Koontz Dean R. - "W okowach lodu"
Dean R. Koontz urodził się w Pensylwanii 9 lipca 1945 r. Mając 20 lat wygrał konkurs literacki zorganizowany przez wydawnictwo Atlantic Monthly. Tak też zaczęła się jego kariera pisarska. Zaczynał od powieści z gatunku science fiction, potem przechodząc do powieści grozy, horrorów, niesamowitości i fantastyki. Potrafi doskonale połączyć wszystkie te elementy w spójną całość. Wiele z jego powieści stało się światowymi bestsellerami, min „Grom”, „Łzy smoka”, „Intensywność”, „Przełęcz śmierci”, „Jedyna ocalona”, „Północ”, czy „Zimny ogień”, będąc przetłumaczone na 38 języków świata. Skuteczną ekranizacją niektórych jego powieści zainteresowały się takie wytwórnie filmowe jak: Warner Brothers, Fox i CBS.
W szerokiej gamie mniej znanych powieści Koontz’a, które nie były bestsellerami, znajduje się „W okowach lodu”, myślę, że również wartościowe, choćby z powodu tematyki poruszanej w powieści oraz swobodnego i zrozumiałego stylu jakim zostało napisane. Nie jest to książka (przynajmniej dla mnie), której fabuły szybko się zapomina, chociaż sam tytuł może zbijać z tropu.
Akcja powieści rozgrywa się w niedalekiej hipotetycznej przyszłości, ale jakże realnej. Z powodu zmian klimatu i braku opadów, kończą się światowe zapasy wody pitnej, a odsalanie wody morskiej nadal jest nieekonomiczne. Grupa naukowców z ONZ udaje się na biegun północny ze śmiałym i ryzykownym planem oderwania z pokrywy śnieżnej bieguna, góry lodowej i przetransportowania jej w rejony USA, jako zapasu wody pitnej. Z powodu naglącego czasu decydują się, na najgorsze z możliwych, warunki w tym rejonie – sztormy, zamiecie, wstrząsy sejsmiczne, potworne mrozy. Z wybrykami pogody nie radzi sobie nawet najnowocześniejszy sprzęt, a w szeregach grupy czai się jeszcze szaleniec opętany manią uśmiercenia jednego z członków grupy. W kluczowym momencie wyprawy naukowcy zostają uwięzieni na niespodziewanie oderwanym fragmencie góry lodowej i dryfują w nieokreślonym kierunku. Ładunki wybuchowe mające za zadanie oderwać przewidziany fragment lodu wciąż tykają, nie pozostawiając nikomu nadziei na przetrwanie. Szalejący sztorm i ciągle spadająca temperatura pogarszają jeszcze sytuację.
W tym miejscu chciałbym podkreślić dużą obrazowość w opisie sytuacji powieściowych. Dosłownie robiło się zimno od samego czytania (jako uzupełnienie lektury polecam gorącą herbatę z malinami lub z rumem
). Książka przenosi czytelnika w lodową pustynię z szalejącym wichrem i paraliżującym zimnem. Moje uznanie dla autora.
Na zakończenie troszkę pieprzu. Inteligentni czytelnicy (a za takich uważam wszystkich na tym forum), mogą domyślać się zakończenia powieści jeszcze w trakcie jej czytania i tu uważam, że autor mógł się bardziej postarać. Ale fakt ten nie ujmuje zbytnio wartości powieści.
Myślę, że książka ma szanse zachęcić czytelników do dalszego sięgania do twórczości Koontz’a, oczywiście jeśli ktoś preferuje takie gatunki. Mnie na pewno zaciekawiła i na tym nie poprzestanę.