Folsom Allan - "Tożsamość"
Jest to pierwsza książka tego autora która wpadła mi w ręce. Notka na okładce przedstawia go jako wyśmienitego autora thrillerów porównywalego do Forsytha i Ludluma, co jednak moim zdaniem jest nieco przesadzoną nobilitacją. Jego wcześniejsze powieści to "Pojutrze" (podobno zekranizowane, aczkolwiek nie jest to to ten katostroficzny film "pojutrze" z ostatnich lat) i "Dzień spowiedzi".
Tytułowa tożsamość, a raczej jej zmienianie i odkrywanie jest jednym ze sposobów utrzymywania napięcia przez autora. Śledzimy bowiem historię pełną tajemniczych zabójstw dokonywanych przez nieuchwytnego przestępcę. Po kilku morderstwach dokonanych w Meksyku, San Francisco i Chicago udaje się on do Los Angeles, gdzie przypadkowo zostaje zatrzymany przez policję. Jednak jak to bywa w książkach aresztant ucieka i zaczyna się pościg z udziałem elitarnej jednostki, tzw. 5-2. Autor bardzo sprawnie przenosi akcję z jednego miejsca na drugie, jednocześnie dobrze oddając charakter i realia opisywanych lokacji. Z biegiem zdarzeń okazuje się że całe to zamieszanie wynika z chęci przejęcia kontroli nad Rosją, co z kolei po przeczytaniu opisu książki "Pojutrze" każe nam traktować Folsoma jako pisarza tworzącego w/g jednego, nawiasem mówiąc nie najgorszego, szablonu.
Książka potrafi zaciekawić i dostarczyła mi sporej dawki rozrywki. Wiele (zazwyczaj, choć nie zawsze) nieoczekiwanych zwrotów akcji powoduje że trzyma czytelnika w napięciu. Jest również wątek lekko filozoficzno-moralizatorski, a nawet kilka fragmentów opisujących relacje damsko-męskie, ale w granicach normy dla tego gatunku książek
Muszę jednak powiedzieć, że w miarę wczytywania się w "Pojutrze" moja tolerancja na nieprawdopodobne zdażenia była wystawiana na coraz cięższe próby.
Podsumowując: Ponad 600 stron lektury lekkiej i przyjemnej, bez wielkiego filozofowania. Polecam tym, którzy chcą się odstresować w przerwie między czymś cięższym gatunkowo
[spoiler]Zastanawiam się tylko nad tym, czy zmniejszenie napięcia w momencie gdy okazało się Neuss wyjechał do Londynu było zamierzone. Na tym etapie wydawało się, że Raymond jest tylko mało znaczący pionkiem, i że jego życie nie ma większego znaczenia, więc czytając o jego późniejszych perypetiach w LA zupełnie się wyluzowałem mając wrażenie że nawet jeśli go zabiją, to jego mocodawcy będą dalej kontrolować wydarzenia. Swoją drogą umieszczając na okładce informacje o tym, że Raymond zginie wydawca zepsuł nieco wrażenia czytelnika. No chyba, że chciano w ten sposób utwierdzić czytelnika w przeświadczeniu że tak naprawdę się stało, aby później "wszkrzeszenie" na etapie Paryskim było większym zaskoczeniem
[/spoiler]