Teraz jest 25 lis 2024 11:41:33




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 
DJ M@fi0z0 - "A po piąte: Nie killuj!" 
Autor Wiadomość
Użytkownik
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 15 gru 2008 1:51:56
Posty: 28
Lokalizacja: WrocÂław
Post DJ M@fi0z0 - "A po piąte: Nie killuj!"
Witam, to jest dramat (utwór sceniczny) napisany przeze mnie na ogólnopolski konkurs. Nazwy nie pamiętam, ale chodziło o propagowanie uczciwości. Zajął 4 miejsce. W finale znalazło się 10 prac z kilku tysięcy przysłanych. Konkurs (ta edycja) miał miejsce jakieś dwa lata temu i organizowany był przez komendę główną policji. (Prace, które zajęły pierwsze trzy miejsca zostały wystawione przez policjantów na scenie (nie do końca - było to w takim dworku i niektóre sceny odgrywane były w plenerze) w czasie gali, na której ogłoszone zostały wyniki)

UWAGA!!!
Zgodnie z założeniami konkursu poniższy tekst zawiera słowa powszechnie uważane za wulgarne i sceny nie przeznaczone dla młodych osób.

Zachęcam do komentowania. Skoro zdobyłem się na odwagę i to zamieściłem, doceń to i podziel się swoją opinią.


A po piąte: Nie killuj!




Scena I
Wstęp. Młody chłopak klęczy przed kratkami konfesjonału. Ubrany jest w sportową bluzę z polaru i jeansy. Na nogach natomiast ma sportowe adidasy. W półmroku nie dostrzegalne są jego nie za krótko przystrzyżone, kruczoczarne włosy. A tego, że ma niebieskie oczy nie ma mowy dostrzec.

German: Nazywam się Darek i mam dziewiętnaście lat. Ostatni raz u spowiedzi byłem pół roku temu. Pokutę chyba odprawiłem… zgrzeszyłem. W ostatnim czasie dość często grzeszyłem… przez cały czas.

Ksiądz: Co się stało?

German: Może zacznę od począdku. Jakieś pół roku temu przeprowadziłem się z innego miasta i jak to się mówi zszedłem na złą drogę. Poznałem trzech chłopaków. Mariusza, Andrzeja i Łuksza. Zaprzyjaźniliśmy się. To oni pociągnęli mnie za sobą na dno moralne. Na początku mi się to podobało, ale sprawy zabrnęły za daleko. Wszystko było dobrze dopóki DeDe nie zaproponował mi Marichuany.

Ksiądz: Kto?

German: Nie mówiliśmy sobie po imieniu. Mariusz to DeDe, ja German, Andrzej kazał się nazywać Szczur a Łukasza my nazwaliśmy Elmer, ponieważ miał swego rodzaju fioła na punkcie Królika Bugsa. Było to jakieś dwa miesiące temu. Nie szło mi najlepiej w szkole, a do tego doszła jeszcze dziewczyna.

Ksiądz: Nieszczęśliwa miłość?

German: Wtedy tak myślałem, ale jak ksiądz byłby tak miły i mnie nie przerywał. Nie jest mi łatwo o tym mówić. Pierwsze parę razy „na haju” wspominam dobrze, mimo że niewiele pamiętam. A potem, pewnego majowego wieczoru odstawiłem samochód mamy do warsztatu. Zapomniałem, że byłem umówiony z chłopakami. Troszkę się na mnie wkurzyli…





Scena II
Późny, majowy wieczór. Ciemnym zaułkiem idzie młody chłopak. Może mieć najwyżej dziewiętnaście lat. Ubrany jest w markowe ubrania. Na głowie ma zarzucony kaptur od bluzy. W prawej ręce, którą macha idąc przy pasie trzyma drogi telefon komórkowy. Widać na pierwszy rzut oka, że jest podenerwowany. Nagle telefon zaczyna dzwonić. Chłopak po krótkim spojrzeniu na wyświetlacz odbiera.

German: No co tam? (Słychać w słuchawce)

DeDe: Jaja se kurwa robisz? Gdzie ty u chuja jesteś?

German: Nie wkurwiaj się, musiałem jechać odstawić Wagena na warsztat.

DeDe: Ta, kurwa, ja tu zapierdalam z buta, a ty kurwa wozisz se w mysiach? Gdzie ty u kurwy nędzy jesteś?

German: Już o to pytałeś…

DeDe: Ale do cholery nie uzyskałem odpowiedzi.

German: Przemieszczam się kurwa na twojego kwadrata.

DeDe: Tylko kurwa gazem.

German: Lodzik ziomal. Zobaczyska DeDe.

Schował telefon w dużej kieszeni luźnych spodni i puścił się biegiem.





Scena III
Kwadrans później. Pokuj wytapetowany plakatami raperów z Bravo. Pod oknem na wersalce siedzi trzech chłopaków i z napięciem oczekuje na rozpoczęcie „dyskusji”. W końcu chłopak siedzący przy biurku, ten sam, który tak się wkurzył podczas rozmowy telefonicznej zabiera głos.

DeDe: I co kurwa, ma który haj?

Elmer: A co chcesz wyjebać? (Rzucił od niechcenia jeden z chłopaków.)

German: Z chuja vielleicht se strzepe flote.

Elmer: Wyjebiemy cos i po problemie.

Szczur: Ale co u chuja jasnego?

German: A kurwa frag mnie, a ja frage ciebie.

Elmer: Spierdalaj, sam coś wykombinuj.

German: Sam se kurwa pobiegaj.

DeDe: Dajcie se kurwa siana. Przestańcie se kutafoniarze dojebywać i najpierw skręcimy Lolka a potem pomyślimy.

Elmer: A masz geniuszu na towar?

Szczur: Zielsko zawsze skądś możemy wyjebać.

Elmer: A może mi tak powiesz Einsteinie z której kuntowni?

Szczur: Mam dojście jełopie jebany, znam dila, który może poczekać na siano.

German: To na chuja ciemnego wartest du?

Elmer: Moment kurwy. Musze znaleźć numer. (Powiedział wyciągając z kieszeni telefon. Chwilę się bawił nim, po czym przyłożył do ucha i uciszył resztę towarzyszy jednym gestem ręki.)

Dilu: Hejka, co tam Szczuże?

Szczur: Masz koszulkę?

Dilu: Jaki rozmiar?

Szczur: Cztery XL.

Dilu: Chyba nie ma takiego rozmiaru, nie?

Szczur: A chuj mnie to obchodzi, Widzewu, jeśli masz.

Dilu: Coś może załatwię, może da radę na dziś, ale nic nie obiecuję?

Szczur: Dobra dzięki, lomz ziom.

Odłożył słuchawkę. Od razu zaczęła się dyskusja. Dwa kwadranse później odezwał się telefon. Po krótkiej, lecz rzeczowej rozmowie telefonicznej. Gdy Szczur odłożył słuchawkę wyszli wszyscy razem.


Scena IV
Pół godziny później DeDe, Elmer, Szczur i German siedzą na ławce w parku. Zegar kończy właśnie wybijać dziewiątą godzinę.

German: Worauf czekacie, kutafoniarze?

DeDe: Na oklaski jebańcu poniemiecki.

German: Weź kurwa verpisstet dich raus mir.

DeDe: Lomz. Jaramy?

Szczur: Kończcie te czułości pierdopędy, bo już skręty gotowe. (Powiedział biorąc do ust jednego z czterech skrętów z marihuany.)

W jego ślady poszli pozostali. Po chwili wszyscy byli znacznie weselsi, niż ustawa przewiduje.

DeDe: Dobry kurwa stuff nie jest zły.

German: Ich liebe THC.

Szczur: Zajebany. Ale Elmer wyjmij wibrator z mordy gdy gadasz do mnie.

Elmer: Ja nie pierdole do ciebie.

DeDe: Słuchajcie, trzeba skręcić siano.

German: Woraus?

Szczur: Daj se spokój z zapierdalaniem ulotek przez pół dnia za kurwa psie pieniądze.

Elmer: Ale i tak by się każda forsa przydała.

DeDe: Mam pomysł, ale nie wiem czy to chujstwo wypali.

German: Was ist schlimm mit diesem Scheiße?

Elmer: A po polskiemu?

German: Co jest u chuja z tym nie tak?

DeDe: Kojarzycie tego bujającego się kutafona z drugiej „A”?

German: Tego od den Scheißtollwagen?

DeDe: Tak, tego. Jego stary jest notariuszem, ma od zajebania haju i jeszcze trochę.

Szczur: I chuj z tym?

DeDe: Stukamy go i bierzemy kasę.

German: Habe ich gut verstanden? Willst du Ihnen totschlagen?

DeDe: Nein German, ich will nicht… ich werde. I mów po polsku.

Powoli narkotyk zaczynał działać i więcej trzeźwo nie myśleli.


Scena V
Następnego dnia, koło południa German leżał jeszcze w łóżku. Nie bardzo wiedział jak się w nim znalazł. Ostatnie co pamiętał to, to że DeDe chce kogoś kropnąć i zgarnąć w ten sposób szmalec. Prawdopodobnie spałby nadal, gdyby nie obudził go dzwoniący telefon komórkowy. Cieszył się, że Szczur nie był w pobliżu, ponieważ zawsze dostawał cholery, gdy Germanowi dzwonił telefon, z powodu tego, że uważał jego dzwonek za wysoce nie poprawny politycznie i nie „patryjotyczny”, chociaż nie zważał, że Darek był w połowie Niemcem. German miał ustawiony na dzwonek hymn Republiki Federalnej Niemiec „Das Lied der Deutscher” w formacie MP3. Jednak zanim Chór zdążył dotrzeć do końca pierwszej zwrotki i zaśpiewać dwa wersy, z powodu których Alianci zakazali po Drugiej Wojnie jej wykonywania. („Deutschland, Deutschland Ăźber alles. Über alles in der Welt!”) zdążył się podnieść i odebrał telefon.

German: Słucham? (Zapytał uprzejmie, ponieważ nie miał tego numeru w spisie ani nie wiedział do kogo mógłby on należeć.)

Marta: Darek? Dzwonię do ciebie, ponieważ jest impreza i parę osób chcę abyś przyszedł.

German: Parę osób? A ty jesteś w to zaliczana?

Marta: Może.

German: Może?

Marta: Zapytaj, wiem, że chciałbyś. Mówi się, że jesteś nieśmiały.

German: Man sagt, dass ich scheu bin? Wer sagt?

Marta: Unwichtig. Ale mów po polsku. Nie lubię niemieckiego.

German: Miałabyś może tak trochę ochotę aby pójść ze mną na imprezę?

Marta: A więc jednak… Przyjdź po mnie jutro o trzeciej, wież gdzie mieszkam, prawda?

German: Tak, gdzie idziemy?

Marta: Zobaczysz, no to pa. (W słuchawce rozległ się sygnał zajętości.)





Scena VI
Następnego dnia około godziny trzeciej German ubrany w swój normalny strój, na który składała się ciemno niebieska, lecz nie aż tak bardzo bluza z dużym kapturem markowej, skatowskiej firmy, luźne spodnie z ciemnego jeansu tej samej firmy, a także szerokie adidasy na nogach. Na głowie miał białą baseballówkę. Szedł z wolna ulicą w centrum miasta. Po chwili zatrzymał się przed jednymi z drzwi i zapukał. Niemal od razu otworzyła je bardzo ładna dziewczyna. Miała ona długie blond loki, ogromne zielone oczy, lekko opaloną twarz. W uszach nosiła srebrne kolczyki w kształcie małej gwiazdki pięcioramiennej. Ubrana była w spódniczkę z jeansu i biały sweterek z owczej wełny. Gdy tylko go spostrzegła na progu uśmiechnęła się i usunęła się robiąc przejście w drzwiach. Chłopak wszedł do środka. Przechodząc obok koleżanki ze szkoły. On chodził do trzeciej klasy, a ona do drugiej. Miała ona siedemnaście i pół roku.

German: Cześć. To gdzie idziemy?

Marta: Nigdzie.

German: Jak to?

Marta: Zaraz przyjdzie jeszcze parę osób.

German: Rozumiem. (Powiedział odkładając czapkę na wieszak.)

Marta: Chodź.

German poszedł za nią do salonu. Usiedli na sofie. Przez chwilę panowała cisza, troszkę nawet nie zręczna.

German: Ile osób ma przyjść?

Marta: To nie będzie jakaś duża impreza, spodziewam się jeszcze czterech osób.

German: A o której mają przyjść? (Zapytał mimochodem, mimo, że podejrzewał, że „trochę” później).

Marta: Za jakieś pół godziny. (Odparła śmiejąc się).

Przez te pół godziny rozmawiali. German od dłuższego czasu się podkochiwał w niej, nie mając odwagi jej o tym powiedzieć. Nie zdając sobie sprawy, że nie jest odosobniony w uczuciach żywionych doń, ponieważ okazało się, że ona również darzyła go podobnymi uczuciami.

Marta: Tylko ci twoi koledzy… uważam, że nie pasujesz do nich, albo prędzej oni nie pasują do ciebie.

German: Dlaczego tak uważasz?

Marta: Bo ty jesteś porządnym, młodym człowiekiem.

German: Ta… (Powiedział z lekkim niedowierzaniem)

Marta: To prawda. Jesteś inny niż ci kretyni… i dlatego cię lubię.

German: Ja też cię lubię, ale chyba trochę inaczej.

Marta: Czemu tak sądzisz?

Przez chwilę patrzył w te piękne zielone oczy, a potem spuścił wzrok. Wpatrywał się w plamę po soku porzeczkowym na bordowym dywanie nie mając odwagi unieść wzroku, a tym bardziej utkwić go w oczach dziewczyny, którą kochał.

Marta: Kochasz mnie… tak jak ja ciebie? (Zapytała bardzo powoli ledwo wypowiadając głoski)

German: Chociaż wiem, że nie jesteś dziewczyną dla mnie.

Marta: Dlaczego?

German: Bo pochodzisz z dobrego domu, a ja nawet się nie urodziłem w tym kraju.

Marta: Tak… wiem, 15 sierpnia w Monachium. Jak to się stało, że przyjechaliście do Polski?

German: Moja mama jest Niemką, ale tata Polakiem. Studiował w Monachium i tam się poznali.

Marta: Ale dlaczego twierdzisz, że się nie nadajesz dla mnie?

German: Dobrze się uczysz, masz mnóstwo przyjaciół, jesteś przewodniczącą klasy, udzielasz się w samorządzie szkolnym. Mam wymieniać dalej? Sprowadzę cię tylko na złą drogę.

Marta: Jesteś mądry, utalentowany, bystry i miły.

German: Dlaczego sam na to nie wpadłem skoro jestem taki utalentowany? (Zapytał z wyraźnym sarkazmem słyszalnym w głosie)

Marta: Bo masz też jedną wielką wadę. Jesteś leniwy. Nie chce ci się robić nic związanego z nauką. Sam wież, że z paru przedmiotów jesteś najlepszy w klasie.

German: Tak, informatyka, to nic trudnego, lubię to. Od małego robiłem takie rzeczy na komputerze, o których się nawet nie śni reszcie drugoklasistów… a i jeszcze język niemiecki, co chyba zrozumiałe skoro przez pierwsze cztery lata życia mieszkałem w Niemczech. W angielskim też dobrze sobie radzę, ale nic poza to.

Marta: Nie prawda, tylko nie chcesz poświęcić paru minut dziennie aby odrobić lekcje. Mówisz, że dobrze się uczę. Ty gdybyś chciał mógłbyś znacznie lepiej niż ja. Jesteś bardziej bystry. Ja całymi dniami siedzę nad książkami, a tobie wystarczy odrobić pracę domową.

German: Dobrze, jeżeli tak twierdzisz nie będę się z tobą sprzeczać, bo oboje wiemy, że masz rację.

Marta: Tylko to twoje towarzystwo.

German: No właśnie, ostatnio sam ich nie poznaję.

Marta: Dlaczego?

German: Nie powinienem mówić… ale nic dobrego z tego nie wyniknie.

Marta: Co masz na myśli?

Tą miłą pogawędkę przerwał dzwonek do drzwi. Tego wieczoru Marta i Darek nie mieli okazji porozmawiać więcej na osobności. Bawili się świetnie w swoim towarzystwie. Impreza się skończyła dopiero po jedenastej, gdy pan domu wrócił doń z małżonką.


Scena VII
W następny poniedziałek German zaskoczył wszystkich w szkole z powodu tego, że odrobił wszystkie pracę domowe, nauczył się na klasówkę z matematyki a na polskim sam dobrowolnie zgłosił się aby zinterpretować wiersz wielkiego polskiego poety Adama Mickiewicza, za co dostał czwórkę, co prawda z minusem, ale to się nie liczyło. Po lekcjach był umówiony z chłopakami aby doszlifować to co planowali, chodź German nie był pewien czy on chciał to zrobić razem z nimi.

DeDe: To co Ger? Idziesz z nami?

German: Nie, sorry ale coś ważnego mi wypadło.

Szczur: Co ty pierdolisz?

German: Sorry chłopaki ale po prostu dziś nie mogę.

Elmer: A to chujowo, a mieliśmy obmyślać plan.

DeDe: A może ty się kurwa peniasz?

German: VPD.

DeDe: Co proszę, kurwa?

German: Verpisstet dich.

Elmer: Powyginało cię do kurwy nędzy?

German: Dzisiaj nie mogę, weźcie kurwa zejdźcie ze mnie, chcecie to sami ruszcie czajnikami i skręćcie coś.

Szczur: Dobra chłopaki, wyjebujemy. (Powiedział z niezadowoleniem a reszta jak jeden mąż odwrócili się i ruszyli przed siebie)

Marta: Naprawdę masz coś ważniejszego? (Zapytała wychodząc zza choinki. Wyraźnie podsłuchiwała, lecz nie okazywała żadnych skrupułów z tego powodu)

German: O ile się zgodzisz.

Marta: Na co?

German: Pójść ze mną na lody.

Jakiś czas później w przytulnej, małej lodziarni na uboczu Darek z Martą przy niewielkim, okrągłym stoliku nakrytym białym obrusem i rozmawiając czekali na zamówione lody.

Marta: Sam się zgłosiłeś z polskiego, jestem pod wrażeniem.

German: Dużo myślałem o tym co mi wtedy powiedziałaś… i doszedłem do wniosku, że nie chcę tak dłużej żyć.

Marta: O czym oni mówili dziś?

German: Mogę tobie zaufać? (Spojrzał jej w oczy a ona potaknęła więc ciągnął dalej) Planują zrobić coś złego, a ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego.

Marta: Ale co jest gorszego od terroryzowania całej szkoły pod wpływem narkotyków?

German: Nie powiesz nikomu tego co ci powiem?

Marta: Wiem, że dowiadywałeś się co nieco o mnie i wiesz, że potrafię dochować tajemnicy… tak jak ksiądz na spowiedzi. Obiecuję, że nic nikomu nie powiem.





Scena VIII
German nie odpowiedział od razu. Patrzył jej przez chwilę głęboko w oczy, po czym nachylił się do niej ponad cukierniczką i serwetkami. Ledwo otwierając usta wyszeptał to czego obawiał się wypowiedzieć, jakby mając nadzieję, że jak nie będzie o tym mówił to, to stanie się tylko i wyłącznie koszmarem sennym… tyle, że na jawie.

German: Chcą zabić kogoś dla pieniędzy.

Oczy, w które patrzył rozszerzyły się powoli, gdy do ich właścicielki dotarło to, co dopiero co usłyszała. Powoli podniosła rękę na wysokość ust i zakryła je. W tych przepięknych oczach, wielkich i bez tego bez żadnego problemu można było dostrzec przerażenie, pomieszane z niedowierzaniem.


Marta: Musisz coś zrobić. Nie możesz im na to pozwolić. (Powiedziała ledwo wypowiadając głoski, a ręka na ustach jeszcze bardziej je tłumiła. German bardziej zrozumiał o co jej chodziło domyślając się tego, niż usłyszał jej słowa, a z każdą głoską Marta bladła coraz bardziej i bardziej)

German: Nie powiesz nic nikomu?

Marta: Przecież przyrzekłam, jedyną wartością świętszą od tajemnicy mi powierzonej jest dla mnie dane słowo.

German: Co według ciebie powinienem zrobić?

Marta: Powinieneś iść na policję i im wszystko powiedzieć.

German: Nie ma mowy! Nie będę na nikogo donosić!

Marta: To zatajenie zamiaru popełnienia przestępstwa, prawo traktuje to prawie jako współudział.

German: A ty skąd o tym wiesz?

Marta: Mój tata jest adwokatem. Jeżeli nie chcesz iść na policję to spróbuj jakoś im to wyperswadować, ale jak to nie pomoże to sama zaciągnę cię na najbliższy komisariat, chociaż miałabym to zrobić podstępem i siłą.

German: Spróbuję, ale co jeżeli mi się nie uda?

Marta: Nie zastanawiaj się teraz nad tym, powinieneś się zastanowić jak im to wybić z głowy.

Kelner przyniósł dwie wielkie porcję lodów w pucharach i zaczęli jeść. Do wieczora, do kiedy byli razem w swoim towarzystwie nie poruszyli więcej tego tematu.





Scena IX
German siedzi w fotelu w swoim pokoju. Jest sam w domu. W ręce trzyma swój telefon komórkowy. Zastanawia się co powie tym, którzy w końcu są jego przyjaciółmi. W końcu naciska przycisk a telefon wybiera numer, który podświetlony był od dłuższego czasu. Przykłada słuchawkę do ucha i z każdym sygnałem w telefonie serce wali mu coraz mocniej. W końcu słyszy, że udało mu się uzyskać połączenie. Zastanawia się wciąż co powiedzieć, na szczęście to nie on musi wypowiadać pierwsze zdanie.

DeDe: Co cię zatrzymało kurwo poniemiecka?

German: Nie wkurwiaj się De.

DeDe: Co ci odjebało?

German: Gdzie jesteś? Elmer i Szczur są z tobą?

DeDe: Ta, pierdopendy są ze mną, a co?

German: Moglibyście zawinąć się na mój kwadrat?

DeDe: Masz odwapniony kwadrat pierdolcu?

German: Ta. Warte na was.

Pół godziny później rozległ się dzwonek do drzwi. German siedział w tej samej pozycji, wciąż z telefonem w ręce, tylko nieco się zsunął z fotela. Wstał i udał się otworzyć drzwi. Przez cały ten czas zastanawiał się co powie. Wiedział, że musi to zrobić, im szybciej tym lepiej. Powlekł się do drzwi, w których ujrzał DeDe, Szczura i Elmera. Weszli oni do środka bez zbędnego zaproszenia. Udali się oni do pokoju Germana.

Szczur: Słuchaj cośmy odjebali.

German: So wollt ihr das tun?

DeDe: Tak. Już wszystko przemyśleliśmy. Słuchaj. Co miesiąc jego stary wraca wieczorem przez mało uczęszczane ulice z dużą, nie znaczoną kasą do domu. Trzeba mu zajebać w błotnik to się zapewne zatrzyma, wtedy bierzemy gańsko i go zapierdalamy. Zajebujemy kasę. Wpierdalamy go na siedzenie kierowcy. Rozbijamy auto a potem jeden strzał w bak i dowody rzeczowe nas więcej nie obchodzą. Trzeba wyjebać i upewnić się kiedy kutafon wypierdala ze szmalcem na kwadrat. Ja już zajebałem jednemu frajerowi rozpylacz, w dodatku z tłumikiem. Trzeba jeszcze wyjebać z którejś kontowni ostrą amunicję, bo frajer miał kurwa magazynek zajebany ślepakami. Nie wiem po chuj ci gan z ślepymi nabojami.

German: DeDe, jesteś na ein milion jebanych procentów pewien, że go chcesz zapierdolić?

DeDe: Czyżbyś pękał German?

German: Nie, ale wole się nie pakować nie mając pewności, że to wypali… może naprawdę dać sobie z tym spokój.

DeDe: Wyjeb mi chodź jeden skurwysyński powód dla którego główna nie mieli byśmy zajebać tego kutafona i wyjebać z jego smalcem?

German: Chociażby dla tego, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że to nam kurwa nie wyjdzie, a poza tym to grzech, a jak nas złapią to zajebią nas na cacy.

DeDe: Sumienie ci odpierdala? Dlaczego się takimi chójstwami zajmujesz?

German: Takie jest przykazanie Boże.

Szczur: Co proszę?

German: Po piąte: nie killuj.

Niedługo później się pożegnali.

Scena X
Następnego dnia German został w domu. Dwie minuty po dzwonku na lekcje już dostał SMSa od Marty z zapytaniem co się stało. Odpisał jej, że po prostu chciał pobyć sam w domu. Cały czas leżał w łóżku i nie chciało mu się wstawać. Jedyne co robił to myślał o tym wszystkim. Gdy tak myślał rozległ się chór: „Deutschland, Deutschland Ăźber alles, Ăźber alles in der Welt. Wenn es stets zu Schutz und Trutze brĂźderlich zusammenhält. Von der Maas bis an die Memel, von der Etsch bis an den Belt. Deutschland, Deutschland Ăźber alles, Ăźber alles in der Welt. Deutsche Fra…” Dalej nie usłyszał, bo w tym momencie odebrał telefon.

Szczur: Musimy porozmawiać.

German: Chodzi ci o to, co chce zrobić DeDe?

Szczur: Tak, mnie też się to nie podoba… i myślę, że Elmerowi też. Mogę wpaść zaraz do ciebie?

German: Dobrze wiesz, co myślę o spierdalaniu ze szkoły, ale wyjątkowe sytuacje wymagają wyjątkowych czynów.

Szczur: Za parę minut będę na twoim kwadracie.

German: Bis dann.

Jakieś najwyżej dziesięć minut później przyszedł doń Szczur z Elmerem. Czas jaki im to zajął wskazywał, że albo biegli na złamanie karku, albo nie byli w szkole gdy Szczur dzwonił do Germana.

Elmer: Nie podoba mi się to. Nie chcę brać w tym udziału i chyba wszyscy trzej jesteśmy zgodni.

Szczur: Tak, ale co zrobić z De? On jest przekonany i chce to zrobić. On chce to zrobić jutro wieczorem.

German: O kurwa. W chuj mało czasu, ale trzeba coś wymyślić.

Ich rozmowę przerwał dzwonek do drzwi, w których stanął DeDe.

DeDe: Powiedzieli ci już pierdopędy? Idziemy jutro o dwudziestej. Załatwiłem już gabla i kominiarki. Dziś wieczorem mam mieć amunicję. Jutro najpóźniej o siódmej widzę wszystkich penisów na moim kwadracie.

German: HĂśr DeDe. My nie idziemy na ten układ.

DeDe: Co kurwa?

Szczur: Nie idziemy z tobą zajebać go i spieprzyć z jego sałatą.

DeDe: A chuj z wami. Sam go zajebię. Będzie więcej dla mnie. (Powiedział Germanowi i trzasnął mu jego drzwiami przed nosem)

German: Trzeba coś zrobić, nie można mu pozwolić od tak zabić kogokolwiek.

Elmer: A co chcesz zrobić geniuszu?

German: Mam pomysł, ma który dwa metalowe?

Szczur: Na co ci?

German: Mam pomysł, ale nie zrobię tego od siebie z domu.

Szczur: O co ci do cholery chodzi?

German: Oglądasz czasem wiadomości? Nasi kochani państwo władza uruchomili ostatnio nowy numer Gadaczki–Gadaczki na który może napisać każdy.





Scena XI
Godzinę później German siedzi w kafejce internetowej. Założył właśnie konto na GG i piszę pod numer 100997.

German: Piszę, ponieważ nie chcę dzwonić. Wiem, że ktoś chcę zabić człowieka dla pieniędzy.

Policja: A jak się nazywasz i gdzie mieszkasz.

German: Tata mojej przyjaciółki jest cenionym prawnikiem i mówił mi, że nie muszę podawać takich informacji. Nie zadawajcie sobie trudu, aby mnie wytropić. Jestem dobry w tym i zanim znajdziecie i dotrzecie do prawdziwego IP już dawno mnie tu nie będzie, rzecz jasna piszę do was z publicznego miejsca. Nie ważne jak ja się nazywam, ważne jest to, że ktoś chcę sprzątnąć jutro po dwudziestej notariusza Roberta Kędzierzawego i go okraść. Mogę powiedzieć wam co planuje, ale nie będę tego powtarzać przed sądem.

Policja: Dobrze, dobrze, powiedz gdzie zamierza to zrobić.

German: Pan prawnik jutro wieczorem jak co miesiąc będzie wracać do domu przewożąc w samochodzie jakieś parędziesiąt tysięcy złotych, które następnego dnia zamierzać będzie wpłacić na konto w szwajcarskim banku. Zabójca chcę się zaczaić na niego na rogu Ogrodowej i Jeziornej. Jeżeli są panowie bystrzy to wiedzą, że o tej porze nie będzie tam nikogo. Zabójca ma pistolet z tłumikiem, kradziony. Prawdopodobnie samochód też z lewego źródła.

Policja: Co mamy z tym zrobić?

German: Może złapać go na gorącym uczynku i nie dopuścić do rozlewu krwi? ;-) <LOL> [Ironical] Dostajecie informacje, że ktoś chce zabić człowieka i… co zazwyczaj robicie w takim momencie. Możecie sprawdzić, czy pan Kędzierzawy będzie jutro o ósmej wracał przez opustoszałe ulice willowej dzielnicy do domu z dużą gotówką w wysoko nominałowych banknotach zapakowanych w te śmieszne wstążeczki z napisem chyba „Narodowy Bank Polski”, ale tożsamości przyszłego i mam nadzieje niedoszłego zabójcy wam nie podam.





Scena XII
Następnego dnia na opustoszałej ulicy w drogiej dzielnicy przejechał z prędkością przekraczającą dozwoloną w tym miejscu jeden z nowszych modeli BMW. Przed nim na jednym z podjazdów stał chłopak w Fordzie Focusie. Wyjeżdżał on powoli na wstecznym z podjazdu prosto pod koła notariusza, który uderzył z prędkością dwudziestu kilometrów na godzinę, do których zdążył wyhamować pędząc ponad osiemdziesiąt na godzinę. Jak przewidział ten się zatrzymał i wysiadł. Chłopak założył na twarz kominiarkę i wyjął ze schowka pistolet z tłumikiem. Otworzył drzwi i wysiadł.

DeDe: Gdzie masz forsę.

Notariusz: Nie mam żadnych pieniędzy przy sobie.

DeDe: Nie zgrywaj się, wiem ze masz paręnaście tysięcy w gotówce. I tak cię zabiję więc oszczędź mi trudu i od razu powiedz, gdzie one są.

Notariusz: Pod siedzeniem kierowcy.

DeDe poszedł upewnić się, czy na pewno się tam znajdują. Notariusz próbował to wykorzystać aby uciec. DeDe strzelił do niego. Ten się przewrócił i upadł na asfalt. W tym momencie przyjechały dwa radiowozy na sygnale i karetka. Sześciu policjantów bez problemu obezwładniło DeDe i skutego w kajdanki wsadzili do radiowozu podczas, gdy dwóch zajmowało się razem z sanitariuszem panem Kędzierzawym.





Scena XIII
German klęczy przy konfesjonale. Skończył opowiadać historię zamachu na notariusza.

Ksiądz: A co było potem?

German: Pan Kędzierzawy na szczęście przeżył. Ja zdałem maturę a świadectwo otrzymałem z czerwonym paskiem, nagrodą i średnią 5.2. Po zakończeniu roku szkolnego świętowałem to w cztery oczy z moją dziewczyną u mnie w domu.

Ksiądz: Czy spaliście ze sobą?

German: Co to za pytanie?

Ksiądz: Normalne, tak albo nie.

German: Nie, oboje postanowiliśmy zaczekać do ślubu… i dlatego zaręczyliśmy się…

Ksiądz: Ty, mnie, jak to mówią młodzi: „bujasz”.

German: Nie. Naprawdę, jednak według polskiego prawa aby wstąpić w związek małżeński kobieta musi mieć skończone osiemnaście lat a mężczyzna dwadzieścia jeden.

Ksiądz: I tak… i nie, dziewczyna szesnaście a chłopak osiemnaście.

German: Tak, lecz tylko w wyjątkowych sytuacjach, jak na przykład ciąża lub śmiertelna choroba. Żadne z nas na szczęście nie jest chore, a skoro oboje nigdy się nie kochaliśmy to o ciąży nie może być mowy, więc ślub najwcześniej będzie za nieco ponad rok. Najwcześniej dwa dni po moich urodzinach, ponieważ zwykle śluby są w soboty, a moje dwudzieste pierwsze urodziny wypadają w czwartek.

Ksiądz: To wszystko?

German: Chyba… więcej grzechów nie pamiętam, ale za wszystkie bardzo żałuję… nawet ksiądz nie ma pojęcie jak bardzo.

Ksiądz: Jako pokutę idź i porozmawiaj szczerze z człowiekiem, który zawdzięcza tobie życie, ale także przez ciebie poniekąd mało co go nie stracił.

German: Dobrze.

Ksiądz modlił się przez chwilę po cichu szepcząc coś, czego German nie był w stanie dosłyszeć.

Ksiądz: Ja, na mocy danej mi przez święty kościół katolicki pochodzącej od Boga w trójcy jedynego odpuszczam ci twoje grzechy, w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Amen. Idź w pokoju Chrystusa.

German: Bogu niechaj będą dzięki.

Ksiądz zapukał w ściankę konfesjonału, a German wstał i ucałował stułę. A następnie odwrócił się i podszedł do siedzącej w ławce dziewczyny. Chwilę się pomodlił a następnie wyszli razem trzymając się za ręce. Na prawej ręce dziewczyny, na jednym z palców był złoty pierścionek z jasno błękitnym, diamentowym oczkiem, należącym niegdyś do prababci Darka od strony matki.



Koniec

PS: W ostatnim czasie prawo rodzinne uległo nieco zmianie i "Nie. Naprawdę, jednak według polskiego prawa aby wstąpić w związek małżeński kobieta musi mieć skończone osiemnaście lat a mężczyzna dwadzieścia jeden." traci swoją aktualność, gdyż teraz oboje muszą mieć jedynie skończone 18 lat. ;)

_________________
-=> DJ M@fi0z0® <=-

"Es gibt so viele die Menschen,
du aber ein, meine Liebe,
Nur will dir sagen können,
dass du einzig bist,
wen ich lieben kann"
(własne)
Für dich... für immer dein...

Obrazek


15 gru 2008 2:54:43
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zalogowanych użytkowników i 1 gość


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Skocz do: