Właśnie z wielkim bólem przebrnąłem przez ostatni tom trylogii marsjańskiej
Kima Stanleya Robinsona. Czytanie jej zajęło mi około... roku. Nie chodzi tu jednak o to, że czytałem tak długo. Po prostu po przeczytaniu każdego z tomów musiałem kilka miesięcy odsapnąć po tej intelektualnej drodze przez mękę. Nie wiem, dla kogo konkretnie pisał
Robinson, ale ja z pewnością nie jestem docelowym czytelnikiem tego rodzaju twardego, jak marsjańskie skały
science - fiction.
Trylogię marsjańską uznaje się za klasykę. Obsypano ją licznymi znaczącymi nagrodami i nie zamierzam twierdzić, że niesłusznie. Autor serwuje nam wizję podboju i przystosowania nowego świata, która jest dopracowana a najmniejszych detalach. Opisuje wszystko niemal w naukowym ujęciu, które jest tak rzeczowe i konkretne, że nie sposób nie dać się porwać temu niby - proroctwu a nawet w nie uwierzyć.
Autor sprawnie porusza się po wielu, często diametralnie od siebie różnych płaszczyznach nauki i kreuje całkiem możliwą wizję przyszłości i podboju kosmosu, nie pomijając wielu znaczących kwestii z tym związanych. Cała trylogia rozciąga się na przestrzeni ponad dwustu lat ziemskich, w trakcie których obserwujemy przemianę
Marsa od niedostępnego, niezdatnego do utrzymania życia, poprzez jego transformację do kompletnego, całkiem nowego świata. Oczywiście wiąże się z tym masa różnych problemów, bo nie tylko
Mars się zmienia, ale i ludzkość, której nowe zdobycze nauki pozwalają na coraz więcej, a mimo tego ciężką dla niej jest droga do wyzwolenia oków zaśniedziałych idei i dążenie ku nowemu, lepszemu jutru. Wszystko, jak zwykle gmatwa polityka, walki o niezależność względem przeludnionej
Ziemi, utarczki o różnej skali między frakcjami na nowym świecie, itd. Opisane jest to w sposób konkretny, solidny, z naukową wręcz precyzją...
Jednak gdzieś w tym gąszczu naukowych definicji, uzasadnień, twierdzeń i opisów zmieniającego się krajobrazu planety niknie oś fabularna. Brak tu czegoś, co popychało by akcję do przodu. Ludzie walczą między sobą, godzą się, kochają... Jednak to wszystko dzieje się na drugim planie, bo na pierwszym wciąż jest zmieniający się
Mars, masa teorii, porażające rozmachem, odważne wizje autora.
Czyta się to niezwykle trudno, niemal ciężko. Jest to lektura, którą warto się z pewnością zapoznać, ale przyznam szczerze, że czytając każdy kolejny tom, wielokroć byłem o cal od poddania się i odłożenia książki na dobre. A jednak dałem radę. Ciekawe, kto jeszcze się poważy? Kto podoła?