eKsiążki https://forum.eksiazki.org/ |
|
Szepty Zebrane https://forum.eksiazki.org/proza-f43/szepty-zebrane-t4057.html |
Strona 1 z 1 |
Autor: | Misiael [ 08 cze 2008 11:20:19 ] |
Tytuł: | Szepty Zebrane |
Bezapelacyjnie najlepsze opowiadanie, jakie udało i się napisać. SZEPTY ZEBRANE - Umieram - powiedziało cicho moje odbicie w lustrze. Uśmiechnąłem się ponuro. - A wiesz, co jest na końcu życia? - zapytałem cicho. - Wiem. Nicość. Nieistnienie. To jest na końcu życia. Zastanowiłem się. - Na którym końcu? * * * Mała dziewczynka siedziała w czytelni i bawiła się kostką do gry. Upuszczała ją z pewnej wysokości i obserwowała jak tańczy po mahoniowym blacie biurka. Podszedłem bliżej. - Trzy - powiedziała dziewczynka i upuściła kostkę. Ta potoczyła się po blacie, po czym znieruchomiała. Trójka. "Przypadek" pomyślałem. - Jeden. Jedynka. - Pięć. Piątka - Dwa. Dwójka. - Jeden. Jedynka. - Jak to robisz? - zapytałem. Dziecko uniosło głowę i uśmiechnęło się. - Chcesz spróbować? - Pewno - uśmiechnąłem się niepewnie i wziąłem kostkę do ręki. Skupiłem się. - Cztery - zaryzykowałem i wypuściłem ją z rąk. Kostka zatańczyła na blacie. Sześć. Popatrzyłem pytająco na dziewczynkę. - To trzeba wiedzieć - wyjaśniła - Jeśli będziesz tylko miał nadzieję, to nie wystarczy. Musisz wiedzieć. Inaczej się nie uda. Popatrz. - Podrzuciła kostkę w górę. Gdy sześcian osiągnął punkt szczytowy powiedziała - Dwa - kostka głośno stuknęła o parkiet. Kilka osób - moli książkowych, kręcących się o tej porze w bibliotece - obejrzało się. Popatrzyłem w dół. Dwójka. - To niemożliwe - oświadczyłem, zwracając się do całego świata w ogólności. Mała zdziwiła się. - To proste - oświadczyła - Jeśli będziesz dużo ćwiczył i nie przejmował się tym, że się nie udaje, to w końcu się nauczysz. Tylko musisz bardzo, bardzo dużo ćwiczyć. zobaczysz, że w pewnym momencie to się powtarza. Powtarza... Co się powtarza. Dziewczynka uśmiechnęła się szczerbato. - Wszystko. * * * Katedra była zrujnowana. Ale porozbijane witraże, walące się ściany nie sprawiały złowrogiego wrażenia. Wręcz przeciwnie - czuć było, że w tym miejscu Wszechświat wstrzymał oddech. Szedłem ramię w ramię z Risaldo - moim Aniołem Stróżem. Jak zwykle miał na sobie szary T-shirt i granatowe dżinsy. - Jak to właściwie jest? - zdziwiłem się. - Słowa, które zostały napisane, nie są tymi, które zostały wypowiedziane. - Czyli, że w Piśmie są kłamstwa? Risaldo zaśmiał się. - Oczywiście, że nie - powiedział - To, co tam jest, to prawda. Ale nie zawsze pokrywa się ona z tym, co wydarzyło się naprawdę. Weźmy, na przykład, tę historię z Adamem i Ewą. Oboje są w rzeczywistości alegorią dwóch plemion ludzi pierwotnych, które... Nie słuchałem. Wpatrywałem się w gołębie, które fruwały na tle intensywnie błękitnego nieba. Nie były białe, tylko zwykłe, szare. Pospolite. - Halo! - głos Anioła Stróża wyrwał mnie z bezmyślenia. Odwróciłem się. - Tak? - zapytałem niezbyt przytomnie. Risaldo popatrzył na mnie i pokręcił głową z dezaprobatą. - Lepiej wracaj do siebie - oznajmił. ... Strzeż duszy, ciała mego i doprowadź mnie do żywota wiecznego, Amen. Przeżegnałem się i usiadłem przy biurku. Jak to szło? Kiedy na ciało działa siła... * * * Dzieciaki darły się na placu zabaw. Jakiś mężczyzna rozmawiał przez telefon. Kobieta w średnim wieku wyszła na balkon rozwiesić pranie. Dwóch chłopaków dyskretnie zaciągało się krążącym z rąk do rąk papierosem. Zaraz miał spaść deszcz. Idąca drogą dziewczyna miała skrzydła u ramion. Zdziwiło mnie to i podszedłbym do niej, gdyby nie moja wrodzona nieśmiałość. * * * Kostka potoczyła się po podłodze. Zakląłem i spróbowałem jeszcze raz. - Cztery. Jedynka. - Dwa. Szóstka. - Pięć. Szóstka. - Trzy. Szóstka. - Sześć. Dwójka. Zrezygnowany usiadłem na tapczanie. To się nie uda. Ćwiczyłem już od trzech godzin i nie zauważyłem żadnej prawidłowości. początkowo zapisywałem liczby, jakie wypadają i te, które wymawiałem, jednak po siedmiuset rzutach poczułem zniechęcenie. - Jeden. Jedynka. - Cztery. Czwórka. w przypływie nadziei ponownie chwyciłem kostkę. - Pięć. Trójka. i tak dalej, i tak dalej... * * * Odbicie zmarszczyło nos. Nie miało większego wyboru, bo ja też zmarszczyłem. - Brzydki jestem - oświadczyło. - Obaj jesteśmy. - Jesteś tylko ty. Ja nie istnieję. Westchnąłem. - Ale i tak jesteś brzydki. - Tylko dlatego, że ty jesteś. - odparował ten drugi, lustrzany ja. - Jak tam jest? - zapytałem. - Gdzie? - No... Tam, gdzie ty jesteś. Odbicie zastanowiło się. - Tak samo. - Tak samo? - tylko, że odwrotnie. * * * Risaldo milczał. Nikt nie potrafił milczeć tak jak on. - Tracę wiarę - powtórzyłem. Anioł zacisnął usta. - Nie wiem, co robić - ciągnąłem - ale ogarnia mnie zwątpienie. Wiara wydaje mi się taka... Nieprawdopodobna. Anioł wzruszył ramionami. - To się zdarza - rzucił. - I co? - zapytałem. - Co "I co"? - Z moją wiarą. - Przejdzie Ci - powiedział - Każdemu to się zdarza. Najpierw mącicie, że Boga nie ma, że prymitywny zabobon, że to, że tamto... A potem dzieje się coś w życiu, że nie można już dłużej nie wierzyć. Że jest tylko jedna droga do wyzwolenia i takie tam... - Nie powinieneś chyba mówić o Wierze tak... Swobodnie. - zauważyłem. - Dlaczego? - zdziwił się - Przecież wiara powinna być w życiu człowieka czymś oczywistym, bliskim... To tak jak mówienie o dobrym kumplu - Mozna z niego żartować, można się ponabijać, ale zawsze jesteście dobrymi kumplami. Prawda? - Wiesz, Risaldo, czasem zastanawiam się jak ktoś tak nieanielski może być Aniołem. * * * - Nie umiem - powiedziałem - Zdradź mi, jak ty to robisz. - Normalnie - zdziwiła się - Birzesz kostkę, mówisz liczbę, rzucasz i ona wypada. Ta liczba. - Mi nie wypada. - Ćwiczyłeś? - dziewczynka prześwidrowała mnie paciorkowym spojrzeniem. - Kilka godzin... - Tylko? - zdziwiła się - Trzeba ćwiczyć cały czas. Nie tylko z kostką. - A jak jeszcze mogę ćwiczyć? - zaciekawiłem się. - Popatrz - wskazała palcem na ładną dziewczynę, która stała przy półce i wertowała jakąś książkę. - Jak myślisz, kim są Anioły Stróże? Nie byłem przygotowany na takie pytanie, ale odparłem bez wahania. - Są podporą człowieka. Jego strażnikiem i opiekunem. Światłem, wskazującym drogę Chrystusa... - Tak, tak - przerwała mi niecierpliwie - Ona nie ma Anioła. Przez chwilę przetrawiałem tę informację. - To niemożliwe - oświadczyłem z całą pewnością siebie - Wszyscy mają Anioła. Nawet najgorsi grzesznicy. Ja mam Anioła. Jest trochę nietypowy, ale... - Ona nie ma. Popatrz uważniej. Odwróciłem głowę w stronę dziewczyny, która przez ten czas przysiadła na krześle, niedaleko księgozbioru podręcznego. Przypatrzyłem się jej dokładnie. Szczupła sylwetka, czarne włosy... Nie, to błędny trop. Zajrzałem do jej duszy. Przypatrzyłem się zmarszczkom mimicznym na jej twarzy, dłoniom, oczom. Potem popatrzyłem na to wszystko jako całość. I zauważyłem. - Nie ma obwódki - powiedziałem cicho. Każdy człowiek ma kształt obrysowany bardzo cienką, jasną linią - jakby tarczą, albo skorupką jajka. A ona tego nie miała. - To straszne - szepnąłem wstrząśnięty do głębi - Można jej jakoś pomóc? - Nie - powiedziała cicho dziewczynka - Jedynie ona sama może sobie pomóc. Nikt inny. a już na pewno nie my. Uniosłem pytająco brew. - My widzimy - wyjaśniła - Będziesz ćwiczył dalej? - Co? Aa... Tak. Chyba tak. * * * - Jak dużo czasu nam zostało? - Niewiele. Sądzę, że parę dni - odbicie pokręciło głową - Trochę szkoda, co nie? - Trochę - przyznałem. - Ale wiesz... Jak ty, to i ja. Nie będę potem istniał. Byt rodzi byt. I odwrotnie. - To już twoje zmartwienie. * * * - Co się dzieje z Aniołami Stróżami, po śmierci ich... - Człowieka? - podpowiedział Risaldo. - Tak, człowieka. - Odchodzimy do światłości Boga. Jeden człowiek, jeden Anioł. - To straszne! - zawołałem - Przecież to gorsze, niż śmierć! - Nie rozumiesz - powiedział Anioł łagodnie - Każdy z nas marzy o chwili, w której zatopi się w blasku Stworzyciela - westchnął, rozmarzony. Milczenie. Gołębie ganiały się po niebie. * * * Mędrzec zmęczony przysiadł na ławce. Na placu dzieci ganiały się po piaskownicy, w jednej z tych swoich zabaw, których reguł na potrafi pojąć żaden dorosły. Jedno z nich pomachał wesoło do Mędrca. uśmiechnął się. Podczas swojej długiej podróży poznał wielu ludzi - dobrych i złych. Tych drugich było, co prawda, wiele więcej, ale Mędrzec nie przejął się tym - świat z definicji jest zły. Ludzie tylko się przystosowali. W swojej arogancji twierdzą, że to oni zmieniają świat. Przez głowę im nie przejdzie, że to świat może zmieniać ich. Mędrzec westchnął. Gdyby ludzie na prawdę potrafili zmienić świat, uczynili by go lepszym. To przecież proste - każdy zdrowy na umyśle człowiek chce żyć w dostatku i umrzeć w zgodzie z Bogiem i ludźmi. Jeśli tak nie jest, to - w mniemaniu Mędrca - są dwa ku temu powody. Albo świat jest pełen szaleńców, albo ludzie zwyczajnie nie chcą takiego życia. To takie dziwne... Mędrzec wstał i poszedł do sklepu. Kupił loda na patyku. Miał tylko siedem lat. * * * - Cztery. Piątka. - Dwa. Dwójka. - Pięć. Jedynka. - Sześć. Dwójka. - Cztery. Jedynka. * * * - Dlaczego zniszczona katedra? Risaldo poprowadził mnie przed ołtarz. Jezus wiszący na krzyżu toczył krwawe łzy. Wokół niego gromadzili się uczniowie, żołnierze, faryzeusze... - Zamknij oczy - polecił. posłusznie zacisnąłem powieki. Katedra była teraz cała. Ludzie stłoczeni w ławkach przyklękli. Kapłan uniósł Przenajświętszy Sakrament. - To czyńcie na moją pamiątkę. Risaldo uśmiechnął się. - Wytłumacz mi jedno - poprosiłem - Czemu zawsze na ołtarzu jest przedstawiony Jezus ukrzyżowany? - wskazałem ołtarz - Przecież to przedstawienie Go w chwili największej klęski. Risaldo przyklęknął. - Popatrz na tych ludzi - szepnął - Czy to nazywasz klęską? * * * - Jak długo? Jak długo jeszcze? Ile mam jeszcze cierpieć, wiedząc, że niedługo umrę? Powiedz. - Nie wiem dokładnie. Śmierć to rzecz tak straszna i ostateczna, że odbija się szerokim echem w obu kierunkach linii czasu. Ale sądzę, że dzień, może dwa. Przygotuj się. Wiesz - spowiedź i te rzeczy... - O to się nie martw. Jakoś to przeżyję... Metaforycznie. - Kto wie? * * * Czemu to życie trwa tak krótko? * * * Zadowolony zasiadłem przed dziewczynką. Niemal pękałem z dumy. - Popatrz - powiedziałem i podrzuciłem kostkę - Cztery - powiedziałem. Kostka zatańczyła na blacie. Czwórka. - Sześć. Szóstka. - Dwa. Dwójka. - Pięć. Piątka Popatrzyłem na nią wyczekująco. Uśmiechnęła się. - Mówiłam, że ci się uda. Trzeba tylko... - ...dużo ćwiczyć. - dokończyłem zadowolony. - I co teraz? - zapytała. - Jak to co? - stropiłem się. - Teraz widzisz. widzisz więcej, niż reszta. Jak to wykorzystasz? Zamyśliłem się. - Niedługo umrę - wyznałem. - Skąd wiesz? - Przecież widzę. Dziewczynka pomyślała przez chwilę. - No to patrz! - roześmiała się - Ludzie umierają, bo są ślepi. Ty patrz uważnie na drogę, to się nie potkniesz. Nie upadniesz i nie umrzesz. - To podziała? - poczułem zamęt w głowie. Mogę nie zginąć... Szczerbaty uśmiech - Na pewno. - Tak zrobię. * * * - Czy można powstrzymać Śmierć? Risaldo zastanawiał się przez chwilę. - Przecież robisz to codziennie. Oddychając, powstrzymujesz Śmierć. Chodząc, myśląc, działając... - Ale mi chodzi o przeżycie w tym... W tym, momencie, w którym powinniśmy zginąć. Anioł zdziwił się. - A kiedy powinniśmy zginąć? - Myślałem, że każdy człowiek ma taką, jakby klepsydrę i jeśli piasek przesypie się do końca... - Bzdura - przerwał mi Risaldo - owszem, czasem Bóg przesądza o czyimś życiu lub śmierci, ale reszta zależy od ciebie. - Myślałem, że Bóg wie, kiedy ma umrzeć każdy... - Ależ wie - zapewnił - Na przykład wie, że ty zginiesz jutro. Przed chwilą jednak wiedział, że zginiesz za miesiąc. Po kolejnej chwili wiedział będzie, że umrzesz za pięć lat. - Czyli wszystko się zmienia... Risaldo poklepał mnie po ramieniu. - ON wszystko zmienia. * * * - Już? - Już. * * * Odkleiłem wzrok od szyby wystawowej i wszedłem na jezdnię. Pędzący samochód minął mnie dosłownie o włos. Poczułem, że umarłem, a równocześnie mój umysł uparcie przekonywał mnie, że ciągle żyję. To już koniec, zdziwiłem się. Spodziewałem się... Sam nie wiem, czego. Walki ze Śmiercią, rozpaczliwej ucieczki przed nieuniknionym... Jakim nieuniknionym, zreflektowałem się natychmiast, przecież Risaldo twierdził, że prawie nic nie jest do końca przesądzone. Czyli żyję dalej. To dziwne, ale poczułem rozczarowanie. Przygotowałem się już na odejście, byłem praktycznie pogodzony z losem... I co dalej? Będę musiał ponownie przeżywać tę agonię, potem znowu i znowu, aż w końcu umrę, no bo ile można odwlekać nieuniknione? - I co dalej? - szepnąłem wstrząśnięty. Podeszła do mnie dziewczyna ze skrzydłami. - Dalej jestem już tylko ja. Słońce zachodziło. Bardzo powoli. |
Autor: | mouse72 [ 08 cze 2008 23:12:30 ] |
Tytuł: | |
Piękne !!!!!!!!!!!! Przeczytałam jednym tchem i nie wiem od czego zacząć pochwały Doskonały styl , bogaty język , no i sam pomysł... Profesjonalizm w każdym calu. Niesamowity ładunek emocji .PIęKNE! Niestety nie mogę wysłać wiadomości na priv więc wklejam tutaj Twoje opowiadanie zasługuje na to , by zaprezentować je szerszej rzeszy czytelników. Polecam portal Fabrica librorum. Jest kilka literówek, ale po korekcie śmiało można wysłać tam utwór. Jest naprawdę przepiękny . Pozdrawiam autora . |
Autor: | Margot [ 08 cze 2008 23:22:31 ] |
Tytuł: | |
Mnie również się bardzo podoba, zaciekawiło mnie od początku. Niezwykle interesujący pomysł, niby kilka oddzielnych sytuacji, a wiążą się ze sobą w jedną całość. I ten pomysł z kostką do gry, fantastyczny! Życzę powodzenia w dalszym pisaniu, pochwal się czymś jeszcze, po piszesz rewelacyjnie. Pozdrawiam |
Autor: | buczo11 [ 09 cze 2008 12:57:09 ] |
Tytuł: | |
Powiem szczerze, że bardzo oryginalny pomysł połączenia tylu wątków w jedną całość. Choć przyznam, że na początku fragment z kostką przypominał mi trochę I część Matrixa (tak, można się śmiać ), ale tak jakoś mi sie skojarzyło. Fragment z dziewczynką nie mającą swojego anioła stróża pachnie trochę niezłym horrorem, ale wcale nie mówię, że nie podoba mi się. Według mnie całość tylko z pozoru wygląda na prostą w odbiorze, w rzeczywistości przesycona jest głęboką filozofią płynącą z obserwacji świata oraz jego kontemplowania. To naprawdę wielki dar! Wykorzystaj go jak najlepiej i jak najpełniej. Bardzo mi sie podobało i z niecierpliwością czekam na następną część!! |
Autor: | Konto usuniete [ 09 cze 2008 18:23:19 ] |
Tytuł: | |
Bezapelacyjnie - świetne. Przeczytałam jednym tchem i proszę o więcej. Masz talent i myślę, że powinnaś / powinienieś go rozwijać. Unikalny pomysł, masz świetny styl. Naprawdę bardzo dobry tekst. |
Autor: | toki [ 11 cze 2008 8:02:05 ] |
Tytuł: | |
Pochwalić. Pochwalić. Bardzo miłe i skłaniające do odrobiny refleksji. Gdy czytałem o tym chłopcu „skazanym” na śmierć, przypomniało mi się opowiadanie „Oskar i Pani Róża”. Było pisane w podobnym tonie. Twoje opowiadanie serio jest bardzo, bardzo dobre. |
Strona 1 z 1 | Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 [czas letni (DST)] |
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ |