Konto usuniete
|
Wańkowicz Melchior "Na tropach Smętka"
Sięgając po powieść -reportaż Melchiora Wańkowicza „Na tropach Smętka” myślałam o tym jak nieciekawy i nudny może być. Został wydany dawno – bo w 1935 r. - jest zbyt długi, zawiera pewnie tysiące trudnych słów, ma niezrozumiały tytuł, a do tego brak mu żywiołowej akcji (to wszystko stwierdziłam przyglądając się jego burej obwolucie). Na całe szczęście nie miałam racji, a sama lektura okazała się lepsza, niż sądziłam– rzeczywiście nie powinno się „oceniać książki po okładce”.
Już o przeczytaniu kilku rozdziałów zaczął mnie intrygować pewien osobnik o imieniu Smętek. Zastanawialam się, skąd wziął się w tytule utworu i kim właściwie jest? Odpowiedź znalazłam dość szybko. To diabeł złośliwie trapiący ludzi, występujący w legendach kaszubskich,o którym w swoim dziele „Wiatr od morza” wspomniał Stefan Żeromski. Wańkowicz wykorzystał go w swoim utworze, by wytłumaczyć zjawisko wyparcia się polskości przez Mazurów i ich opowiedzenie się po stronie Niemcow w plebiscycie w 1920 roku. Właśnie po jego tropach podróżuje w swojej wyobraźni, twierdząc, że to on jest winien wszystkim szkodom wyrządzonym na Mazurach.
Autor (a jednocześnie główny bohater książki) jedzie na tereny ówczesnych Prus Wschodnich, by dowiedzieć się, dlaczego ludzie, na co dzień rozmawiający między sobą w języku polskim chcieli, by to Niemcy rządzili miejscem, w których mieszkają. Polacy tłumaczyli to sobie faktem, że Mazurów zmusili ich do tego hitlerowcy, a także niepewna sytuacja polityczna w ich ojczyźnie. Prawda natomiast była taka, że dla większości ludzi z tamtych terenów sama konieczność opowiedzenia się za Polską lub Niemcami, była dramatem, oznaczała bowiem wyrzeczenie się własnej odrębności. Wybrali więc kraj, który dawał im więcej możliwości, był bogatszy, chronił przed bezrobociem. Jednak, niektórzy po wyborach zrozumieli swój błąd i próbowali rozpaczliwie ratować to, co na Mazurach polskie – zakładali szkoły, w których lekcje były prowadzone w tym języku, gazety i inne instytucje, które najczęściej zostaly zlikwidowane przez niezadowolonych hitlerowców. Ludzie się jednak nie poddawali!
Wańkowicz przedstawia tragedię tych troszczących się o swoją kulturę i tradycje ludzi, nie pozwalających Smętkowym sługom (germanizacji, przekupnemu wschdniopruskiemu patriotyzmowi) mącić sobie w głowach. Próbuje także dowieść skąd tak naprawdę pochodzą Mazurzy. Udowodnić, że mimo germanizacji terenów przez nich zamieszkanych, pamiętają o swoich korzeniach.
Muszę jednak dodać szczyptę soli do mojej wypowiedzi. Niektóre rozdziały książki czytałam z trudem. Historie o przygodach Melchiora i jego córeczki Marty były „jak z życia wzięte”, a opisy sytuacji, w których znaleźli się mazurscy patrioci niesamowicie się ,, dłużyły”, co jest dość przykre ze względu na niewątpliwą wartość duchową tych wspomnień. Do tego wiele kłopotu sprawiły mi niewytłumaczone germanizmy w tekście, które musiałam tłumaczyć ze słownikiem. Na pewno nie pomaga to w czytaniu. Z drugiej jednak strony to właśnie zapożyczenia z języka niemieckiego wiarygodnie pokazały mi obraz ówczesnego języka Mazurów. Języka, jakiego nasłuchał się autor, a potem użył w swoim reportażu.
Mimo tych kilku minusów uważam tą książkę za wartą przeczytania, ponieważ przypomina nam ona o źródłach historii całej Polski i pomaga zrozumieć tragedie przodków. Pokazuje jak ważne jest szanowanie kultury i tradycji, i jak łatwo je stracić w imię korzyści materialnych. Dodatkowo zmusza do przypomnienia sobie zwrotów z języka niemieckiego. Wiele plusów, nieprawdaż?
|