generalnie DRM to czyste ZUO...

w wielu krajach obowiązujące prawo zabrania łamania zabezpieczeń DRM (w Polsce jeszcze chyba nie, ale niestety obawiam się, że to tylko kwestia czasu). czyli w takim przypadku republika popełniłby przestępstwo mimo, że za książkę zapłacił. w zasadzie nie należy patrzeć na DRM jako na formę zabezpieczenia przed piractwem a jako próbę ograniczania praw klienta. zwróćcie zresztą uwagę, że przez DRMa, końcowy klient ma znacznie mniejsze możliwości niż gdy kupuje papierową książkę. swoją papierową książkę mogę pożyczyć do przeczytania swojej 40sto osobowej rodzinie, potem rodzinie żony a potem wszystkim kolegom w pracy a potem oddać do zaprzyjaźnionej biblioteki, w której przeczyta ją kolejne 200 osób, aż się książka rozleci. Jeśli jej nie podaruję to mogę ją nawet sprzedać. DRM mi tego odmawia. tak naprawdę eBook z DRMem to nie jest eBook. Kupuję od wydawcy licencję na przeczytanie utworu, który jest mi dostarczany w postaci eBooka akurat. I wszystko jest tak pomyślane, żeby nie było mi za wygodnie.

na DRM, a raczej na wydawców, którzy go chcą promować jest tylko jeden sposób: BOJKOT.
na szczęście są wydawcy (przynajmniej w świecie IT: np. O'Reilly czy SitePoint), którzy są nastawieni na klienta. to na nich należy głosować naszymi pieniędzmi. bo to tak się właśnie odbywa: świadomie należy wspierać podejście zdroworozsądkowe i bojkotować próby kiwania klientów.

Ja bym chętnie bojkotował, tylko w Polsce nie bardzo jest kogo

Sam DRM nie jest takim problemem, ale skoro dostaję produkt o mocno ograniczonej funkcjonalności, to chciałbym zapłacić za niego odpowiednio mniej. Teraz wydawcy i e-księgarnie sprzedają zwykłe książki oraz "dostęp do treści" w tej samej cenie. To śmieszne.