jest on całkiem oryginalny. Na uwagę zasługuje pomysł drzewa okalającego swymi korzeniami wnętrze planety, a które to drzewo jest istotą i sercem wszystkiego. Skojarzyło mi się to wielce z Wawrzyńcem Podrzuckim i jego światem Yggdrassil, na którego to cyklu trzecią część jakoś wciąż nie mogę się doczekać.
Podsumowując, Haydon mnie kompletnie nie przekonuje. Jest to nieco rozbudowana bajka dla dzieci, w której zawsze wygrywa dobro, a świat jest zepsuty i zły, dopóki nie uratują go Wielcy Herosi. I o ile na przykład taki Chadbourn jakoś to jeszcze zwięźle opisał, to odnoszę wrażenie, że w wypadku Haydon głośne nazwisko Sapkowskiego na okładce popycha ją ku wielkości, na którą nie zasługuje. Drugiej części raczej nie przeczytam. Stwierdziłem też, że muszę uważać na książki reklamowane sloganem “Sapkowski poleca”. Czytałem już kilka z takim szyldem i zdecydowana większość z nich mi się nie spodobała. Któż to tam był? “Strzała Kusziela” Carey, “Zobaczyć Lankmar i umrzeć” Leibera no i teraz “Rapsodia” Haydon. W każdej z tych książek coś mi się nie podobało ale ta akurat jest chyba najlepsza z nich, mimo, że najbardziej naiwna. W każdym bądź razie tę przynajmniej doczytałem do końca...
Ocena: 3+/6
|
Użytkownik
Dołączył(a): 12 mar 2008 22:31:02 Posty: 29
|
Nie mogę sie do końca zgodzić z ta recenzja. Według mnie ta książka zasługuje na uwagę, jej zaletą jest dobrze wykreowany świat, nieszablonowe podejście do postaci i klimat towarzyszący przygodom bohaterów. Miejscem akcji jest Serendair - wyspa gdzie "zaczął" sie czas, a która powstala jako pierwsza. Jest to miejsce przepełnione magia, któremu grozi zaglada ze strony "spiacego dziecka" (komety, która wpadła do morza nieopodal wyspy). Bohaterowie w poszukiwaniu ocalenia podróżują wzdłuż "axis mundi" splatających sie korzeni dwóch bliźniaczych drzew łączących miejsca gdzie zaczął sie czas i gdzie sie zakończy. Wydaje mi sie, ze nazwy miejsc i niektórych postaci sa zapożyczone z jezyka walijskiego. Podobnie jak u Sapkowskiego.
Jeśli chodzi o bohaterów - mamy do czynienia z rasami nieobecnymi w innych książkach tego typu, choć lirinowie to praktycznie skora żywcem zdarta z elfów to jednak istnieją rasy taie jak drakowie (nie należy sugerować sie nazwa ze maja cos wspolnego ze smokami), nie znajdujący odpowiednika w literaturze. Dla mnie największym atutem tej książki jest humor, humor rubaszny czesto nie pasujący do sytuacji, a przez to tym bardziej śmieszny. Bardzo podoba mi sie sposób w jaki Grunthor i Achmed przekomarzają sie z Rapsodią.
Jesli chodzi o wariactwa Rapsodii to maja one swój urok, oczywiście jest to postać nieco za ckliwa jak na mój gust ale takie wykreowanie bohaterki jest celowe - ma ono pogłębić różnice miedzy nią, a reszta drużyny (Achmedem i Grunthorem strasznymi realistami). Co do zachowania ala matka Teresa: po tym jak zostala bajarka i zlozyla przysiege Rapsodia obiecala zachowywać sie porządnie pod groźba utraty mocy:) Jesli chodzi o lampkę nocna to niestety nie czytałem tego po angielsku i nie wiem czy to wina tłomacza, można jednak zalozych ze mamy do czynienia z jakims magicznym ustrojstwem albo zwykła lampka z knotem zasilana olejem.
Rapsodia - Dziecko krwi nie jest książka wybitna, jest to po prostu naprawdę dobrze napisana powieść fantasy, która mozna poczytac wieczorem lub tez jadac srodkami komunikacji miejskiej.
Jak dla mnie:
solidne 4
|