|
|
Teraz jest 13 lis 2024 9:20:47
|
Insygnia Śmierci vs Śmiertelne Relikwie
Autor |
Wiadomość |
Admin
Dołączył(a): 16 lip 2007 13:54:46 Posty: 656 Lokalizacja: Atol Bikini
eCzytnik: PRS-505, eClicto, Kindle 3, HTC LEO
|
Witam,
Wiecie co, ja wszystko rozumiem - i nawet zgadzam, się, że pewna część przekazu w książkach obcych autorów jest dla nas nieprzyswajalna, ale dlaczego antidotum ma na to być czytanie w oryginale? Jedynym uzasadnieniem byłoby to, że nasi tłumacze są słabsi w znajomości nie tylko języka, ale i realiów, kultury itd. od nas czytelników. Pewnie i tak też się zdarza, ale jak często?
Jeżeli nie łapie się kontekstu kulturowego, owych półtonów i "smaczków" w tłumaczeniu, ta w jakim stopniu należy znać kulturę, język życie codzienne itd by udało się to w języku obcym? No chyba trzeba ładne parę lat mieszkać w danym kraju i to spędzając większość czasu nie na "zarabianiu" kasy, ale na coś co nazwałbym "przesiąkanie" językiem, kulturą, życiem danego państwa.
Każde tłumaczenie coś gubi, ale wiele z nich dla odmiany coś dodaje - i to nie jest moje zdanie, bo aż taki pewny siebie nie jestem, ale autorów, którzy byli w stanie ocenić obcojęzyczne przekłady swoich książek. W tym właśnie jest zagrzebana cała sztuka tłumaczenia .
A co do wieku dzieła. Zostawmy książki, jest lepszy, bardziej nośny przykład. Pewnie wielu za Was podobają się stare polskie komedie, z Bareją na czele. Są niesamowite, w naszym języku, dotyczą Polski - ale one dotyczą Polski, jakiej większość z Was już nie miała okazji poznać. I dlatego - bez obrazy - wielu zawartych w nich "smaczków" po prostu nie zauważacie. Oczywiście tu pomocą mogą służyć starsi, którzy czasami wytłumaczą cudowność wielu absurdalnych scen czy grepsów, ale czy wskażą wszystkie? Pewni jesteście
Chesuli
_________________ Pozdrawiam, Chesuli
|
08 lut 2008 0:55:30 |
|
|
Admin
Dołączył(a): 11 lip 2007 19:38:54 Posty: 3266 Lokalizacja: Kraków
eCzytnik: eClicto, iPad, K3 WiFi, K4
|
Przypomina mi się Lost in translation, bo tak się chyba zwało Między słowami w oryginale. Sama komedia niezbyt mnie bawiła, przerwałem ją w pewnym momencie, ale była tam pewna scena, która przypomniała mi inną, na którą trafiłem czytając Morze Trolli Nancy Farmer:
To tyle odnośnie ostatniego akapitu wypowiedzić Chesuliego
I jeżeli mamy przyjmować, że jesteśmy w stanie w pełni zrozumieć tylko dzieła napisane przez autorów piszących w naszym ojczystym języku i traktujące wyłącznie tylko o czymś, co znanym, to znacząco zawężamy listę książek, jakie jesteśmy w stanie w pełni pojąć. I to dość bardzo. A taki Tolkien, albo lepiej Białołęcka (tu wstaw własnego lubianego polskiego autora fantasy) - przecież to fantasy jest, a kto z nas żył w świecie fantastycznym?
Moim skromnym zdaniem to, co "autor miał na myśli", nie jest nic warte. Liczy się to, jak my, jako czytelnicy, odbieramy książkę. To, że Polacy dostrzegają inny rozkład nacisków w Potterze, bo inaczej odbierają cały świat w nim przedstawiony (bo choćby wspomniane kominki są dla nich abstrakcją), nie oznacza, że nie zrozumieli książki (w pełni). Ależ owszem, zrozumieli. Na swój sposób, może obiektywnie niedoskonały, ale co za różnica? Nie czyni to ich odbioru w żaden sposób gorszym od rodowitych Anglików z dziada pradziada, z arystokratycznych rodzin. Innym - tak, gorszym - nie.
Co do przekładów - bywają lepsze i gorsze. To Armii Świstaka wydaje mi się gorsze, dużo gorsze od profesjonalnego tłumaczenia Polkowskiego. Może się mylę, ale w moim odczuciu Polkowski naprawdę fenomenalnie przełożył Pottera. Pamiętam pierwszą książkę, pamiętam ten słowniczek na końcu, na jaki się zdecydował, wyjaśniający pewne nazwy i ich znaczenie... Coś genialnego. Pierwsze co mnie uderzyło w nieoficjalnych tłumaczeniach siódemki to, zaraz na samiutkim początku, spotkanie Luciusa z Sam-Nie-Pamiętam-Kim. To, jak nieudolnie były tłumaczone te opisy... Podobnie jak Kell nie twierdzę, że zrobiłbym to lepiej, ale mówię, że to brzmiało po prostu fatalnie...
_________________
|
08 lut 2008 9:45:26 |
|
|
Mod
Dołączył(a): 16 lip 2007 16:39:15 Posty: 693
|
Z nieoficjalnymi przekładami różnie bywa. Zazwyczaj nieoficjalny tłumacz (czy tłumacze) z miejsca stoi na przegranej pozycji, ponieważ jak można mierzyć się z człowiekiem (ludźmi), który cały swój czas poświęca właśnie tłumaczeniu? Ludzie, którzy robią to nieoficjalnie - sam tłumaczę, więc wiem co piszę - muszą wyiskać z całej doby tą odrobinę czasu, jaka im pozostaje, kiedy uporają się już ze wszystkimi swoimi codziennymi sprawami (a głównie pracą). Sam pamiętam, że Pratchetta tłumaczyłem po nocach a w pracy "chodziłem na rzęsach"... Pewnie gdybym mógł w całości poświęcić się tłumaczeniu, wyszłoby lepiej... Zmierzam do tego, że ludzie którzy robią to "dla idei" nigdy nie będą w stanie dorównać profesjonalnemu tłumaczowi - za którego plecami stoi jeszcze grupa edytorów, korektorów i Bóg wie kogo jeszcze, którzy odwalają tzw. czarną robotę.
Co do Armii Świstaka, to w grę wchodzi jeszcze niejednolitość stylistyczna, że tak się wyrażę, bo z tego, co wiem, to ludzie ci dzielili się fragmentami a każdy tłumaczył we własnym stylu, dlatego sądzę - nie czytałem, więc to tylko przypuszczenie - że tłumaczenie AŚ jest bardzo nierówne pod tym względem, co wpływa z pewnością na odbiór przez czytelnika.
Nie chcę tu przesądzać na korzyść jednego, czy drugiego tłumaczenia, bo książek nie czytałem, ale myślę, że jedyną niepodważalną zaletą tłumaczenia Armii Świstaka było to, że pojawiło się na długo przed oficjalną premierą książki.
_________________
|
08 lut 2008 15:53:46 |
|
|
Admin
Dołączył(a): 11 lip 2007 19:38:54 Posty: 3266 Lokalizacja: Kraków
eCzytnik: eClicto, iPad, K3 WiFi, K4
|
_________________
|
09 lut 2008 23:22:07 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 17 lip 2007 22:08:44 Posty: 67 Lokalizacja: KÂłomnice - ÂŚlÂąsk
|
A tak po za tym, to najlepsza książka tej autorki. Praktyka czyni mistrza, aż strach pomyśleć co by było gdyby części było ze 30...
_________________ Kazimierz Przerwa-Tetmajer
[...]Błogosławiona śmierć, gdy się posiada,
czego się pragnie nad wszystko goręcej,
nim twarz przesytu pojawi się blada,
nim się zażąda i znowu, i więcej...[...]
|
10 lut 2008 2:36:24 |
|
|
Konto usuniete
|
Jako trainee-tłumaczowi, rzuciło mi sie w oczy jeszcze kilka innych motywow, ktore tracą w polskiej wersji, wymienię tylko kilka
SPEW
Diagon Alley
napis na banku Gringotta,
BARDZO specyficzny sposób mowienia Dumbledore'a
|
01 mar 2008 0:01:23 |
|
|
Konto usuniete
|
Ja niestety czytałem tylko nieoficjalną cześc jak będę miec już 20 postów to zacznę oficjalna oprócz tego czytałem trochę po angielsku jakieś 50 stron co mi trochę pomogło zrozumiec o co chodzi dla mnie największym bólem w HP jest czekanie na polską premierę . Czytanie po angielsku OK ale nie do końca rozumiałem treśc
|
06 mar 2008 15:38:30 |
|
|
Konto usuniete
|
Spotkałam sie bz tłumaczeniem "HP i Dary smierci" i ta nazwa wydaje mi sie lepsza niez"insygnia"
|
09 mar 2008 22:45:24 |
|
|
Użytkownik
Dołączył(a): 15 gru 2007 23:02:17 Posty: 379 Lokalizacja: UK
|
"Dary" wydają ci się najlepszym tłumaczeniem?
Hallows - można tłumaczyć różnie, ale na pewno nie Dary
oczywiście po przeczytaniu książki można określić, że to co trzech braci dostało od śmierci to "Dary", ale praca tłumacza polega na tłumaczeniu tego co napisał autor, a nie na własnym wymyślaniu odpowiednich słów - bo to praca autora
Rowling wybrała słowo Hallows, którego żaden z Anglików, z którymi rozmawiałem nie znał i nie umiał mi powiedzieć co ono oznacza - rozumiem, że wybrała to słowo specjalnie. Chodziło jej o słowo, którego dzisiaj się nie używa, za którym stoi jakaś tajemnica, coś nieznanego. Na pewno "Insygnia", czy "Relikwie" oddają lepiej słowo "Hallows" niż "Dary".
|
09 mar 2008 22:59:38 |
|
|
Konto usuniete
|
Ja tam wole Insygnia Śmierci, bo to nie są śmiertelne rzeczy, tylko rzeczy śmierci...
|
15 mar 2008 19:10:18 |
|
|
Konto usuniete
|
Ja czytałam tylko oryginał. Innego tłumaczenia ani przed ani po premierze nie szukałam. Wolę poczekać trochę dłużej(i nadstawiać uszu za każdym razem gdy usłyszę hasło Harry Potter, albo J. K. Rowling) i mieć pewność że do końca życia nie zostanę z traumą w psychice spowodowaną złym tłumaczeniem:)
|
19 mar 2008 19:11:46 |
|
|
Admin
Dołączył(a): 11 lip 2007 19:38:54 Posty: 3266 Lokalizacja: Kraków
eCzytnik: eClicto, iPad, K3 WiFi, K4
|
| | | | Bilberry napisał(a): oczywiście po przeczytaniu książki można określić, że to co trzech braci dostało od śmierci to "Dary", ale praca tłumacza polega na tłumaczeniu tego co napisał autor, a nie na własnym wymyślaniu odpowiednich słów - bo to praca autora Rowling wybrała słowo Hallows, którego żaden z Anglików, z którymi rozmawiałem nie znał i nie umiał mi powiedzieć co ono oznacza - rozumiem, że wybrała to słowo specjalnie. Chodziło jej o słowo, którego dzisiaj się nie używa, za którym stoi jakaś tajemnica, coś nieznanego. Na pewno "Insygnia", czy "Relikwie" oddają lepiej słowo "Hallows" niż "Dary". | | | | |
Nie do końca zgodzę się z tym, za co jest odpowiedzialny tłumacz, jeżeli chodzi o wybór tytułu. Niekiedy po prostu się nie da, albo też nie brzmiałoby to w naszym języku dobrze - wtedy zmieniać trzeba i należy, a nie trzymać się kurczowo dokładnego tłumaczenia tego, co wymyślił autor.
Anyway, spotkałem się z propozycją przetłumaczenia tego jako nie "Insygnia", a "Regalia" - i wydaje mi się to dużo odpowiedniejsze. Poza tym, większość Polaków pewnie nie zrozumiałaby, czym są regalia Więc byłby efekt "Hallowsowy"
A "relikwie" to to, co zostaje po świętych (lub rzeczy z nimi związane) - więc nijak się do Śmierci nie ma... Chyba, że to święta Śmierć, to przepraszam
_________________
|
19 mar 2008 19:31:12 |
|
|
Konto usuniete
|
Dodam swoje 3 grosze.
Armia Świstaka to kilkanaście osób, które tłumaczą po rozdziale. Nic więc dziwnego, że stylem każdy rozdział odbiega od następnego. Poza tym w ich przypadku liczy się czas, by tłumaczenie ukazało się jak najszybciej.
Oficjalne tłumaczenie jest wykonywane przez człowieka, który raz, że tłumaczył wszytskie cykle od początku, dwa, że ma dostęp do specjalnego forum dla tłumaczy Pottera na całym świecie. Wymieniają się uwagami, pomagają sobie, dyskutują. Tutaj upatruję przewagę.
Ponadto, dobry tłumacz nie równa się dobry przekład. Zauważcie, ile było dyskusji odnośnie tych nowych tłumaczeń Tolkiena. Nie ten klimat, styl. Dobry tłumacz musi mieć zacięcie literackie także. Najlepszy przykład - książki Browna. Je się czyta w jeden dzień dzięki dobremu tłumaczeniu własnie.
|
20 mar 2008 13:57:22 |
|
|
Pocketbook Killer
Dołączył(a): 13 lip 2007 20:07:55 Posty: 1513 Lokalizacja: Toruń
eCzytnik: Kindle 3 WiFi
|
Ja to bym raczej tłumaczył przewagę Polkowskiego tym, że jest po prostu lepszy od Armi Świstaka. Bogatsze doświadczenie, lata praktyki no i niewątpliwie jakiś tam talent ma...
_________________ "A co zrobiłeś najodważniejszego w swoim życiu?
Splunął na drogę krwawą flegmą. Wstałem dziś rano, odparł."
//Cormac McCarthy - Droga
|
21 mar 2008 7:49:47 |
|
|
Konto usuniete
|
Słusznie. Ma on niewątpliwie przewagę nad gronem tłumaczy mimo iż pewnie dobrze wyedukowanych, to jednak pisarsko amatorskich. Czytałem tłumaczenie Armii Świstaka i razi mnie infantylizm przekładu. Słusznośc jednak oddaje im Polkowski, który w wywiadach mówi, że Potter napisany jest infantylnym językiem i on stara się jednak tak zmodyfikować tekst, by nie raził on czytelników.
|
21 mar 2008 10:28:37 |
|
|
Kto przegląda forum |
Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zalogowanych użytkowników i 1 gość |
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów
|
|
|
|