Coelho Pablo - Jedenaście minut
Paulo Coelho to jeden z najbardziej poczytnych współczesnych pisarzy, ma całą rzeszę wiernych czytelników, a zdaje się, z każdym dniem przybywa mu nowych. Chociaż ta popularność mnie raczej zraża niż zachęca, budząc skojarzenia z popową papką (w myśl zasadzie, że coś, co jest dla wszystkich, jest dla nikogo), zdecydowałam się sięgnąć po kolejną jego powieść "Jedenaście minut". Książka zrobiła na mnie fatalne wrażenie. Jeszcze gorsze niż wcześniej przeczytany "Alchemik". Jest to sentymentalno-banalna opowieść o dziewczynie z prowincji, która po ucieczce do "wielkiego świata" zderza się z brutalnością życia i zostaje prostytutką. Mam wrażenie jakby autor próbował zmierzyć się z silnym stereotypem i wręcz przenieść "kupczenie ciałem" do sfery sacrum. Często też powraca motyw uciekania od czegoś, aby można to było odnaleźć (szczęście, miłość, w końcu samego siebie) - myśl, która pobrzmiewa w różnych religiach i filozofiach, u Coelho robi jednak wrażenie odpustowej podróbki: została wyolbrzymiona i "wyzłocona" niczym jarmarczne świecidełko. Zamiar pisarza był ambitny, toteż... co udało się Hesse'mu w "Wilku stepowym" (ukazanie prostytutki w aurze mistycyzmu jako archetypu Animy, przeinterpretowanie starych prawd i, ośmielę się powiedzieć, stworzenie wręcz własnej filozofii życia), nie każdemu się może udać. W przeciwieństwie też do głębokich przemyśleń i ostrożnych odwołań Hesse'go, książka Coelho czerpie - ma się wrażenie - pełną garścią skąd popadnie, aby tych pseudomądrości (nie znalazłam w niej ani jednej refleksji, która wydałaby mi się nowa, stare prawdy zostały przejaskrawione i w najlepszym razie straciły swą głębię, w najgorszym zostały sprowadzone do banału) było jak najwięcej i brzmiały jak najmniej zrozumiale. Historia Marii do niestrawności naszpikowana została bzdetnymi paradoksami, tak dla przykładu, prosto z okładki:
Wątek o sado-masochistycznym doświadczeniu, które uwalnia i oczyszcza wzbudził wręcz niesmak. Czytając trochę się czułam, jakby Pan Coelho miał mnie za imbecyla, któremu im większy banał się wsadzi, tym za większą mądrość go weźmie. Koniec przypieczętował dzieło: boleśnie ckliwy i przewidywalny. Strata czasu. "Tak żałosnej amatorszczyzny nie widziałem całe wieki" mawia mój redakcyjny kolega, ale nie.. pióro Coelho jest całkiem sprawne i to jedyne, co mogę rzec w obronie tej książki.