eKsiążki
https://forum.eksiazki.org/

Autor vs. tłumacz
https://forum.eksiazki.org/dyskusja-ogolna-f36/autor-vs-tlumacz-t5287.html
Strona 1 z 3

Autor:  lille [ 18 sie 2008 17:22:15 ]
Tytuł:  Autor vs. tłumacz

Jestem pasjonatką twórczości Ericha Marii Remarque. Jego powieści są pisane językiem lekkim, finezyjnym i barwnym.

(Same powieści traktują najczęściej o ludziach znajdujących się w dramatycznych sytuacjach, naznaczonych przez czas i los. Będących bez "wyjścia", a jednocześnie z determinacją poszukujących odrobiny szczęścia, takiego "światełka w tunelu".
Książki autorstwa Remarque, nie miewają pozytywnego zakończenia, emanują bólem, tęsknotą i pogonią za tym co utracone. Jednocześnie pozwalając nam, zachwycić się prozą autora)


Część jego powieści, była "wypuszczona" na rynek, w latach 90 przez wydawnictwo Czytelnik. Część - bo niektórych pozycji nie przetłumaczono (Gam, Dom Marzeń, Hymn na cześć koktajlu itd).
Ok 15 lat później nadrobiło to wydawnictwo Rebis - wydając i tłumacząc wszystkie powieści autora. W pięknych, lśniących, twardych oprawach (aż chciało się mieć taką książkę), tyle że po zakupie owych okazało się że czegoś im zabrakło. Coś jakby Remarque, przestał być Remarque'm.

Wtedy to postanowiłam odkurzyć sobie w pamięci, pozycje które zrobiły na mnie wrażenie. Ku mojemu rozczarowaniu, wszystkie te Rebisowskie "cacuszka", były tak naprawdę niestety i jedynie ładne wizualnie.
I tu się zaczyna rola tłumacza, bo przecież nie wystarczy jedynie znać język, trzeba jeszcze znać język literacki i umieć się nim odpowiednio posłużyć, odnaleźć pewne niuanse.

Obecnie udało mi się skompletować wszystkie tytuły Czytelnika, i pomimo że wydane są "biednie", mają dla mnie dużo większą wartość, niż te wydane przez Rebis. Co prawda gorzej się prezentują na moich półkach, za to treść jest niewspółmiernie piękniejsza.

Jak często Waszym zdaniem tłumacz potrafi "zabić" książkę? Jak często się z tym spotkaliście? Czy i kiedy ma to dla Was znaczenie? Przy jakich autorach dotkliwie to odczuliście?

Pozdrawiam

Autor:  Kell [ 18 sie 2008 20:58:40 ]
Tytuł: 

Ogólnie to tak dużo się teraz wydaje książek, że większość ludzi czyta tylko pierwsze wydanie, często nie zdająć sobie nawet sprawy, że wyszło wznowienie ;) No, ja przynajmniej tak mam. Zamiast czytać nowe wydanie tej samej powieści (a mógłbym np. przeczytać "Naznaczeni błękitem" zamiast "Tkacza iluzji" Białołęckiej) to wolę jednak sięgnąć po nową pozycję. Prawda jest okrutna ale rola tłumacza jest kolosalna, nie do przecenienia wręcz, przy wprowadzaniu nowej pozycji na rynek. Dlatego też wiele pozycji na rynku było skazanych na porażkę od samego początku. Tak się działo, dzieje i dziać się będzie.

Autor:  Mori [ 18 sie 2008 22:29:28 ]
Tytuł: 

Noo, Kell, jednak Tkacz iluzji to trochę inna para kaloszy. SuperNOWA nie chciała tego ponownie drukować, więc Białołęcka się przeniosła - ale że prawa do Naznaczonych były sprzedane, musiała napisać to od nowa - więc jak sama mówiła na PolCONie 2006 w Lublinie to nie jest ta sama książka. No, i tłumacz nie miał tu nic do rzeczy =]

Z drugiej strony zgadzam się - też uważam rolę tłumacza za znaczącą. Stąd częstokroć tłumaczenia fanowskie sprawiają, że czytać się odechciewa, a potem, gdy weźmie się profesjonalne tłumaczenie, to jakby nie ta książka - patrz: Harry Potter (przynajmniej w moim odczuciu).

Autor:  Konto usuniete [ 20 sie 2008 17:07:25 ]
Tytuł: 

Również bardzo często zastanawiam się zarówno wtedy gdy książka mnie porywa i zachwyca jak i wtedy gdy zauważam wyraźne błędy stylistyczne, gdzie autor a gdzie tłumacz. Z tego wynika że należałoby czytać w oryginale, ale wtedy gdy nawet znam jakoś ten język to pojmę treść ale nie spostrzegę finezji języka. Znalazłam kiedyś w kalendarzu taką sentencję (nie ja ją wymyśliłam ) "tłumaczenia są jak kobiety- piękne nie są wierne, a wierne nie są piękne..." z przeproszeniem wszystkich pięknych i wiernych pań. Wszystko zależy, czy szukam samej treści czy całości dzieła z jego stylem. Często jednak nazwisko tłumacza nic mi nie mówi, ale lubię powracać do przeczytanych książek w innych tłumaczeniach.

Autor:  lille [ 20 sie 2008 19:46:25 ]
Tytuł: 

Cóż widocznie sentencje z kalendarzy nijak mają się do rzeczywistości, i to nie tylko w sensie dosłownym przytoczonego wyżej cytatu, ale również w sensie logicznym :P

Jeżeli chodzi o literaturę to oczekuje i stylu i treści, jedno bez drugiego istnieć nie może, przynajmniej dla mnie.


Odnośnie tłumaczeń właśnie sobie przypomniałam o klasyce fantasy, z którą każdy z nas się zetknął - a przynajmniej powinien, mianowicie - Władca pierścieni.

Swego czasu po tzw. sukcesie (bumie) filmowym, wydawnictwa zaczęły "masowo" wznawiać w/w trylogię. I tu również moim zdaniem wygrywa tłumaczenie Marii Skibniewskiej, zostawiając
Jerzego Łozińskiego czy Frąców daleko w tyle.


---,,,^..^,,,---

Autor:  loleska [ 21 sie 2008 16:43:35 ]
Tytuł: 

Tłumacz ma baaardzo duzo do powiedzenia, i niestety potrafi zmasakrować ksiazke. Władca pierścieni to jeden przykład, niedawno miałam okazje poczytać "Miecz przeznaczenia" w wersji angielskiej - z fascynujące opowieści zrobiła się taka sobie historyjka w stylu: niby pomysł ciekawy, ale tresc juz nie. Efekt jest taki, ze "Wiedźmin" na Wyspach jest malo znany i wydano na razie "Miecz przeznaczenia" i na tym chyba się skończy. A w wersji hiszpańskiej tłumaczenie jest super, wydano chyba juz wszystkie czesci "Sagi..."
Ja wiem ze to paskudna, niewdzięczna praca (bo kto tam zwróci uwagę na tłumaczenie, autor przeciez ważniejszy); sama czasami tłumacze dorywczo rozne rzeczy, ale marzy mi się zeby wydawcom zależalo trochę na zatrudnianiu artystów a nie robotników...

Autor:  Kalina [ 22 sie 2008 10:24:59 ]
Tytuł: 

Zgadzam się całkowicie z Loleską, jeśli tylko mam okazję czytam oryginał i polskie tłumaczenie - ot, tak dla sprawdzenia i niestety w 8 przypadkach na 10 oryginal jest o niebo lepszy od tłumaczenia. Stąd nauczyłam się zwracac uwage na nazwisko tłumacza ;-). Odradzam na przykład ostatnie wydanie książki Pratchetta "Mali ciutludzie"przekład wykonała inna tłumaczka niż wszystkich pozostałych, czego rezultatem są tłumaczenia na silę angileskich nazw na polski, spłaszczenie dialogów i całkowita śmierć lekkości Pratchettowego pióra. DObry tłumacz to tez pisarz, tyle, że pisarz nie swoich książek.

Autor:  Nessarose [ 22 sie 2008 18:04:46 ]
Tytuł: 

Niedawno przeczytałam "Nieznośną lekkość bytu" Kundery w znakomitym tłumaczeniu Agnieszki Holland (tak, tak, tej reżyser od "Całkowitego zaćmienia", "Placu Waszyngtona" i "Europa, Europa") - powieść mnie zachwyciła. Kilka dni po skończeniu wersji polskiej znalazłam na półce koleżanki angielskie tłumaczenie i stwierdziłam, że przeczytam w ramach szlifowania moich zdolności lingwistycznych... i - zaskoczenie! ksiązka która po polsku była znakomita i wyjątkowo wciągająca, po angielsku jest nudna jak flaki z olejem! I nie jest to wina tego, że mam trudności z czytaniem po angielsku, bo to idzie mi dobrze. Po polsku te zdania były lekkie, wręcz "nieznośnie lekkie" ;) natomiast po angielsku Kundera nie brzmi zupełnie!
A ostatnio ktoś odpowiadał mi anegdotę o rozmowie Cortazara z Zofią Chądzyńską, odpowiedzialną za znakomite przekłady jego prozy na polski. Cortazar był ponoć wręcz zszokowany olbrzymią popularnością, jaką jego twórczość cieszy się nad Wisłą. Julio, zwracając się do pani Zofii (która była również jego przyjaciółką) stwierdził ponoć "Ech, cholera cię wie, che, co ty tam napisałaś. Nigdy się tego nie dowiem"

Autor:  cyber80 [ 26 sie 2008 13:46:53 ]
Tytuł: 

Książki najlepiej czytać w oryginale. Jeśli jednak nie jest to możliwe, to chcąc nie chcąc, jesteśmy zmuszeni do korzystania z lepszych lub gorszych tłumaczeń. Umiejętności tłumacza odgrywają bardzo dużą rolę w odpowiednim przekazaniu przesłania książki. Składnia, semantyka, interpretacja, odpowiednie tłumaczenie idiomów i inne czynniki językowe mają ogromny wpływ na końcowy efekt, który trafia do naszych rąk w postaci książki.
Przykładem mogą być dwa, jakże odmienne, tłumaczenia jednej z najwybitniejszych powieści SF, pt. „Diuna” autorstwa Franka Herberta. Jeden z tłumaczy pustynny strój używany przez Fremenów (drugi tłumacz nazywa ich Wolanami) nazywa filtrfrakiem, zaś drugi hermetykiem. Jeden urządzenie zwabiające czerwia (piaskala, jak to przetłumaczył drugi) nazywa dudnikiem, drugi tupaczem, zaś Paul Atryda dla jednego to oczekiwany Kwisatz Haderah, zaś dla drugiego Quisatz Haderach.

Autor:  damrod [ 07 wrz 2008 9:39:16 ]
Tytuł: 

Dla mnie tłumacz jest drugą najważniejszą osobą po pisarzu, a trzecią wydawca.
Polak rozumuje po polsku, anglik po angielsku i tak z każdą narodowością. Mam nadzieje że wszyscy z nas spotkali się z wyrażeniem "angielskie poczucie humoru". Tak samo jest z literaturą. Zagraniczni autorzy we własnym kraju są bardzo znani, ze względu na talent pisarski, natomiast nieudolne tłumaczenie (czasem jedyne) robi z książki popularnego "średniaka" w świecie literatury.
Tłumacz tłumacząc książkę powinien skonfrontować gotowe dzieło z autorem, by wyeliminować zaistniałą wyżej sytuację. Mam nadzieję, że z upływem czasu profesjonalizm przezwycięży bariery językowe i w pełni przekłady będą oddawały treść książki.
loleska napisał(a):
Ja wiem ze to paskudna, niewdzięczna praca (bo kto tam zwróci uwagę na tłumaczenie, autor przeciez ważniejszy); sama czasami tłumacze dorywczo rozne rzeczy, ale marzy mi się zeby wydawcom zależalo trochę na zatrudnianiu artystów a nie robotników...

Dobre stwierdzenie... taki robotnik może książkę "zabić" bądź zniechęcić czytelnika do przeczytania.
Przekład ma dla mnie znaczenie, gdy jest możliwość wyboru między jednym a drugim, jeżeli go nie ma i chcę książkę przeczytać wybór pozostaje jeden.
Może się powtórzę, ale jak na razie największą różnicę w przekładach zauważyłem we wspomnianym "Władcy Pierścieni".

Autor:  Asami [ 10 wrz 2008 19:16:22 ]
Tytuł: 

Wiadomo, że tłumaczenie książek nie jest wcale takie proste. Przecież już na lekcjach języków obcych w podstawówce wbijają dzieciom do głów zasadę, że nie tłumaczy się niczego dosłownie. A jest to bardzo często spotykany w tłumaczeniach błąd. Tak na prawdę niektórych rzeczy po prostu nie da się przetłumaczyć. Trzeba więc znaleźć dla takich zwrotów zastępstwo. Ale mnie najbardziej denerwuje w tłumaczeniach zmiana najważniejszych imion, nazw własnych. Trafiłam kiedyś na tłumaczenie Tolkienowskiego "Władcy Pierścieni", gdzie zmienione były praktycznie wszystkie nazwy. Czytało się to okropnie. Ale mimo wszystko, wtedy łatwiej mi było czytać beznadziejne tłumaczenie, niż oryginał....

Autor:  Sylvii [ 11 wrz 2008 15:23:29 ]
Tytuł: 

Praca tlumacza jest przy ksiazkach baardzo ciezka. Skonczylam wlasnie filologie angielska i na wlasnej skorze mialam sposobnosc sie o tym przekonac. Jak juz wczesniej wspomniano pewne zwroty bardzo ciezko jest przelozyc z jednego jezyka na drugi a czasem wrecz jest to niemozliwe. Ma tutaj tez duzo do czynienia swoiste poczucie humoru jakim cechuje sie dany narod i tak nie wszystko co np smieszne u nas bedzie zabawne na wyspach i odwrotnie. Wiem, ze zdarza sie czesto, ze tlumaczenia sa beznadziejne i wacle nie trzeba przeczytac orginalu ksiazki zeby sie o tym przekonac - widac "golym okiem" po zwrotach, powtorzeniach, ze to bezmysle przepisywanie slowo w slowo obcych slowek na nasze. Ale nie patrzac na takie skrajne przypadki, nalezy mniech chyba jednak troche wyrozumialosci i dla tlumaczy. Nie zawsze latwo trafic za autorem w doborze slow ktore najlepiej odzwierciedlaly by orginalna wersje utworu. Ale skolei prawda tez jest taka, ze nie kazdy ma ten "dryg" do przekladu i czesto to ludzie sami soba wyczowaja - nie ma co brac sie za cos na sile, zeby tylko odbebnic i kase do kieszeni wlozyc. Zgadzam sie z wczesniejszym stwierdzeniem, ze wydawnictwa powinny prawdziwych artystow do tego zatrudniac, ale z drugiej strony w jaki sposob jednoznacznie ocenic kto jest artysta a kto nie?

Autor:  scibor1 [ 12 wrz 2008 11:05:23 ]
Tytuł: 

No a tlumaczenia Biblii? Jest co prawda caly watek traktujacy o Biblii jako dziele literackim, i mamy tam szereg pogladow ktora "wersja" jest lepsza, bardziej lub mniej przyswajalna itp. W dodatku w przypadku tego konkretnego dziela mamy do czynienia z tlumaczeniem wielostopniowym - oryginal-> jezyk A-> jezyk B itd, co dodatkowo moze znieksztalcac tresc pierwowzoru. Zdumiewa, a nawet przeraza fakt, ze bazujac na konkretnym tlumaczeniu czytelnik wyrabia sobie czasem bledne (ale ktoz sie do tego przyzna;)) pojecie i w ten sposob powstaja nowe odlamy wiary... Z drugiej strony malo kto z mniej lub bardziej nieszkodliwych "fanatykow" pokusi sie o dotarcie do wersji oryginalnej, wystarcza mu informacja przekazana przez tlumacza. Daze tu do tego, ze nierzetelny tlumacz - w tym konkretnym przypadku dziel religijnych - moze pozwolic sobie na manipulacje czytelnikiem. W Koranie na przyklad wielokrotnie jest podkreslane, ze winien on byc czytany wylacznie w "pieknym, prostym i zrozumialym" jezyku arabskim.
Praca tlumacza jest ciezka i odpowiedzialna, a przede wszystkim potrzebna - bez tlumaczy wiele dziel byloby dla nas po prostu niedostepnych ze wzgledu na bariery jezykowe. Autor ma w tym przypadku latwiej, bo zwykle pisze w swoim rodzimym jezyku. Co nie znaczy, ze ma latwo;)

Autor:  kendzi [ 16 wrz 2008 15:16:16 ]
Tytuł: 

Zdarzyło mnie, się przeczytać jedną książke dwa razy (niestety nie pamiętam tytuły) i odniosłem wrażenie jakbym czytał dwie różne powieści. Poźniej sprawdziłęm że ksiązka była tłumaczona przez dwie osoby, co sprawiło że niektóre nazwy własne były inne a nawet w wydawalo mnie się, że nie których wydarzen nie było w drugim egzemplarzu.

Kolejny wpływ tłumacza na jakośc czytania zobaczyłem gdy czytałem serie X-Wingi. Po którymś tomie wydawnictwo zdecydowało się zmienić tłumacza, a on postanowił zmienić imie jednego z bohaterów. Niestety był to jeden z ważniejszych bohaterów i gdyby nie fakt, że przeczytałem o tym wcześniej na jednym z forów myslałbym, że autor nagle uśmiercił tamtą postać i wprowadził nową, bez żadnego wyjaśnienia.

Czytając internetowe tłumaczenia Harego Potera byłem dosć zadowolon, że udało mnie sie przeczytać jako jednemu z pierwszych jego nowy tom. Ale nie wiedziałem co traciłem do momentu gdy przeczytałem tą samą ksiązkę wydaną przez profesjonalistów. To był najlepszy przykład pracy tłumacza i jego wpływu na książke, ktory można podawać za przykład inym.


Jak widać z moich doświadczen uważam podobnie jak przedmówcy, że tłumacz jest równie ważny jak autor książki, jest w pewnym sensie jej interpretatorem i od jego "widzi mi się" zalezy jak czytelnik będzie odbierał daną pozycje.

Autor:  Konto usuniete [ 16 wrz 2008 16:15:19 ]
Tytuł: 

Zawsze podziwiałem tłumaczy. Nie tylko za znajomość języka, ale także za odpowiedzialność jaką na siebie biorą. Chyba nie wystarczy znać obcy język, żeby tłumaczyć książki. Trzeba znać kulturę i mentalność obcego narodu, jak własnego. Dobrym tłumaczą należy się wielki szacunek, szkoda, że często się ich nie docenia, są tak jakby w cieniu autora. Mamy ulubionych autorów, ale już nie tłumaczy.

PS. Zasłyszałem, że największe wyzwanie stawia tłumaczenie z rosyjskiego na polski. Czy ktoś, kto włada ww. językiem może to potwierdzić?

Strona 1 z 3 Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 [czas letni (DST)]
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group
http://www.phpbb.com/