Autentyczność a estetyka w serialach i filmach historycznych
Czy lepiej ogląda się seriale albo filmy, w których dołożono starań, by nie występowały anachronizmy? Czy drażnią was zjawiska typu mocno wyskubane brwi Izabeli Scorupco w "Ogniem i mieczem"? Albo może odwrotnie, może wolicie, by dostosowano program do gustów współczesnego odbiorcy, którego mogą razić niedomyte włosy albo niewygolone pachy?
Pytanie postawiłam sobie akurat pod wpływem świetnego serialu "Rzym", bardzo dokładnym i zgodnym z wiedzą historyczną o starożytnym Rzymie. Tu akurat probem nie występuje, bo Rzymianie mieli bzika na punkcie higieny i wyglądu zewnętrznego: depilowali się, fryzowali i farbowali włosy, zażywali częstych kąpieli... Ale co sądzicie o serialach osadzonych w epokach takich, jak średniowiecze, np. Robin Hood albo Merlin, gdzie bohaterowie są wypachnieni, wykąpani, umalowani — zupełnie nie tak, jak to naprawdę kiedyś było. Osobiście wolę filmy takie, jak "Rozpustnik" ("The Libertine") gdzie epoka (tu akurat XVII w.) jest pokazana w całej swojej przyziemności, a nawet obrzydliwości — brud maskowany perfumami, brak higieny, choroby weneryczne... Okropne, ale przynajmniej prawdziwe.