Wolski Marcin - "Antybaśnie z 1001 dnia"
"Antybaśnie z 1001 dnia" - Marcin Wolski
Zaczęło się od tego, że mój znajomy, któremu pewien czas temu poleciłem
"Pomniejsze bóstwa" Terry'ego Pratchetta po przeczytaniu książki stwierdził, że skoro tak lubię
Pratchetta to powinienem sięgnąć po polskiego pisarza
Marcina Wolskiego, który poziomem humoru brytyjskiemu humoryście co najmniej dorównuje, jeśli nie przewyższa. Przyjąłem to stwierdzenie z chłodną życzliwością i jakoś tak się złożyło, że o tej sugestii zapomniałem...
Jakiś czas temu, zupełnie przypadkiem - mniejsza o szczegóły - wpadły w moje ręce
"Antybaśnie z 1001 dnia" Wolskiego. Przeczytałem intrygujące wprowadzenie i potem... zostałem całkowicie pochłonięty przez świat
trapezoidalnego królestwa Amirandy i okolic.
Znalazłem u
Wolskiego wszystko to, za co polubiłem
Pratchetta. Świat, który jest - podobnie jak
Świat Dysku - krzywym zwierciadłem naszej rzeczywistości, z tym zastrzeżeniem, że ta odbita rzeczywistość to bardziej taka nasza swojska parafraza polskich realiów, historii i mentalności. Ten dydaktyzm i satyra nie bierze na szczęście góry nad sprawnie opowiedzianymi i niesamowicie zabawnymi historiami, nawiązującymi również do popularnych bajek, baśni, legend i mitów. Znajdziemy tu pastisze takich baśni, jak
Ali Baba i Czterdziestu Rozbójników,
Śpiacej Królewny i wielu, wielu innych...
Świat wykreowany przez
Wolskiego zaskakuje dopracowaniem. Momentami wydaje się tak realny, że człowiek - podobnie jak pewien profesor we "wstępie" do
"Antybaśni..." - gotów jest uwierzyć w możliwość istnienia tej alternatywnej krainy.
W przeciwieństwie do
Pratchetta humor
Wolskiego bywa momentami nieco rubaszny - żeby nie powiedzieć "wulgarny" - jakkolwiek autor ani razu nie przekracza granicy dobrego smaku.
I najważniejsze - książka należy do gatunku tych, które "same się czytają".
"Antybaśnie z 1001 dnia" to bite 336 stron dobrej zabawy. No, może autor pod koniec traci trochę satyryczny impet i humor zastępują w znacznej mierze poważniejsze akcenty, jakkolwiek dzieje się tak może dlatego, że właśnie pod koniec w
Amirandzie nastają "nasze" smutne czasy?...
Polecam - nie tylko fanom
Pratchetta, ale i wszystkim, ceniącym sobie wyborny humor i wysokich lotów satyrę!
Ocena: 4/5